Aaron Gordon w pełni korzysta z przerwy między sezonami. Na organizowanym przez niego campie znalazł czas na odpowiedź na pytania uczestników. Wśród nich znalazło się między innymi jedno o ulubionego zawodnika z dzieciństwa.
Dla Gordona odpowiedź na to pytanie było trudne, ponieważ nie potrafił wybrać pomiędzy trzema ulubieńcami – Magikiem Johnsonem, Larrym Birdem oraz Michaelem Jordanem. Młoda gwiazda Orlando Magic jednak wybrnęła z tego problemu, przy okazji popuszczając trochę wodze fantazji. – Zawsze próbujecie ze mnie wyciągnąć coś, co nie jest politycznie poprawne – zażartował Gordon. – Myślę, że Michael Jordan, Magic Johnson i Larry Bird. Jeśli połączysz tych trzech zawodników w jednego to otrzymałbyś gracza idealnego.
Trudno z Aaronem Gordonem się nie zgodzić, bowiem każdy z tej trójki należy do najlepszych graczy NBA w historii, a według wielu fanów to właśnie ta trójka uznawana jest za „najlepszych z najlepszych”.
Larry Bird dał się poznać jako świetny strzelec. Żaden obrońca nie mógł się czuć pewnie, kiedy gwiazda Boston Celtics miała piłkę w rękach.
Magic Johnson przyszedł do NBA z dotąd niespotykanymi umiejętnościami. Przy wzroście 206 centymetrów świetnie panował nad piłką. Rozdawał niesamowite asysty i prowadził grę swojej drużyny. Robił to lepiej, niż rozgrywający mierzący 20 centymetrów mniej.
Wszystko to jednak przyćmił Michael Jordan, który określany był od początku jako „maszyna do zdobywania punktów”. Z czasem stał się on również znakomitym defensorem, dzięki jego niebywałemu atletyzmowi i ciągłemu dążeniu do doskonałości.
Według Gordona to właśnie tych trzech zawodników stworzyłoby gracza idealnego. Nic dziwnego, że tak uważa, bowiem w przeciwieństwie do wielu swoich rówieśników, dorastał oglądając taśmy z nagraniami meczy z lat 80-tych.
autor: Marcin Nic