LeBron James i Dennis Schroder powrócili do składu Los Angeles Lakers, którzy nie bez problemów pokonali Indianę Pacers. Na parkiet wybiegł również tercet Kevin Durant – James Harden – Kyrie Irving, a Brooklyn Nets pokonali Chicago Bulls. W Madison Square Garden do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, w której New York Knicks nie pozostawili szans Charlotte Hornets. Bez niespodzianki obyło się też w Minnesocie, gdzie miejscowi Timberwolves przegrali z Boston Celtics. Teksańską masakrę ekipie Spurs zgotowali Phoenix Suns, którzy wygrali w San Antonio różnicą 37 punktów. Na zakończenie nocnych zmagań Milwaukee Bucks pokonali Miami Heat.
INDIANA PACERS – LOS ANGELES LAKERS 115:122
- Przed meczem kibice Los Angeles Lakers mieli szczególny powód do radości. Do składu „Jeziorowców” powrócili LeBron James i Dennis Schroder, dołączając tym samym do ciągnącego zespół w ostatnich tygodniach Anthony’ego Davisa. W dużo gorszej sytuacji znajduje się Indiana Pacers, która do dzisiejszego starcia przystąpiła bez Domantasa Sabonisa, Malcolma Brogdona, Jeremy’ego Lamba, Edmonda Sumnera, a także nieobcnych na dłuższy czas T.J. Warrena i Mylesa Turnera.
- Wpływ LeBrona widoczny był od pierwszej syreny. 36-latek skutecznie obsługiwał wychodzących na pozycje kolegów, a sam w efektowny sposób wykończył akcję po lobie Dennisa Schrodera. Lakers byli jednak niekonsekwentni w defensywie, przez co Pacers utrzymywali się w zasięgu 2-4 punktów. Ich kłopoty ze skutecznością pozwoliły jednak odskoczyć przyjezdnym, którzy po pierwszej kwarcie prowadzili 36:28. Kapitalnie prezentował się wówczas Anthony Davis. Skrzydłowy „Jeziorowców” w 12 minut zdobył aż 17 punktów.
- Druga odsłona była trochę bardziej wyrównana. Zawodnicy Franka Vogela kilkukrotnie odskakiwali z wynikiem (40:32; 49:38), ale Indiana momentalnie niwelowała straty. Po przerwie gospodarze stracili jednak nieco rozpędu, dzięki czemu Lakers przy dobrej dyspozycji Kentaviousa Caldwella-Pope’a czy Montrezla Harrella byli w stanie wypracować sobie 14-punktową przewagę (104:90). W pewnym momencie czwartej „ćwiartki” goście nie byli jednak w stanie zdobyć nawet punktu przez ponad 4 minuty, przez co Pacers raz jeszcze odrobili straty (111:108). Niemoc LAL przerwały trzy kolejne trafienia LeBrona i choć po „trójce” Kelana Martina zrobiło się jeszcze gorąco (118:113), to ostatecznie „Jeziorowcy” wywożą z Bankers Life Fieldhouse zwycięstwo.
- Po raz kolejny prym w ekipie Lakers wiódł duet Anthony Davis (28 punktów, 10 zbiórek, 5 asyst) – LeBron James (24 punkty, 8 asyst, 7 zbiórek). Obaj trafili jednak łącznie tylko 2 z 8 prób zza łuku. Double-double w postaci 11 punktów i 15 zbiórek dołożył Andre Drummond. Pomimo kiepskiej skuteczności cenną zdobycz dołożył też Dennis Schroder (14 pkt). Solidne zawody rozegrali także Kentavious Caldwell-Pope (13 pkt), Talen Horton-Tucker (11 pkt) i Montrezl Harrell (9 punktów, 9 zbiórek).
- Po drugiej stronie parkietu dominował przede wszystkim Caris LeVert, autor 28 punktów, 12 asyst i 5 zbiórek. Doug McDermott dorzucił 17 oczek, Justin Holiday 12, a Goga Bitadze 10. Kapitalnie spisali się również wchodzący z ławki rezerwowych JaKarr Sampson (20 pkt) i Kelan Martin (15 pkt).
- Pacers spadają na 10. miejsce w tabeli konferencji wschodniej, tracąc przy tym przewagę własnego parkietu w pierwszym meczu turnieju play-in. Kluczowy dla ich ostatecznej pozycji będzie jednak pojedynek Washington Wizards – Charlotte Hornets. Najpierw Indiana musi jednak wygrać swoje starcie z Toronto Raptors. Lakers z kolei zachowują szansę na 6. miejsce na zachodzie. O końcowym układzie stawki zadecydują m.in. jutrzejsze spotkania.
BROOKLYN NETS – CHICAGO BULLS 105:91
- Sympatycy Brooklyn Nets wreszcie doczekali się trzech największych gwiazd swojego zespołu dzielących wspólnie parkiet. Pomimo obecności Kevina Duranta, Jamesa Hardena i Kyriego Irvinga to Chicago Bulls lepiej rozpoczęli to spotkanie. Po kilku minutach gry podopieczni Billy’ego Donovana prowadzili 12:0 i przez pewien czas utrzymywali przewagę w granicach 10 oczek (24:15). Nets w porę się jednak przebudzili i po wyrównanym fragmencie to oni odskoczyli z wynikiem (61:49). Świetnie prezentował się wówczas Kyrie Irving, który do przerwy skompletował 20 punktów. Problemy ze skutecznością miał natomiast KD (2/11 z gry w pierwszej połowie).
- W trzeciej kwarcie Nets wciąż nie byli w stanie wyraźnie przejąć inicjatywy, o czym świadczy chociażby wynik tej odsłony (18:20). Kluczowy okazał się jednak fragment ostatniej „ćwiartki”, kiedy to po trafieniach Bruce’a Browna, Nicolasa Claxtona i Landry’ego Shameta gospodarze odskoczyli na 20 oczek (105:85), co przesądziło o losach spotkania.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem Nets był dziś Kyrie Irving, który przygasł nieco w drugiej połowie. Ostatecznie rozgrywający skompletował 22 punkty. Niezwykle cenne minuty z ławki dał Jeff Green, autor 19 punktów (5/6 zza łuku). Double-double popisał się z kolei Bruce Brown (16 punktów, 12 zbiórek). Rozczarowali natomiast Kevin Durant (12 punktów, 4/17 z gry, 1/6 za trzy) i James Harden (5 punktów, 7 asyst, 2/4 z gry).
- Po stronie Bulls na wyróżnienie zasłużyli przede wszystkim Patrick Williams (24 pkt) i Thaddeus Young (19 punktów, 13 zbiórek). Double-double skompletował też Nikola Vucevic, ale miał on ogromne problemy ze skutecznością (10 punktów, 11 zbiórek, 4/18 z gry, 0/8 zza łuku). Dobrze zaprezentował się natomiast wchodzący z ławki Lauri Markkanen (14 pkt). Chicago jako kolektyw trafili jedynie 11 z 41 rzutów zza łuku (26,%).
- Nets umacniają się na 2. miejscu w tabeli konferencji wschodniej i wszystko wskazuje na to, że właśnie z tej pozycji rozpoczną rywalizację w play-offs. Rywalem podopiecznych Steve’a Nasha będzie jeden z czwórki Boston Celtics, Charlotte Hornets, Washington Wizards bądź Indiana Pacers.
NEW YORK KNICKS – CHARLOTTE HORNETS 118:109 (PO DOGRYWCE)
- Knicks nie zwalniają tempa. Ekipa z Wielkiego Jabłka notuje kolejne zwycięstwo, ale do pokonania Charlotte Hornets potrzebowała aż dogrywki. W regulaminowym czasie kapitalnie prezentowali się bowiem Miles Bridges i Devonte’ Graham, choć to punkty Terry’ego Roziera doprowadziły w końcówce do remisu 104:104. Dogrywka była jedna wyjątkowo jednostronna. „Szerszenie” trafiły jedynie 2 z 8 rzutów z gry i przegrały ostatecznie różnicą dziewięciu punktów.
- Po raz kolejny głównym architektem zwycięstwa New York Knicks był Julius Randle. Skrzydłowy NYK zanotował kolejne w tym sezonie triple-double, tym razem w postaci 33 punktów, 13 asyst i 10 zbiórek. Wspierali go przede wszystkim Reggie Bullock (17 pkt), Derrick Rose (15 pkt), Alec Burks (14 pkt) i Immanuel Quickley (13 pkt). W przeciwieństwie do Hornets gospodarze imponowali dziś skutecznością (51,1% z gry; 43,2% zza łuku).
- Po stronie Charlotte najlepiej spisali się dziś wchodzący z ławki rezerwowych Miles Bridges (30 punktów, 5/12 za trzy) i Devonte’ Graham (25 punktów, 8 asyst). Double-double dorzucili gracze wyjściowej piątki: Jalen McDaniels (15 punktów, 10 zbiórek) i Cody Zeller (10 punktów, 11 zbiórek). O podwójną zdobycz otarł się jedynie Terry Rozier (13 punktów, 8 zbiórek). Gorszy mecz rozegrał LaMelo Ball (8 punktów, 4/15 z gry), który po raz ostatni pojawił się na parkiecie w trzeciej kwarcie.
- Hornets zrównują się bilansem z Washington Wizards i Indianą Pacers (33-38). Na ten moment „Szerszenie” plasują się na 8. pozycji, ale o końcowym rozstawieniu na wschodni turnieju play-in zadecyduje jutrzejsza seria spotkań. Knicks natomiast wracają na 4. pozycję, choć mają identyczny bilans jak Atlanta Hawks (40-31).
MINNESOTA TIMBERWOLVES – BOSTON CELTICS 108:124
- Zespół z Bostonu przystąpił do meczu mocno osłabiony. Brad Stevens nie mógł skorzystać z usług 4 istotnych zawodników. W meczu z Wolves nie wystąpili: Kemba Walker (ból szyi), Tristan Thompson (ból w klatce piersiowej), Marcus Smart (problemy z łydką) i Robert Williams (kontuzja palca u nogi).
- Mimo poważnego osłabienia gracze Celtics nie mieli większych problemów z pokonaniem Leśnych Wilków. Celtów do zwycięstwa poprowadził Jayson Tatum, autor double-double (26 punktów i 11 asyst).
- Drugim najlepszym strzelcem okazał się Evan Fournier, zdobywca 18 punktów. Dla francuskiego zawodnika był to siódmy mecz z rzędu z dwucyfrową zdobyczą punktową. 14 punktów i 7 asyst zapisał na swoje konto Tremont Waters. Dla 23-letniego rozgrywającego był to rekord kariery zarówno w punktach, jak i asystach. 12 punktów i 6 zbiórek dołożył Luke Kornet.
- Dla Wilków najwięcej punktów zdobył Karl-Anthony Towns, autor double-double (24 punkty i 14 zbiórek). Jedno oczko mniej uzyskał Anthony Edwards (23), który miał też 6 asyst. 12 punktów i 5 zbiórek dodał Naz Reid.
- Słabsze spotkanie rozegrał D’Angelo Russell, autor 11 punktów (3/10 z gry) i 6 asyst. Meczu do udanych nie może zaliczyć również Ricky Rubio (2/6 z gry, 33%), który zdobył 4 punkty. To samo tyczy się Juancho Hernangomeza (1/6 z gry, 17%), łącznie 3 punkty.
Autor: Mateusz Malinowski
SAN ANTONIO SPURS – PHOENIX SUNS 103:140
- Gracze Suns już od samego początku postawili trudne warunki swoim rywalom, prowadząc po pierwszej kwarcie 17 punktami (34:17). Najlepszy strzelec Słońc, Devin Booker, zdobył w tej części gry 14 punktów. W drugiej kwarcie podopieczni Monty’ego Williamsa jeszcze bardziej powiększali przewagę i po pierwszych 24 minutach ekipa z Arizony schodziła z 21 punktowym deficytem (68:47).
- Po zmianie stron gracze z Phoenix jeszcze bardziej powiększali przewagę. Po trzech kwartach różnica wynosiła 39 punktów (109:70). W ostatniej kwarcie Suns nieco zwolnili, przegrywając czwartą kwartę (31:33), ale nie miało to żadnego wpływu na końcowy wynik. Słońca ostatecznie wygrały 37 punktami.
- Siedmiu koszykarzy Suns przekroczyło dwucyfrowy wynik punktowy. Najwięcej oczek zdobył wspomniany wcześniej Booker, autor 27 punktów (10/18 z gry, 56%). Drugim najlepszym strzelcem został Mikal Bridges, zdobywca 18 punktów. Double-double (16 punktów i 10 asyst) zanotował Chris Paul. Rozgrywający Suns trafił 7 z 10 rzutów z gry (70%) i zebrał 5 piłek. 13 punktów i 6 zbiórek zapisał na swoje konto Dario Sarić. 12 punktów i 6 asyst dodał Cameron Payne.
- Po stronie Spurs po 18 punktów zdobyli Keldon Johnson i Gorgui Dieng. Double-double (15 punktów i 11 zbiórek) zanotował Drew Eubanks. 14 punktów i 7 zbiórek dodał Devin Vassell. Fatalne spotkanie rozegrał Lonnie Walker, który spudłował wszystkie 9 rzutów z gry. Gracze Spurs trafili zaledwie 4 z 26 rzutów zza łuku (15%).
Autor: Mateusz Malinowski
MILWAUKEE BUCKS – MIAMI HEAT 122:108
- Rezultat spotkania w dużej mierze został rozstrzygnięty już w pierwszej kwarcie. Bucks trafili wówczas 70,8% swoich rzutów z gry i 50% prób zza łuku, dzięki czemu szybko odskoczyli z wynikiem (42:25). Dobrze spisywali się wówczas Brook Lopez, Jrue Holiday i Khris Middleton, dzięki czemu Giannis Antetokounmpo nie musiał brać ciężaru gry na siebie. Miami Heat w grze utrzymywał natomiast Kendrick Nunn, ale biorąc pod uwagę kiepską dyspozycję swoich partnerów, nie był on w stanie nic zdziałać.
- Kolejne części spotkania wyglądały niemal identycznie. Bucks wciąż utrzymywali bezpieczne prowadzenie, które oscylowało w granicy 15-20 punktów. Do przerwy podopieczni Mike’a Budenholzera prowadzili 70:51. W drugiej połowie przyjezdni wyglądali nieco lepiej. W dalszym ciągu dwoił się i troił Nunn, wspomógł go nawet Goran Dragic, ale Heat byli dzisiaj bezsilni.
- Po stronie Bucks najlepiej zaprezentowali się Jrue Holiday (20 punktów, 10 asyst, 5 zbiórek) i Khris Middleton (21 punktów, 7 asyst, 7 zbiórek). 21 oczek zdobył też wchodzący z ławki rezerwowych Bryn Forbes (5/6 zza łuku). Giannis Antetokounmpo dorzucił od siebie 15 punktów i 9 zbiórek, natomiast Brook Lopez dopisał na swoje konto 18 punktów.
- Prym w ekipie Heat wiódł dziś Kendrick Nunn, zdobywca 31 punktów i 6 zbiórek (13/18 z gry, 4/5 zza łuku). Po 17 punktów dołożyli Goran Dragić i Duncan Robinson (5/12 za trzy). Podobnie do reszty zespołu mieli oni jednak problemy ze skutecznością. 11 oczek dorzucili jeszcze Trevor Ariza i Nemanja Bjelica. W składzie gości zabrakło m.in. Jimmy’ego Butlera.
- Bucks umacniają się na 3. miejsce w tabeli konferencji wschodniej i to z tej pozycji rozpoczną najprawdopodobniej play-offs. Miami Heat, którzy mają do rozegrania jeszcze dwa mecze, nie wykorzystali szansy do zrównania się bilansem z New York Knicks i Atlantą Hawks. Podopiecznym Erika Spoelstry pozostaje liczyć, że w dzisiejszej serii gier NBA wpadką zaliczą NYK, których w sezonie zasadniczym Miami pokonało 3-0.
Gdyby play-offy zaczęły się dzisiaj, to tak wyglądałaby drabinka.
Przypominamy, że w tym roku będą mecze PLAY-IN.
Drużyny z miejsc 7. i 8. zagrają ze sobą jeden mecz i wygrany wchodzi na miejsce 7.
Przegrany z meczu 7-8 zagra z wygranym z meczu drużyn z 9. i 10. miejsca. Kto wygra to spotkanie, wejdzie do play-offów z 8. miejsca.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Warriors znów z kłopotami. Curry oczekuje zmian, problemem Steve Kerr?
- NBA: Mikal Bridges ma problemy. W Knicks nie jest tym samym graczem
- NBA: Co to był za sezon! Najdłuższa seria wygranych nie do pobicia!?
- NBA: Wizards przeżyli koszmarny miesiąc. Przegrali wszystko
- Wyniki NBA: 42 punkty Giannisa, kiepski powrót Paula George’a, Warriors w kryzysie
- NBA: Źle się dzieje w Charlotte Hornets. Kolejny sezon z głowy?
- NBA: Sędziowanie wraca do normalności? Liga zachwycona, ale zapowiada dalsze zmiany
- NBA: Kiedy Kawhi Leonard wróci do gry? Clippers przekazali nowe informacje
- NBA: Jimmy Butler asystuje… pudłem! Celowy airball, który pomógł partnerowi
- adidas za połowę ceny! Największa wyprzedaż w tym roku