W ostatnich tygodniach w Oklahoma City wiele się dzieje. Włodarze klubu wybrali z „dwójką” Cheta Holmgrena, a ich obecny, młody trzon – w osobach Shaia Gilgeous-Alexandra i Josha Giddey’ego – oraz jego potencjał zapowiadają nastanie lepszych dni. W ostatnim czasie pojawiły się jednak spekulacje, jakoby Thunder mieli powalczyć o renomowanego zawodnika, który z miejsca uczyniłby ich kandydatem do walki co najmniej o play-offs. Grzmoty mają zasoby, by tego dokonać, ale czy jest to odpowiednia decyzja?
Proces gruntownej przebudowy w Oklahoma City Thunder, na której czele stoi Sam Presti, znany (i lubiany) kolekcjoner wyborów w drafcie, szedł jak dotąd stosunkowo dobrze. Kierownictwu klubu udało się zrealizować najważniejsze (w mojej skromnej opinii) punkty zespołu, za które jeszcze kilka tygodni temu uważałem następujące kwestie:
1. Wybrać wysokiego w drafcie
Kiedy było już jasne, że Thunder będą wybierać z drugim pickiem, a pierwsza trójka zawodników z większości „mocków” to nominalni silni skrzydłowi, krok ten można było uznać za odhaczony. Przez długi czas wydawało się co prawda, że to Jabari Smith Jr., a nie Paolo Banchero zostanie „jedynką”, jednakże niezależnie od tego decyzja zarządu OKC wydawała się jasna dużo wcześniej. Chet Holmgren zdawał się pasować do filozofii i potrzeb zespołu.
Oklahoma miała już świetnie obsadzone pozycje 1-3 w osobach Shaia Gilgeousa-Alexandra (PG), Luguentza Dorta (SG, o którym zaraz więcej) oraz Josha Giddy’ego (SF/SG). W poprzednim sezonie wiele czasu pod koszem spędzali m.in. Darius Bazley, Aleksiej Pokusevski czy Jaylen Hoard, notujący 14,7 punktu i 12 zbiórek na mecz w 7 rozegranych spotkaniach (na dłuższą metę doświadczony Derrick Favors nie będzie prawdopodobnie częścią przebudowanych Thunder, więc go tu nie wliczam), a ostatnio dołączył również JaMychal Green, jednak brakowało „tego kogoś”, kto stanie się swoistą ostoją, liderem i twarzą „big menów” OKC.
Thunder uważają, że tego kogoś odnaleźli właśnie w osobie Cheta Holmgrena. Pierwsze mecze Ligi Letniej pokazały, że choć względem wzrostu (213 cm) i wyjątkowego zasięgu ramion (ponad 226 cm) brakuje mu mięśni, a co za tym idzie wagi (88 kg), to „ma papiery na granie” i ogromny potencjał. W debiutanckim starciu z Utah Jazz 20-latek zdobył 23 punkty, 7 zbiórek, 6 bloków i 4 asysty, trafiając przy tym 7 na 9 rzutów z gry, a to wszystko w 24 minuty spędzone na parkiecie. W kolejnych spotkaniach brakowało mu skuteczności, ale wciąż dawał do zrozumienia, że dołączy wkrótce do listy zawodników, którym Thunder powierzą przyszłość organizacji.
2. Josh Giddey – diament o krok do brylantu
Oprócz Cheta Holmgrena, kolejnym wciąż nieoszlifowanym jeszcze diamentem jest Josh Giddey. Kiedy zawodnik Thunder rozgrywał kolejne spotkania tegorocznej Ligi Letniej, w mediach społecznościowych pojawiły się opinie, jakoby był on „zbyt dobry” na te rozgrywki. Komentarze te szybko znalazły się jednak w ogniu krytyki. Australijczyk wciąż ma bowiem dopiero 19 lat i choć w poprzednich rozgrywkach NBA notował solidne 12,5 punktu, 7,8 zbiórki, 6,4 asysty oraz 0,9 przechwytu na mecz (trafiając przy tym 41,9% wszystkich rzutów z gry i kiepskie 26,3% za trzy), wygrywając po drodze cztery tytuły najlepszego debiutanta miesiąca na Zachodzie, to przed nim jeszcze sporo pracy. Regularne przebłyski w minionych rozgrywkach i Summer League pokazują jednak, że w jego przypadku „sky’s the limit”, a do przechodzących przebudowę Thunder pasuje on niemal idealnie. W meczach wspomnianej Ligi Letniej zaprezentował solidną defensywę (on-ball) i zarówno w turnieju w Salt Lake City, jak i Las Vegas był jednym z najlepiej asystujących zawodników (odpowiednio 9,3 i 8,0 asyst na mecz). Nie obyło się bez strat (5.0 na mecz), ale część jego podań przypominała te w wykonaniu LeBrona Jamesa czy Chrisa Paula i były niezwykle urodziwe.
Kluczowe będzie jednak to, jak na parkiecie odnajdzie się z Shaiem Gilgeousem-Alexandrem na dłuższą metę. Choć obaj lubią mieć piłkę w dłoniach, to w 41 spotkaniach (1924 akcjach/posiadaniach), które jak dotąd wspólnie rozegrali, kwestia ta nie tworzyła rażącego problemu. Sam Giddey przyznał, że „chemia pomiędzy nimi wciąż rośnie”, „uwielbia z nim grać”, a w razie potrzeby Shai „potrafi samodzielnie poprowadzić zespół”. Tym akcentem przejdziemy do kolejnego punktu.
3. Odciąć się od plotek o handlu Shaiem
Temat, który w gruncie rzeczy zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił. Plotki o chęci handlu Shaiem Gilgeousem-Alexandrem pojawiły się razem ze spekulacjami dotyczącymi możliwego transferu po inną gwiazdę. Wśród nazwisk wymieniano m.in. Damiana Lillarda, Bradleya Beala czy nawet Jamesa Hardena. Szybko okazało się, że przez draft do Oklahomy trafi nie-do-końca klasyczny big man. To z kolei oznaczało, że 4 z 5 pozycji są obsadzone zawodnikami, którzy mają zadbać o przyszłość OKC, a owe plotki momentalnie ucichły.
– Myślę, że ja nauczyłem się i moi zawodnicy rozumieją, iż żyjemy w erze mediów społecznościowych, a ludzie będą wymyślać różne rzeczy – mówił Sam Presti zapytany o plotki w sprawie handlu swoim rozgrywającym. Porównał również tego typu doniesienia z plotkowaniem na zakupach.
4. Przedłużyć umowę Lu Dorta
Luguentz Dort był jednym z najbardziej wartościowych kąsków na rynku wolnych agentów spod znaku zadaniowców. Zainteresowanie jego usługami wyrazili m.in. Portland Trail Blazers. Jeszcze kilka tygodni temu wiele wskazywało na to, że Thunder skorzystają z opcji zespołu zawartej w umowie 23-latka, przez co za rok stanie się zastrzeżonym wolnym agentem. Strony doszły jednak do porozumienia, a włodarze OKC odrzucili wspomnianą opcję i zaproponowali obrońcy pięcioletni kontrakt warty 82,5 miliona dolarów.
Dort pokazał, że w przyszłości może być kluczowym elementem marzących o nawiązaniu rywalizacji z czołówką Thunder. W poprzednich rozgrywkach – swoim trzecim sezonie na parkietach NBA – zdobywał średnio 17,2 punktu, 4,2 zbiórki oraz 1,7 asysty na mecz i choć w Oklahomie mają nadzieję, że zdoła jeszcze poprawić swoją skuteczność zza łuku (33,2%), to oprócz swojego ofensywnego potencjału jest również znakomitym obrońcą z zasięgiem ramion wynoszącym ok. 209 centymetrów. Nie bez powodu zatem uznawano go za gracza, który może otrzymać kuszące oferty od zespołów z aspiracjami na mistrzowski tytuł. Dort pokazał jednak, że zależy mu na grze u boku Shaia, Giddey’ego i Cheta, a to wszystko pod batutą Marka Daigneaulta, który prawdopodobnie nigdzie się nie wybiera.
Atakować czy się wstrzymać?
Sympatycy Thunder mają zatem wszelkie podstawy, by uważać, że w kolejnych latach ich ulubieńcy mogą powalczyć o miejsce wśród najlepszych ekip Konferencji Zachodniej. Część analityków sugeruje jednak, że zgromadzone przez Sama Prestiego zasoby w postaci mnogiej liczby wyborów w drafcie powinny, a nawet muszą zostać przeznaczone nie na wybory kolejnych, utalentowanych zawodników, a uwzględnione (wraz z kilkoma już wybranymi graczami) w wymianie o gwiazdę, która razem z Shaiem obejmie stery w zespole. Rzućmy jednak okiem na to, jak na ten moment prezentuje się możliwa rotacja OKC:
Wygląda na to, że kierownictwo Thunder ma pełne zaufanie do zawodników (starterów) na pozycjach 1-3, a rozwiązanie sprawy Cheta Holmgrena (czyt. określenie, czy jest zawodnikiem na miarę wyjściowej piątki) może zająć nawet 2-4 lata. Jeśli OKC mieliby zatem „atakować” kolejną gwiazdę, wydaje się, że byłby to silny skrzydłowy, a nie Donovan Mitchell, o którym mówi się teraz wiele. Należy jednak pamiętać, że wymiana po zawodnika ogromnego kalibru prawdopodobnie kosztowałaby Thunder kogoś z trójki Gilgeous-Alexander / Dort / Giddey i w tym przypadku pokusa pozyskania Mitchella wydaje się (względnie) uzasadniona, choć nie koniecznie słuszna. O możliwościach i potencjale tej trójki wspomniałem już wcześniej.
W artykule na Sport Illustrated Chris Becker przytacza jednak zaproponowany przez ESPN scenariusz wymiany, na mocy której do Utah Jazz przeszliby Tre Mann, Derrick Favors (drugi już powrót do Utah), JaMychal Green, Aleksej Pokusevski, trzy wybory pierwszej rundy draftu 2024 oraz dwa wybory pierwszej rundy draftu 2025. W ten sposób Thunder nie tracą żadnego ze swoich fundamentów, a dodają do składu Mitchella. W takim układzie Dort staje się 'sixth manem’ (co może negatywnie wpłynąć na jego rozwój) lub przechodzi na „trójkę”, z kolei mierzący 203 cm Giddey staje się silnym skrzydłowym, gdzie prawdopodobnie miałby jednak problemy z defensywą. Pierwszy z tych scenariuszy wydaje się zatem bardziej prawdopodobny, ale należy zadać sobie pytanie: Czy Thunder są gotowi na tryb „win-now”?
Według ESPN’s NBA Trade Machine (które nie jest żadnym pewnym wyznacznikiem) Thunder zyskują na tego typu wymianie 10 zwycięstw, co poprawiłoby ich bilans do 34-48. To w poprzednich rozgrywkach dałoby jedynie 10. lub 11. miejsce (taki sam bilans jak 10. San Antonio Spurs). Takie rezultaty nie zadowolą ani OKC (na dłuższą metę), ani Mitchella. Giddey pomimo „wysokiego sufitu” wciąż ma przed sobą sporo pracy, co pokazuje chociażby jego kiepska skuteczność, straty i pomyłki w obronie w Lidze Letniej. Rezerwowi, którzy mogą przerodzić się w zadaniowców (Aleksiej Pokusevski, Tre Mann czy Theo Maledon) wciąż potrzebują okrzesania, bo choć prezentują się dobrze, to grają w kratkę, a o tym, że swoje udowodnić i wypracować musi jeszcze Chet Holmgren, wiedzą chyba wszyscy. Presja związana z koniecznością jednoczesnego rozwoju i dostarczania wyników nie wpływa pozytywnie na nastoletniego zawodnika, zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym.
Należy pamiętać, że przed rozpoczęciem sezonu znakomita większość zespołów jest względnie zadowolona ze swoich rotacji, a wątpliwości pojawiają się dopiero po kilku tygodniach. Jeśli Thunder rzeczywiście będą chcieli „wyciągnąć” dowolną gwiazdę, powinni poczekać przynajmniej do ’trade deadline’. Najbliższy sezon wciąż powinien bowiem stać pod znakiem rozwoju, aniżeli podejścia do czołowej dziesiątki Zachodu. Ściągnięcie gwiazdy w lutym pozwoli wciąż na przetestowanie różnych ustawień zespołu i przygotowanie się do walki w sezonie 2023/24. Ta musiałaby być gotowa, by „odpuścić” kilka miesięcy. Wiadomo jednak, że ile osób, tyle opinii. Nie inaczej jest w tej kwestii.