Jeremy Sochan będzie czwartym Polakiem, którego będziemy mogli już wkrótce oglądać na parkietach NBA w sezonie zasadniczym. Zanim to nastąpi, warto przypomnieć sobie sylwetki trzech poprzednik Polaków, których mieliśmy przyjemność oglądać w najlepszej lidze świata.
Cezary Trybański – 2 sezony – 22 mecze – 0,7 pts, 0,7 zb, 0,3 blk
W 2002 roku doczekaliśmy się pierwszego Polaka w NBA. Cezary Trybański podpisał kontrakt z Memphis Grizzlies i zadziwił całą koszykarską Polskę, przed tym faktem mało kto słyszał o tym zawodniku. Od momentu, gdy parafował umowę z Miśkami, zaczął o nim mówić cały kraj, gazety, telewizja i stacje radiowe huczały, podając informację, na którą od wielu lat czekali kibice koszykówki nad Wisłą.
Trybański trafił do ligi dzięki swojemu wzrostowi i dobrej pracy agenta, który zdołał wprowadzić go do NBA poza draftem. Pierwszy sezon w lidze był dla niego najbardziej udany, jeżeli można to tak nazwać. Czarek w swoim debiutanckim roku na parkiecie pojawił się 15 razy, notując średnio 0,9 punktu i 0,9 zbiórki na mecz. Po sezonie został wymieniony i trafił do Phoenix Suns, gdzie zdążył rozegrać 4 spotkania, w trakcie rozgrywek stał się częścią wielkiej wymiany z New York Knicks. Cezary Trybański w Wielkim Jabłku na parkiecie pojawił się tylko 3 razy, po czym nie zobaczyliśmy go już nigdy więcej w oficjalnym meczu NBA. W 2004 roku pojawił się na treningach w Chicago Bulls, zagrał nawet dla Byków kilka spotkań w meczach przedsezonowych, ale drużyna ostatecznie nie zdecydowała się podpisać z nim kontraktu. Próbował jeszcze dostać się ponownie do ligi, jednak ostatecznie nie udało mu się to i po 4 latach gry w NBDL wrócił do Europy.
Cezary Trybański (Memphis Grizzlies) – 2 pts, 5 zbi, 2 blk vs Chicago Bulls
Mecz przeciwko Bulls był jednym z lepszych, jeżeli chodzi o występy Trybańskiego na parkietach NBA. W jego wypadku trudno wybrać spotkanie, które mogłoby otrzymać miano najlepszego indywidualnego występu. Podczas tego meczu spędził on na parkiecie prawie 20 minut, co było jego rekordem kariery, jeżeli chodzi o czas gry. Dołożył do tego 5 zbiórek, z czego aż 2 na atakowanej tablicy, zdołał także zablokować 2 rzuty rywali, a z 4 oddanych rzutów z gry trafił zaledwie 1 i skończył z 2 punktami. Grizzlies przegrali z Chicago Bulls i na tamten moment legitymowali się bilansem 0-10. Warto także wspomnieć, że 5 zbiórek i 2 bloki, które zanotował, to jego rekordy kariery w NBA, jeżeli mowa zaś o punktach to najwyższa zdobycz Trybańskiego to 5 punktów z meczu przeciwko Utah Jazz.
Maciej Lampe – 3 sezony – 64 mecze – 3,4 pts, 2,2 zb, 0,2 blk
W 2003 roku kolejny Polak trafił do NBA. Maciej Lampe został wybrany z 1. numerem w drugiej rundzie draftu przez New York Knicks którzy w styczniu oddali go do Phoenix Suns, w tym samym roku do ligi trafił także między innymi LeBron James. Warto wspomnieć, że Lampe w przewidywaniach draftowych typowany był nawet jako 16. wybór pierwszej rundy, ale z powodów kontraktowych spadł aż do drugiej. W jego przypadku można śmiało stwierdzić, że nie wykorzystał on potencjału, który posiadał i mógł osiągnąć na parkietach NBA o wiele więcej, niż mu się udało. Na jego pierwszy występ musieliśmy czekać aż do 24 stycznia 2004 roku, kiedy to zagrał trochę ponad 2 minuty przeciwko San Antonio Spurs. W swoim debiutanckim sezonie rozegrał w sumie 21 meczów, notując średnio 4,6 punktu i 2,1 zbiórki. Kolejny sezon to 16 spotkań w barwach Phoenix Suns, po czym stał się częścią wymiany i trafił do New Orleans Hornets. W Szerszeniach spędził także niewiele czasu, bo już w następnym sezonie został oddany do Houston Rockets, gdzie 4-krotnie dostał szansę do pokazania swoich umiejętności. Nie zaimponował jednak sztabowi szkoleniowemu Rakiet, po czym ostatecznie wypadł z NBA i zdecydował się na powrót do grania w Europie.
Maciej Lampe (Phoenix Suns) – 17 pts, 7 zb, 2 as vs Milwaukee Bucks
Ten występ wlał w serca Polaków nadzieję, że Lampe ma szansę w NBA osiągnąć coś więcej niż tylko pojedyncze kilkuminutowe epizody na parkiecie. Maciej w tym meczu wchodząc z ławki, spędził na boisku prawie 26 minut, już w 1 kwarcie zdołał rzucić 6 punktów, trafiając 3 z 5 rzutów z gry. Do przerwy miał na koncie 7 punktów, a kolejne 6 dorzucił w 3. części spotkania. W ostatniej kwarcie trafił zaledwie 1 z 6 rzutów i ostatecznie skończył ten mecz z 17 punktami, które stały się jego rekordem kariery w NBA. Phoenix Suns wygrali z Milwaukee Bucks 123:111 i wydawać by się mogło, że takim występem Lampe pokazał, że można na niego stawiać, jednak później było już tylko gorzej i nie zdołał on się utrzymać w lidze zbyt długo.
Marcin Gortat – 12 sezonów – 806 meczów – 9,9 pts, 7,9 zb, 0,5 blk
Trzeci Polak został wybrany przez Phoenix Suns w 2005 roku pod koniec drugiej rundy. Zanim zdążył zadebiutować w NBA, drużyna z Arizony wymieniła go do Magic. Gortat czekał 2 lata aż w końcu Orlando, po dobrych występach Polaka w lidze letniej, zdecydowali się dołączyć go do składu drużyny. Na debiut czekał z kolei aż do 1 marca 2008, kiedy to pojawił się na niewiele ponad 2 minuty w meczu przeciwko New York Knicks. To był początek pięknej kariery Marcina, który ciężką pracą i zawziętością doszedł tam, gdzie nie udało się jego poprzednikom. Jeszcze w tym samym sezonie pojawił się na parkiecie 5-krotnie w sezonie regularnym, a aż 8 razy w fazie play-off. W sumie a barwach Orlando Magic Gortat spędził 4 sezony, rozgrywając 175 meczów, z czego tylko w 5 był starterem. Zdołał on z drużyną zagrać także w finale NBA gdzie Magic ulegli 4-1 Los Angeles Lakers, a nasz rodak grał w tej serii średnio prawie 11 minut na mecz. W tym momencie sprawa była jasna, jeżeli Marcin chce grać więcej, musi zmienić otoczenie, gdyż w swojej obecnej drużynie zawsze będzie zmiennikiem Dwighta Howarda. W pierwszej piątce zagra tylko wtedy, gdy lider Magic będzie kontuzjowany.
Na ratunek Gortatowi przybyła drużyna, która wybrała go w drafcie. Phoenix Suns dokonali dużej wymiany z Orlando, w której brał udział między innymi Vince Carter i w trakcie sezonu 2010/11 Polak zmienił barwy. Już w tym sezonie rozegrał 55 meczów dla drużyny z Arizony, z czego 12 w pierwszej piątce. Znacząco wzrósł czas gry Polaka, gdyż przebywał on średnio na parkiecie prawie 30 minut. Dodatkowym atutem grania w Suns był rozgrywający tej drużyny Steve Nash, który wykorzystywał stawiane zasłony przez Gortata i często decydował się na granie z nim akcji pick and roll. Trzy sezony spędzone w Phoenix były kluczowe dla dalszej kariery Polaka. W drugim i trzecim sezonie rozegrał odpowiednio 66 i 61 meczów, co ważne we wszystkich był zawodnikiem pierwszej piątki. W sumie dla Suns zagrał w 182 meczach, w których notował średnio 13,3 punktu, 9,7 zbiórki i 1,5 bloku na mecz, a sezon 2011/12 był dla niego rekordowy, jeżeli chodzi o średnią zdobywanych punktów, kiedy to udało mu się zdobywać ich średnio aż 15,4 na spotkanie.
Po trzecim sezonie gry w Phoenix Suns Gortat został wymieniony do Washington Wizards, gdzie następnie – po kilku miesiącach gry – podpisał 5-letni kontrakt na 60 milionów dolarów. Fakt otrzymania takiej umowy pokazywał, jak cenionym graczem w lidze stał się nasz rodak. W drużynie Czarodziei został zawodnikiem, który miał wspierać Johna Walla i podobnie jak w duecie z Nashem stawiał zasłony, z których korzystał lider Wizards. Przez 5 sezonów spędzonych w stolicy USA Gortat wywiązywał się ze swojej roli wzorowo. Czterokrotnie zameldował się z drużyną w play-off, nie udało im się to tylko w 2016 roku. Czarodzieje nie spełnili jednak pokładanej w nich nadziei i zdołali maksymalnie dojść do drugiej rundy rozgrywek po sezonowych. W trakcie piątego sezonu w barwach Wizards do mediów zaczęły przedostawać się informacje o złej atmosferze w drużynie i przed rozpoczęciem ostatniego roku kontraktu Gortat został oddany do Los Angeles Clippers. Doc Rivers trener ekipy z Miasta Aniołów dawał grać Marcinowi w pierwszej piątce, ale znacznie ograniczał jego minuty na parkiecie, a w połowie sezonu drużyna zdecydowała się zwolnić naszego rodaka. Po trafieniu na listę wolnych agentów kilka ekip wyrażało chęć podpisania kontraktu z Gortatem i uczynienia z niego zadaniowca, on sam czekał jednak na kontakt ze strony Golden State Warriors. Drużyna z San Francisco zdecydowała się podpisać kontrakt z Bogutem i Polak ostatecznie nie znalazł zatrudnienia w NBA, zdecydował się po jakimś czasie zakończyć zawodową karierę. Obecnie wiadomo, że przed najbliższym sezonem wróci do ligi, gdzie dołączy do sztabu szkoleniowego Wizards i przez 2 tygodnie, przed rozgrywkami, ma pomóc w trenowaniu graczy podkoszowych Czarodziei. W przeciwieństwie do swoich poprzedników z kraju nad Wisłą Gortat nie wrócił grać do Europy, chociaż do dziś można zobaczyć go na parkietach amatorskiej ligi koszykówki w Łodzi.
Marcin Gortat (Washington Wizards) – 31 pts, 18 zb, 2 ast vs Indiana Pacers
13 maja 2014 to data, która na zawsze zostanie w sercach polskich fanów koszykówki. Wizards w fazie play-off grali z Indiana Pacers. Czarodzieje wygrali pierwsze spotkanie, jednak w kolejnych trzech przegrali i byli już pod ścianą, porażka w meczu numer 5 oznaczałaby odpadnięcie z play-off. Wtedy doszło do rzeczy, której nie spodziewał się chyba nikt, Marcin Gortat pokazał swoją waleczność i poprowadził Wizards do wygranej w tym spotkaniu. Polak już w 1 kwarcie trafił 5 z 6 rzutów z gry i 1 z 2 rzutów osobistych, do tego zebrał 6 piłek, z czego aż 3 na atakowanej tablicy. Energia, z którą wszedł w to spotkania, była ogromna, było widać, że tego dnia może dokonać czegoś wielkiego, a rywale nie potrafili sobie z nim poradzić. Druga kwarta to dalsza część spektaklu Gortata, 3 trafione rzuty z gry, 3 piłki zebrane na atakowanej tablicy. Do przerwy miał on w sumie 6 zbiórek w ataku i 5 w obronie co dawało mu w sumie 11 zebranych piłek, tyle samo co cała drużyna Indiana Pacers. W trzeciej kwarcie Marcin był dalej „w gazie”, dołożył do swoich 17 punktów kolejne 10, a do 11 zbiórek jeszcze 5. Wizards po tej odsłonie spotkania prowadzili 75:52 i było już prawie pewne, że uda im się wygrać 2 mecz w tej serii. Ostatnia kwarta to tylko 3 minuty pobytu na parkiecie Gortata, po czym został odesłany na ławkę, a wynik do końca utrzymali już zmiennicy. Skończył on to spotkanie z 31 punktami (rekord kariery), 16 zbiórkami, z czego aż 7 w ataku, 2 asystami i 1 blokiem. Ten występ jest do dziś wspominany nie tylko przez nas w kraju, ale i przez kibiców Wizards, którzy do dziś darzą Marcina dużym szacunkiem.
Marcin Gortat (Phoenix Suns) – 23 pts, 10 zb, 7 blk vs Charlotte Bobcats
Pomimo pozycji i wzrostu Marcin Gortat nigdy nie słynął w NBA z blokowania rzutów rywali, jego najwyższa średnia to 1,6 blk na mecz w sezonie 2012/13. W tym spotkaniu był jednak jak w transie i zanotował w sumie aż 7 bloków. Był to początek sezonu, dla Suns było to piąte spotkanie, a dla Bobcats trzecie. Gortat już w pierwszej kwarcie był aktywny i zdobył 9 punktów, 4 zbiórki i 2 bloki, a Phoenix pewnie wygrali tę kwartę 31:22. W kolejnej odsłonie spotkania Marcin zanotował ponownie 2 bloki i do przerwy miał już w sumie 4. Po przerwie nasz rodak dalej straszył rywali pod bronioną tablicą i w ciągu niespełna 11 minut, które zagrał, zanotował 3 kolejne bloki. Dzięki temu po 3 kwartach miał już 7 zablokowanych rzutów, w 4 części spotkania nie dorzucił już niestety żadnego. Phoenix Suns wygrali ten mecz 117:110, Gortat skończył z 23 punktami, 10 zbiórkami i 7 blokami. Tak niewiele zabrakło mu do zaliczenia triple-double i to dość nietypowego.
Marcin Gortat (Washington Wizards) – 18 pts, 20 zb, 3 blk vs Philadelphia 76ers
29 lutego 2016 do Waszyngtonu przyjechała tankująca w tym sezonie drużyna Philadelphia 76ers, przed meczem w ciemno można było obstawiać zwycięstwo gospodarzy. Ostatecznie mecz był bardzo wyrównany i zakończył się wygraną Wizards 116:108. Co nadzwyczajnego w tym spotkaniu uczynił Polak? Zanotował rekord kariery, jeżeli chodzi o zbiórki, zanotował ich w sumie aż 20, z czego 7 na atakowanej tablicy, o jedną więcej niż cała drużyna 76ers. W pierwszej kwarcie Gortat miał problemy ze skutecznością, trafiając zaledwie 1 rzut z gry, ale w innych aspektach gry był doskonały. Zebrał 8 piłek i rozdał 3 asysty, w drugiej kwarcie trochę zwolnił i po pierwszej połowie spotkania miał w sumie 10 zbiórek. Trzecia odsłona meczu to pogoń Sixers, zdołali ją wygrać 34:19 i kiedy wydawało się, że mogą niespodziewanie wywieźć zwycięstwo ze stolicy, w 4 kwarcie spotkania przebudził się Marcin Gortat. Zdominował tablicę, zbierając 6 piłek, znacząco poprawił skuteczność, trafiając 5 z 6 rzutów z gry i 3 z 4 rzutów osobistych. Więcej punktów w tej kwarcie rzucił od niego tylko John Wall i to ta dwójka poprowadziła Wizards do wygranej. Polish Hammer, jak był zwany przez kibiców w Waszyngtonie, zakończył ten mecz z 18 punktami, 20 zbiórkami, 5 asystami i 3 blokami.
Teraz pozostaje nam mieć nadzieję, że wszystkie te osiągnięcia poprzedniej trójki znacząco zdoła poprawić Jeremy Sochan, który dla nas jest nową nadzieją na rozwój koszykówki w naszym kraju. Jego gra może spopularyzować także samą ligę NBA w Polsce.