Jeremy Sochan wrócił do wyjściowej piątki San Antonio Spurs, ale z pewnością nie był to jego najlepszy występ, a „Ostrogi” musiały uznać wyższość Chicago Bulls. Świetnie wypadł natomiast Joel Embiid, który poprowadził Sixers do zwycięstwa nad Atlanta Hawks. W rolę lidera wcielił się też Kawhi Leonard, który był kluczem do zwycięstwa LA Clippers nad Utah Jazz. Ogromnych emocji dostarczył pojedynek Oklahoma City Thunder z Golden State Warriors. Grzmoty w ostatnich sekundach doprowadziły do remisu, a w dogrywce zdominowały rywala, choć ostatecznie niemal wypuściły zwycięstwo z rąk. Wpadkę zaliczyli Denver Nuggets, którzy po raz trzeci w tym sezonie przegrali z Houston Rockets.
Charlotte Hornets – Toronto Raptors 119:116
- Spory wpływ na losy pojedynku miała już pierwsza kwarta, którą Charlotte Hornets wygrali 35:22 dzięki skutecznej ofensywie Gordona Haywarda i trafieniom zza łuku Brandona Millera (2/2) i P.J. Washingtona (2/2). W drugiej odsłonie przewaga Szerszeni wzrosła nawet do szesnastu „oczek” (46:30), choć na przerwę schodzili z nieco mniejszą zaliczką (66:54).
- W trzeciej odsłonie nie działo się zbyt wiele i dopiero w ostatniej części gry Toronto Raptors wrzucili wyższy bieg i rozpoczęli pogoń za wynikiem. Scottie Barnes w pojedynkę zdobył wówczas 15 punktów i to po jego trafieniu na 1:14 przed końcową syreną przyjezdni przegrywali już różnicą tylko jednego „oczka” (115:114).
- Obie strony miały następnie okazje do przechylenia szali na swoją stronę, ale dopiero Terry Rozier przy 22 sekundach na zegarze dołożył kolejne trafienie. W następnym ataku przy rzucie za trzy faulowany był Barnes, ale wykorzystał tylko dwa z trzech osobistych, co postawiło Toronto w skomplikowanej sytuacji (117:116).
- Goście musieli ratować się taktycznymi przewinieniami, które postawiły na linii Roziera, jednak ten nie zawiódł. Rzut, który mógł doprowadzić do dogrywki, dodał jeszcze Barnes, ale okazał się on niecelny. Raptors przegrali pięć z sześciu ostatnich meczów i są obecnie poza miejscem gwanratującym udział w turnieju play-in.
- Aż trzech zawodników Hornets zakończyło mecz z dorobkiem co najmniej 20 „oczek”. Byli to Gordon Hayward (24 punkty, 4 zbiórki, 4 asysty), Miles Bridges (22 punkty, 8 zbiórek), Terry Rozier (21 punktów, 13 asyust) oraz Brandon Miller (20 punktów, 5 zbiórek).
- Raptors nie pomogło nawet triple-double w wykonaniu Scottie’ego Barnesa. Młody skrzydłowy odnotował tej nocy 31 punktów, 10 zbióek i 10 asyst. Wspierali go przede wszystkim Pascal Siakam (25 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty) oraz wchodzący z ławki Precious Achiuwa (17 punktów, 10 zbiórek).
Orlando Magic – Detroit Pistons 123:91
- Mecz bez większej historii. Orlando Magic zdominowali grę już w pierwszej kwarcie, a na przerwę schodzili z przewagą 14 punktów (58:44). Świetnie dysponowany był Paolo Banchero, który zaaplikował rywalom wówczas 17 „oczek”, choć skutecznością błysnął też Goga Bitadze (5/5 z gry, 11 pkt).
- Po powrocie na parkiet obraz gry się nie zmienił. Magicy zdobyli wówczas 35 punktów i po raz kolejny powiększyli swoją przewagę (93:68). Detroit Pistons w dalszym ciągu kompletnie nie radzili sobie z rzutami za trzy (6/30 przez całą noc) co było jednym z wielu czynników wpływających na ich porażkę.
- Franz Wagner zdobył tej nocy 27 punktów. Dla Niemca był to piąty mecz w tym sezonie z co najmniej takim dorobkiem. Paolo Banchero dorzucił 24 „oczka”, z kolei wchodzący z ławki Cole Anthony zanotował 16 punktów i rozdał sześć asyst.
- Po stronie „Tłoków” na szczególne wyróżnienie zapracowali jedynie Cade Cunnigham (21 punktów, 6 asyst), Killian Hayes (16 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty) oraz Alec Burks (14 pkt).
- Detroit Pistons pozostają najgorszym zespołem w całej NBA z bilansem 2-20. Ekipa z Michigan przegrała 19 meczów z rzędu.
Philadelphia 76ers – Atlanta Hawks 125:114
- Sytuacja w tym meczu zmieniała się jak w kalejdoskopie. Philadelphia 76ers weszli w spotkanie z wysokiego „C” i już w pierwszej kwarcie – głównie za sprawą fantastycznie dysponowanego Joela Embiida i jego 17 punktów – zdołali wypracować sobie względnie komfortowe prowadzenie (35:23).
- W drugiej odsłonie role się jednak odwróciły. Atlanta Hawks zdominowali swojego rywala i wygrali tę część 45:27, schodząc tym samym na przerwę z nieznaczną przewagą (62:68). Świetnie dysponowany był wówczas duet De’Andre Hunter – Bogdan Bogdanović, który napędzał ofensywę Jastrzębi.
- Po powrocie na parkiet raz jeszcze „Szóstki” zdołały narzucić swój rytm, a wynik zaczął oscylować w granicach remisu (93:92). Sixers nie dopuścili jednak, by to końcówka meczu przesądziła jego losach. Na 4:33 przed ostatnią syreną przy stanie 106:109 gospodarze rozpoczęli serię punktową 16:0, która przesądziła o rezultacie.
- Bohaterem 76ers raz jeszcze został Joel Embiid, który tym razem zdobył 38 punktów, 14 zbiórek i cztery bloki. Odpowiednie wsparcie zapewnił mu ponownie Tyrese Maxey, autor 30 „oczek” i siedmiu asyst. De’Anthony Melton dołożył 15 punktów, a Tobias Harris 13.
- Po stronie Hawks ciężar zdobywania punktów był nieco bardziej rozłożony. De’Andre Hunter zakończył mecz z dorobkiem 24 „oczek”. Double-double w postaci 15 punktów i 16 zebranych piłek odnotował Clint Capela. Po 20 punktów dołożyli z kolei Bogdan Bogdanović i Dejounte Murray. Nie zagrał Trae Young.
Boston Celtics – New York Knicks 133:123
- Po pierwszej odsłonie mecz zapowiadał się niezwykle wyrównanie. Świetnie dysponowani byli Kristaps Porzingis i Derrick White, którzy odpowiadali za większość punktów zdobywanych wówczas przez Boston Celtics. Po stronie New York Knicks aktywni w ofensywie byli jednak Mitchell Robinson, Jalen Brunson i Immanuel Quickley, więc gospodarze nie byli w stanie odskoczyć z wynikiem (33:32).
- Różnica klas zaczęła się pogłębiać w drugiej „ćwiartce”, kiedy to swój rytm odnalazł w końcu Jayson Tatum. Choć ekipa z Wielkiego Jabłka była wyjątkowo skuteczna (55% z gry, 57,1% zza łuku), to niepokonani u siebie w tym sezonie Celtowie i tak zdołali wypracować sobie skromną przewagę (74:65).
- Po powrocie na parkiet to Boston uraczył nas zabójczą skutecznością 59,1% z gry i 63,6% zza łuku i raz jeszcze zdołał powiększyć swoje prowadzenie. W pewnym momencie podopieczni Joe Mazzulli prowadzili nawet 20 punktami (106:86). Knicks próbowali ratować sytuację w czwartej kwarcie i choć po trafieniu Josha Harta zdołali zbliżyć się na siedem punktów, to nie zagrozili już Celtom.
- Świetny mecz rozegrał Derrick White, autor 30 punktów. Po spokojnej pierwszej kwarcie rozpędzać zaczął się Jayson Tatum, który skompletował ostatecznie 25 „oczek”, sześć zbiórek i pięć asyst. Kristaps Porzingis dorzucił 21 punktów, z kolei Jaylen Brown 17 (do tego dwa „techniki”, przez które wyleciał z parkietu). Warto zaznaczyć też, że double-double odnotował wchodzący z ławki Al Horford (14 punktów, 10 zbiórek).
- Ofensywę Knicks napędzali m.in. Jalen Brunson i RJ Barrett, którzy zdobyli po 23 punkty. Julius Randle dołożył 20 „oczek”, ale na wyróżnienie zapracowali rezerwowi. Isaiah Hartenstein zebrał 16 piłek, do czego dołożył cztery asysty, dwa bloki i pięć punktów, Immanuel Quickley odnotował 17 punktów i miał najlepszy wskaźnik +/- w swoim zespole (+15).
Brooklyn Nets – Washington Wizards 124:97
- Od początku spotkania Washington Wizards mieli problemy z odpowiednią skutecznością. Podopieczni Wesa Unselda Jr’a. rozpoczęli mecz od 0/9 za trzy w pierwszej kwarcie, jednak Brooklyn Nets nie zdołali wykorzystać tego w najlepszy możliwy sposób (26:18). W drugiej odsłonie sytuację uratowali nieco Deni Avdija i Kyle Kuzma, dzięki czemu Czarodzieje zbliżyli się z wynikiem (50:47).
- O końcowym rezultacie przesądziła w dużej mierze druga połowa. Nets wygrali trzecią kwartę 40:26, z kolei czwartą 34:26, co nie pozostawiło większych wątpliwości, kto był tej nocy lepiej dysponowany. Gospodarze zdominowali rywala niemal w każdym aspekcie gry i dopisali do swojego konta trzecie z rzędu zwycięstwo.
- W ostatnich 13 spotkaniach bilans Wizards to kiepskie 1-12. Na swojej drodze ograli w tym czasie tylko Detroit Pistons.
- Double-double po stronie Nets odnotowali tej nocy Nic Claxton (13 punktów, 15 zbiórek) oraz rezerwowy Day’Ron Sharpe (15 punktów, 11 zbiórek). Mikal Bridges zdobył 21 punktów, z kolei Cam Thomas dorzucił 17.
- Po stronie Wizards najlepszym punktującym był tej nocy Kyle Kuzma, autor 17 „oczek” (8/17 z gry; -23). Za jego plecami w tej kategorii uplasował się Deni Avdija (15 punktów, 7 zbiórek). Rozczarował Jordan Poole, który zakończył zawody z dorobkiem ośmiu punktów (3/7 z gry).
Memphis Grizzlies – Minnesota Timberwolves 103:127
Miami Heat – Cleveland Cavaliers 99:111
- Po pierwszej kwarcie mogło wydawać się, Cleveland Cavaliers nie zaliczą tej nocy do udanych. Przyjezdni zdobyli wówczas wyłącznie 17 punktów, jednak Miami Heat nie zdołali w pełni wykorzystać tego momentu słabości (25:17).
- To utrzymało przyjezdnych w grze i sprawiło, że kiedy Cavs odnaleźli w końcu optymalny rytm, to za sprawą trafień m.in. Maxa Strusa, Donovana Mitchella czy Sama Merrilla zdołali zniwelować straty i zejść na przerwę na prowadzeniu (52:53).
- W drugiej połowie Cavaliers w dalszym ciągu byli stroną przeważającą. Świetnie dysponowany w trzeciej „ćwiartce” był wspomniany Mitchell, który napędzał ofensywę Cleveland i miał ogromny wpływ na wypracowaną przewagę (75:88). W czwartej części gry Heat nie zdołali już nawiązać walki.
- Świetny występ zaliczył Donovan Mitchell, autor 27 punktów, 13 zbiórek i sześciu asyst. Darius Garland dołożył 18 punktów i kolejne sześć asyst, z kolei rezerwowy Georges Niang odnotował 13 „oczek”.
- Po stronie Heat żadnemu z zawodników nie udało się przekroczyć bariery 20 „oczek”. Najlepiej pod tym względem wypadli Kyle Lowry i Josh Richardson (po 17 punktów, Jimmy Butler dołożył 16 punktów, z kolei double-double w postaci 14 punktów i 12 zbiórek zanotował Kevin Love.
Oklahoma City Thunder – Golden State Warriors 138:136 (po dogrywce)
- Bez wątpienia jedno z najciekawszych spotkań tej nocy, którego losy dwukrotnie rozstrzygnęły się w ostatnich minutach. Na około minutę przed końcem Stephen Curry wykorzystał błąd rywala i wyegzekwował akcję 2+1, która dała Golden State Warriors przewagę różnicą dwóch punktów (113:115). Chwilę później odpowiedział Shai Gilgeous-Alexander, doprowadzając tym samym do remisu, ale rozgrywający GSW nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
- Przy 19 sekundach na zegarze Curry popisał się indywidualną akcją i po rzucie za trzy z odskoku po raz kolejny dał Warriors przewagę i uciszył tym samym kibiców zgromadzonych w Paycom Center. Swoim wielkim momentem próbował odpowiedzieć Shai, ale pogubił się w dryblingu, jednak na jego szczęście sędziowie odgwizdali faul.
- Oklahoma City Thunder mieli 8,4 sekundy na rozegranie akcji. Piłka trafiła ostatecznie w ręce Cheta Holmgrena, który zdecydował się na rzut zza łuku. Środkowy spudłował, ale był jednocześnie faulowany przez Draymonda Greena. Debiutant zachował zimną krew i skutecznie wyegzekwował wszystkie trzy próby, doprowadzając tym samym do dogrywki.
- Zawodnicy OKC rozpoczęli dogrywkę w prawdopodobnie najlepszy możliwy sposób i wydawało się, że do końca spotkania może zabraknąć już emocji (133:123). Wojownicy cierpliwie odrabiali jednak straty, a po trójce Curry’ego na 29 sekund przed syreną tracili już tylko dwa punkty. Trafienie zaliczył wówczas jednak Luguentz Dort, a w końcówce pudłowali Klay Thompson i Moses Moody, co przesądziło o losach spotkania.
- Po raz kolejny odpowiedzialność za zespół wziął na swoje barki Shai Gilgeous-Alexander, autor 38 punktów, pięciu zbiórek, pięciu asyst i pięciu przechwytów (15/30 z gry, 0/3 za trzy). Jalen Williams dorzucił efektowne 28 punktów, z kolei Chet Holmgren do 21 „oczek” dołożył siedem zbiórek i trzy bloki.
- Stephen Curry dwoił się i troił, ale jego 34 punkty (10/20 z gry, 6/12 za trzy) nie wystarczyły, by poprowadzić GSW do zwycięstwa. Double-double popisali się mimo wszystko Draymond Green (12 punktów, 13 asyst), Dario Sarić (11 punktów, 12 zbiórek) oraz Jonathan Kuminga (24 punkty, 12 zbiórek). Brandin Podziemski zaliczył 12 punktów, sześć zbiórek, cztery asysty i jeden przechwyt.
- Był to czwarty bezpośredni mecz obu ekip w tym sezonie. Thunder wygrali tym samym tę serię w rozgrywkach zasadniczych 3-1.
San Antonio Spurs – Chicago Bulls 112:121
- Wygląda na to, że skład San Antonio Spurs z Jeremym Sochanem na ławce rezerwowych był jednorazowym eksperymentem Gregga Popovicha. Minionej nocy reprezentant Polski powrócił do wyjściowej piątki, jednak nie zaliczy tego występu do najbardziej udanych.
- Sochan spędził na parkiecie 34 minuty i w czasie tym zdobył cztery punkty, cztery asysty, trzy zbiórki i jeden blok, ale popełnił przy tym też pięć strat (2/6 z gry, 0/2 za trzy). Był on jednocześnie jedynym starterem „Ostróg”, który nie zakończył meczu z dwucyfrowym dorobkiem punktowym.
- Spurs dobrze weszli w mecz i po pierwszej połowie cieszyli się dwucyfrowym prowadzeniem (63:52). Wszystko, co wypracowali sobie przed przerwą, legło jednak w gruzach po zaledwie kilku minutach trzeciej „ćwiartki”. Seria trafień Alexa Caruso, Patricka Williamsa i Coby’ego White’a pozwoliła Chicago Bulls na zniwelowanie strat i odzyskanie prowadzenia (68:69).
- Przewaga Byków kilkukrotnie rosła, ale w głównej mierze wynik oscylował w granicach remisu. Dopiero na kilka minut przed końcową syreną trafienia wspomnianych zawodników oraz DeMara DeRozana pozwoliły przyjezdnym na powiększenie przewagi, co uniemożliwiło Spurs walkę o pozytywny rezultat w ostatnich sekundach.
- Pod dalszą nieobecność Zacha LaVine’a dobrze wypadł Coby White, autor 24 punktów i sześciu zbiórek. Zaskakująco pozytywnie zaprezentował się też Patrick Williams, zdobywca 20 „oczek” i sześciu zbiórek. Double-double odnotowali natomiast DeMar DeRozan (20 punktów, 10 asyst) i Nikola Vucević (21 punktów, 16 zbiórek).
- Po stronie Spurs efektowną linijkę zanotował Victor Wembanyama (21 punktów, 20 zbiórek, 4 asysty, 4 bloki). Nieco mniej, bo 20 punktów, zdobył Keldon Johnson. Tre Jones – nominalny, acz wchodzący z ławki rezerwowych rozgrywający – otarł się o podwójną zdobycz z dorobkiem 18 punktów i 9 asyst. Rozczarował Devin Vassell, który zaaplikował rywalom 11 „oczek” na kiepskiej skuteczności (4/15 z gry, 1/9 za trzy).
Denver Nuggets – Houston Rockets 106:114
- Houston Rockets nie są w tym sezonie najłatwiejszym rywalem dla Denver Nuggets. Ekipa z Teksasu pokonała obecnych mistrzów NBA już po raz trzeci w bieżących rozgrywkach. Tym razem kluczem do zwycięstwa Rakiet była świetna postawa Freda VanVleeta i Jalena Greena, a także nie najlepsza skuteczność Nikoli Jokicia.
- Ogromny wpływ na końcowy rezultat miała trzecia odsłona, w której goście zdominowali swojego rywala i zaaplikowali mu aż 40 „oczek”. Rockets trafili wówczas szalone 77,8% swoich rzutów z gry, w tym 75% zza łuku. To pozwoliło im na objęcie 18-punktowego prowadzenia (74:92), którego nie oddali już do ostatniej syreny.
- Dla Houston było to dopiero pierwsze w tym sezonie wyjazdowe zwycięstwo, do którego przyczynili się przede wszystkim wspomniani Fred VanVleet (26 punktów), Jalen Green (25 punktów), a także Alperen Sengun (17 punktów, 10 zbiórek, 7 asyst) czy Dillon Brooks (16 punktów).
- Solidną linijką statystyczną popisał się też Nikola Jokić (23 punkty, 16 zbiórek, 5 asyst, 2 bloki), ale brakowało mu nieco skuteczności (9/26 z gry; 4/7 z linii). Jamal Murray również nie mógł się do końca wstrzelić (6/17), choć odnotował ostatecznie 21 „oczek”. Lepiej natomiast wypadł pod tym względem Michael Porter Jr. (20 punktów, 8 zbiórek; 8/12 z gry).
Phoenix Suns – Sacramento Kings 106:114
- Po pierwszej połowie wydawało się, że Phoenix Suns mają wszystko względnie pod kontrolą. Pomimo nieobecności Kevina Duranta (i wciąż kontuzjowanego Bradleya Beala) świetnie radzili sobie Devin Booker i Eric Gordon, a Słońca na przerwę schodziły z przewagą dziewięciu punktów (59:50).
- W trzeciej „ćwiartce” wszystko się w Phoenix jednak posypało. Gospodarze nie byli w stanie odnaleźć drogi do kosza i trafiali jedynie 26,1% swoich rzutów z gry, pudłując wszystkie próby zza łuku (0/8) i przegrywając tę część 12:33. Sacramento Kings bezlitośnie wykorzystali niemoc rywala i po kolejnych 12 minutach gry cieszyli się z dwucyfrowego prowadzenia (71:83).
- W ostatniej odsłonie Suns wrócili do regularnego punktowania, ale nie byli już w stanie zagrozić przyjezdnym. Podopieczni Franka Vogela notują tym samym czwartą porażkę w pięciu ostatnich spotkaniach, przez co wypadli poza pierwszą szóstkę Konferencji Zachodniej.
- Po raz kolejny w tym sezonie świetny mecz rozegrał De’Aaron Fox, autor 34 punktów i siedmiu asyst. Double-double w postaci 15 „oczek” i 17 zebranych piłek dołożył Domantas Sabonis, który rozdał też pięć asyst. Dobrze wypadł też 28-letni debiutant w NBA Sasha Vezenkow, który dorzucił 14 punktów.
- Po stronie Suns dwoił się i troił Devin Booker, który zakończył mecz z dorobkiem 28 punktów, siedmiu zbiórek i siedmiu asyst. Eric Gordon dołożył 19 „oczek”, a o podwójną zdobycz otarł się Jusuf Nurkić (15 punktów, 9 zbiórek).
Portland Trail Blazers – Dallas Mavericks 112:125
- Odpowiedzialność za zdobywanie punktów dla Dallas Mavericks od samego początku spoczywała na barkach Luki Doncicia. Słoweniec był motorem napędowym swojego zespołu, który w pierwszej kwarcie wypracował sobie komfortowe prowadzenie (22:37).
- W drugiej odsłonie ofensywa Portland Trail Blazers funkcjonowała już zdecydowanie lepiej i gospodarze zaczęli zbliżać się z wynikiem. Spora w tym zasługa przede wszystkim Shaedona Sharpe i Anfernee Simonsa, którzy do przerwy skompletowali łącznie 30 „oczek” (60:71).
- Po przerwie PTB kilkukrotnie zbliżali się z wynikiem, ale Mavs nie pozwolili odebrać sobie prowadzenia ani razu. Po trafieniu Duopa Reatha na 2:37 przed końcem gospodarze zbliżyli się na osiem punktów, ale ich nieskuteczność w kolejnych minutach, a następnie trójka Dante Exuma przesądziły o losach spotkania.
- Luka Doncić spędził na parkiecie 41 minut i zdobył w tym czasie 32 punkty, 10 asyst i sześć zbiórek. Zaskakująco wypadł wspomniany Dante Exum, autor 23 punktów, sześciu zbiórek i siedmiu asyst. Tim Hardaway Jr. wchodząc z ławki dołożył 20 „oczek”.
- Kyrie Irving musiał opuścić parkiet już w drugiej kwarcie z uwagi na uraz, którego nabawił się po groźnie wyglądającej sytuacji. Komentatorzy z transmisji Blazers informowali, że rozgrywający opuścił halę na wózku inwalidzkim, jednak na pomeczowej konferencji prasowej Jason Kidd zaprzeczył owym doniesieniom i podkreślił, że Irving w dalszym ciągu przebywa w budynku.
- Po stronie Blazers wyróżnił się przede wszystkim Anfernee Simons, który na swoim koncie zapisał 30 punktów, osiem asyst i pięć zbiórek. Równie aktywny w ofensywie był Shadeon Shapre, zdobywca 24 „oczek”, dziewięciu zbiórek i pięciu asyst.
Utah Jazz – Los Angeles Clippers 103:117
- Od początku meczu James Harden i Paul George mieli problemy z odnalezieniem swojego rytmu w ofensywie, w związku z czym na wysokości zadania stanął Kawhi Leonard. Skrzydłowy skompletował do przerwy 22 punkty i to przede wszystkim trafienia jego, Ivicy Zubaca oraz Terance Manna sprawiły, że Los Angeles Clippers do przerwy cieszyli się 13-punktowym prowadzeniem.
- W pierwszej połowie skuteczność Utah Jazz pozostawiała wiele do życzenia. Podopieczni Willa Hardy’ego trafiali jedynie 36,2% swoich rzutów z gry, w tym zaledwie 23,8% zza łuku. W trzeciej „ćwiartce” sytuacja nieco się zmieniła i Jazzmani byli już w stanie dotrzymać kroku przyjezdnym, choć nieustannie musieli gonić wynik (75:88). Clippers do końcowej syreny trzymali jednak rękę na pulsie i dowieźli komfortową przewagę.
- Świetne zawody rozegrał Kawhi Leonard, który po raz pierwszy w tym sezonie zakończył mecz z dorobkiem co najmniej 40 „oczek” (41 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst; 6/8 za trzy). Paul George dołożył 20 punktów i imponujące sześć przechwytów. Double-double zaliczył z kolei Ivica Zubac (18 punktów, 12 zbiórek). Problemy ze skutecznością miał James Harden, ale dołożył 12 punktów, siedem zbiórek i osiem asyst (2/8 z gry).
- Po stronie Jazz solidnie wypadł John Collins, autor 20 punktów, 13 zbiórek i czterech bloków. Po 15 „oczek” dołożyli Talen Horton-Tucker i Keyonte George, z kolei po 13 odnotowali Collin Sexton oraz Kelly Olynyk.