Chodziło o coś więcej niż pieniądze, których Miami Heat nie chcieli Dwyane’owi Wade’owi dać. Czy to Pat Riley był problemem? Czy może to brak okazania należytego szacunku? Nowy zawodnik Bulls w ostatniej rozmowie z CSN Chicago starał się wyjaśnić, co ostatecznie przesądziło o opuszczeniu drużyny, dla której rozegrał trzynaście sezonów i z którą zdobył trzy mistrzostwa NBA.
Chicago Bulls swój pierwszy mecz w sezonie przeciwko Miami Heat zagrają kolejnej nocy. Spotkanie odbędzie się na parkiecie American Airlines Arena, więc to szczególny dzień dla Dwyane’a Wade’a – powrót do miejsca, w którym rozegrał najlepsze lata swojej kariery; w którym walczył o mistrzostwa. – Sądziłem, że będę z tą organizacją do końca kariery, ale czasami dzieją się gówniane rzecz. Kiedy dzieją się gówniane rzeczy, musisz być gotowy, by ruszyć z miejsca. W końcu przekonałem się o naturze biznesu w NBA – przyznał zawodnik Bulls w długiej rozmowie z CSN. – Bobby Portis stwierdził, że środa będzie szalona i spytał czy jestem na to gotowy. Nie – nie jestem.
Negocjacje z Heat nigdy nie miały się skończyć po myśli Wade’a. Zespół miał swoje priorytety i nie chciał spełnić warunków lidera. Wtedy właśnie rynek zareagował. Pojawiły się oferty z Chicago i Denver. Ekipa Nuggets przedstawiła zawodnikowi ciekawą wizję, lecz ten wybrał powrót do Chi-City, bo chciał pomóc miastu również przez swoją aktywność społeczną. Odsetek przestępstw w Windy-City jest jednym z największych w całym kraju. Kampania #spotlighton zainicjowana przez Wade’a ma zachęcić dzieciaków do różnego rodzaju aktywności, które będą ich odciągać od wychowywania się na ulicach miasta, zwłaszcza jego peryferii.
Wade dotąd nie rozmawiał z Patem Rileyem – niegdyś jego najwiekszym sojusznikiem. Twierdzi jednak, że nie ma Heat niczego za złe. Liga rządzi się naprawdę szorstkimi prawami, gdy zaczynasz tracić na wartości. – Pozostałem w kontakcie z wszystkimi poza Patem. On przede wszystkim chce rywalizować, rozumiem to. Znam go od 13 lat, więc niczego innego nie oczekiwałem – przyznaje gracz. Wkraczając w tegoroczny off-season, zespół i zawodnik mieli różne postrzeganie tego, jak chcą rozwiązać sytuację. Heat poprosili Wade’a by poczekał. Najpierw próbowali ściągnąć Kevina Duranta, a dopiero potem podpisali Hassana Whiteside’a.
Dwyane nie ukrywał, że jego miejsce w hierarchi było odrobinę niepokojące. Zawodnik wyszedł z założenia, że cały szacunek jakim strony powinni się nawzajem obdarzać, został przez Heat wyrzucony za okno. – Ostatecznie powiedziałem wszystkim, że doskonale rozumiem sytuację – to rynek wolnych agentów i musicie odrobić swoją pracę, ale ja też musiałem. Dałem im wtedy znać, że nie będę czekał na telefon – kontynuuje Wade. W opinii zawodnika jego poprzednia drużyna uznała, że nie jest elementem niezbędnym dla ewentualnej walki o mistrzostwo przez rotację Erika Spoelstry.
– Rozumiałem, że Hassan jest dla nich priorytetem. Rozumiałem też starania o KD, bo chcieli spróbować. Po prostu musiałem się zatroszczyć o siebie, bo po ich stronie nie wszystko poszło tak, jakbym tego oczekiwał – mówi dalej. Zawodnik miał już dość finansowych poświęceń. Gdy kilka lat wcześniej do South Beach trafili LeBron James i Chris Bosh, D-Wade wziął mniej, bo zespół potrzebował pomieścić All-Starów. Jednak dla Dwyane’a dodatkową motywacją było zatrzymanie w rotacji Udonisa Haslema. – Nie chciałem zdobywać mistrzostwa nie mając w składzie UD – przyznał.
W dalszej części rozmowy mówi, że jedyne czego chciał, to by jego wartość została doceniona, również poprzez konkretną wysokość kontraktu. Postrzeganie Wade’a na Florydzie zaczęło się zmieniać, gdy drużynę opuścił LeBron James. Kontuzje oraz konieczność ścisłej kontroli organizmu zawodnika sprawiły, że w oczach drużyny cena za jego usługi zaczęła spadać, bez względu na to jaką pełnił rolę. Rzekome 10 milionów za rok gry miało być policzkem w twarz zawodnika. Ostatecznie Heat przedłożyli zawodnikowi 40 milionów za dwa lata, 7 milionów mniej niż Chicago Bulls. Te 7 milionów oraz zmiany, jakie zaszły w zachowaniu drużyny wobec Wade’a – sprawiły, że All-Star postawił na zmianę.
– Nie wiem ile jeszcze będę grał. Teraz chodzi tylko i wyłącznie o to, co ja chcę robić ze swoją karierą. Podjęcie tej decyzji nie było dla mnie trudne. […] Pieniądze, które w Miami oferowali były dobre, ale zanim doszli do tego punktu, moje serce było już w zupełnie innym miejscu – dodał. Miami Heat to show jednego człowieka – Pata Rileya. D-Wade dołączając do Bulls miał szansę spełnić swoje marzenie z dzieciństwa. – Koniec końców to przecież Pat uczynił mnie bardzo bogatym człowiekiem. Zdobywaliśmy razem mistrzostwa, pomogliśmy swoim spuściznom. Nadal go uwielbiam, jest tak samo uparty, jak ja.
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET