Zawodnicy New York Knicks są podzieleni na dwa obozy, co skutkuje czymś w rodzaju wojny domowej — przynajmniej tak uważa osobowość medialna i były dyrektor NBA Amin Elhassan. Faktem jest, że ekipa z Nowego Jorku nie notuje wybitnego początku sezonu, a niektórzy gracze, którzy mieli stanowić o sile drużyny, grają poniżej oczekiwań. W programie Sirius XM NBA Radio Elhassen przyznał, iż problem rozpoczął się już w poprzednich play-offach i jedynie się pogłębia.
Amin Elhassan uważa, że sytuacja w New York Knicks nie jest kolorowa, a zawodnicy nie dogadają się ze sobą. Stwierdził nawet, że powstały wewnątrz drużyny dwa obozy. — Zaczynając od zeszłorocznych play-offów, zespół Knicks uwiązany jest w „wojnę domową”. Konflikt toczy się pomiędzy zawodnikami, którzy wiedzą, jak grać i tymi, którzy tego nie potrafią — zaczął Elhassen w na antenie Sirius XM NBA Radio.
— Myślę, że po jednej stronie barykady jest Jalen Brunson, zawodników z przeszłością w Villanovie. Jest tam Quentin Grimes, Isaiaha Hartensteina. A Mitchell Robinson, z racji swoich ograniczeń, tak naprawdę nie może podejmować żadnych decyzji — dodał Elhassen.
— Po drugiej stronie znajduje się Julius Randle, RJ Barret, gdy ma słabszy dzień. Dorzuciłbym tutaj Emmanuela Quickleya. Zawodnicy grają impulsywną koszykówkę, bazują na emocjach. W ten sposób możesz przejść przez sezon regularny, ale impulsywna koszykówka nie da ci wygranych w play-offach. Tam musisz być w stanie reagować na zagrania rywali — podkreślił Elhassen.
Fatalny początek sezonu notuje Randle, który trafia poniżej 30 proc. rzutów z gry i 22,5 proc. prób zza łuku. Problemy gracza, który miał być jedną z gwiazd, w znaczny sposób przekładają się na indolencję Knicks po atakowanej stronie parkietu. Ekipa z Nowego Jorku próbuje nadrabiać solidną grą w obronie, ale na dłuższą metę może to nie wystarczyć — aktualnie mają bilans 2-4.
Wspieraj PROBASKET
