Czwartkowe zmagania na parkietach NBA rozpoczął pierwszy z dwóch pojedynków San Antonio Spurs i Indiana Pacers w Paryżu. Po fantastycznej trzeciej kwarcie i popisie Victora Wembanyamy Ostrogi ograły rywala, przerwały serię porażek i zmniejszyły tym samym stratę do miejsca premiowanego grą w turnieju play-in. Po pięciu meczach przerwy do gry wrócił Jeremy Sochan, który niemal zapisał na swoim koncie double-double. W jednym z najciekawiej zapowiadających się pojedynków tej nocy Dallas Mavericks ograli OKC Thunder pomimo nieobecności Luki Doncicia, Klaya Thompsona i kilku innych zawodników rotacji. Gwiazd nie zabrakło w starciu Los Angeles Lakers z Boston Celtics, w którym Jeziorowcy zdominowali swojego rywala, a w pewnym momencie prowadzili nawet różnicą 28 punktów.



Indiana Pacers – San Antonio Spurs 110:140

Statystyki

  • Jeremy Sochan wrócił do gry po pięciomeczowej przerwie spowodowanej bólem dolnej partii pleców, wobec czego dzisiejsze spotkanie rozpoczął na ławce rezerwowych. W końcowym rozrachunku 21-latek spędził na parkiecie 18 minut i w tym czasie odnotował 13 punktów, dziewięć zbiórek oraz trzy asysty. Polak błysnął również skutecznością, trafiając sześć z dziewięciu rzutów z gry.
  • Spotkanie rozpoczęło się od regularnej wymiany ciosów po obu stronach parkietu. Dobrze prezentowali się Pascal Siakam i Devin Vassell, a kiedy regularnie trafiać zaczął również Victor Wembanyama, trener Rick Carlisle zdecydował się poprosić o przerwę na żądanie (12:15). 
  • Następnie w grze po raz pierwszy zameldował się Jeremy Sochan, który w ofensywie odpowiadał m.in. za wyprowadzanie piłki i zasłony dla partnerów. Już po chwili 21-latek popisał się efektownym wsadem, który podwyższył prowadzenie San Antonio Spurs. Pacers doskoczyli co prawda z wynikiem, ale Polak natychmiast odpowiedział trafieniem za trzy, a następnie wykończył akcję spod kosza po podaniu Tre Jonesa (27:27).
  • Drugą odsłonę wyraźnie lepiej rozpoczęli gracze z Indianapolis, przez co to Mitch Johnson musiał tym razem poprosić o przerwę dla swoich podopiecznych (30:35). Napędzani przez Wembanyamę Spurs szybko wrócili jednak do gry, a kiedy kilka punktów dorzucili również Tre Jones i Keldon Johnson, San Antonio zdołali ponownie objąć skromne prowadzenie (43:44). 
  • Jeremy przebywał na ławce rezerwowych od rozpoczęcia tej kwarty, ale kiedy wrócił do gry, to raz jeszcze w efektownym stylu zakończył akcję alley-oop wsadem, który ponownie powiększył przewagę Ostróg. Wynik oscylował w granicach remisu, ale to Spurs schodzili ostatecznie na przerwę z zaliczką trzech oczek (57:60). 
  • Po powrocie na parkiet Zawodnicy San Antonio przejęli inicjatywę i stopniowo zaczęli powiększać różnicę nad rywalem. Trójka Victora Wembanyamy po akcji z Chrisem Paulem i skutecznie wykończenie spod kosza Francuza dały Spurs pierwsze dwucyfrowe prowadzenie tego wieczoru (64:77). 
  • Ostrogi zdołały przetrwać lepszy fragment gry Indiana Pacers, a pod koniec trzeciej kwarty ich tempo napędzali przede wszystkim Sochan i Webmanyama. Najpierw Francuz podał Jeremiemu piłkę nad obręcz, a ten skończył alley-oopem, by minutę później rozagrać podobną akcję, choć tym razem to Sochan podał do Wemby’ego, który wykończył akcję wsadem.
  • Spurs nie zwalniali tempa i wykorzystywali każdą słabość w defensywie ekipy z Indianapolis. Po drugiej stronie parkietu kilka bloków z rzędu zaliczył Wembanyama, który w ataku w dalszym ciągu był nie do zatrzymania i niemal na równi z ostatnią syreną w trzeciej kwarcie podwyższył prowadzenie Spurs do 25 punktów (80:105). 
  • Pacers próbowali jeszcze wrócić do rywalizacji, ale Spurs skutecznie ograniczali ich ofensywny potencjał i zatrzymywali każde z tego typu podejść. Po chwili na parkiecie pojawili się głównie zawodnicy drugoplanowi, którzy utrzymali komfortową przewagę do ostatniej syreny. 
  • Świetne zawody przed francuską publicznością rozegrał Victor Wembanyama, autor 30 punktów, 11 zbiórek, sześciu asyst i pięciu bloków. Devin Vassell dorzucił 25 „oczek”, a Harrison Barnes 20. Spurs przerwali tym samym serię trzech kolejnych porażek i przypominają, że wciąż liczą się w walce o miejsce w turnieju play-in.
  • Po drugiej stronie parkietu błysnęli przede wszystkim Bennedict Mathurin (24 punkty; 11/14 z gry) oraz Pascal Siakam (18 punktów, 6 asyst; 7/10 z gry). Skuteczności zabrakło Mylesowi Turnerowi, który zdobył co prawda 14 „oczek”, ale trafił tylko pięć z 17 prób.
  • Obie ekipy zmierzą się ze sobą ponownie w sobotę o godzinie 18:00, również w Paryżu.

Orlando Magic – Portland Trail Blazers 79:101

Statystyki

  • Portland Trail Blazers prezentują w ostatnim czasie wyjątkowo solidną dyspozycję. Minionej nocy podopieczni Chaunceya Billupsa zaliczyli trzecie z rzędu zwycięstwo, ogrywając faworyzowanych Orlando Magic. Do składu ekipy z Florydy po blisko siedmiu tygodniach powrócił Franz Wagner.
  • Gospodarze byli lepszym zespołem tylko w pierwszej odsłonie, kiedy to skuteczność obu stron pozostawiała wiele do życzenia (21:18). W kolejnej części dobry fragment zaliczył Anfernee Simons, dzięki któremu Blazers schodzili na przerwę z przewagą ośmiu “oczek”. 
  • Po powrocie na parkiet zawodnicy Orlando nie składali broni, ale nie byli w stanie odnaleźć drogi do kosza (31,6% z gry, 16,7% za trzy), co uniemożliwiło im powrót (59:74). Obraz gry wyglądał podobnie w czwartej odsłonie, przez co mecz dokończyli zawodnicy drugoplanowi. 
  • Dobre zawody rozegrał Anfernee Simons, autor 21 punktów. Toumani Camara dorzucił 16 “oczek” i sześć zbiórek, z kolei bliski double-double był Robert Williams III (8 punktów, 12 zbiórek). Kolejny kiepski występ, pomimo niedawnego błysku, zaliczył Scoot Henderson (4 punkty, 6 fauli; 14 minut, 2/4 z gry). 
  • Po stronie Magic prym wiódł wracający do gry Franz Wagner, który zapisał na swoim koncie 20 punktów. Fatalne zawody rozegrał Paolo Banchero, który był tylko 1/14 z gry (8 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst). Dla Orlando jest to już piąta z rzędu porażka, a zarazem ósma w 10 ostatnich występach. 

Atlanta Hawks – Toronto Raptors 119:122

Statystyki

  • O końcowym rezultacie tego spotkania przesądziła ścisła końcówka. Na niespełna minutę przed ostatnią syreną prowadzenie Toronto Raptors do trzech punktów podwyższył Scottie Barnes. Już w kolejnym ataku Atlanta Hawks odpowiedział Bogdan Bogdanovic, ale wciąż to przyjezdni utrzymywali skromną przewagę (119:120).
  • Barnes zmarnował kolejną okazję, ale przy upływającym czasie zza łuku pomylił się również Trae Young, a dobitki nie wykorzystał De’Andre Hunter. Drugi z wymienionych był zmuszony faulować swojego przeciwnika przy dwóch sekundach na zegarze. Jakob Poeltl zachował zimną krew i wykorzystał oba rzuty wolne, po czym próby, która mogła dać Hawks remis, nie wykorzystał Onyeka Okongwu
  • Aż siedmiu zawodników Toronto zakończyło ten mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym, ale najlepiej zaprezentowali się Scottie Barnes (25 punktów, 6 zbiórek), Bruce Brown (18 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty) oraz Jakob Poeltl (17 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst). Choć Raptors są jedną z najgorszych ekip tegorocznej Konferencji Wschodniej, to wygrali cztery z pięciu ostatnich spotkań, w tym z Orlando Magic czy Boston Celtics.
  • Wstrzelić się odpowiednio nie był w stanie Trae Young, zdobywca double-double w postaci 18 punktów i 13 asyst (7/19 z gry). Podwójną zdobycz na swoim koncie zapisał również Onyeka Okongwu (19 punktów, 12 zbiórek). Świetne minuty z ławki rezerwowych dał Bogdan Bogdanovic (23 “oczka”, 8/12 z gry). 

Milwaukee Bucks – Miami Heat 125:96

Statystyki

  • Miami Heat znów muszą radzić sobie bez zawieszonego Jimmy’ego Butlera, którego obecność z pewnością przydałaby się minionej nocy. Milwaukee Bucks nie mieli bowiem większych problemów z ograniem swojego rywala, choć jeszcze w pierwszej kwarcie to przyjezdni utrzymywali się na prowadzeniu (27:30).
  • Wówczas sprawy w swoje ręce wzięli jednak Damian Lillard i Gary Trent Jr., którzy razem zdobyli więcej punktów (26) niż cały zespół Heat (25). Gospodarze nie tylko wypracowali sobie komfortową przewagę, ale po powrocie na parkiet stopniowo ją powiększali i bez żadnych problemów ograli swojego rywala.
  • W końcowym rozrachunku double-double na swoich kontach zapisali Giannis Antetokounmpo (25 punktów, 12 zbiórek) oraz Damian Lillard (29 punktów, 11 asyst, 9 zbiórek; 5/14 za trzy). Świetnie wypadł też wchodzący z ławki Gary Trent Jr. (21 punktów; 7/10 zza łuku). 
  • Po drugiej stronie solidnie zaprezentowali się głównie Kel’el Ware (22 punkty, 10 zbiórek) oraz Tyler Herro, choć skuteczność tego drugiego pozostawia wiele do życzenia (21 punktów, 9 asyst; 6/19 z gry). Podwoją zdobyczą, choć znacznie skromniejszą, popisał się również Bam Adebayo (11 punktów, 14 zbiórek). 

Oklahoma City Thunder – Dallas Mavericks 115:121

Statystyki

  • Dallas Mavericks w dalszym ciągu muszą radzić sobie bez  Luki Doncicia, ale nie było to jedyne osłabienie ekipy z Teksasu. Oprócz Słoweńca w składzie — zarówno minionej nocy, jak i w czwartek przeciwko Minnesota Timberwolves — zabrakło także Klaya Thompsona, Najiego Marshalla, Derecka Lively’ego III oraz Dwighta Powella.
  • Nieobecność znacznej części rotacji nie stanęła jednak na ich drodze do zwycięstwa. Dallas zdołali ograć Oklahoma City Thunder już po raz trzeci w bieżącym sezonie zasadniczym. Gospodarze nie zagrali na swoim optymalnym poziomie przede wszystkim po bronionej stronie parkietu. Dodatkowo w trzeciej kwarcie z parkietu wyrzucony został Luguentz Dort — jeden z najlepszych defensorów OKC — który uderzył przeciwnika w okolice krocza. 
  • O losach spotkania przesądził ostatecznie wynik trzeciej kwarty (21:31). W ostatniej kwarcie Thunder zbliżyli się do rywala na pięć punktów, ale serią trafień momentalnie odpowiedzieli Maxi Kleber, Spencer Dinwiddie i Quentin Grimes (106:115). Mimo wszystko nie odpuszczał Shai Gilgeous-Alexander, ale OKC cały czas brakowało skutecznych interwencji w obronie, przez co nie byli w stanie dogonić rywala). 
  • Spencer Dinwiddie był najlepszym punktującym swojego zespołu z dorobkiem 28 “oczek” (11/14 z gry). Kyrie Irving dorzucił 24 punkty i rozdał cztery asysty. Fantastyczny występ — jak ma to już w zwyczaju w starciach z Thunder — zaliczył P.J. Washington, autor efektownego double-double (22 punkty, 19 zbiórek, 3 przechwyty, 2 bloki). 
  • Po stronie gospodarzy prym wiedli przede wszystkim wspomniany Shai (31 punktów, 7 asyst) oraz Jalen Williams (33 punkty, 7 asyst, 4 przechwyty). Duetowi temu zabrakło jednak wsparcia partnerów. 

Denver Nuggets – Sacramento Kings 132:123

Statystyki

  • Przez trzy kwarty Denver Nuggets byli stroną dominującą. Podopieczni Michaela Malone’a schodzili na przerwę z 22-punktową zaliczką, którą w trzeciej odsłonie powiększyli do 25 (110:85). W ostatniej części pojedynku Sacramento Kings wzięli się jednak za odrabianie strat. Punkt za punktem zdobywali m.in. Trey Lyles, DeMar DeRozan czy Doug McDermott, którego trójka na 48 sekund przed ostatnią syreną zredukowała stratę gości do zaledwie pięciu “oczek” (126:121).
  • Zimną krew zachował wówczas Nikola Jokić, który wykorzystał dwa rzuty wolne. Po przerwie na żądanie przyjezdnych i niecelnej trójce De’Aarona Foxa kolejne trafienie dorzucił Christian Braun, co w dużej mierze przesądziło o losach pojedynku. 
  • Po raz kolejny główną rolę w koszykarskim przedstawieniu odgrywał Nikola Jokić, który tym razem zaaplikował rywalom 35 punktów, 22 zbiórki oraz 17 asyst (12/19 z gry). Serba wspierali przede wszystkim Michael Porter Jr. (20 punktów, 8 zbiórek) oraz Christian Braun (21 punktów). Po 18 “oczek” zapisali na swoich kontach Russell Westbrook i Jamal Murray.
  • Po stronie przyjezdnych wyróżniali się głównie DeMar DeRozan (24 punkty, 6 zbiórek) i Domantas Sabonis (23 punkty, 19 zbiórek, 8 asyst). Kluczowe trafienia, które pozwoliły na nawiązanie walki w końcówce, zaliczyli Trey Lyles (12 punktów, 9 zbiórek) i Doug McDermott (15 punktów, wskaźnik +/- na poziomie +20). 
  • Dla Kings jest to dopiero druga porażka w 12 ostatnich spotkaniach, co pozwala im w dalszym ciągu zachować miejsce premiowane grą w turnieju play-in. Nuggets kontynuują z kolei wysoką formę i notują już czwarte zwycięstwo z rzędu, a bilans 28-16 plasuje ich na 4. miejscu w tabeli Konferencji Zachodniej. 

Golden State Warriors – Chicago Bulls 131:106

Statystyki

  • Chicago Bulls weszli w to spotkanie z wysokiego “C” i po zaledwie kilku minutach gry wypracowali sobie dwucyfrową przewagę. Na wysokości zadania stanęli jednak Andrew Wiggins, Moses Moody oraz pozostali zmiennicy, którzy przywrócili Golden State Warriors do gry jeszcze przed zakończeniem pierwszej kwarty (30:33). 
  • Swój rytm odnalazł wreszcie Stephen Curry, a bezbłędny z ławki rezerwowych był Gui Santos (4/4), jednak po drugiej stronie wysoki poziom utrzymywali cały czas Zach LaVine, Josh Giddey i Ayo Dosunmu, przez do przerwy wynik stale oscylował w granicach remisu (63:64).
  • Trzecia kwarta wyglądała tak, jakby Bulls w ogóle na nią nie wyszli. Podopieczni Billy’ego Donovana zdobyli wówczas tylko 16 punktów i był to błąd, który Warriors wykorzystali bezlitośnie (94:80). Ostatnią część GSW rozpoczęli z kolei od serii 11:3 autorstwa m.in. Dennis Schrodera czy Quentina Posta i mecz był już wówczas rozstrzygnięty.  
  • Stephen Curry był najlepszym punktującym swojego zespołu, ale nie musiał dzisiaj wspinać się na wyżyny swoich możliwości (21 punktów, 7 asyst). Quentin Post dorzucił 20 “oczek”, z kolei Gui Santos oprócz 19 punktów i siedmiu zebranych piłek zaliczył wskaźnik +/- na poziomi +31. 
  • Po stronie Byków wyróżnili się przede wszystkim wspominanie wcześniej Zach LaVine (24 punkty, 4 asysty) i autor double-double Josh Giddey (16 punktów, 11 zbiórek). Ekipa z Wietrznego Miasta utrzymuje się na 10. miejscu w tabeli Konferencji Wschodniej z przewagą czterech zwycięstw nad kolejnymi Philadelphia 76ers

Los Angeles Lakers – Boston Celtics 117:96

Statystyki

  • Mecz, na który sympatycy obu ekip czekają długimi miesiącami, niezależnie aktualnej sytuacji w tabeli czy stanu rzeczy. Nieco lepiej spotkanie rozpoczęli gracze Los Angeles Lakers, którzy od pierwszej syreny przez znakomitą większość czasu utrzymywali się na prowadzeniu. Boston Celtics ratowała przede wszystkim świetna postawa Kristapsa Porzingisa i Jaylena Browna, którzy w pierwszej kwarcie zdobyli łącznie 18 punktów, ale przyjezdni mimo wszystko nie byli w stanie dotrzymać kroku rywalowi (34:23). 
  • W drugiej odsłonie Jeziorowcy w dalszym ciągu byli stroną dominującą. Świetnie prezentowali się LeBron James i Anthony Davis, a cenne wsparcie za trzy zapewniali Austin Reaves i Max Christie. Dobrą grą błysnęli też zmiennicy, dzięki czemu Lakers schodzili na przerwę z przewagą aż 19 “oczek” (67:48).
  • Po powrocie na parkiet podopieczni JJ Redicka nie byli już tak dobrze dysponowani. Lakers zdobyli tylko 16 punktów w trzeciej kwarcie, ale Celtowie nie byli w stanie wykorzystać tej słabości i sami odpowiedzieli zaledwie 20 i wciąż musieli liczyć na udaną pogoń za wynikiem (83:68). 
  • Ta nigdy jednak nie nastąpiła. Reaves i — przede wszystkim — James wyprowadzili kilka szybkich ciosów na początku czwartej odsłony i ponownie prowadzili różnicą 22 “oczek”. Przewaga Jeziorowców sięgnęła nawet pułapu 28 punktów, choć w końcówce Celtics zdołali zredukować nieco swoją stratę i tym samym zmniejszyć rozmiary porażki.
  • Na wysokości zadania stanął tej nocy tercet LeBron James (20 punktów, 14 zbiórek, 6 asyst) — Anthony Davis (24 punkty, 8 zbiórek, 3 bloki) — Austin Reaves (23 punkty, 6 asyst). Lakers byli tej nocy zdecydowanie skuteczniejsi z gry (47,2% przy 38,5% C’s) i zza łuku (42,9% do 34,1%). 
  • Kristaps Porzingis zakończył mecz z dorobkiem 22 “oczek” i siedmiu zebranych piłek. Jaylen Brown dorzucił 17 punktów, ale nie błysnął skutecznością (7/19 z gry, 0/3 z linii rzutów wolnych). Jayson Tatum również nie zaliczy tej nocy do najbardziej udanych (16 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst). 

Los Angeles Clippers – Washington Wizards 110:93

Statystyki

  • Los Angeles Clippers już w pierwszej kwarcie wypracowali sobie dwucyfrową przewagę, którą w dalszym ciągu pielęgnowali w drugiej. Nieskuteczny był wracający do gry po krótkiej przerwie Kawhi Leonard, ale na wysokości zadania stanęli Derrick Jones Jr. czy Mo Bamba, dzięki którym przewaga gospodarzy wciąż rosła (63:41). 
  • Po przerwie Washington Wizards próbowali wziąć się za odrabianie strat, ale proces ten — choć postępował — był wyjątkowo powolny. Ofensywa przyjezdnych zgubiła jednak tempo w czwartej części gry i choć równie przeciętnie radzili sobie wówczas LAC, to przyjezdni nie byli w stanie im zagrozić.
  • James Harden nie musiał zdobywać tej nocy punkt za punktem, dzięki czemu mógł skupić się na innych aspektach gry, które doprowadziły do jego triple-double (17 punktów, 13 asyst, 12 zbiórek; 3/9 z gry). Norman Powell zaaplikował rywalom 22 “oczka”, z kolei Derrick Jones Jr. 19. Wracający do optymalnej dyspozycji Kawhi Leonard zapisał na swoim koncie 15 punktów i siedem asyst. 
  • Jordan Poole nie mógł się wstrzelić, ale pomimo 6/19 z gry skompletował 24 punkty i rozdał dziewięć asyst. Double-double odnotowali drugi wybór ostatniego Draftu Alex Sarr (14 punktów, 10 zbiórek) oraz Jonas Valanciunas (12 punktów, 10 zbiórek). 

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna
  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    50 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments