Penny Hardaway był idolem wielu dzieciaków, gdy prowadził Orlando Magic. Jego zjawiskowy styl gry sprawiał, że ludzie przychodzili na mecze, bo czuli dużo satysfakcji z oglądania go na parkietach NBA. Jednak po przenosinach zawodnika do Nowego Jorku, nic nie było już tak ekscytujące.
Kibice, którzy pamiętają go z Orlando, nie chcą pamiętać go z Nowego Jorku. Penny Hardaway w swoim najlepszym okresie był bez wątpienia jednym z najlepszych graczy w lidze. Niestety po sześciu latach spędzonych z Magic, Hardaway przeniósł się do Phoenix, gdzie nic nie było już dla niego takie samo. Problemy zdrowotne mocno ograniczył jego możliwości. W rozgrywkach 2003/2004 Suns przehandlowali go do Nowego Jorku. Tam wbito gwóźdź do jego koszykarskiej trumny.
– Byłem w największym mieście, na największej scenie i wcale nie przypominałem samego siebie – mówi Hardaway z żalem w głosie. – Byłem zaledwie cieniem samego siebie i sam zadawałem sobie pytanie – dlaczego? Chciałbym naprawdę dotrzeć do poziomu, na jakim zazwyczaj grałem. Cały czas naciskałem, ale nie mogłem… A szkoda, bo uwielbiam Nowy Jork – dodaje.
W dwa i pół sezonu spędzone z New York Knicks, Hardaway rozegrał 83 mecze rozgrywek zasadniczych i notował na swoje konto średnio 8,2 punktu. Na żadnym etapie nie przypominał gracza, jakim był w Orlando. Kolejne urazy przygniatały go do ziemi i nie pozwalały podnieść. Kibice z jednej strony byli wściekli, a z drugiej było im Penny’ego żal, bo wiedzieli, że to gracz, który ma wielkie ambicje.
Knicks przyzwyczaili swoich kibiców, że pozyskują gracz, którzy wyszli już ze swojego prime-time’u, jak Jason Kidd czy Joakim Noah. W zamian oddali wybory w drafcie, które mogli zamienić na młodych perspektywicznych graczy i wokół nich budować drużynę. Hardawayowi trzeba oddać, że jest świadom, iż czas spędzony w Madison Square Garden był dla niego czasem straconym.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną
- NBA: Khris Middleton jest gotowy. Dlaczego więc nie wraca?
- NBA: Bane chciał być jak Morant. Szkoda, że nie w pozytywnym sensie