Miami Heat wciąż muszą radzić sobie bez Jimmy’ego Butlera i Bama Adebayo, a mimo to byli w stanie pokonać Philadelphia 76ers na ich terenie. Zwycięstwem w Dallas, ale w niemal kompletnym składzie, popisali się również Los Angeles Lakers, choć potrzebowali do tego dogrywki. W innym meczu na szczycie Utah Jazz pokonali Los Angleles Clippers. W Oklahoma City szalony rzut z własnej połowy niemal na równi z syreną na zwycięstwo zamienił Devonte’ Graham.

Cleveland Cavaliers – Houston Rockets 124:89

Statystyki na PROBASKET

  • Podopieczni trenera Bickerstaffa już w pierwszej kwarcie ustalili wynik spotkania, prowadząc z Rockets 19 punktami (35:16), a po pierwszej połowie przewaga urosła do 31 oczek (69:38). W drugiej połowie Cavs mogli już spokojnie kontrolować wydarzenia na parkiecie wygrywając ostatecznie 35 punktami (124:89). Cleveland Cavaliers (18-12) odnieśli 5. zwycięstwo z rzędu. Koszykarze klubu z Celveland ostatni raz taką serią mogli pochwalić się od 28 marca do 5 kwietnia 2018, jeszcze z LeBronem Jamesem w składzie.
  • Najwięcej punktów dla wyraźnych zwycięzców zdobył Darius Garland (21), który trafił 7 z 11 rzutów z gry (64%). Jedno oczko mniej (20) uzyskał Isaac Okoro. – Zamierzamy utrzymać tę passę – powiedział skrzydłowy Cavs, który w ostatnich czterech meczach notuje średnio 19 punktów. Double-double (16 punktów i 10 zbiórek) zanotował Dean Wade. 15 punktów i 6 zbiórek dołożył Kevin Love, zaś 12 oczek zapisał na swoje konto Lauri Markkanen. 7 punktów, ale za to 12 asyst dodał Ricky Rubio.
  • Cavaliers trafili 18 z 40 rzutów trzypunktowych, co daje bardzo dobrą skuteczność zza linii 7,24, wynoszącą 45%. W meczu Rockets zagrało aż 13 graczy rotacji zespołu z Cleveland. Wykonaliśmy dobrą pracę – powiedział trener Bickerstaff. – Zagraliśmy zgodnie z naszymi standardami. To wszystko, o co prosiłem tych chłopaków – stwierdził.
  • Po stronie Houston Rockets najbardziej wyróżniał się Alperen Sengun, autor double-double (19 punktów i 11 zbiórek). Turecki środkowy trafił 7 z 14 rzutów i miał też 5 asyst. 17 oczek dołożył Josh Christopher, a 14 punktów zapisał na swoje konto Kenyon Martin Jr. 12 punktów i 6 zbiórek dołożył Jae’Sean Tate.

Autor: Mateusz Malinowski

Orlando Magic – Atlanta Hawks 99:111

Statystyki na PROBASKET

  • Koszykarze ze stanu Georgia bez większych problemów ograli Magików z Florydy. Kluczowym momentem okazała się druga kwarta, którą goście wygrali 12 punktami (37:25). – Podoba mi się sposób, w jaki zagraliśmy w tym meczu – powiedział trener McMillan. – Rzeczy, o których rozmawialiśmy, zostały wykonane. Musimy zrozumieć, jak ważna jest gra w czwartych kwartach – dodał.
  • Najlepszym graczem na parkiecie był Trae Young, który zagrał mimo kontuzji szyi. Lider Jastrzębi trafił 11 z 22 rzutów (50%), zdobywając 28 punktów. Jedyną słabą stroną rozgrywającego Atlanta Hawks były rzuty trzypunktowe. Young trafił zaledwie 1 z 8 rzutów (13%). Double-double (21 punktów i 10 zbiórek) zanotował John Collins, z kolei 14 oczek dołożył Lou Williams, a 13 punktów zapisał na swoje konto Cam Reddish.
  • Po stronie Orlando Magic najwięcej punktów zdobył (19) zdobył Moritz Wagner. Skrzydłowy gospodarzy miał też 6 zbiórek. 18 oczek, 7 zbiórek i 8 asyst zanotował Terrence Ross. 15 punktów padło łupem RJ Hamptona, zaś 10 punktów i 6 zbiórek zaliczył Franz Wagner. 9 oczek i 15 zbiórek zapisał na swoje konto Wendell Carter Jr.

Autor: Mateusz Malinowski

Philadelphia 76ers – Miami Heat 96:101

Statystyki na PROBASKET

  • To, co nie udało się Golden State Warriors i bijącemu rekord Stephenowi Curry’emu, udało się najpierw Memphis Grizzlies, a dziś w nocy wciąż osłabionym Miami Heat. Ekipa z Florydy wywozi z Filadelfii zwycięstwo, choć w dalszym ciągu musi radzić sobie bez Jimmy’ego Butlera i Bama Adebayo.
  • Już pierwsza kwarta pokazała, że dla Sixers nie będzie to łatwy mecz. Dobrze wstrzelił się co prawda Tobias Harris, po drugiej stronie parkietu ataki przyjezdnych skutecznie blokował Matisse Thybulle, ale skuteczność podopiecznych Doca Riversa pozostawiała wiele do życzenia. Niemoc strzelecka „Szóstek” sprawiła, że po trafieniach Dewayne’a Dedmona, Duncana Robinsona oraz KZ Okpali, a co za tym idzie, serii 9:2 Heat odskoczyli z wynikiem na 10 oczek (13:23). Po przerwie na żądanie Philly obraz gry się nie zmienił, a goście powiększyli jedynie swoją przewagę do 11 punktów.
  • Na początku drugiej odsłony wydawało się, że Miami całkowicie zdominuje to spotkanie, odskoczy z wynikiem i przesądzi o jego losach jeszcze przed przerwą. Sixers w grze utrzymywał przede wszystkim Tyrexe Maxey, autor pierwszych 10 punktów gospodarzy w tej części meczu, ale świetną grę kontynuował Robinson, a cenne trafienia dorzucili Omer Yurtseven i Gabe Vincent (22:41). „Szóstki” miały problemy pod własnym koszem, pozwolili bowiem Heat na kilka ważnych zbiórek ofensywnych, a Kyle Lowry był nawet w stanie wymusić przewinienie na Joelu Embiidzie przy walcę o piłkę. Świetny mecz rozgrywał jednak Maxey i to m.in. on poprowadził serię 10:0 Philly, przez co przyjezdni schodzili na przerwę z tylko 9-punktowym prowadzeniem (49:58).
  • Po przerwie powtórzyła się sytuacja z drugiej odsłony. Heat na czele z Gabem Vincentem, P.J. Tucherem i Dewayne Dedmonem kapitalnie się wstrzelili i momentalnie powiększyli swoje prowadzenie do 23 oczek (53:76). Po drugiej stronie parkietu problemy z odnalezieniem rytmu strzeleckiego mieli natomiast Matisse Thybulle (0/4) czy Tobias Harris (1/3), ale w porę przebudzili się Maxey, Embiid, Danny Green oraz Shake Milton. Przewaga Miami ponownie stopniała, tym razem do zaledwie 11 punktów (70:81).
  • Dopiero w ostatniej części meczu zrobiło się naprawdę gorąco. Sixers stale poprawiali się w drobnych aspektach gry, ale swego dopięli dopiero na 1:23 przed końcową syreną, kiedy to trójka Harrisa doprowadziła do remisu (96:96). Chwilę wcześniej Joel Embiid w fatalny sposób skręcił lewą kostkę i przez długi czas zwijał się z bólu. Środkowy pozostał jednak na parkiecie i dograł mecz do końca. Niemoc Heat, którzy przez ponad 5 minut nie byli w stanie trafić z gry, przerwał dopiero Vincent, który popisał się szaloną trójką. Po przerwie na żądanie dwukrotnie pudłował z kolei Embiid, co przesądziło o losach spotkania.
  • Zwycięstwo Heat zapewnili przede wszystkim zawodnicy wyjściowej piątki. Świetnie dysponowany Gabe Vincent zdobył 26 punktów, utrzymując przy tym imponującą skuteczność (7/12 za trzy). Drobne problemy przez pewien czas miał Duncan Robinson, ale udało mu się mimo wszystko skompletować 21 oczek (4/11 zza łuku). Double-double w postaci 10 punktów i 14 zbiórek dołożył Dewayne Dedmon. Kyle Lowry dorzucił z kolei 14 punktów, 6 zebranych piłek i 5 asyst.
  • W rolę lidera Sixers wcielił się tej nocy Tyrese Maxey, autor 27 punktów i 5 asyst. Nieco mniej widoczny, pomimo efektownego double-double (17 punktów, 14 zbiórek, 5 asyst) był Joel Embiid. Dobrze prezentował się za to Tobias Harris, który dołożył 24 oczka.

Dallas Mavericks – Los Angeles Lakers 104:107 (po dogrywce)

Statystyki na PROBASKET

  • Pierwsza połowa pojedynku w American Airlines Center to istny rollercoaster. Po wyrównanym początku Los Angeles Lakers zdołali odskoczyć z wynikiem na 12 punktów (23:35), głównie za sprawą dobrze dysponowanych LeBrona Jamesa i Russella Westbrooka. Dallas Mavericks odpowiedzieli jednak serią 15:0 autorstwa głównie Kristapsa Porzingisa, co pozwoliło im wrócić do gry i ponownie otworzyło nam mecz.
  • Po przerwie żadna ze stron nie była w stanie odskoczyć z wynikiem, a wszelkie próby ucieczki powstrzymywano niemal momentalnie. W czwartą „ćwiartkę” lepiej weszli jednak podopieczni Jasona Kidda. Tim Hardaway Jr. i Jalen Brunson zdołali powiększyć przewagę Dalals do nawet 7 oczek (85:78), a sytuacja Jeziorowców robiła się nieciekawa. Na wysokości zadania stanęli jednak James, Davis i Wayne Ellington, przez co wynik ponownie oscylował w granicy remisu (89:88).
  • Kiedy wydawało się, że Lakers mają szansę na ciche przejęcie inicjatywy w końcówce, gospodarze za sprawą Kristapsa Porzingisa w imponujący sposób wykończyli dwie akcje, a tzw. airballem przy rzutach za trzy popisali się Anthony Davis i Wayne Ellington, z kolei po próbie LeBrona piłka obija jedynie tablicę (93:90). Na 33 sekundy przed końcową syreną piłka była w posiadaniu Mavs, którzy mogli wówczas wykończyć Jeziorowców. Źle akcje zakończył jednak Jalen Brunson i to do gości należało ostatnie słowo. Najpierw szaloną trójką chciał znów popisać się James, ale raz jeszcze był nieskuteczny. O piłkę powalczył jednak Davis, co wymusiło błąd na Maxim Kleberze i Porzingisie, a następnie pozwoliło Ellingtonowi na doprowadzenie do remisu. O rezultacie miała zadecydować zatem dogrywka.
  • Dodatkowy czas stał pod znakiem wymiany ciosów, choć obie strony miały wyraźne problemy w ofensywie. Kluczowy okazał się przechwyt Ellingtona, po którym akcję rozprowadził Westbrook, a punkty wsadem zdobył LeBron. To dało Jeziorowcom 3-punktową przewagę na minutę przed końcową syreną (98:101). Zza łuku odpowiedział jednak aktywny tej nocy Tim Hardaway Jr. i sprawa wyniku ponownie stała się otwarta. Wówczas niesamowitą trójką, co ciekawe jedyną tej nocy, popisał się jednak Westbrook. To nie był jednak koniec emocji. Po przerwie na żądanie dla Jasona Kidda tym samym odpowiedział bowiem Maxi Kleber, ponownie doprowadzając do remisu (104:104). Bohaterem gości został ostatecznie debiutant, 23-letni Austin Reaves. Po kapitalnym rozprowadzeniu piłki znalazł się on na czystej pozycji i zapewnił Lakers zwycięstwo celną trójką.
  • Lakers do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim ich gwiazdorski tercet. Russell Westbrook otarł się o triple-double z dorobkiem 23 punktów, 9 asyst i 10 zbiórek (8/18 z gry). Podwójną zdobycz dołożył również Anthony Davis, autor 20 oczek i 12 zbiórek. Najwięcej punktów zdobył jednak LeBron James (24 punkty, 5 asyst; 9/19 z gry, 4/9 za trzy). Wayne Ellington, który miał w końcówce wielkie momenty, dorzucił 9 punktów (3/9 zza łuku). Wchodzący z ławki Austin Reaves dołożył natomiast 15 oczek (5/6 za trzy).
  • – Chce stać się lepszy. Nie boi się takich momentów. Ciężko pracuje, robi odpowiednie rzeczy. Nawet jak na niego naskakujemy, jest tam, akceptuje krytykę, akceptuje pomoc i przenosi to na parkiet – mówił o Reavesie Anthony Davis.
  • Po stronie Mavericks pod nieobecność Luki Doncicia prym w dalszym ciągu wiedzie Kristaps Porzingis, który mecz z Lakers zakończył z double-double w postaci 23 punktów i 12 zbiórek, choć miał wyraźne problemy ze skutecznością (8/23 z gry; 1/7 za trzy). Jalen Brunson również wcielił się w rolę lidera i zdobył dziś 25 oczek oraz 9 asyst. Ważne trafienia dołożył Tim Hardaway Jr., który otarł się jedynie o podwójną zdobycz (20 punktów, 9 zbiórek).
  • Dla Lakers jest to już trzecia z rzędu wygrana, która pozwoliła im na umocnienie swojej pozycji w czołowej szóstce konferencji zachodniej z bilansem 16-13. Mavericks natomiast oddalają się od miejsca gwarantującego udział w play-off, choć na ten moment nie zagraża im spadek poza dziesiątkę.

Zobacz zwycięski rzut:

Milwaukee Bucks – Indiana Pacers 114:99

Statystyki na PROBASKET

  • Milwaukee Bucks podeszli do tego spotkania w mocno okrojonym zestawieniu. Kozły musiały bowiem radzić sobie bez Giannisa Antetokounmpo i Khrisa Middletona. Braki kadrowe widoczne były od początku gry. Pomimo iż w rolę liderów wcielili się Jrue Holiday i Bobby Portis, to po drugiej stronie parkietu świetnie dysponowany był Caris LeVert, który tylko w pierwszej kwarcie skompletował 14 punktów (33:33).
  • Druga i trzecia odsłona stały pod znakiem regularnej wymiany ciosów. Indiana Pacers, którzy przed przerwą mieli nieco problemów ze skutecznością zza łuku, zaczęli finalnie trafiać zza łuku, głównie za sprawą Chrisa Duarte i Malcolma Brogdona. Wyższy bieg wrzucił też Domantas Sabonis, na co w nieco mniej efektywny sposób odpowiadał jednak Portis (87:87).
  • Ostatnia część gry to już prawdziwy popis podopiecznych Mike’a Budenholzera. Goście stali się bezradni i o ile zdołali dojść do sytuacji strzeleckich, to pudłowali wówczas na potęgę. Bucks natomiast rozpoczęli budowę swojej przewagi, którą szybko udokumentowali również wynikiem. Seria 21:0 zamknęła autorstwa Jordana Nwory, Pata Connaughtona i George’a Hilla przesądziła o końcowym rezultacie.
  • Bucks do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim kapitalny Jrue Holiday, autor double-double w postaci 26 punktów i 14 asyst (12/18 z gry; 66,7%). Bliski podwójnej zdobyczy był z kolei Bobby Portis, który dorzucił 20 punktów i 9 zbiórek. 20 oczek dodał również skuteczny Pat Counnaughton (7/9 z gry). Na wyróżnienie zasłużył też Jordan Nwora, autor 15 oczek i 6 zebranych piłek.
  • Po stronie Indiany wyróżniali się przede wszystkim zawodnicy wyjściowej piątki, ale każdy z nich zakończył mecz z ujemnym wskaźnikiem +/-. Domantas Sabonis popisał się double-double w postaci 16 oczek i 14 zbiórek. Tyle samo punktów dołożył Caris LeVert. Nieco mniej aktywni byli Myles Turner (13 punktów, 5 bloków), Malcolm Brogdon (12 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst) i Chris Duarte (10 pkt). Warto wspomnieć, że mimo deklasacji w czwartej kwarcie Pacers zdominowali walkę na tablicach (45-38), ale popełnili aż 10 strat więcej (18-8).

Oklahoma City Thunder – New Orleans Pelicans 110:113

Statystyki na PROBASKET

  • Starcie dwóch ekip zamykajacych tabelę konferencji zachodniej zakończyło się efektownym game-winnerem Devonte’ Grahama. Po szalonej trójce Shaia Gilgeous-Alexandra Oklahoma City Thunder zdołali doprowadzić do remisu (110:110), dając New Orleans Pelicans jedynie 1,4 sekundy na rozegranie akcji. Wyczyn rozgrywającego Grzmotów przebił jednak Graham, który zdecydował się na desperacki rzut z własnej połowy na niemal równi z syreną. Piłka szczęśliwym trafem odnalazła drogę do kosza i zapewniła przyjezdnym zwycięstwo.
  • – To z pewnością mój najlepszy game-winner. Każdy jest warty zapamiętania, ale ten musi być na pierwszym miejscu. […] Wcześniej myślałem, że Gary Temple faulował [Shaia]. Cieszę się po prostu, że nie odgwizdali wtedy przewinienia – mówił po meczu Graham.

San Antonio Spurs – Charlotte hornets 115:131

Statystyki na PROBASKET

  • Charlotte Hornets problemy kadrowe związane z koronawirusem mają już za sobą, choć na mecz z San Antonio Spurs wciąż nie powrócił LaMelo Ball, który trenuje obecnie z zespołem G League i szlifuje formę na powrót na parkiety NBA. Nieobecność lidera Szerszeni nie sprawiła jednak, że ich ofensywa stała się mniej groźna. W pierwszej kwarcie starcia z SAS Hornets zdobyli bowiem aż 46 punktów. Sam duet Gordon HaywardCody Martin był odpowiedzialny za 25 z nich. Główną bolączką gospodarzy była z kolei skuteczność zza łuku.
  • Podopieczni Gregga Popovicha nie dali jednak za wygraną. Keldon Johnson i Derrick White wzięli się za odrabianie strat i choć przewaga gości zmalała w pewnym momencie do zaledwie 8 oczek (44:52), to ostatecznie Hornets schodzili na przerwę z komfortowym prowadzeniem (57:73). Trzecia część gry to jednak całkowity popis ekipy z Charlotte, która trafiała wówczas 70% swoich rzutów z gry. Tylko w tej „ćwiartce” Hayward zdobył 21 punktów (8/9 z gry) i przesądził w dużej mierze o losach pojedynku. Przewaga Szerszeni osiągnęła bowiem pułap 28 punktów (82:110).
  • To właśnie wspominany dwukrotnie Gordon Hayward wziął na siebie ciężar zdobywania punktów i zakończył mecz z dorobkiem 41 oczek, 5 zbiórek i 3 asyst. Solidne zawody rozegrał również Cody Martin, który dorzucił 21 punktów i 8 zbiórek. Bliski triple-double był z kolei Miles Bridges, autor 19 punktów, 8 zbiórek i 8 asyst. Na wyróżnienie zasłużyli również wchodzący z ławki Jalen McDaniels (15 punktów, 10 zbiórek) i P.J. Washington (12 punktów, 7 asyst, 9 zbiórek).
  • Grę Spurs napędzali przede wszystkim Keldon Johnson (21 pkt), Derrick White (18 punktów, 7 asyst, 6 zbiórek) oraz wchodzący z ławki rezerwowych Bryn Forbes (25 punktów, 6/11 z gry). Nieco mniej skuteczny był Dejounte Murray, który mimo wszystko był bliski wywalczenia potrójnej zdobyczy (10 oczek, 9 asyst, 6 zbiórek).
  • Hornets przetrwali okres poważnych osłabień kadrowych i plasują się obecnie na 7. miejscu w tabeli konferencji wschodniej z bilansem 16-14. Do 4. w tabeli Cleveland Cavaliers tracą jedynie dwa zwycięstwa. Spurs z kolei z tygodnia na tydzień tracą szansę na walkę o pozycję gwarantującą udział w turnieju play-in.

Denver Nuggets – Minnesota Timberwolves 107:124

Statystyki na PROBASKET

  • Minnesota Timberwolves zdecydowanie lepiej weszli w ten mecz i od pierwszych minut rozpoczęli budowę swojej przewagi. Świetnie prezentowali się Anthony Edwards i Karl-Anthony Towns, którzy stanowili dziś o sile Wilków. Po drugiej stronie szalejącego Nikolę Jokicia wspierali przede wszystkim Monte Morris i Markus Howard. Choć duet ten zdołał zdobyć przed przerwą 24 oczka, to goście schodzili na przerwę z 14-punktowym prowadzeniem (61:75).
  • Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Timberwolves zdołali ograniczyć wyczyny Jokicia, z kolei jego partnerzy ułatwili przyjezdnym zadanie i regularnie pudłowali zza łuku. Przewaga zespołu Chrisa Fincha stale rosła, osiągając w pewnym momencie pułap 23 oczek. W czwartej „ćwiartce” Nuggets zdołali co prawda zniwelować straty do zaledwie 12 punktów (98:110), ale ekipa z Minneapolis kontrolowała mecz i odpowiedziała serią 10:1, czym zamknęła kwestię ewentualnego powrotu Denver.
  • Anthony Edwards trafił 10 z 14 rzutów za trzy i zdobył ostatecznie 38 punktów. Równie skuteczny (66,7%) był Karl-Anthony Towns, autor 32 punktów. D’Angelo Russell, który osunął się nieco w cień, dołożył 16 oczek, 7 asyst i 8 zbiórek. O double-double otarł się też Patrick Beverley (11 punktów, 8 asyst).
  • Triple-double zanotował Nikola Jokić (27 puunktów, 11 asyst, 10 zbiórek) i choć Nuggets wygrali walkę na tablicach (42-39) i lepiej dzielili się piłką (33-24 w asystach), to popełnili aż 17 strat, co miało z pewnością wpływ na przebieg gry. Monte Morris dołożył 15 oczek i 5 asyst, Markus Howard 14 punktów, z kolei Zeke’owi Nnajiemu zabrakło jednej zbiórki do double-double (13 puntków, 9 zebranych piłek).
  • Denver Nuggets wciąż grają w kratkę. Dla podopiecznych Michaela Malone’a jest to piąta porażka na przełomie dziesięciu ostatnich występów. Bilans 14-14 plasuje ich na 8. miejscu w tabeli konferencji zachodniej. Tuż za ich plecami plasują się Minnesota Timberwolves (13-15).

Portland Trail Blazers – Memphis Grizzlies 103:113

Statystyki na PROBASKET

  • Do składu Portland Trail Blazers kilka dni temu powrócił Damian Lillard, ale w międzyczasie z gry wypadł CJ McCollum. Po stronie Memphis Grizzlies zabrakło natomiast Ja Moranta.
  • W mecz lepiej weszli gospodarze, ale szybko z równowagi wytrąciły ich punkty m.in. Kyle’a Andersona, Xaviera Tillmana czy Tyusa Jonesa. Drugą odsłonę Grizzlies rozpoczęli z wysokiego „C” i momentalnie odskoczyli na 13 oczek (19:32). Przewaga podopiecznych Taylora Jenkinsa oscylowała w tych granicach aż do przerwy. Po powrocie na parkiet wyższy bieg wrzucili Lillard i Norman Powell. Gospodarze nie tylko zniwelowali straty z pierwszej połowy, ale sami objęli 10-punktowe prowadzenie (78:68). Przed trzecią „ćwiartką” Memphis zmniejszyli jednak stratę, a kwestia wyniku wciąż była otwarta.
  • Początek czwartej kwarty przesądził jednak o rezultacie spotkania. Grizzlies popisali się wówczas serią 14:0 po trafieniach Desmonda Bane’a, Johna Konchara i Dillona Brooksa. Sytuację musieli ratować Lillard i Anfernee Simons, trafienia z linii dołożył też Nassir Little, ale Niedźwiedzie kontrolowały sytuację i dowiozły bezpieczną przewagę do końcowej syreny.
  • Tylko dwóch zawodników Grizzlies zdołało zdobyć dziś więcej niż 13 punktów. Desmond Bane zanotował 23 oczka, 6 zbiórek i 4 asysty, trafiając przy tym na solidnej skuteczności 8/13 z gry; 5/8 za trzy). Dillon Brooks dołożył 22 punkty, 7 zbiórek i 6 asyst, ale był nieco mniej skuteczny (6/16). Double-double popisali się Steven Adams (10 punktów, 14 zbiórek) oraz wchodzący z ławki rezerwowych Kyle Anderson (13 punktów, 11 zbiórek, 3 przechwyty, 2 bloki).
  • To nie byla najlepsza noc Damiana Lillarda. Rozgrywający Blazers zakończył co prawda spotkanie z dorobkiem 21 punktów, 5 zbiórek i 4 asyst, ale trafił jedynie 6 z 21 rzutów z gry (5/11 za trzy). Norman Powell dołożył z kolei 25 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst, 2 bloki i 2 przechwyty. Double-double popisał się natomiast Jusuf Nurkic (16 oczek, 12 zbiórek). Zawiodła ławka rezerwowych. Wszyscy zmiennicy zakończyli mecz z ujemnym wskaźnikiem +/-. Najgorszej pod tym względem wypadł Anfernee Simons (-29), zdobywca 22 punktów. Kiepsko wyglądał też Robert Covington (-27; 4 pkt)

Sacramento Kings – Washington Wizards 119:105

Statystyki na PROBASKET

Utah Jazz – Los Angeles Clippers 124:103

Statystyki na PROBASKET

  • Obie ekipy podeszły do tego spotkania po serii kilku spotkań bez porażki. Utah Jazz mieli za sobą siedem kolejnych zwycięstw, podczas gdy Los Angeles Clippers byli niepokonani od czterech meczów, ale dziś nie mogli skorzystać z pomocy Paula George’a. Jedna z pass musiała zostać dziś przełamana.
  • Spotkanie od początku stało na wysokim poziomie. Świetnie radzili sobie Marcus Morris i Luke Kennard, przez co Jazzmani nie byli w stanie odskoczyć z wynikiem, który stale oscylował w granicy remisu. W drugiej odsłonie LAC zdołali nawet odskoczyć z wynikiem (38:45), na co szybko zareagowali jednak Quin Snyder i jego podopieczni. Kluczowe okazały się tu cztery kolejne trafienia Jordana Clarksona, który ponownie wyprowadził Utah na prowadzenie (50:49).
  • Trzecia kwarta to kolejna wymiana ciosów, choć w pewnym momencie po kolejnej serii punktowej Jazz znów zdołali odskoczyć (87:70). Po raz kolejny ciężar gry na swoje barki wziął jednak Morris, którzy przy pomocy Reggiego Jacksona zdołał zniwelować stratę do 10 punktów. Najważniejsza okazała się jednak czwarta kwarta. Podopieczni Quina Snydera wykorzystali moment słabości Clippers i tym razem na dobre uciekli z wynikiem (119:97), dzięki czemu szansę na grę po obu stronach otrzymali zawodnicy drugiego garnituru.
  • Aż czterech zawodników Jazz zdobyło dziś co najmniej 20 punktów. Najwięcej, bo 27 oczek (i 6 asyst) zdobył Donovan Mitchell. Drugi w tej kategorii był rezerwowy Jordan Clarkson, który dorzucił 21 punktów. Po 20 zdobyli natomiast Bojan Bogdanović i Rudy Gobert (do tego 17 zbiórek). Na wyróżnienie zasłużył też Hassan Whiteside, autor 11 punktów i 7 zbiórek.
  • Po stronie Clippers na wysokości zadania stanęli przede wszystkim Marcus Morris (24 punkty, 8 zbiórek; 10/20 z gry) i Eric Bledsoe (21 punktów, 8 asyst; 8/10 z gry). Reszta zespołu nie była jednak w stanie wesprzeć napędzający grę LAC duet. Reggie Jackson otarł się o double-double (15 punktów, 9 asyst), ale miał problemy ze skutecznością (6/16). Również 15 oczek zapisał na swoje konto Isaiah Hartenstein.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep Nike
  • Albo SK STORE, czyli dawny Sklep Koszykarza
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Ogromne wyprzedaże znajdziesz też w sklepie HalfPrice
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    7 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments