Pierwszy niedzielny mecz play-offów za nami. Rozstawieni z „jedynką” Miami Heat nie pozostawili żadnych szans Atlanta Hawks i bez problemów objęli prowadzenie w serii. Drugie starcie dostarczyło nam zdecydowanie więcej emocji. Po fantastycznej wymianie ciosów zwycięstwo Boston Celtics nad Brooklyn Nets trafieniem na równi z końcową syreną zapewnił Jayson Tatum. W kolejnym spotkaniu Milwaukee Bucks ograli Chicago Bulls, ale oba zespoły miały wyrażne problemy ze skutecznością. Na zakończenie dnia Phoenix Suns zgodnie z planem pokonali najniżej rozstawionych New Orleans Pelicans.

Miami Heat – Atlanta Hawks 115:91 (1-0)

Statystyki na PROBASKET

  • Kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania amerykańskie media informowały, że w obliczu kontuzji Clinta Capeli do gry powróci przedwcześnie John Collins. Skrzydłowy Atlanta Hawks swój ostatni mecz rozegrał 11 marca i od tego czasu pozostawał poza składem Jastrzębi z urazem. Skrzydłowy nie znalazł się w wyjściowej piątce, ale ostatecznie pojawił się na parkiecie w ograniczonym czasie.
  • Ofensywy obu ekip potrzebowały nieco czasu, by na dobre wejść w rytm meczowy. Miami Heat rozpoczęli spotkanie od skuteczności 1/6 z gry, z kolei Hawks od fatalnego, trwającego zdecydowanie dłużej marazmu w postaci 2/15. Dodatkowo jeszcze w pierwszej kwarcie twarzą w twarz stanęli ze sobą Trae Young i Jimmy Butler, co miało być zapowiedzią ognistej rywalizacji, choć obaj zostali ukarani przewinieniem technicznym.
  • Gospodarze przełamali niemoc strzelecką, dzięki czemu odskoczyli na 9 punktów (16:7). Jastrzębie w dalszym ciągu miały problemy zarówno ze skutecznością, jak i stratami. Nie radził sobie Trae Young (0/3) i choć ich sytuację poprawiła trójka Delona Wrighta, to po chwili przyjezdni przegrywali już różnicą 10 „oczek” (21:11). Heat nie wykorzystali jednak w pełni problemów Atlanty, która zakończyła kwartę z 6-punktowym deficytem. Dla Hawks była to mimo wszystko najgorsza strzelecko „ćwiartka” w całym sezonie (17,6%; 3/17).
  • W drugiej odsłonie obie strony wciąż nie były w stanie uniknąć błędów. Miami znów byli jednak skuteczniejsi i po trafieniu zza łyku Kyle’a Lowry’ego znacząco powiększyli swoje prowadzenie (41:26). Atlancie brakowało przede wszystkim punktów od zmienników, Bogdana Bogdanovicia (0/7) i Trae Younga, który nie mógł się wstrzelić (1/7). Ataki Jastrzębi napędzał Danilo Gallinari, ale przewaga Heat rosła i do przerwy wynosiła już 19 punktów (59:40).
  • Po powrocie na parkiet nie zmieniło się zbyt wiele. Trzy razy trafił P.J. Tucker, dwa razy Butler i Heat prowadzili już różnicą 27 „oczek” (73:46). Kluczowe w dalszym ciągu było powstrzymanie Younga, który zatrzymał się na jednym trafieniu i po trzech kwartach (a zarazem całym meczu) był 1/12 z gry (do tego 6 punktów z linii). O ile głównym problemem Hawks była ich dyspozycja, o tyle trzeba pochwalić zawodników gospodarzy. Świetnie z ławki radził sobie Duncan Robinson, a Butler, Tucker i Lowry także napędzali grę zespołu z Florydy.
  • W czwartej kwarcie tempa nie zwalniał Robinson, który dołożył cztery trafienia za trzy, a po punktach Butlera przewaga Heat po raz pierwszy wzrosła do 30 punktów (106:76). W grze pojawili się zawodnicy drugiego planu, a losy spotkania były już przesądzone.
  • Świetny mecz z ławki rezerwowych zaliczył Duncan Robinson, autor 27 punktów na fantastycznej skuteczności (9/10 z gry, 8/9 za trzy). Solidne zawody rozegrali Jimmy Butler (21 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty, 3 przechwyty) oraz P.J. Tucker (16 punktów, 5 zbiórek). Bliski double-double był Kyle Lowry (10 punktów, 9 asyst).
  • – Próbowaliśmy grać fizycznie [przeciwko Youngowi], powstrzymywać wszystkie rzuty, trzymać go z dala od linii rzutów wolnych i sprawić, by podawał […]. Widziałem w Duncanie pewność siebie. To gość, którego nie obchodzi, co ktokolwiek myśli. Wychodzi i trafia – mówił „na gorąco” po meczu Butler.
  • Po stronie Hawks tylko czterech zawodników zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym: Danilo Gallinari (17 pkt), De’Andre Hunter (14 pkt) oraz rezerwowi John Collins i Kevin Knox II (po 10). Zawiódł Trae Young (1/12 z gry, 0/7 za trzy), dla którego 8 punktów to najmniejsza zdobycz w całym sezonie 2021/22. Bogdan Bogdanović był z kolei 0/8 z gry.

Boston Celtics – Brooklyn Nets 115:114 (1-0)

Statystyki na PROBASKET

  • Boston Celtics świetnie rozpoczęli to spotkanie po bronionej stronie parkietu. Po siedmiu minutach Brooklyn Nets mieli na koncie już 7 strat i jedynie 4 trafienia z gry. C’s brakowało co prawda nieco skuteczności (Jaylen Brown 1/4, Jayson Tatum 0/1), ale i tak utrzymywali się na prowadzeniu głównie dzięki punktom Ala Horforda i Granta Williamsa (18:12). W porę przebudzili się jednak Seth Curry czy Kyrie Irving z linii i choć po chwili mieliśmy już remis, to po pierwszej kwarcie skromną zaliczkę mieli gospodarze (29:28).
  • Drugą kwartę rozpoczęła wymiana ciosów. Problemy ze skutecznością do tamtego momentu miał Kevin Durant (1/7), ale świetnie radził sobie Irving, który w niespełna 4 minuty zaaplikował rywalom 9 „oczek”. Po drugiej stronie Tatum najpierw zajął się rozprowadzaniem piłki (7 asyst), po czym sam wziął sprawy w swoje ręce i wziął ciężar zdobywania punktów na siebie (11 pkt w 2Q). Nets utrzymywali się jednak w grze, głównie za sprawą częstych i skutecznych wizyt na linii (16/17). Do przerwy pomimo aż 17 zmian prowadzenia na tablicy widniał jednak remis 61:61.
  • W trzeciej kwarcie Celtics zaliczyli serię punktową 9:0 i objęli największe prowadzenie do tamtego momentu (72:63). Kevin Durant odpowiedział dwoma trafieniami, ale Brown i Marcus Smart, a po chwili też Tatum nie pozostawali dłużni (84:69). Nets zdołali zbliżyć się nieco z wynikiem, ale wciąż to gospodarze prezentowali się lepiej. Po dwóch blokach trójkę na zamknięcie odsłony zdobył Tatum, a Celtics znów mieli dwucyfrowe prowadzenie (96:85).
  • Boston fatalnie rozpoczął czwartą „ćwiartkę”. Straty, pudła i inne błędy przeplatały trafienia Bruce’a Browna, Nicolasa Claxtona, Irvinga i Duranta, dzięki czemu Brooklyn odzyskał prowadzenie (98:100). Celtów ratował jednak J. Brown, który przez ponad 7 minut jedynym zawodnikiem gospodarzy, który punktował.
  • Trafienie z półdystansu Duranta na 1:20 przed końcem pozwoliło Nets odskoczyć na dwa „oczka” (109:111). W kolejnej akcji zdołał odpowiedzieć Horford, ale raz jeszcze dał o sobie znać Irving, który w kluczowym momencie trafił zza łuku (111:114). Końcówka należała już jednak do Celtics. Najpierw straty zmniejszył Brown, po czym podopieczni Ime Udoki popisali się świetną defensywą i wymusili trudny, niecelny rzut na Durancie. W ostatniej akcji „pompka” Marcusa Smarta pozwoliła mu zgubić rywali, po czym dograł on piłkę do Tatuma. Skrzydłowy zaprezentował efektowny obrót i trafił od tablicy niemal na równi z ostatnią syreną, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo.
  • Bohater spotkania – Jayson Tatum– zdobył 31 punktów i 8 asyst. Jaylen Brown dołożył 23 oczka. Efektownym double-double w postaci 20 punktów i 15 zbiórek popisał się Al Horford. Również 20 punktów dorzucił Marcus Smart.
  • Po stronie Nets świetne zawody rozegrał Kyrie Irving, autor 39 punktów, 6 asyst i 4 przechwytów. Kevin Durant miał problemy ze skutecznością (9/24) i skończy mecz z dorobkiem 23 oczek i aż 6 strat. Wchodzący z ławki Nic Claxton dołożył 13 punktów, a Goran Dragić 14.

Milwaukee Bucks – Chicago Bulls 93:86 (1-0)

Statystyki na PROBASKET

  • Już pierwsze minuty spotkania potwierdziły, że Chicago Bulls będą mieli spore problemy z powstrzymaniem Giannisa Antetokounmpo i Brooka Lopeza w pomalowanym. Po serii trafień spod kosza Grek zaskoczył Byków trójką, która wyprowadziła Milwaukee Bucks na prowadzenie 9:0, ale dłużni z dystansu nie pozostawali Nikola Vucević i DeMar DeRozan. Goście mieli jednak problemy ze skutecznością (8/24 z gry w 1Q, 2/11 za trzy), dzięki czemu przewaga Bucks stale rosła, osiągając pułap nawet 14 „oczek” (25:11).
  • Bulls mogli odpowiedzieć z przytupem w drugiej kwarcie. Tym razem to podopieczni Mike’a Budenholzera nie mogli odnaleźć rytmu strzeleckiego (6/22), a w dodatku z linii nie radził sobie Giannis (2/6). Ekipa z „Wietrznego Miasta” również miała jednak problemy z odnalezieniem drogi do kosza – Zach LaVine (1/4), Nikola Vucević (1/3), DeMar DeRozan (2/6) – ale prawie nie mylili się przy rzutach osobistych (11/12). To pozwoliło im zmniejszyć stratę do przerwy do 8 punktów (51:43).
  • Trzecia odsłona także padła łupem przyjezdnych, choć ponownie wstrzelić nie mógł się DeRozan (1/7). Dobry fragment zaliczyli jednak Vucević (12 pkt) i LaVine (7 pkt). To właśnie 8 punktów z rzędu środkowego doprowadziło do remisu (64:64), po czym trójka i kolejne trafienie Coby’ego White’a wyprowadziły Bulls na 5-punktowe prowadzenie. Bucks, z Giannisem, Jrue Holidayem i Bobbym Portisem na czele, odpowiedzieli jednak natychmiast i znów zamknęli kwartę na prowadzeniu (74:71).
  • W czwartej kwarcie gwiazdorski tercet Bulls po raz kolejny zawiódł. LaVine, DeRozan i Vucević trafili łącznie tylko 2 z 20 rzutów z gry, zdobywając zaledwie 6 punktów. Bucks ponownie nie osiągnęli nawet 40% skuteczności, ale ich 6/16 wystarczyło, by wygrać odsłonę 19:15. Kluczowym momentem meczu był rzut za trzy Zacha LaVine’a na 29,7 sekundy przed syreną. Bulls przegrywali wówczas trzema „oczkami”, ale po jego próbie piłka odbiła się tylko od obręczy, po czym punktowali już tylko gospodarze.
  • – Myślałem, że to dobry rzut. Przegrywaliśmy trzema punktami, byłem na naprawdę czystej pozycji – komentował po meczu LaVine. – Wszystkie rzuty, które dzisiaj oddałem, czułem, że były dobre. Gwarantuję wam, że ja, Zach i Vooch [Nikola Vucević] nie spudłujemy znowu tylu prób – dodał po meczu DeRozan.
  • W całym meczu Bulls trafili tylko 32,3% rzutów z gry (31/96) oraz 18,9% zza łuku (7/37). Nikola Vucević zdobył double-double w postaci 24 punktów i 17 zbiórek (2/10 zza łuku). Podwójną zdobycz odnotował też Zach LaVine (18 punktów, 10 zbiórek’ 2/10 za trzy). DeMar DeRozan dołożył z kolei 18 oczek, 8 zbiórek, 6 asyst i 3 przechwyty (6/25 z gry).
  • Po stronie Bucks najlepiej wypadł Giannis Antetokounmpo, autor 27 punktów, 16 zbiórek i 2 bloków. Brook Lopez odnotował 18 oczek i 5 zbiórek, a Jrue Holiday 15 punktów, 6 zbiórek i 6 asyst. Skuteczności brakowało Khrisowi Middletonowi (11 punktów, 5 zbiórek, 6 asyst; 4/13 z gry, 1/7 za trzy).

Phoenix Suns – New Orleans Pelicans 110:99 (1-0)

Statystyki na PROBASKET

  • Faworyzowani Phoenix Suns nie mieli większych problemów z przejęciem inicjatywy już w pierwszej odsłonie. Podopieczni Monty’ego Williamsa w większości wykorzysytwali swoje pozycje strzeleckie (61,1%), co pozwoliło im na szybkie odskoczenie z wynikiem. Drogi do kosza odnaleźć nie mogli za to przyjezdni. Regularnie pudłowali CJ McCollum (1/7), Brandon Ingram (2/7) czy Jonas Valanciunas (2/6), dzięki czemu New Orleans Pelicans kwartę zakończyli z 12-punktową stratą (28:16).
  • Druga odsłona również należała do gospodarzy. Przyjezdnym brakowało skuteczności, za to swoje robili Chris Paul czy Deandre Ayton. Dwa cenne trafienia z ławki dołożył Cameron Johnson i Słońca cieszyły się komfortowym, 19-punktowym prowadzeniem do przerwy (53:34). Suns mieli więcej energii i zdecydowanie lepiej radzili sobie po bronionej stronie parkietu.
  • Ofensywa Pelicans zaliczyła przełamanie w trzeciej „ćwiartce”, w której goście z Luizjany zdobyli aż 37 punktów. Duża w tym zasługa rezerwowych z Larrym Nancem Jr’em. i Naji Marshallem na czele (łącznie 15 pkt). Po 5 „oczek” dołozyli Ingram i McCollum i choć po drugiej stronie dwoił się i troił Devin Booker (11 pkt), to NOP zmniejszyli stratę do zaledwie 8 punktów (79:71).
  • W czwartej kwarcie Suns trzymali rękę na pulsie i tylko raz – po trójce Nance’a Jr’a. – pozwolili Pelicans zbliżyć się na 6 punktów (87:81). Prawdziwy show dał wówczas Chris Paul, który tylko w ostatniej „ćwiartce” zdobył aż 19 punktów (3/4 za trzy). Goście nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na wyczyny CP3 i pomimo prób nawiązania kontaktu z rywalem musieli obejść się smakiem.
  • Chris Paul zaliczył świetny mecz i zdobył ostatecznie 30 punktów, 10 asyst i 3 przechwyty na świetnej skuteczności (12/16 z gry, 4/6 za trzy). Devin Booker dołożył 25 punktów i 8 asyst. Bliski skompletowania double-double był Deandre Ayton (31 oczek, 9 zbiórek, 4 bloki).
  • Po stronie Pelicans wyróżniali się przede wszystkim CJ McCollum (25 punktów, 8 zbiórek, 6 asyst), Jonas Valanciunas (18 punktów, 25 zbiórek) oraz Brandon Ingram (18 punktów, 5 zbiórek). NOP zabrakło jednak skuteczności zarówno z gry (37,9%), jak i z linii rzutów wolnych, gdzie spudłowali 8 prób (18/26), co mogło ostatecznie zrobić różnicę.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep Nike
  • Albo SK STORE, czyli dawny Sklep Koszykarza
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Ogromne wyprzedaże znajdziesz też w sklepie HalfPrice
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    17 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments