Indiana Pacers przełamuje niechlubną serię czterech porażek z rzędu i pokonuje Detroit Pistons. Boston Celtics zdołali pokonać rozpędzonych Toronto Raptors. Po eksplozji Carmelo Anthony’ego w czwartej kwarcie Portland Trail Blazers wygrywają z Philadelphią 76ers. Kapitalnym występem popisał się również Stephen Curry, którego Warriors pokonali Orlando Magic. Miami Heat ograli Toronto Raptors, a triple-double popisał się Jimmy Butler.
BOSTON CELTICS – TORONTO RAPTORS 120:106
- Po kiepskim początku sezonu Raptors ponownie liczą się w walce o czołowe pozycje w konferencji, w związku z czym spotkanie to miało istotny wpływ na układ sił na wschodzie. Celtics z kolei przegrali trzy z czterech ostatnich spotkań i musieli dziś wygrać, by umocnić się na 4. pozycji.
- Boston rozpoczął to spotkanie od serii 15:4 i, co ciekawe, do końca meczu nie oddał prowadzenia nawet na chwilę. Przez większość pierwszej połowy goście byli w stanie utrzymywać się w zasięgu kilku posiadań, ale w trzeciej odsłonie przewaga Celtów wzrosła do 15 punktów (83:68).
- Najlepiej punktującymi zawodnikami Celtics byli dziś grający w wyjściowej piątce Semi Ojeleye (24 punkty, 6 zbiórek), Jayson Tatum (17 punktów, 9 asyst) i Payton Pritchard (20 pkt) Przełamał się również Kemba Walker, który po dwóch wyjątkowo przeciętnych występach zdobył 21 punktów, trafiając 5 z 7 rzutów zza łuku. Jaylen Brown dorzucił 12 punktów (3/14 z gry, 0/4 za trzy). Podopieczni Brada Stevena zdecydowanie wygrali walkę na tablicach (49-32).
- W czwartej kwarcie Raptors byli co prawda w stanie zniwelować stratę do jedynie 5 „oczek” (93:98), ale Boston raz jeszcze odskoczył z wynikiem po kapitalnej serii 15:2, ustalając tym samym rezultat spotkania.
- W szeregach gości z Toronto najlepiej spisali się dziś Pascal Siakam (23 pkt, 8/14 z gry) i Kyle Lowry (24 pkt, 10/15 z gry). Norman Powell dorzucił 15 „oczek”, a Chris Boucher 12. Fred VanVleet zdołał zanotować 11 asyst, ale trafił jedynie 2 z 9 rzutów z gry, co poskutkowało dorobkiem 5 punktów.
HOUSTON ROCKETS – MIAMI HEAT 94:101
- Spotkanie lepiej rozpoczęli Rockets, którzy już w pierwszej kwarcie po imponującej serii 17:4 wyraźnie odskoczyli z wynikiem. W drugiej części przewaga Houston nieco zmalała, ale to oni wciąż utrzymywali się na prowadzeniu.
- W szeregach gospodarzy brakowało dziś zdecydowanego lidera. Po 17 punktów zdobyli John Wall (5/13 z gry, 7 asyst) i wchodzący z ławki rezerwowych Eric Gordon (3/10 zza łuku). Jae’Sean Tate dorzucił 16 punktów i 7 asyst, z kolei DeMarcus Cousins wywalczył double-double w postaci 16 „oczek” i 11 zbiórek.
- Po przerwie obraz gry zdecydowanie się odmienił. Goście doprowadzili do remisu, a samą trzecią odsłonę wygrali 28:10, obejmując tym samym 14-punktowe prowadzenie (75:61). Prym w Heat wiódł dziś Jimmy Butler, autor triple-double, który zakończył mecz z dorobkiem 27 punktów, 10 asyst i 10 zbiórek (8/18 z gry).
- Choć momentami wydawało się, że pojedynek jest już rozstrzygnięty, to Rockets byli w stanie zniwelować straty i zmniejszyć prowadzenie gości do zaledwie 3 „oczek”. W ostatnich 24 sekundach gry przy stanie 97:94 dla Heat goście popisali się jednak dwiema ofensywnymi zbiórkami, które w dużej mierze przesądziły o ich ostatecznym zwycięstwie.
- Oprócz Butlera dobre zawody rozegrali także drugoroczniak Max Strus (21 pkt), Kendrick Nunn (16 pkt) czy Kelly Olynyk (6 punktów, 13 zbiórek, 2 bloki). O triple-double otarł się Bam Adebayo (10 punktów, 13 zbiórek, 8 asyst).
- Dla Rockets jest to już czwarta z rzędu porażka, podczas gdy Heat notują czwarte z rzędu zwycięstwo i umacniają się na 9. pozycji gwarantującej udział w dodatkowym turnieju o miejsce w play-offs.
DETROIT PISTONS – INDIANA PACERS 95:111
- Po czterech z rzędu porażkach był to dla Pacers mecz z kategorii „must-win”. Pistons pomimo ostatniego miejsca w tabeli konferencji wschodniej lubią w tym sezonie sprawić niespodziankę z rywalami z czołówki (Lakers, 76ers, Nets), co mogło zapowiadać interesujący pojedynek.
- W pierwszej połowie obie ekipy miały swoje „pięć minut”, ale do przerwy padł remis 52:52. Dopiero w trzeciej kwarcie podopieczni Nate’a Bjorkgrena byli w stanie powiększyć prowadzenie do 12 punktów (73:61). Najlepiej w szeregach Pacers prezentowali się Domantas Sabonis (26 punktów, 8 asyst, 8 zbiórek), Malcolm Brogdon (18 punktów, 9 zbiórek) i wchodzący z ławki Jeremy Lamb (17 pkt). Dobre zawody rozegrał również Myles Turner (14 punktów, 8 zbiórek, 2 bloki).
- W czwartej odsłonie obraz gry się nie zmienił, a przewaga gości systematycznie rosła. Nie pomogły trafienia Blake’a Griffina (16 punktów, 6 asyst), Isaiaha Stewarta (17 pkt) czy wchodzącego z ławki Josha Jacksona (18 punktów, 8 zbiórek). Kiepsko zaprezentował się także Jerami Grant, który w 36 minut zdobył 9 „oczek” (4/17 z gry, 1/6 zza łuku) i popełnił 4 straty.
- Warto wspomnieć, że debiut w barwach „Tłoków” zaliczył dziś Dennis Smith Jr. 23-latek spędził na parkiecie 15 minut i zdobył 4 punkty (2/5 z gry).
- Pacers (13-13) przerywają tym samym niechlubną serię porażek i przeskakują Toronto Raptors (12-14), awansując tym samym na 5. miejsce w tabeli konferencji wschodniej. Na ostatnim miejscu z bilansem 6-19 pozostają Pistons.
GOLDEN STATE WARRIORS – ORLANDO MAGIC 111:105
- Warriors lepiej rozpoczęli to spotkanie i po pierwszej kwarcie prowadzili 29:19. Magic wygrali jednak drugą odsłonę 36:18 i do przerwy przeważali różnicą 8 „oczek”. Liderem ekipy z Orlando był dziś Nikola Vucević, który na swoje konto dopisał kolejne double-double (25 punktów, 13 zbiórek). Dobrze zaprezentowali się również Dwayne Bacon (20 pkt), Terrence Ross (20 pkt) i James Ennis III (17 punktów, 10 zbiórek).
- W trzeciej „ćwiartce” inicjatywę ponownie przejęli gospodarze. Podopieczni Steve’a Kerra odrobili straty, a w kolejnych minutach wynik oscylował w granicy remisu. Prym w ich szeregach wiódł niezastąpiony Stephen Curry, autor 40 punktów, 5 asyst i 8 zbiórek. 32-latek trafił 10 z 19 rzutów za trzy. Swoje dorzucił również Andrew Wiggins (21 punktów, 7 zbiórek, 8/13 z gry).
- W czwartej kwarcie Magic przez niespełna pięć minut nie byli w stanie zdobyć ani jednego punktu. „Wojownicy” wykorzystali ofensywną niemoc Orlando i raz jeszcze odskoczyli z wynikiem (107:94). Przyjezdni podjęli ostatnią próbę zniwelowania strat, ale zabrakło im czasu.
- Na szczególne wyróżnienie zasłużył dziś Draymond Green. Dla 30-latka był to już piąty z rzędu mecz z dorobkiem co najmniej 10 asyst (kolejno 15, 15, 10, 11, 10 – średnia 12,2 asysty na mecz).
PORTLAND TRAIL BLAZERS – PHILADELPHIA 76ERS 118:114
- W ostatnim pojedynku obu ekip górą byli Trail Blazers, choć wówczas podopieczni Terry’ego Stottsa musieli radzić sobie nie tylko bez C.J. McColluma czy Jusufa Nurkicia, ale również Damiana Lillarda.
- Blazers ponownie udowodnili, że ich najgroźniejszą bronią są w tym sezonie rzuty zza łuku. Gospodarze trafili bowiem 7 z pierwszych 8 prób za trzy i przez dłuższą część pierwszej kwarty skromnie prowadzili. Kapitalnie prezentował się wówczas wspomniany Lillard, który w końcowym rozrachunku zdobył 29 punktów i 7 asyst (6/21 z gry).
- Sixers odpowiedzieli jednak trafieniami Bena Simmonsa (23 punkty, 11 zbiórek, 9 asyst) i Joela Embiida (35 punktów, 9 zbiórek) i to oni prowadzili do przerwy 63:60.
- Pod koniec drugiej kwarty parkiet z twarzą we krwi opuścił Enes Kanter (10 punktów, 14 zbiórek). Środkowy Blazers został przypadkowo uderzony łokciem przez Embiida podczas walki o zbiórkę. 28-latek powrócił jednak do gry już w trzeciej odsłonie.
- Po przerwie Sixers stale utrzymywali się na prowadzeniu, ale podobnie jak wcześniej Portland nie byli oni w stanie odskoczyć z wynikiem. W czwartej części gry Carmelo Anthony (24 pkt) zdobył aż 9 punktów z rzędu i wyprowadził Blazers na pierwsze prowadzenie (99:97) od stanu 60:59.
- Na 22,1 sekundy przed końcową syreną za trzy trafił Seth Curry (15 pkt), doprowadzając tym samym do remisu 114:114. Przy ostatnim wznowieniu gry Portland z pięcioma sekundami na zegarze Tobias Harris (17 punktów, 0/5 zza łuku) faulował Carmelo Anthony’ego. 36-latek trafił dwa rzuty osobiste i postawił Philly pod ścianą. Choć Sixers mieli jeszcze czas na zakończenie kolejnej akcji rzutem, to przy wprowadzeniu piłki do gry przechwytem popisał się Robert Covington (5 pkt), co przesądziło o zwycięstwie Blazers.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Nikola Jokic wskazał najbardziej bolesną porażkę w karierze
- Wyniki NBA: Celtics lepsi od Nuggets na otwarcie preseason
- NBA: Rondo dołącza do Bucks. Bezcenne zaproszenie od Riversa
- NBA: Warriors chcieli Bronny’ego. Odpuścili z jednego powodu
- NBA: Koniec tego dobrego? Trener Mavs ma wyzwanie dla Luki Doncicia
- NBA: James Harden się chwali. Tylko tak gada czy mówi serio?
- NBA: Duże osłabienie Pelicans na start sezonu
- NBA: Czy to będzie ten rok dla Thunder? Oczekiwania są duże
- NBA: Koniec eksperymentów z Sochanem. Będzie robił to, co robi najlepiej
- NBA: Julius Randle wbił szpilkę w Knicks