Mało wskazuje na to, by Kyrie Irving wrócił do gry przez rehabilitację barku, ale mimo to stara się zasiać ziarno niepewności wobec planów dogrania sezonu 2019/2020. Zawodnik Brooklyn Nets zorganizował telekonferencję, w trakcie której zawodnicy mieli wyrazić swoją opinię.
Pojawiły się bowiem doniesienia, że zawodnicy są niezadowoleni z faktu, iż nikt nie zapytał ich o zdanie w kwestii powrotu do gry w specjalnie utworzonej bańce. Pojawiło się wiele głosów, że podróż do Orlando nie wszystkim pasuje, a liderem tej grupy ma być Kyrie Irving, który widzi kilka problemów związanych z restartem. Jako wiceprezes unii graczy miał wiele pytań związanych m.in. z tym, czy on – jako gracz kontuzjowany – będzie na liście zawodników, którzy dostaną zaproszenie do Orlando.
Irving był zdecydowanie najgłośniejszy, naciskając m.in. na to, by zawiesić plan restartu sezonu pod koniec lipca. W rozmowie z ponad setką koszykarzy otwarcie namawiał ich do sprzeciwu wobec planu zaproponowanego przez NBA, jak donosi Adrian Wojnarowski z ESPN. Niektórzy rzekomo wyrazili taką gotowość. Problem jednak może polegać na tym, że gracze nie są do końca świadomi tragicznych finansowych efektów odwołania rozgrywek 2019/2020. W rozmowie nie uczestniczył LeBron James, który jasno przyznał, że jest gotowy wrócić do rywalizacji.
Podczas rozmowy Irving podkreślał również wagę, jaką mają obecne wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. W jego opinii – liga nie powinna grać, dopóki rząd Stanów Zjednoczonych nie zaproponuje rozwiązań, które zniwelują niesprawiedliwość społeczną. Zawodnicy chcą mieć wpływ na dyskusję, jaka się odbywa i wychodzą z założenia, że mogą ją mieć tylko i wyłącznie przez stanowcze działania. Nawet jeśli te będą miały zły wpływ na ich sytuację ekonomiczną.
Kilku graczy rzekomo jest gotowych zostać w domu i odpuścić podróż do Orlando. Inni mówią o gotowości do gry, ale chcą uczestniczyć w rozmowach o wszelkich zabezpieczeniach, jakie liga zastosuje po powrocie. Brak gry w Orlando oznaczałby około 1,2 miliarda dolarów straty dla graczy i pozwoliłby NBA zerwać porozumienie zbiorowe. Rozpocząłby się więc lockout, w którym NBPA nie miałoby żadnego asa w rękawie i jeśli nie przystałoby na warunki ligi, moglibyśmy stracić rozgrywki 2020/2021.
Sytuacja więc zaczyna się robić bardzo nieprzyjemna. Jeśli koszykarze posłuchają Irvinga, może to oznaczać różnicę interesów, której NBA ostatecznie nie będzie w stanie przeskoczyć i odwoła plan powrotu do gry. To z kolei pociągnie za sobą serię nieprzewidzianych zdarzeń. Pewne będzie tylko to, że zawodnicy, właściciele i cała liga stracą mnóstwo pieniędzy i pogrążą się w kryzysie wizerunkowym, który może zmienić NBA nie do poznania.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET