To był młody, perspektywiczny zespół, o którym mówiło się, że za kilka może być w pierwszej czwórce Wschodu. Tymczasem przyjście Donovana Mitchella sprawia, że Cleveland Cavaliers mogą okazać się rewelacją nadchodzącego sezonu. Czy będą w stanie powalczyć o mistrzostwo? Jak daleko zajdą? Kibice Cavs zadają sobie wiele z tych pytań. Warto spróbować poszukać na nie odpowiedzi.

Co prawda transfer Donovana Mitchella do Cleveland miał miejsce trzy tygodnie temu, to jednak pochłonięci EuroBasketem nie poświęciliśmy Cavs wystarczającej uwagi. A warto, bo to drużyna, którą będzie stać wielkie rzeczy. Mieli dopiero za kilka lat wejść na stałe do czołówki Wschodu, ale transfer Mitchella sprawia, że mamy prawo zastanawiać się nad ich szansami w walce o mistrzostwo NBA.

Przypomnijmy, że w wymianie ClevelandUtah do Cavaliers trafił Donovan Mitchell, a do Utah Jazz powędrowali: Collin Sexton, Lauri Markkanen, Ochai Agbaji oraz trzy wybory w pierwszych rundach Draftu (2025, 2027 i 2029), a także dwa „swapy” (2026 i 2028), czyli sytuacje dające możliwość zamienienia się numerami (jeśli Cavs będą mieli lepszy numer od Jazz, to Jazz mają prawo zamienić się z Cavs – przykład: Cavs wylosowują 5. numer, a Jazz 8. – w latach 2026 i 2028 Jazz będą mogli przejąć numer Cavs, oddając im swój oczywiście).

Cavs uwierzyli w Mitchella

Wszyscy myśleli, że Mitchell trafi do New York Knicks. Zresztą on sam tak myślał. Wydawało się, że dyskusja z Jazz polega na przeciąganiu liny i jest tylko formalnością, aby któryś z klubów zgodził się na żądania drugiego. Do kibiców trafiały komunikaty, że Jazz chcą sześciu czy siedmiu wyborów w pierwszej rundzie i w zasadzie o tym jest ta dyskusja – czy Knicks się zgodzą i dadzą sześć, czy może uda się pozyskać Mitchella za pięć itd.

Okazało się jednak, że będący w dołku od dwóch dekad Knicks nie mieli przekonania, czy to dla nich dobry transfer. Co z tego, że od 2001 roku zagrali sześć razy w play-offach i tylko raz przeszli do drugiej rundy. Co z tego, że żadna wielka gwiazda NBA nie chce grać w Knicks, bo klub uważany jest za źle zarządzany (Kevin Durant przecież wybrał Brooklyn Nets, a nie Knicks!).

Zrezygnowali z wyścigu po Mitchella, który mógłby to w końcu odmienić. Sam nie dałby im mistrzostwa, ale sprawiłby, że jako organizacja w końcu mogliby być dobrze postrzegani, a to co zawodnicy myślą o danym klubie jest bardzo ważne. Jako „wolni agenci” kierują się kilkoma czynnikami i poza pieniędzmi, pogodą, wielkością miasta, znaczenie ma „kultura organizacji” i gwarancja walki o wysokie cele. Władze Knicks nie były jednak wystarczająco zdeterminowane, albo po prostu przelicytowały. Zaryzykowały i przegrały, bo do gry weszli Cavs, położyli na stole konkretną ofertę i „done deal„.

Po transferze Rudy’ego Goberta do Wolves, Cavs wiedzieli czego Jazz oczekują. Uznali, że dla nich to znakomita okazja do wzmocnienia się.

Ainge zlekceważył Mitchella

Nie jest tajemnicą, że Mitchell chciał grać w Nowym Jorku. Danny Ainge pokazał jednak, że go to nie interesuje. Postanowił zrobić to, co według niego było najlepsze dla Jazz, a komentarz, że nie widział on w oczach i grze Mitchella oraz Gobertachęci zwycięstwa” były typowym dla Ainge’a prztyczkiem w nos.

Jazz zaczęli od transferu Royce’a O’Neale’a do Nets za wybór w Drafcie. Oddali Rudy’ego Goberta za cztery wybory w pierwszej rundzie, jeden „swap” oraz zawodnika wybranego w tym roku z 22 numerem Draftu. Za Donovana Mitchella dostali trzy wybory w pierwszej rundzie i dwa „swapy”. Ostatnio oddali Detroit Pistons Bojana Bogdanovicia. W kolejce na wytransferowanie czekają więc jeszcze Jordan Clakrson i Mike Conley.

O tym czy Jazz dobrze zrobili można będzie dyskutować również za rok czy nawet trzy. Wszystko zależeć będzie od tego jak dobrą drużyną okażą się Cavs i kogo Jazz wybiorą w Drafcie. Ainge jednak dopiął swego. Jazz mają mnóstwo wyborów w Drafcie i przechodzą w tryb przebudowy.

Czy ktoś chciałby mieszkać w Cleveland?

Dla Cleveland Cavaliers to największy transfer w ostatnich 30 latach. Porównywane może być tylko przyjście Shawna Kempa pod koniec lat 90-tych i wymiana Kevina Love’a za Andrew Wigginsa. W końcu LeBrona Jamesa wybrali w Drafcie. Jego powrót po przygodzie z Miami można zaliczyć do „pozyskania z rynku gwiazdy”. Trzeba mieć jednak świadomość, że Cleveland jest „pośrodku niczego” i bardzo trudno do mniejszych miast ściągnąć gracza z rynku wolnych agentów. Największe gwiazdy chcą grać tam, gdzie jest ciepło i modnie, czyli w Los Angeles albo Miami, ewentualnie w wielkiej metropolii, jaką jest Chicago. Takie miasta jak Cleveland czy Milwaukee, Indianapolis, albo Minneapolis, to prowincje. Zawsze będą przegrywać z „wielkim rynkiem„. Dlatego właśnie władze Cavs uznały, że nadarza się znakomita okazja do pozyskania bardzo dobrego zawodnika. Wykorzystali ją, bo wierzą w swój zespół i skład jaki mają. Zrobili dokładnie to samo Wolves pozyskując Goberta – poszli na całość. Uznali, że wchodzą „all in„, że warto zaryzykować, bo kto wie, co będzie za kilka lat.

Cavs potrzebowali właśnie Mitchella?

Jarrett Allen i Evan Mobley za rok lub dwa mogą okazać się najlepszą parą podkoszową w całej NBA. Naprawdę. W najlepszej lidze świata wszystko zmienia się tak szybko, że jest to możliwe. I o ile już w zeszłym sezonie Cavs byli piątą drużyną w defensywie, o tyle jednak w ataku zajmowali odległe 20. miejsce. Mitchell ma to zmienić. Jest zawodnikiem świetnym w ataku, a nazwijmy to, przeciętnym w defensywie.

Problemem Cavs może się wydawać wzrost obu graczy obwodowych. Darius Garland i Donovan Mitchell mają zaledwie po 185 centymetrów wzrostu. Ciężko wygrywać w NBA, kiedy żaden z twoich obrońców nie ma nawet metra dziewięćdziesięciu. Przecież niemal każda drużyna przeciwna wystawiać będzie rozgrywającego i rzucającego obrońcę spośród których przynajmniej jeden (jeśli nie obaj) będą zdecydowanie wyżsi.

W teorii, kluczem w tej układance mają być podkoszowi, którzy będą tę dziurę łatać. Allen i Mobley mają ratować swoich niższych kolegów dobrą grą w defensywie, a szczególnie w strefie podkoszowej, gdzie ich zadaniem będzie blokowanie i utrudnianie życia graczom obwodowym, którzy przedrą się przez pierwszą linię obrony.

W ataku zaś mają na tyle skupiać defensywę, że ułatwi to zdobywanie punktów Mitchellowi i Garlandowi lub w przypadku skupienia się na obwodowych, otwierać drogę do kosza podkoszowym.

Można więc pokusić się o stwierdzenie, że Cavs będą pewnego rodzaju eksperymentem, bo z jednej strony będą mieli dwóch niewysokich graczy na obwodzie, a wszyscy wiedzą, że takiemu duetowi będzie się trudno broniło. Z drugiej jednak będą mieli dwóch świetnych młodych podkoszowych (Allen 208cm, Mobley 211cm), którzy już teraz znani są z dobrej, agresywnej i skutecznej gry w obronie. Obaj walczą jak równy z równym z każdym rywalem pod koszem, potrafią pomagać i zaliczać bloki, ale też nie boją się wychodzić wysoko, kiedy dochodzi do przekazania w defensywie.

Obaj Allen (24 lata) i Mobley (21 lat) powinni w tym sezonie mieć średnie double-double, czyli powyżej 10 punktów i 10 zbiórek każdy. Do tego dochodzić będą bloki, a warto tu przypomnieć, że Mobley ma za sobą dopiero jeden sezon w NBA i już teraz wielu ekspertów wróży mu wielką karierę.

W teorii ma to sens, ale czy aby na pewno uda się zrealizować w praktyce?

Celem Cavaliers będzie zapewne znalezienie się w TOP10 drużyn zarówno w obronie, jak i w ataku. Jest to zadanie o tyle trudne, że w poprzednim sezonie udało się to tylko czterem zespołom – Utah Jazz, Boston Celtics, Memphis Grizzlies i Phoenix Suns.

Skład na lata

Jeśli spojrzymy na skład Cavaliers, to warto przyjrzeć się też zarobkom zawodników, aby ocenić czy ten zespół ma szansę utrzymać się w takim zestawieniu. Mitchell ma ważną umowę przez jeszcze trzy sezony, a ostatni rok to już jego decyzja (opcja zawodnika). Jarrett Allen ma gwarantowany kontrakt przez kolejne cztery sezony, a Darius Garland aż przez kolejnych sześć! Do tego dochodzi Evan Mobley, który co prawda ma „opcję drużyny”, ale biorąc pod uwagę jego możliwości i potencjał, to kiedy zwolni się „przestrzeń finansowa”, czyli kiedy odpadną kontrakty Kevina Love’a i Carisa LeVerta, to Cavs na pewno zaproponują najwyższą z możliwych ofert.

Podsumowanie

Mitchell jest bardzo dobrym graczem obwodowym, który trafił do zespołu z ogromnym potencjałem i ambicją. Jego entuzjazm oraz fakty, czyli zarówno jego dotychczasowe występy, jak i gra Cavaliers w poprzednim sezonie, sprawiają, że Cavs – nawet jeśli nie w nadchodzącym sezonie, to może za rok lub dwa – powinni być jedną z najlepszych drużyn na Wschodzie.

Cavaliers są zespołem, który chce budować swoją markę na nowo. Mistrzostwo z LeBronem Jamesem oraz jego gra w Ohio zapisało się na kartach historii. Teraz Cavs otwierają nowy rozdział. Chcą po raz pierwszy od 30 lat wygrać serię w play-offach bez LBJ’a. Stają przed wielką szansą, aby wrócić do czołówki NBA bez LeBrona i dlatego właśnie widząc potencjał w poprzednim sezonie władze klubu zdecydowały się na kolejny krok, na wzmocnienie, czyli transfer Donovana Mitchella

Oczywiście trzeba też pamiętać, że w tym nowym rozdaniu Cavs będą mieli silną konkurencję. Są przecież inne młode zespoły, które mają ogromne aspiracje i będą chciały zawojować NBA. Mowa tu oczywiście o Memphis Grizzlies, którzy już pokazali, że są w stanie w sezonie zasadniczym wygrywać z najlepszymi i zająć wysokie miejsce w silnej konferencji Zachodniej. Są New Orleans Pelicans, którzy mają bardzo dobry skład i liczą na powrót Ziona Williamsona. Są też Minnesota Timberwolves, którzy po transferze Rudy’ego Goberta mogą okazać się rewelacją na Zachodzie. A na Wschodzie? Oprócz faworytów Cavs będą musieli się liczyć z Atlanta Hawks czy Toronto Raptors.

Przyszłość zespołu z Cleveland zależeć będzie od postawy Mitchella, jego umiejętności bycia liderem, ale też od tego, jak rozwiną się kariery Allena i Mobleya. A kto wie, czy dobra atmosfera w Cavs i ich potencjał nie sprawią, że za rok na rynku wolnych agentów nie pojawią się gracze, którzy wybiorą stan Ohio właśnie z uwagi na wyżej wymienione czynniki. Że zapomną o słonecznej pogodzie i metropoliach, a docenią postęp oraz ocenią, że to właśnie z Cavs będą mogli powalczyć o mistrzostwo.

Sezon NBA zbliża się wielkimi krokami. Pierwsze mecze o stawkę już we wtorek 18 października i już teraz można powiedzieć, że zapowiada się jeden z najlepszych sezonów ostatnich lat. Dlaczego? Bo dawno nie było tak wielu mocnych drużyn z ogromnymi aspiracjami. Warto przypomnieć, że do gry po kontuzjach wraca wielu bardzo dobrych zawodników, którzy też nie zamierzają odpuszczać jak np. Kawhi Leonard, Paul George i John Wall, Zion Williamson, Jamal Murray i kilku innych (pisaliśmy o tym tutaj).

W tym tygodniu otwarcie obozów przygotowawczych i tak zwany „Media Day” oraz pierwsze mecze sparingowe.

To oznacza, że na PROBASKET w najbliższych dniach publikować będzie wiele ciekawych artykułów, prognoz i analiz.

Więcej moich artykułów znajdziesz tutaj.

Michał Pacuda – http://twitter.com/Pacuda

Instagram – https://www.instagram.com/pacuda/

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep Nike
  • Albo SK STORE, czyli dawny Sklep Koszykarza
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Ogromne wyprzedaże znajdziesz też w sklepie HalfPrice
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna


  • 8 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments