Trade deadline za nami, co nie oznacza, że składy wszystkich drużyn są już zamknięte. Kolejny trybik do swojej maszyny znaleźli właśnie Cleveland Cavaliers, którzy podpisali umowę z Dannym Greenem. Wydaje się, że w ten sposób klub otrzymał skrzydłowego skrojonego pod swoje potrzeby.
Jak mówią zasady NBA, aby zawodnik mógł zagrać w tegorocznych play-offach, musi zostać podpisany nie do 9 lutego, a do 1 marca. Mimo zamknięcia okienka transferowego zespoły skrzętnie z tego przywileju korzystają, tocząc miedzy sobą zakulisową rywalizację o wolnych agentów wchodzących na rynek po wykupieniu kontraktów. Po Reggiem Jacksonie, który obierze kurs na Denver i Terrence Rossie, który wybrał Phoenix, kolejnym łakomym kąskiem dla szerokiego grona drużyn mających w tym sezonie powalczyć o tytuł stał się Danny Green.
Jak poinformował Adrian Wojnarowski z ESPN, obrońca/skrzydłowy parę godzin po wykupieniu kontraktu w Houston Rockets niedzielnego popołudnia podpisał umowę z Cleveland Cavaliers. Dla drużyny z Ohio, która przed trade deadline wstrzymała się od wszelkich ruchów, jest to sytuacja niezwykle komfortowa. Od dawna mówiło się, że Cavs poszukują doświadczonego skrzydłowego typu two-way, który dopełni dobrze funkcjonującą szczególnie po bronionej stronie parkietu pierwszą piątkę. Klub przez dłuższy okres uchodził za faworyta do pozyskania Josha Harta, jednak zawodnik ostatecznie wymieniony został do New York Knicks.
Podpisując Greena, klub otrzymał za okazyjną cenę (2 mln dolarów za rok gry) wszystko, czego mógł oczekiwać. Wybitnego defensora z talentem strzeleckim i mistrzowskim doświadczeniem. Jedynym haczykiem, który w tej sytuacji się pojawił, jest niepewny stan zdrowia weterana, który nadal jest w trakcie leczenia zerwanych w ubiegłorocznych play-offach więzadeł w stawie kolanowym. W tym sezonie Green Ranger wystąpił w zaledwie 3 spotkaniach, notując w nich średnio 3 punkty na przestrzeni 14 minut.
Obserwuj mnie na Twitterze -> Maks Kaczmarek (@maks_kacz) / Twitter
Wspieraj PROBASKET
