Michael Jordan i Scottie Pippen, Karl Malone i John Stockton… Ikoniczne duety NBA zapisują się w pamięci kibiców. Często jesteśmy fanami tak samo ich zagrywek na parkiecie, jak i relacji poza nim. Wspominaną poniżej dwójkę ciężko na tym etapie rozpatrywać w takim samym kontekście sportowym, jak przytoczone tu nazwiska, jednak rozwijającej się przyjaźni nikt nie może im odmówić.
Trochę w nawiązaniu do mojego ostatniego tekstu o Raptors, warto wspomnieć o jeszcze jednej przyczynie ich pomyślnego startu. Dogadywanie się całej grupy to wszakże jedno, ale istotna jest szczególnie relacja na linii liderów drużyny, jacy w tym wypadku prowadzą ekipę z Kanady. Wpływ przodujących zawodników na całą resztę jest bowiem bardzo ważnym elementem ducha zespołu i to ta relacja jest najczęściej fundamentem dla pozostałych więzi.
DeMar DeRozan i Kyle Lowry, bo o nich tu mowa, pokazują, że przyjaźń, jaka między nimi rozkwitła, to punkt startowy dobrej atmosfery w zespole. Wzajemne prztyczki, jakie mogliśmy obserwować choćby po ostatnim meczu z Timberwolves, podczas których obaj dogryzali sobie w braterskim tonie, potwierdzają klarowność tej relacji. Drobne, przyjacielskie złośliwości to znak zażyłości, zaufania pozwalającego na nieskrępowane żarty wobec siebie, bez obawy o złe odczytanie intencji. Potwierdza to także Karol Śliwa na swoim blogu „Karol Mówi”, który ostatnio obserwuje to bezpośrednio w szatni Raptors: Było śmiesznie. Widać, że obu łączy autentyczna przyjaźń. Jeśli udają, to dałem się nabrać. Dużo rozmawiają ze sobą a gdy przychodzi do pytań mediów to nawzajem sobie dogadują i się przedrzeźniają. Jak to kumple mają w zwyczaju.
Raptors mają w swoich szeregach dwie osobistości determinujące charakter drużyny. To zawsze jest sytuacja chwiejna, która może rozwinąć się zarówno w braterskie oddanie, jak i w chorobliwą rywalizację i konflikt osobowości. Na całe szczęście dla kanadyjskiej drużyny, w przypadku DeRozana i Lowryego wszystko ugruntowało się jako ta pierwsza opcja. Przed samym sezonem klarownie wyjaśnił to Lowry, podając za The Globe And Mail: – Powiedziałem mu: „Gratuluję, dobra robota”, gdy podpisał nowy kontrakt i napisał, by mnie o tym poinformować. Pozostajemy w stałym kontakcie. Ludzie nie rozumieją, że nasza przyjaźń to coś więcej niż koszykówka. Jeśli podpisałby nowy kontrakt gdziekolwiek indziej, wciąż powiedziałbym to samo. Nie jesteśmy zawodnikami, którzy tylko sprawiają złudzenie dobrze dogadujących się – to prawdziwa przyjaźń. Dwane Casey nie mógłby prosić o lepsze słowa, opisujące relację jego dwóch gwiazd.
Oglądanie takiej przyjaźni cieszy ogólnie, nie tylko widząc ją w sporcie, jednak w tej dziedzinie ma na pewno niebagatelne znaczenie. Dwie podpory drużyny, które nawzajem się rozumieją, utrzymują pozasportowe kontakty i doskonale pojmują swoje role w drużynie, nie zabiegając o wzajemną popularność, to podstawa budowania czegoś wielkiego. A Raptors zasługują na to, by dać swoim kibicom to, co najlepsze.
Tekst: Piotr Zach
fot. Keith Allison, Creative Commons