Utah Jazz przegrali z Los Angeles Clippers, co przerwało ich serię 9 wygranych z rzędu. Orlando Magic za sprawą świetnego występu Nikoli Vucevica ograli Golden State Warriors. Swoje mecze pewnie wygrali 76ers, Celtics, a passę pięciu porażek z rzędu przerwali Milwaukee Bucks. Świetne występy zaliczyli liderzy Denver Nuggets oraz wcześniej wspomnianych Sixers. Jamal Murray oraz Joel Embiid zdobyli po 50 punktów!
CLEVELAND CAVALIERS – DENVER NUGGETS 103:120
- Przyjezdni całkowicie zdominowali spotkanie i ani przez chwile nie pozostawili rywalom złudzeń, kto w tym meczu jest stroną lepszą. Cavs pozwalali Samorodkom na bardzo dużo, w związku z czym o korzystny rezultat było im w tym meczu bardzo trudno. Gospodarze nie potrafili zatrzymać duetu Murray-Jokic. Kanadyjczyk miał gorącą rękę, a Serb przez cały mecz robił wszystko to, z czego słynie, czyli punktował, zbierał i podawał. Efekty takiej gry okazały się zacne. Murray skończył mecz z 50 punktami na koncie, a obchodzący w tym dniu swoje urodziny Jokic zaliczył kolejne już triple-double.
- Murray zagrał na niesamowitej skuteczności. Niemal każda trafiająca w jego ręce piłka lądowała w koszu Cavaliers. Kanadyjczyk trafił 21 z 25 rzutów z pola, w tym 8 na 10 trójek. Ciekawe jest również to, że stał się pierwszym w historii zawodnikiem, któremu udało się zgromadzić 50 punktów, nie oddając pry tym nawet jednego rzuty osobistego. Niesamowity mecz obrońcy Nuggets.
- Na triple-double Jokica złożyło się 16 punktów, 12 zbiórek i 10 asyst. Serb do swojej bogatej linijki dołożył również 4 przechwyty i jeden blok. Liderów dobrze wspierał w tym meczu również Michael Porter Jr., który rzucił 22 punkty i zebrał 7 piłek.
- Najlepszymi strzelcami bezradnych Cavaliers byli Collin Sexton (23 punkty), Jarrett Allen (20 punktów i 10 zbiórek) oraz Darius Garland (14) i Isaak Okoro (14). Cleveland Cavaliers przegrali dziewiąty mecz z rzędu. Po bardzo obiecującym początku sezonu, podopieczni J.B. Bickerstaffa mocno obniżyli loty.
autor: Paweł Mazur
ORLANDO MAGIC – GOLDEN STATE WARRIORS 124:120
- Kibice Warriors mogą czuć się mocno zawiedzeni, gdyż przed spotkaniem wydawali się mocnym faworytem tego starcia. Gospodarze na mecz wyszli jednak mocno zmotywowani i tanio skóry nie zamierzali sprzedawać. Przebieg meczu przypominał nieco jazdę rollercoasterem w wesołym miasteczku. Najpierw dwie kwarty dominacji Magic i ich prowadzenie do przerwy 13-punktami, później trzecia kwarta wygrana przez Warriors 14-oczkami, aż w końcu skuteczne ostatnie 9 minut meczu Orlando i przeskok ze stanu 106-93 dla Warriors do ostatecznego zwycięstwa gospodarzy 124-120.
- „Ten mecz powinniśmy byli wygrać, ale pozwoliliśmy mu wymknąć się nam z rąk” – ubolewał po spotkaniu Draymond Green. Krytycznie o grze swoich podopiecznych wypowiedział się również Steve Kerr. „Muszę obejrzeć taśmę z meczu, jednak wydaje mi się, że podejmowaliśmy zbyt pochopne decyzje w ważnych momentach. Graliśmy zaledwie jedno podanie i natychmiast oddawaliśmy rzut. Przestaliśmy robić to, co dało nam prowadzenie” – podsumowywał trener Warriors.
- Najwięcej punktów dla gospodarzy zdobył tradycyjnie Nikola Vucevic. Czarnogórzec zgromadził na swoim koncie trzecie w karierze triple-double, na które złożyło się 30 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst. Obok niego świetnie zagrali powracający po przerwie Evan Fournier (28 punktów i 6 asyst), Terrence Ross (24 punkty) oraz debiutant Chuma Okeke (11 punktów, 3/4 zza łuku).
- Liderami punktowym Warriors byli Stephen Curry (29 punktów, 11 asyst i 7 zbiórek), Kelly Oubre Jr (26 punktów) oraz Andrew Wiggins (16 punktów). Curry zagrał jednak na słabej skuteczności. W całym meczu trafił 11 z 29 rzutów z pola oraz 6 na 16 rzutów zza łuku.
autor: Paweł Mazur
BOSTON CELTICS – ATLANTA HAWKS 121:109
- Celtics w końcu zagrali dobry mecz. Od samego początku nadawali ton wydarzeniom i konsekwentnie budowali przewagę. Do przerwy prowadzili 25-punktami i również taką przewagę utrzymywali po kolejnych 12 minutach. Lekkie rozluźnienie w czwartej odsłonie nieco zatarło prawdziwy obraz tego pojedynku. Hawks, wygrywając czwartą kwartę 36-23 zniwelowali stratę do 12 punktów. Na więcej w tym meczu podopieczni Brada Stevensa rywalom nie pozwolili.
- Kibice Celtics w końcu doczekali się dobrego występu Kemby Walkera. Obrońca Bostonu był najlepszym strzelcem drużyny. W trakcie 34 minut na boisku rzucił rywalom 28 punktów (5/8 zza łuku) i rozdał 6 asyst. Jayson Tatum dołożył 25 oczek, a Jaylen Brown i Tristan Thompson po 17. Dobre minuty z ławki dał Robert Williams III, który oprócz 12 punktów i 7 zbiórek, aż 4-krotnie blokował rzuty rywali.
- W ekipie Hawks najlepiej punktowali Trae Young (31 punktów i 11 asyst), Clint Capela (24 punkty i 15 zbiórek) oraz z ławki Salomon Hill (12 oczek). Słabszy mecz zaliczył John Collins. Skrzydłowy pierwszej piątki Atlanty rzucił tylko 8 punktów, trafiając zaledwie 3 z 13 oddanych rzutów.
- Celtics zdołali zdominować rywali dzięki skutecznej egzekucji. W całym meczu trafili 56% swoich rzutów. W zwycięstwie nie przeszkodziło im również aż 19 strat. Podopieczni Brada Stevensa kolejne trzy mecze zagrają na wyjeździe. Pierwszy pojedynek już w niedzielę w Nowym Orleanie.
autor: Paweł Mazur
PHILADELPHIA 76ERS – CHICAGO BULLS 112:105
- Mecz w hali Wells Fargo Center był bardzo zaciętym widowiskiem. Sixers, choć wygrali wszystkie kwarty, nie potrafili uciec rywalom na więcej niż 10 oczek. Dużo pracy wziął w tym meczu na siebie Joel Embiid. Kameruńczyk swoją świetną grą potwierdził, że jest jednym z głównych kandydatów do tegorocznej nagrody MVP. W końcówce spotkania szalał Zach LaVine (9 z ostatnich 11 punktów Bulls), jednak Sixers w osobie Embiida mieli w tym dniu swojego anioła stróża. Na każde zrywy Bulls Embiid potrafił skutecznie odpowiedzieć.
- Joel Embiid w trakcie 35 minut na boisku zdobył 50 punktów, zebrał 17 piłek i rozdał 5 asyst. Nikt z ekipy Bulls nie potrafił go zastopować, a efektem nieskutecznych prób było aż 15 punktów Kameruńczyka z linii rzutów osobistych.
- Oprócz środkowego Sixers punktowali również Tobias Harris (2 punkty, 12 zbiórek, 7 asyst), Danny Green (13 oczek) oraz Seth Curry (9 punktów). Dwight Howard dołożył 8 oczek i 10 zbiórek.
- Drużynie Chicago nie pomogła gra Zacha LaVine’a. Lider Bulls uzbierał co prawda 30 punktów, jednak przy dość niskiej skuteczności. W całym meczu trafił zaledwie 9 na 28 oddanych prób. Zza łuku skutecznie przymierzył tylko dwa razy na 10 oddanych rzutów. Skuteczność zachował jednak z linii rzutów wolnych, trafiając wszystkie 10 prób.
- Wendell Carter Jr. rzucił 15 punktów, Thaddeus Young 12, a trójka Temple, Arcidiacono i Satoransky dołożyła po 10 oczek każdy. Słaby mecz zagrał Coby White. Rozgrywający Byków rzucił zaledwie 9 oczek, pudłując 7 z 11 rzutów z pola.
- Podopieczni Doca Riversa odnieśli 20 zwycięstwo w sezonie. Dobra forma Embiida napawa optymizmem. Oby zdrowie dopisało.
autor: Paweł Mazur
MEMPHIS GRIZZLIES – DETROIT PISTONS 109:95
- Memphis Grizzlies znacznie lepiej radzi sobie w tym sezonie, w porównaniu do zawodników Detroit Pistons. Faworytem meczu byli podopieczni Taylora Jenkinsa i potwierdzili to wynikiem końcowym. Już sam początek spotkania pokazał, że gospodarze idą po swoje i już w pierwszej kwarcie wyszli na kilkanaście punktów przewagi. Ze strony gości w pewnym momencie nastąpił zryw i zmniejszyli stratę tylko do jednego punktu, lecz Grizzlies nie pozwolili na taki przebieg i szybko znowu wyszli na prowadzenie ponad dziesięcioma „oczkami”. Taka przewaga utrzymała się do samego końca.
- Niekwestionowanym liderem gospodarzy był oczywiście Ja Morant, który zaliczył kolejny bardzo dobry występ w sezonie. Po rozegraniu 32 minut na parkiecie na swoim koncie zgromadził 29 punktów oraz 4 asysty. Zespół starał się wspomagać swojego lidera, tym samym Valanciunas dołożył 17 „oczek”, Anderson 16, a Burke rzucił 12 punktów.
- Zarówno jedna jak i druga drużyna była bardzo nieskuteczna zza łuku. Detotroit Pistons oddali 45 rzutów, z czego trafili jedynie 14. Gospodarze wykonali znacznie mniej prób, ponieważ jedynie 20, lecz i tak trafili z nich marne 5.
- W szeregach gości nie znajdziemy jednego przywódcy, a zawodnicy mają zbliżone zdobycze punktowe. Jeremi Grant zdobył 16 punktów, Saddiq Bey 14, a Delon Wright dorzucił również 16.
MILWAUKEE BUCKS – OKLAHOMA CITY THUNDER 98:85
- Milwaukee Bucks są ostatnio w bardzo słabej dyspozycji, o czym świadczyła seria aż 5 porażek z rzędu, co w przypadku takiego zespołu może zaskakiwać. Trener zdawał sobie sprawę z powagi problemu, a dziś Bucks przerwali niechlubną passę. OKC nie prezentuje już takiej dyspozycji jak jeszcze w ostatnim sezonie. Znajdują się aktualnie na przedostatnim miejscu w Konferencji Zachodniej.
- Początek spotkanie nie wskazywał na to, że Bucks pewnie ograją swoich rywali. OKC przez chwilę byli na prowadzeniu, a na przerwę schodzili jedynie z cztero-punktową stratą. Jednak wraz ze startem trzeciej kwarty, podopieczni Mike’a Budenholzera odskoczyli na bezpieczną prawie 20-punktową przewagę. Mimo że gracze z Oklahomy znacznie zmniejszyli różnicę punktów, to nie zdołali wrócić do spotkania.
- Giannis Antetokounmpo poprowadził swoją drużynę do dzisiejszego zwycięstwa. Zakończył spotkanie z 29 punktami oraz 19 zbiórkami na koncie. Jego koledzy z drużyny również byli w dobrej dyspozycji, ponieważ Middleton rzucił 20 punktów, DJ Augustin 10 „oczek”.
- Po stronie Oklahomy City Thunder najlepiej pokazał się Lugentz Dort, który zdobył 17 punktów. Niewiele mniej dołożył od siebie Shai Gilgeous-Alexander (14 „oczek”). Z ławki dobrze wchodzili Hamiodu Dialo, zdobywca 10 punktów oraz Isaiah Roby (również 10 punktów).
NEW ORLEANS PELICANS – PHOENIX SUNS 114:132
- Phoenix Suns podeszli do tego spotkania w roli faworyta i nie zawiedli, jednak podopieczni Stana Van Gundy’ego postawili bardzo trudne warunki. Suns radzą sobie bardzo dobrze w aktualnych rozgrywkach, ponieważ moją aktualnie bilans 18-10 i zajmują czwartą pozycję na Zachodzie. Pelicans idzie dużo słabiej i wciąż szukają swojego stylu, przez co z bilansem 12-17 zajmują odległe 12 miejsce.
- Sam wynik spotkania nie oddaje tego, jak ciężkie to było przetarcie dla zawodników Suns. Pierwsze minuty meczu były bardzo wyrównane, punkt za punkt. Do przerwy to gospodarze prowadzili 66:59. Przez całą trzeciej kwartę utrzymywali prowadzenie i dopiero w ostatniej odsłonie meczu Phoenix Suns zdołali odrobić straty. Wtedy momentalnie wyszli na kilkunasto-punktowe prowadzenie i utrzymali je do samego końca.
- Na parkiecie karty rozdawał Chris Paul, który pokazuje, że nadal jest w świetnej formie. Zanotował rzadko spotykane double-double, ponieważ na swoim koncie zgromadził 15 punktów, a do tego aż 19 asyst. Koledzy z drużyny bardzo chętnie korzystali z jego podań, Devin Booker zdobył 23 „oczka”, Frank Kaminsky dorzucił 17 punktów, z czego trafił aż 5 trójek. Bardzo dobre wejścia z ławki notował Jae Crowder i ostatecznie rzucił 20 punktów.
- W szeregach Pelicans po raz kolejny dominowała para Williamson-Ingram. Zdobyli kolejno 23 oraz 25 punktów. Bliski double-double był Willy Hernangomez (9 punktów, 13 zbiórek). Z dobrej strony pokazał się również Lonzo Ball, który zakończył mecz z 21 punktami na swoim koncie.
MINNESOTA TIMBERWOLVES – TORONTO RAPTORS 81:86
- Toronto Raptors powoli wraca na zwycięską ścieżkę, by choć trochę przypominać Raptors z tamtego sezonu. Aktualnie mają 15 wygranych oraz 15 porażek i znowu znajdują się w strefie premiującej awansem. Minnesota Timberwolves zawodzi po całej lini, przez co Raptors byli faworytami tego starcia. Z 30 rozegranych spotkań wygrali jedynie siedem.
- Pierwsza oraz druga kwarta spotkania należała bezapelacyjnie do graczy z Toronto. Wyszli na prowadzenie prawie 20 punktami, lecz jak się później okazało, to wcale nie gwarantowało im łatwej wygranej. Pod koniec 3 kwarty to Timberwolves wyszli na prowadzenie i dopiero w końcowych minutach Raptors udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
- Zdecydowanie najlepszym zawodnikiem zwycięskiej drużyny był Norman Powell. Doświadczony gracz z Toronto zakończył mecz z 31 punktami, dokładając do tego 6 zbiórek. Pascal Siakam rzucił 10 punktów, a Fred VanVleet dołożył od siebie jedynie 12 „oczek”.
- Karl Anthony-Towns zaliczył efektowne double-double, rzucają 19 punktów i zbierając 13 razy piłkę spod kosza. Nie był to wybitnie strzelecki mecz, a skuteczność obu zespołów pozostawiała wiele do życzenia.
LOS ANGELES CLIPPERS – UTAH JAZZ 116:112
- Zdecydowanie hit tego dnia rozgrywek. Niepokonani od 9 spotkań gracze Utah Jazz dziś musieli uznać wyższość swojego rywala. Jazz są najlepsi na Zachodzie, a ich forma jest imponująca. Ten mecz, to była ich druga przegrana w przeciągu ostatnich 22 spotkań. W szeregach Los Angeles Clippers do składu powróciły dwie największe gwiazdy. Cieszy powrót Paula George’a, który był zagrożony przedwczesnym zakończeniem sezonu. Jak przyznał trener Tyron Lue, trenował z drużyną na pełnych obrotach i nie odczuwał bólu, dlatego wystąpił w tym spotkaniu.
- Lepiej w to spotkanie weszli podopieczni Lue, ponieważ już w pierwszej kwarcie prowadzili 8 punktami. Druga kwarta to skrupulatne powiększanie przewagi ze strony Clippers, lecz już po przerwie, to Utah Jazz zaczęło wracać do tego meczu. Na ostatnią odsłonę wychodzili już ze stratą jedynie 4 punktów, choć warto podkreślić, że w 3 odsłonie byli chwilę na prowadzeniu. Jednak mimo powrotu z wynikiem, skuteczny Leonard raz za razem powiększał przewagę i kilka punktów różnicy utrzymywało się całą ostatnią odsłonę. Ostatecznie Clippers nie dali sobie wydrzeć tego zwycięstwa.
- Wracający do kadry Kawi Leonard pokazał, na co go stać w tym spotkaniu. Rzucił 29 punktów, do czego dołożył 4 asysty. Jednak jego skuteczność mogła pozostawić nieco do życzenia (10/24). Dobry występ zaliczył Patrick Beverley, który zakończył mecz z 17 punktami na koncie. George dołożył 15, Lou Williams 19, a Marcus Morris 17 „oczek”.
- Po stronie Utah Jazz najlepiej pokazywał się Donovan Mitchell. Ostatecznie zdobył 35 punktów (12/27) i zaliczył 5 asyst. Jego koledzy z drużyny również byli w dobrej dyspozycji Bojan Bogdanovic rzucił 23 punkty, a Mike Conley dołożył 16. Jednak to nie wystarczyło, by przedłużyć trwającą od 9 spotkań serię zwycięstw.