W Philly do walki o mistrzostwo potrzebują przede wszystkim namiastki normalności i spokoju. Tymczasem od momentu, w którym zaczęła się saga z Benem Simmonsem, świat trenera Doca Riversa zdaje się być odwrócony do góry nogami. Joel Embiid chce wziąć część odpowiedzialności na własne barki.
Philadelphia 76ers po czterech meczach sezonu legitymuje się bilansem 2-2. Główny problem polega na tym, że Joel Embiid wychodzi na parkiet z nie do końca wyleczonym urazem, co rzecz jasna rodzi ogromne niebezpieczeństwo w kontekście przyszłości. W rozmowie z ESPN wysoki Sixers przyznał, że przez dwa dni po meczu inaugurującym sezon miał problemy z poruszaniem. Problemem jest lewe kolano, które cały czas zawodnikowi nie odpuszcza.
Ramona Shelburne z ESPN podzieliła się szczegółami swojej rozmowy z zawodnikiem. Według jej słów, Embiid musi grać, by nadrobić absencję Bena Simmonsa. Kameruńczyk wychodzi z założenia, że jeden z tej dwójki musi być na parkiecie, by zespół wygrywał mecze. Ponadto Joel miał powiedzieć, że przegrał w poprzednim sezonie wyścig o MVP, ponieważ nie rozegrał wystarczającej liczby meczów i nie chce, by historia znów się powtórzyła.
W zespole muszą jednak zdawać sobie sprawę, że to bardzo niebezpiecznie dla zdrowia zawodnika. Nie jesteśmy do końca przekonani, czy Embiid właściwie postępuje. Rozumiemy jego motywację, ale kluczowe dla Joela powinno być zadbanie o zdrowie i powrót w momencie, w którym nie będzie żadnego poważnego zagrożenia. Lider składu czuje się jednak za drużynę odpowiedzialny i chce mieć pewność, że Sixers w jak najmniejszym stopniu odczują stratę Simmonsa.
Nadal nie wiadomo, jak zostanie rozwiązana sprawa Australijczyka. Widzimy jednak, że wpływa ona na wszystko, co się w Filadelfii dzieje. Trener Doc Rivers ma zatem bardzo twardy orzech do zgryzienia, bo jeden z dwójki jego topowych graczy “nie jest mentalnie gotowy”, a drugi gra z niewyleczonym urazem kolana. Sixers będzie bardzo trudno złapać w takich okolicznościach jakąkolwiek regularność, by wspinać się w górę tabeli wschodu.