To była wielka noc Jeremy’ego Sochana. Choć San Antonio Spurs musieli ostatecznie uznać wyższość Atlanta Hawks, dla których aż 45 „oczek” zdobył Trae Young, to reprezentant Polski ustanowił nowy rekord swojej kariery, zdobywając 33 punkty. Zdecydowanie lepiej wypadł inny młody zespół. Oklahoma City Thunder pokonali Los Angeles Lakers, a raz jeszcze świetnie zawody rozegrał Shai Gilgeous-Alexander. Wielki mecz zwieńczony 44 punktami zaliczył też Tyrese Haliburton, choć jego Indiana Pacers przegrali z Miami Heat. Swój zespół do zwycięstwa poprowadził natomiast Jalen Brunson, choć wygrana New York Knicks nad Detroit Pistons powinna być jedynie formalnością.
Cleveland Cavaliers – Portland Trail Blazers 95:103
- Zdecydowanym faworytem tego pojedynku byli Cleveland Cavaliers, którzy aktywnie walczą o pozycję w czołowej szóstce Konferencji Wschodniej. Ich przewaga widoczna była od samego początku, choć za sprawą m.in. Deandre Aytona i Toumaniego Camary Portland Trail Blazers dawali radę utrzymać się w grze (25:22).
- W drugiej odsłonie gospodarze zdołali powiększyć swoje prowadzenie nawet do 16 „oczek” (40:24), ale na przerwę schodzili już tylko z sześciopunktową zaliczką. Spora w tym zasługa Shaedona Sharpe, świetnie prezentował się wówczas w ofensywie (46:40).
- Po powrocie na parkiet Blazers wrzucili wyższy bieg i to oni przejęli inicjatywę. Podopieczni Chauncey’ego Billupsa najpierw zmniejszyli stratę, by następnie wypracować sobie 12-punktową przewagę (83:95). O korzystny dla Cavs wynik do końca walczył Donovan Mitchell, ale nie był on już w stanie w pojedynkę odwrócić losów spotkania.
- Portland do zwyciestwa poprowadził przede wszystkim Shaedon Sharpe, autor double-double w postaci 29 punktów i 10 zbiórek. Reszta zawodników Blazers odgrywała tej nocy role drugoplanowe. Jerami Grant i Duop Renth dołożyli po 13 „oczek”, z kolei Malcolm Brogdon 11.
- Po stronie Cavs wyróżniali się głównie Donovan Mitchell (23 punkty, 7 zbiórek, 6 asyst, 4 przechwyty; 1/9 za trzy), Evan Mobley (20 punktów, 8 zbiórek) oraz Jarrett Allen (12 punktów, 10 zbiórek). Skuteczność zawiodła Dariusa Garlanda (15 punktów, 7 asyst; 6/18 z gry) i Maxa Strusa (9 punktów; 4/11 z gry, 1/6 za trzy).
Brooklyn Nets – Charlotte Hornets 128:129
- Pierwsza połowa to ofensywny popis w wykonaniu obu zespołów. Terry Rozier urządził sobie pojedynek strzelecki z wchodzącym z ławki rezerwowych Camem Thomasem i do przerwy obaj panowie skompletowali 17 punktów. Dołączyli również ich partnerzy, a oba zespoły jako kolektyw trafiały wówczas ponad 55% swoich rzutów z gry.
- Kilkukrotnie wydawało się, że Brooklyn Nets są w dogodnej pozycji, by odskoczyć z wynikiem, ale do szatni to Charlotte Hornets schodzili ostatecznie ze skromną przewagą. Wsparcie Marka Williamsa i Gordona Haywarda wystarczyło do wypracowania sobie prowadzenia różnicą dwóch „oczek” (71:73).
- W drugiej połowie pojedynku wynik przez długi czas oscylował w granicach remisu z lekkim wskazaniem na nowojorczyków. Wszystko rozstrzygnęło się zatem w końcówce. Na niespełna minutę przed ostatnią syreną Spencer Dinwiddie zmniejszył stratę Nets do jednego punktu. Chwilę później odpowiedział Terry Rozier i Szerszenie znów prowadziły różnicą trzech „oczek”.
- W kolejnej akcji Brooklyn znów zbliżył się na jeden punkt, tym razem za sprawą Nica Claxtona, a po tym, jak swoją próbę spudłował Rozier, Nets stanęli przed doskonałą szansą na zwycięstwo w ostatnim ataku meczu. Gospodarze nie mieli już jednak przerwy na żądanie, a pod presją czasu zza łuku spudłował Cameron Johnson.
- Fantastyczny mecz rozegrał Terry Rozier, autor 37 punktów i 13 asyst (7/9 za trzy). Double-double odnotował również Mark Williams (12 punktów, 12 zbiórek). Kluczowe okazały się także trafienia Gordona Haywarda (22 punkty, 6 zbiórek, 6 asyst) oraz Milesa Bridgesa (23 punkty, 5 zbiórek).
- Po stronie Nets wyróżnił się m.in. wchodzący z ławki Cam Thomas, zdobywca 26 „oczek”. Mikal Bridges zakończył zawody z dorobkiem 22 punktów i dziewięciu zbiórek, z kolei podwójną zdobyczą popisał się Nic Claxton (20 punktów, 14 zbiórek).
Miami Heat – Indiana Pacers 142:132
- Koszykarze „Żaru z Miami” rzucili 45 punktów w czwartej kwarcie. Wcześniej miało to miejsce w 1989 roku, na długo przed przybyciem Pata Rileya i Erika Spoelstry na południową Florydę. – To zdecydowanie nie jest nasz styl gry w koszykówkę – powiedział po meczu Jimmy Butler. – Ale zwycięstwo to zwycięstwo – dodał.
- Do wygranej nad Indiana Pacers poprowadził wspomniany wcześniej Butler. Lider Miami Heat zdobył 36 punktów, 11 zbiórek i 3 asyst. Gwiazdor klubu z Florydy trafił 9 z 19 rzutów z gry (47%). Ponadto pięciu graczy zanotowało dwucyfrowy wynik punktowy, ale najbardziej wyróżniał się Jaime Jaquez Jr. 22-letni pierwszoroczniak zdobył 24 punkty, trafiając 8 z 13 rzutów (62%). 19 oczek dołożył Josh Richardson, zaś 16 padło łupem Duncana Robinsona, który trafił połowę trójek całego zespołu (4).
- Po stronie Pacers brylował Tyrese Haliburton, autor 44 punktów i 10 asyst. Rozgrywający trafił 15 z 28 rzutów (54%), w tym 6 z 16 prób zza łuku (38%). Dzisiejszy dorobek punktowy dla 23-letniego Haliburtona jest nowym rekordem kariery. 25 oczek zainkasował Obi Toppin. 15 punktów i 6 zbiórek dodał Bruce Brown. Bardzo słabo zaprezentował się Buddy Hield. Jeden z najlepszych strzelców Pacers trafił zaledwie 5 z 16 rzutów (31%), w tym 2 z 11 prób za trzy (18%).
Autor: Mateusz Malinowski
New York Knicks – Detroit Pistons 118:112
- W mecz zdecydowanie lepiej weszli gospodarze, którzy po 12 minutach gry prowadzili już różnicą 14 punktów (31:17). Druga „ćwiartka” należała jednak do Detroit Pistons, którzy zaaplikowali rywalom aż 37 „oczek” i zniwelowali wszelkie straty (54:54).
- Do przerwy oba zespoły miały po swojej stronie dwa filary, które utrzymywały ich w grze. Faworyzowanych New York Knicks napędzał Jalen Brunson. Rozgrywający schodził do szatni z dorobkiem 23 punktów, a wspierał go Julius Randle (14). „Tłoki” mogły liczyć z kolei na Cade’a Cunninghama (18) oraz wchodzącego z ławki rezerwowych Marcusa Sassera (12).
- Po powrocie na parkiet Pistons wciąż byli w stanie rzucać wyzwania wyżej notowanemu przeciwnikowi i wydawać się mogło, że będą mogli powalczyć o przerwanie serii porażek (85:87). Choć w końcówce robiło się gorąco, to ostatecznie Knicks przechylili jednak szalę zwycięstwa na swoją stronę i tym samym Detroit notują 16. klęskę z rzędu.
- Niekwestionowanym liderem NYK był tej nocy Jalen Brunson, autor 42 punktów i ośmiu asyst. Na wysokości zadania stanął też Julius Randle, który otarł się o triple-double z dorobkiem 29 „oczek”, 10 zbiórek i ośmiu asyst.
- Po stronie Pistons Cade Cunningham odnotował 31 punktów i rozdał osiem asyst. Killian Hayes dołożył 21 „oczek”, z kolei wchodzący z ławki Marcus Sasser zakończył zawody z 17 punktami na koncie.
Chicago Bulls – Milwaukee Bucks 120:113 (po dogrywce)
- Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, do której celnym rzutem za trzy punkty (w ostatnich sekundach) doprowadził Alex Caruso. W doliczonym czasie gry lepsi okazali się gracze Chicago Bulls, którzy w dodatkowych 5 minutach zgromadzili 14 punktów.
- Oba zespoły zagrały w dość sporym osłabieniu. Po stronie Milwaukee Bucks zabrakło m.in. Pata Connaughtona czy Jae Crowdera, ale największe braki były widoczne w szeregach Bulls. Klub z Ilinois wystąpił bez chociażby DeMara DeRozana i Zacha LaVine’a.
- Rolę lidera Bulls przejął Nikola Vucevic, autor 29 punktów, 10 zbiórek i 6 asyst. Środkowy klubu z Chicago trafił 11 z 21 rzutów z gry (52%). 23 punkty i 7 asyst dołożył Coby White. 14 oczek, 6 zbiórek i 6 asyst zanotował Ayo Dosunmu. 12 punktów dodał Patrick Williams. Alex Caruso, który był autorem najważniejszego rzutu w tym, meczu zdobył 11 punktów, 5 asyst, ale miał też 7 strat.
- Po stronie Bucks najlepiej zaprezentował się Giannis Antetokounmpo, zdobywca 26 punktów, 14 zbiórek, 5 asyst i 5 bloków. 20 oczek (w tym 6 trójek) zgromadził Brook Lopez. 19 punktów zanotował Malik Beasley. Jedno oczko mniej miał Damian Lillard, autor 18 punktów, 5 zbiórek, 13 asyst i 7 strat.
Autor: Mateusz Malinowski
Minnesota Timberwolves – Utah Jazz 101:90
- Świetnie od pierwszej syreny radził sobie Karl-Anthony Towns. Cennymi trafieniami wspierał go Nickeil Alexander-Walker, ale pomimo tego to faworyzowani Minnesota Timberwolves musieli w drugiej kwarcie gonić wynik (23:35). Dobra postawa wspomnianego duetu sprawiła, że Leśne Wilki zdołały odrobić straty i to one były do przerwy na prowadzeniu (49:47).
- Gospodarze przełożyli dobrą grę z końcówki drugiej odsłony na trzecią (35:19) i nie pozostawili wątpliwości, kto był tej nocy lepiej dysponowany. W ostatniej kwarcie Utah Jazz próbowali jeszcze odrabiać straty, ale różnica była zbyt wielka, by odmienić losy pojedynku.
- Karl-Anthony Towns zakończył mecz z double-double w postaci 32 punktów i 11 zbiórek. Podwójną zdobyczą popisał się też Rudy Gobert (15 punktów, 13 zbiórek). Duet ten wspierał przede wszystkim Nickeil Alexander-Walker, autor 20 „oczek”, siedmiu asyst, pięciu zbiórek i pięciu przechwytów.
- Po stronie Jazz najlepszym punktującym był tej nocy 27-letni debiutant Simone Fontecchio, autor 16 „oczek”. Collin Sexton dołożył 14 punktów, z kolei Ochai Adbaji 13.
Oklahoma City Thunder – Los Angeles Lakers 133:110
- Los Angeles Lakers rozpoczęli spotkanie z wysokiego „C” i już w pierwszej kwarcie byli w stanie wypracować sobie dwucyfrową przewagę (21:35). Świetnie dysponowany był tej nocy Anthony Davis, którego po raz kolejny wspierał D’Angelo Russell. Jeziorowcy nie cieszyli się jednak prowadzeniem przez długi czas.
- Dwoił się i troił Shai Gilgeous-Alexander, który w pierwszej połowie po atakowanej stronie parkietu mógł liczyć na wsparcie przede wszystkim Jalena Williamsa. Oklahoma City Thunder całkowicie zdominowali grę w drugiej kwarcie, którą wygrali 42:23 i do przerwy prowadzili różnicą 12 punktów, choć ich przewaga mogła być jeszcze większa (72:60).
- Po powrocie na parkiet Grzmoty stopniowo powiększały swoją przewagę (108:88). Regularnie punktować zaczęli m.in. Chet Holmgren czy Luguentz Dort, którzy do przerwy byli mniej widoczni. Lakers nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na ataki OKC i już na kilka minut przed końcową syreną jasne było, że tej nocy będą musieli pogodzić się z porażką.
- Shai Gilgeous-Alexander znów zrobił to, do czego zdążył nas już przyzwyczaić. Rozgrywający zdobył tej nocy 33 punkty i siedem asyst. Jalen Williams dołożył 21 „oczek”, a także siedem asyst i pięć zbiórek. Chet Holmgren zanotował 18 punktów, z kolei Josh Giddey ukończył zawody z dorobkiem 14 punktów i ośmiu zbiórek.
- Liderem Jeziorowców był tej nocy Anthony Davis, autor 31 punktów i 14 zbiórek. LeBron James również dołożył double-double, tylko że w postaci 21 „oczek” i 12 zbiórek. Podwójną zdobyczą popisał się także D’Angelo Russell, zdobywca 16 punktów i 10 asyst.
San Antonio Spurs – Atlanta Hawks 135:137
- To była fantastyczna noc dla sympatyków polskiej koszykówki i Jeremy’ego Sochana. Reprezentant Polski ustanowił nowy rekord swojej kariery, zdobywając aż 33 punkty (12/14 z gry, 3/3 za trzy; 6/6 z linii). 20-latek dołożył do tego osiem zbiórek i sześć asyst, choć popełnił też pięć fauli i pięć strat.
- Obie strony miały tej nocy swoje lepsze i gorsze momenty, ale o losach spotkania rozstrzygnęła ostatecznie końcówka. Na niespełna minutę przed końcem Trae Young powiększył prowadzenie Atlanta Hawks do czterech punktów. Po przerwie na żądanie swoją próbę spudłował Victor Wembanyama, a chwilę później Young – który wykorzystał dwa rzuty osobiste – dał Jastrzębiom sześciopunktowy komfort (128:134).
- Po wymianie trafień z linii na 18,1 sekundy przed ostatnią syreną zza łuku trafił Jeremy Sochan i zmniejszył stratę San Antonio Spurs do zaledwie trzech „oczek”. Następnie na linii raz jeszcze stanął Young, ale tym razem wykorzystał tylko jedną próbę.
- Wembanyama próbował swoich sił za trzy i choć spudłował, to czujnością wykazał się Keldon Johnson, który dobił jego rzut. Po przerwie na żądanie Hawks przechwytem popisał się Jeremy Sochan. Polak mógł doprowadzić do remisu, jednak wpadł w Younga, co sędziowie rozpatrzyli jako faul w ataku. To pogrzebało szanse Spurs na korzystny rezultat tej nocy.
- Oprócz Sochana dobre występy zaliczyli również Keldon Johnson (22 punkty, 11 zbiórek), Victor Wembanyama (21 punktów, 12 zbiórek, 4 bloki) oraz wchodzący z ławki rezerwowych Devin Vassell (25 punktów, 4 zbiórki, 4 asysty).
- Nie do zatrzymania był jednak Trae Young, który w końcowym rozrachunku zanotował 45 punktów i 14 asyst. Na drodze do zwycięstwa wspierał go przede wszystkim Dejounte Murray (24 punkty, 5 przechwytów).
Golden State Warriors – Los Angeles Clippers 120:114
- Jeden z najciekawiej zapowiadających się tej nocy meczów liga pozostawiła nam na deser. Przez kilka pierwszych minut wynik oscylował w granicach remisu, ale następnie do głosu doszli Golden State Warriors. W drugiej kwarcie Wojownicy zdołali powiększyć swoje prowadzenie nawet do 18 punktów (55:37).
- Los Angeles Clippers musieli gonić wynik i sztuka ta niemal im się udała. Po serii trafień Kawhia Leonarda i Terance Manna na początku trzeciej odsłony przyjezdni z Miasta Aniołów zbliżyli się na cztery „oczka” (64:60). GSW zdołali jednak przerwać swoją niemoc w ofensywie i znów odskoczyli na bezpieczny dystans (86:77).
- Podobna sytuacja miała miejsce w ostatniej części gry. Trójka Jamesa Hardena zbliżyła LAC na zaledwie pięć punktów, ale Wojownicy odpowiedzieli szybką serią 5:0. Na 40 sekund przed końcową syreną Paul George doprowadził z kolei do wyniku 115:109 i choć chwilę później z linii pomylił się Brandin Podziemski, to zimną krew zachował Stephen Curry, który skutecznie wyegzekwował swoje cztery kolejne rzuty osobiste i przypieczętował tym samym wygraną Warriors.
- Curry zakończył noc z dorobkiem 26 punktów, siedmiu zbiórek i ośmiu asyst. Klay Thompson po raz drugi w tym sezonie przekroczył barierę 20 „oczek” i skompletował ostatecznie 22 punkty. Brandin Podziemski dołożył 13 punktów, osiem zbiórek i dwie asysty (5/10 z gry, 2/4 za trzy).
- Kawhi Leonard odnotował 23 punkty i siedem zbiórek. Double-double popisali się Paul George (15 punktów, 10 asyst; 6/18 z gry), Ivica Zubac (18 punktów, 13 zbiórek) oraz Russell Westbrook (14 punktów, 11 zbiórek, 6 asyst). James Harden dołożył 18 „oczek”.