Podczas Jr. NBA Leadership Conference, Stephen Curry wyjaśniał Doris Burke z ESPN, czym różni się jego liderowanie w Warriors od stylu przywództwa prezentowanego przez Draymonda Greena.
Mimo iż w opinii wielu kibiców i obserwatorów ligi Steph Curry jest najlepszym zawodnikiem Wojowników, to jednak według wielu ekspertów właśnie Draymond Green jest kluczowym elementem w układance Golden State. Opinia taka pojawiła się po pamiętnych finałach w 2016 roku, gdy mimo prowadzenia 3-1 z Cleveland Cavaliers, Warriors ostatecznie przegrali rywalizację w 7 meczach. Kluczowa dla losów rywalizacji była absencja Greena w meczu numer 5. Draymond został na ten mecz zawieszony z powodu nadmiaru przewinień technicznych.
Green na boisku jest bardzo głośny. Udziela licznych wskazówek kolegom i nierzadko swoją emocjonalnością pobudza innych do walki. Curry jest dużo bardziej opanowany. Według Stepha, mimo różnic jakie pojawiają się między jego stylem przywództwa, a sposobem dowodzenia Greena, tak naprawdę obaj na swój sposób próbują pomóc drużynie i kolegom na boisku.
„Draymond ma do tego zupełnie inne podejście, czuje co według niego działa najlepiej, – wyjaśnia Curry. Najważniejsze jest to, abym mógł każdego ranka, spoglądając w lustro, powiedzieć sobie, że zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy, aby inni wokół mnie stali się lepsi. Liderowanie niekoniecznie jest czymś namacalnym, jest to jednak uczucie, które musisz mieć w sobie.”
Curry i Green zdobyli razem trzy mistrzostwa z Warriors. Po odejściu Kevina Duranta sezon 2019-20 był jednak katastrofą. Liczne kontuzje rozbiły równowagę w drużynie. Zanim liga została zawieszona z powodu COVID-19, drużyna miała najgorszego bilans w lidze.
Jednak w przyszłym sezonie, po powrocie Klay’a Thompsona Warriors znowu będą mocni. Trzon drużyny stanowili będą Steph Curry, Draymond Green, Klay Thompson, Andrew Wiggins oraz nowy, utalentowany zawodnik z tegorocznego draftu.
Curry, Green i Thompson na pewno zapragną pokazać, że „dynastia” w Golden State jeszcze się nie skończyła. Czy uda się powrócić na szczyt pokaże jednak dopiero następny sezon.