By dokończyć sezon, nie biorą już pod uwagę obecności kibiców na trybunach, po prostu grają, by wszystko odbyło się zgodnie z planem. Czy tak samo może wyglądać sytuacja w NBA? Na razie jesteśmy na etapie odkrywania kolejnych przypadków koronawirusa.
W lutym ligi chińskie i południowokoreańskie zawiesiły granie. Wtedy koronawirus siał tam największe spustoszenie. Jednak najgorszy okres już w obu krajach minął, dlatego obie ligi planują powrót do gry bez udziału publiczności. Korea Południowa szczególnie dobrze poradziła sobie z opanowaniem pandemii. Tamtejsza liga – KBL ma zaplanowane pierwsze mecze na końcówkę marca.
Rzekomo wielu amerykańskich graczy wraca już do Korei Południowej i wkrótce rozpocznie treningi ze swoimi zespołami. Przerwa trwała około czterech tygodni i wszyscy dostali zgodę, by wrócić do swoich domów. Liga planuje dokończyć sezon regularny w przekroju dwóch tygodni. Wiele zespołów musi się jednak pogodzić z faktem, iż obcokrajowcy zdecydowali się pozostać w domach.
W chińskiej CBA również będą grać bez udziału publiczności, cztery mecze w tygodniu przez miesiąc od 15 kwietnia. W połowie maja ruszą play-offy. Wiele zespołów prosiło swoich zawodników o powrót do kraju i wypełnienie kontraktu. Nie zostały jednak podjęte w tej sprawie ostateczne decyzje i sytuacja pozostaje dynamiczna. Władze ligi planują rozegrać sezon w miastach, które były w najmniejszym stopniu dotknięte przez koronawirusa.
Każdy gracz, który opuścił Chiny i wraca, by dokończyć sezon, zostanie poddany 14-dniowej kwarantannie, by zespoły miały absolutną pewność, że nie wrócił z wirusem. Czy NBA może szukać przykładu w tych przypadkach? Problem polega na tym, że w Stanach w gruncie rzeczy nie wiedzą, jak wielka jest skala problemu. Pokażą to dopiero kolejne tygodnie. Musimy zatem uzbroić się w cierpliwość.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET
Wspieraj PROBASKET
