Za nami kolejna noc z play-offami. Milwaukee Bucks nieco pozmieniali ustawienie i wygrali u siebie z Boston Celtics. Golden State Warriors pokazali, że ciągle są mistrzami i trzeba naprawdę dużo wysiłku, by ich pokonać. Póki co, Houston Rockets nie udała się ta sztuka.
Milwaukee Bucks – Boston Celtics 123:102 (1:1)
– Mike Budenholzer zmienił ustawienie. Po porażce w pierwszym meczu i ograniczeniu Giannisa Antetokounmpo przez Ala Horfoda, trener Bucks postanowił wystawić inną wyjściową piątkę. Przesunął on Sterlinga Browna na ławkę rezerwowych, a wprowadził kolejnego wysokiego skrzydłowego, Nikolę Miroticia. Tym samym, Bucks grali na jednego obrońcę – Erica Bledsoe. To przyniosło skutek. Greak Freak miał znacznie więcej przestrzeni, a Boston miał problem z bronieniem przeciwko tylu wysokim. Znacznie lepszy mecz zagrał też Bledsoe. Milwaukee przypominało znacznie bardziej tę drużynę z sezonu zasadniczego, która miała najlepszy bilans w lidze. Bucks potrzebowali tej wygranej, bowiem w przypadku porażki mogłoby już być po serii.
– Celtics wygrali pierwszą kwartę, ale kolejne minuty należały do gospodarzy. Trzecia część spotkania to popis miejscowych koszykarzy. Po 36 minutach meczu Kozły prowadziły 25 punktami. Doi zwycięstwa znacznie przyczyniła się dobra skuteczność z dystansu. Bucks rzucili rekordowe w play-offach 10 trójek (7 z tego trafił Khris Middleton).
– Giannis zdobył 29 punktów (7/16 z gry, 13/18 z linii rzutów osobistych) i 10 zbiórek. Middleton dodał 28 punktów, a Bledsoe 21.
– W ekipie z Bostonu zabrakło zawodnika, który zdobyłby dużą liczbę punktów. Najwięcej, bo zaledwie 17, zdobył Marcus Morris. Jaylen Brown dodał 16, a Horford 15.
Golden State Warriors – Houston Rockets 115:109 (2:0)
– To był mecz pełen bólu. Dosłownie. Najpierw Stephen Curry zwichnął sobie palec w lewej dłoni i musiał pójść do szatni. Rozgrywający Golden State Warriors wrócił na boisko z grubym opatrunkiem na palcu. Później James Harden dostał przypadkiem w twarz i również musiał udać się do szatni, by go opatrzono.
– Co do samego meczu, gospodarze zbudowali sobie około 10-punktową przewagę na samym początku meczu i zdołali ją utrzymać do końca. Wystarczy wspomnieć, że Houston Rockets nie prowadzili w tym meczu przez ani sekundę. Najbliżej byli na 7 minut przed końcem spotkania, gdy zmniejszyli stratę do zaledwie 3 punktów. GSW trafiło wtedy kilka ważnych rzutów i znów prowadziło 10 punktami. Ostatnią szansę goście mieli na 50 sekund przed końcem. Steph nie trafił za trzy, P.J. Tucker zebrał piłkę, zagrał do Jamesa Hardena, ten do Chrisa Paula. Na tablicy widniał wynik 108:102. Gdyby CP3 trafił, GSW miałoby tylko 3 punkty przewagi. Rozgrywający jednak przestrzelił, piłkę zebrał Draymond Green i było już praktycznie po meczu. Teraz Rockets mają problem. Dotychczas, gdy GSW prowadzili w serii 2:0, wygrali 11 razy, przegrywając tylko oraz (sławne finały z 2016 roku).
– Kevin Durant zdobył 29 punktów. Klay Thompson dodał 21, a Stephen Curry 20.
– James Harden rzucił 29 punktów. Chris Paul dodał 18. Znacznie lepszy mecz zagrał Clint Capela. Szwajcarski środkowy zdobył 14 punktów i 10 zbiórek.