Jeden z liderów Brooklyn Nets na własnej skórze przekonał się o surowości przepisów wynikających ze specjalnego protokołu dotyczącego COVID-19. Zawodnik miał kontakt z zarażoną osobą i liga nakazała mu pozostać w izolacji przez kolejnych siedem dni.
Już sytuacja Jamesa Hardena była dla zawodników NBA sygnałem ostrzegawczym w sprawie przestrzegania zasad zapisanych w specjalnie przyjętym, ponad 100-stronnicowym, protokole COVID-19. Liga nie mogła zorganizować całego sezonu w bańce, więc stworzyła przepisy, by w jak największym stopniu zminimalizować ryzyko powstania ogniska koronawirusa w środowisku graczy, trenerów i pracowników. Dlatego każdy przypadek naruszenia tych przepisów jest traktowany bardzo surowo.
Już wie o tym Kevin Durant, który w ostatnim czasie naraził się na kontakt z osobą chorującą na COVID-19, dlatego odbędzie siedmiodniową kwarantannę. To oznacza, że jeden z liderów Brooklyn Nets nie zagra w czterech kolejnych meczach swojego zespołu. O całym zamieszaniu jako pierwszy poinformował Adrian Wojnarowski z ESPN, a chwilę później Nets potwierdzili doniesienia w oficjalnym oświadczeniu.
Warto przypomnieć, że Durant przeszedł koronawirusa w marcu tego roku. Jego testy krwi cały czas wykazują dużą aktywność przeciwciał, ale NBA nie ma zamiaru ryzykować, zwłaszcza że przypadki ponownego zakażenia są powszechne. W rozmowie z Marcem J. Spearsem KD przyznał, że przechorował COVID-19 bardzo łagodnie i w gruncie rzeczy nie miał żadnych poważniejszych objawów. – Martwiłem się tylko tym, co dalej… – mówił.
Nie są to rzecz jasna dobre informacje dla Nets, którzy nie rozpoczęli sezonu tak, jakby sobie tego życzyli. Zespół przegrał cztery z ostatnich pięciu meczów, więc perspektywa utraty KD wcale im zadania nie ułatwi. Cały czas są jednak postrzegani jako jedna z najmocniejszych drużyn wschodniej konferencji. Durant wrócił do gry po uporaniu się z urazem ścięgna Achillesa i w sześciu meczach notował średnio 28,2 punktu, 7 zbiórek i 4,8 asysty trafiając 51,4 FG% oraz 45,5 3PT%.