Wciąż ani jednego zwycięstwa na koncie nie mają koszykarze Los Angeles Clippers, odkąd w zespole zadebiutował James Harden. Kalifornijska drużyna w piątek nie potrafiła nawiązać walki z Dallas Mavericks i przegrała trzecie kolejne spotkanie. Po meczu sam Harden wytłumaczył, ile będzie jeszcze potrzebował czasu, aby odnaleźć się w L.A.
Najpierw porażka z Knicks, potem z Nets, a w piątek także z Mavericks. Drużyna Los Angeles Clippers przegrała trzecie kolejne spotkanie od momentu debiutu Jamesa Hardena. Łącznie podopieczni trenera Tyronna Lue mają już cztery porażki z rzędu, a jakby tego było mało, to jak do tej pory nie udało im się jeszcze wygrać meczu na wyjeździe w trwającym sezonie NBA (bilans 0-5). Dobra wiadomość jest taka, że najbliższe spotkanie rozegrają na własnym parkiecie, kiedy to wieczorem w niedzielę podejmą Memphis Grizzlies.
Są też jednak złe wiadomości. Próby wkomponowania Hardena do składu Clippers przynoszą na razie fatalne efekty. Kalifornijska ekipa w ostatnich trzech meczach notuje bardzo słabe liczby i jest jedną z najgorszych w lidze, jeśli chodzi o efektywność gry po obu stronach parkietu. Harden ma na to wytłumaczenie i zapowiada, ile jeszcze ten słabszy okres może potrwać.
— To dopiero mój trzeci mecz tutaj. Nie miałem obozu treningowego, nie miałem preseasonu, więc wszystko dzieje się z zawrotną dla mnie szybkością. Potrzebuję około 10 meczów, żeby móc zobaczyć, w jakim miejscu tak naprawdę jestem — oznajmił nowy nabytek Clippers.
Jest to oczywiście zrozumiałe, bo Harden wszedł do gry z marszu i bez większego przygotowania. Był to efekt długich negocjacji między Clippers a Philadelphia 76ers, kiedy to kluby przez wiele tygodni nie potrafiły dojść do porozumienia w sprawie transferu 34-letniego gracza do Los Angeles. Co więcej, Harden w składzie kalifornijskiego zespołu ma obok siebie przecież m.in. Kawhi Leonarda, Paula George’a oraz Russella Westbrooka i od początku wiadomo było, że skomplikowane może być pogodzenie tej czwórki na parkiecie.
Szkoleniowiec ekipy już po debiucie Hardena w Nowym Jorku mówił o 10 meczach, jakich będzie potrzebował, aby móc to wszystko odpowiednio poustawiać. Teraz słowa Lue brzmią jak echo, które powtarza nie tylko Harden, ale też np. jego były kolega z zespołu Kyrie Irving. — Jeszcze przez kilka meczów będą uczyli się przestrzeni i znajdowania sposobu na pchanie piłki do przodu. Indywidualnie są niesamowici. Wiem, że będą lepsi, ale na razie starają się znaleźć swoje sposoby — stwierdził rozgrywający Mavericks, który rok temu też dołączył do nowego klubu w trakcie sezonu.
To zresztą właśnie Mavs w piątek zafundowali Clippers kolejną porażkę, a kalifornijska ekipa po raz kolejny pokazała, że przed nią jeszcze dużo pracy. Za dużo w grze LAC jest myślenia, a za mało naturalności i poleganiu na instynktach, co jednak wynika z faktu, że to dopiero początek wspólnej gry dla tego składu. Jednocześnie na wyrównanym Zachodzie zbyt wiele porażek na początkowym etapie rozgrywek może potem okazać się trudne do nadrobienia. Clippers jak najszybciej powinni wrócić więc do wygrywania, najlepiej z Hardenem w roli głównej.
34-latek pod względem indywidualnym notuje solidne liczby po trzech pierwszych meczach w nowych barwach. Średnio 14,3 punktu oraz 4,7 asysty przy ponad 54-procentowej skuteczności to jednak nie są statystyki, do których Harden przyzwyczaił swoich fanów w ostatnich latach. Na razie proces nauki trwa, co widać było także w piątek, kiedy Harden znakomicie zaczął, zdobywając 14 punktów w pierwszej kwarcie spotkania, by potem przez resztę meczu (z wyłączeniem czwartej kwarty, w której nie wybiegł na parkiet) już nie powiększyć swojego dorobku punktowego.
Wspieraj PROBASKET
