Ostanie dwa mecze tegorocznych Półfinałów Konferencji za nami. W wieczornym starciu Boston Celtics pokonali zaskakująco pewnie zmagających się z własnymi problemami Milwaukee Bucks. Bohaterem gospodarzy był Grant Williams, który rzucając 7 trójek, uzbierał 27 punktów. Kilka godzin później swoje zadanie nader pewnie wykonali Dallas Mavericks, którzy dzięki 35 punktom Luki Doncicia zmietli z parkietu faworyzowanym Phoenix Suns. W ekipie Słońc zawiedli zdecydowanie liderzy i cała pierwsza piątka.
BOSTON CELTICS – MILWAUKEE BUCKS 109:81 (4-3)
- Liczby przemawiały przed tym spotkaniem zdecydowanie za Boston Celtics. Gospodarze w swojej historii w meczach numer 7 mieli bilans 24-9, przy tylko 3-8 Milwaukee Bucks. Jeżeli dodaliśmy do tego absencję Khrisa Middletona, bostońskie piekło w TD Garden oraz dotkliwą porażkę niespełna dwa dni temu na własnym terenie Kozłów, czyste kalkulacje przemawiały za jedną ze stron.
- Krótko przed rozpoczęciem spotkania pojawiła się informacja, że „w razie wyższej potrzeby” na parkiet może wybiec Robert Williams. Środkowy opuścił dwa poprzednie mecze z powodu odnowienia kontuzji lewego kolana. Z małymi wyjątkami niska piątka Celtów funkcjonowała jednak prawidłowo, dzięki czemu skorzystanie z 24-latka nie było niezbędne.
- Początek spotkania lepiej ułożył się dla gości z Milwaukee, którzy od pierwszych minut wyszli na kilkupunktowe prowadzenie. Jego wysokość zależna była od skuteczności rzutów z dystansu Celtów. Mimo że w premierowej kwarcie gospodarze trafili 5-14 prób zza łuku, wyraźnie przegrali zbiórkę i rywalizację w pomalowanym oraz trafili z gry 29% przy 45% Bucks, po pierwszych 12 minutach przegrywali jedynie 6 punktami.
- Wraz z rozpoczęciem drugiej odsłony Celtics zaczęli grać bardziej wewnętrznie, wykorzystując odpoczynek Brooka Lopeza. Seria 18-6 pozwoliła im na objęcie prowadzenia i zmuszenie rywali do kadrowych zmian. Na parkiet powrócił Lopez, a Bucks zaczęli ponownie dominować w pomalowanym przeciwko niskiej piątce przeciwników. Jak można się było spodziewać, mecz zrobił się dość twardy, a w pierwszej połowie obu drużynom odgwizdanych zostało łącznie 20 przewinień.
- Kilka szybkich ciosów sprawiło, że trzecią kwartę Celtics rozpoczęli od serii 11-4, dzięki czemu wyszli na dwucyfrowe prowadzenie. Bucks niczym z dodatkowym obciążeniem wkroczyli na parkiet po powrocie z szatni i chwilę zajęło im ponowne rozbieganie się. Nie zabrakło kontrowersyjnych gwizdków, mocnej fizycznej gry i rywalizacji punkt za punkt. Wizualną przewagę utrzymywali nadal gospodarze, a ekipa z Milwaukee bardziej niż z przeciwnikami wydawali się walczyć z własnymi demonami.
- Nerwowo, często nieprzemyślanie grający goście wyglądali jakby ktoś wyłączył im od pewnego momentu prąd. Dokonując złych wyborów w obronie, zostawiali otwartych strzelców przeciwników na skrzydłach. Z tego korzystał Grant Williams, który w całym spotkaniu trafił 7 trójek, dzięki czemu uzbierał 27 punktów.
- Po kolejnych błędach i nieskuteczności w drugiej połowie widać było, jak z drużyny ulatuje wiara w zwycięstwo. Zabrakło również impulsu od Giannisa Antetokounmpo, który w drugiej połowie zanotował 8 punktów na skuteczności 4-16 z gry. W całym meczu Kozły rzuciły tylko 4 (!) trójki (12%). W całym meczu Grek zapisał na swoje konto 25 punktów, 20 zbiórek i 9 asyst. 21 oczek dodał Jrue Holiday, a 15 Brook Lopez.
- Po stronie Celtics, oprócz Williamsa, najwięcej drużynie dał Jayson Tatum. Jego dobra selekcja rzutowa i pewność na rozegranie sprawiły, że całej drużynie grało się łatwiej. Biorąc na siebie wiele podwojeń, zawodnik uzbierał tej nocy 23 punkty i 8 asyst. 19 oczek dorzucił Jaylen Brown, a 14 z ławki grający jak natchniony Payton Pritchard.
- Rozstrzygnięcie tego spotkania oznacza, że poznamy w tym sezonie nowych Mistrzów NBA. W Finale Konferencji Wschodnie Celtics zmierzą się z posiadającymi przewagę parkietu Miami Heat. Pierwsze spotkanie już w nocy z wtorku na środę.
PHOENIX SUNS – DALLAS MAVERICKS 90:123 (3-4)
- Bardzo wiele mówiło się przed tym spotkaniem o Chrisie Paulu. Weteran w ostatnich meczach zawodził, a dobrze wiadomo było, że aby Suns zawalczyli w tym roku o coś więcej, niż tylko Półfinał Konferencji potrzebują swojego lidera w pełni sił, grającego na miarę swoich możliwości. Przebijały się nawet głosy, że ten mecz może odcisnąć piętno na tzw. legacy zawodnika, który w ostatnich 6 play-offowych Game 7 notował bilans 0-6.
- –Wiele osób twierdziło, że to będzie blowout. I rzeczywiście go dostali – stwierdził z uśmiechem po meczu Jason Kidd. Po sześciu w miarę wyrównanych spotkaniach wygrywanych przez aktualnych gospodarzy chyba nikt nie przewidywał, że Game 7 będzie wyglądał w ten sposób. Trzeba przyznać jasno, że tej nocy Suns ewidentnie pokpili sprawę. Jako drużyna nie udźwignęli ciężaru bycia faworytem w decydującym dla losów całego sezonu meczu, dając już od początku zepchnąć się do narożnika, skupionym na swoim zadaniu Mavs.
- Goście rozstrzygnęli temat zwycięstwa już praktycznie w dwóch pierwszych kwartach. W premierowych 24 minutach gry Słońca rzuciły łącznie zaledwie 27 punktów, będąc jedynie tłem dla świetnie funkcjonujących Mavericks. Na przerwę schodzili z ewidentnie zwieszonymi głowami z 30-punktową stratą do rywali.
- W drugiej połowie obraz gry trochę się zmienił. Ekipa z Phoenix zaczynała nawiązywać wyrównaną rywalizację ze swoimi vis-à-vis, jednak były to jedynie przebłyski klasy, którą mogliśmy podziwiać w poprzednich spotkaniach. Goście natomiast kontynuowali kroczenie ku obranej przez nich w pierwszych 24 minutach ścieżce, trzecią kwartę kończąc na rekordowym 42-punktowym prowadzeniu. Czwarta odsłona to już głównie pojedynek zmienników i tzw. garbage time bez większej historii.
- Co było sekretem aż tak dotkliwej porażki faworyzowanych gospodarzy? Złe wejście w mecz i pech strzelecki. W samej pierwszej połowie drużyna z Phoenix trafiła raptem 10 rzutów z gry, co było spowodowane nie tyle dobrą obroną przeciwników, jak koszykarskim pechem. Swoistym katem gospodarzy był także Luka Doncić.
- –To było niesamowite. Nie wiem, co powiedzieć – przyznał po meczu młody Słoweniec. Podobnie myśleli z pewnością Suns, patrząc na jego grę. Doncić wystąpił jedynie w trzech pierwszych kwartach, rzucając w tym czasie 35 punktów, na 12-19 skuteczności z gry. Wystarczy powiedzieć, że to o 5 oczek więcej niż w tym samym czasie gry cała pierwsza piątka rywali (30 punktów łącznie).
- Nie samym Doniciem jednak człowiek żyje. Oprócz 23-latka ciężar gry wzięli na siebie Spencer Dinwiddie i Jalen Brunson, którzy jako jedynie dołożyli do dorobku zespołu dwucyfrowe zdobycze. Zdejmując z ze swojego lidera część ciężaru kreowania gry, zawodnicy zapisali na swoje konta odpowiednio 30 i 24 punkty. Niedocenianym ogniwem Mavs był również Reggie Bullock, który pomimo jedynie 4 punktów, zapisał na swoje konto rekordowy wskaźnik +44.
- Po stronie Suns zawiedli liderzy. Chris Paul i Devin Booker w całym meczu zaliczyli łącznie 21 punktów, trafiając odpowiednio 4-8 i 3-14 rzutów z gry. Kreujący zwykle grę partnerów CP3 nie miał dziś swobody na rozegraniu, a wypracowane przez niego pozycje nie były wykorzystywane przez kolegów z drużyny. 12 punktów do dorobku zespołu dodał Cam Johnson, a 10 rzadko widywany Ish Wainright.
- Tymczasem Mavericks awansowali do Finałów Konferencji po raz pierwszy od pamiętnego 2011 roku. Zmierzą się w nich z mającymi po swojej stronie przewagę parkietu Golden State Warriors. Pierwsze spotkanie odbędzie się w nocy ze środy na czwartek.