W czwartek trener Doc Rivers mówił o tym, że cała jego wyjazdowa ekipa jest zdrowa i zespół planuje podróż do Orlando. Niestety odrobinę się pospieszył, bo wśród osób wyselekcjonowanych do wyjazdu, u jednej wynik testu na COVID-19 był pozytywny.
Zaraz po otrzymaniu pozytywnego wyniku, Los Angeles Clippers zdecydowali się zamknąć swój ośrodek treningowy. Według Adriana Wojnarowskiego z ESPN, podjęto taką decyzję, by chronić zdrowie zawodników, sztabu i pracowników. W LA nie chcą, by doszło do rozprzestrzenienia się wirusa tuż przed wyjazdem zespołu do Orlando.
“Ekipa wyjazdowa” każdej z drużyn zamyka się w 35 wyselekcjonowanych osobach, na które składają się zawodnicy, trenerzy i pracownicy. Wśród tej grupy Clippers jedna z osób musi poddać się kwarantannie lub zostanie zastąpiona. Zespół nie podał informacji o kogo chodzi, ale najprawdopodobniej zakażonym nie jest żaden z graczy.
Brak dostępu do ośrodka treningowego w tak kluczowym momencie może być dla zespołu gotowego do walki o mistrzostwo kłopotliwy. Zdrowie jest jednak najważniejsze, przynajmniej takie wrażenie chcą w LA zrobić. Clippers wylatują na Florydę 8 lipca. W międzyczasie NBA poinformowała, że z 354 przebadanych zawodników, u 25 stwierdzono obecność koronawirusa.
Wszyscy zakażeni mogą dostać zielone światło na wyjazd do Orlando, jeśli dwa kolejne testy wyjdą negatywnie. To niestety problemy, z którymi ekipy muszą się zmierzyć w tej nowej rzeczywistości. W okolicach 11/12 lipca w Orlando ma zacząć się krótki obóz przygotowawczy, który zostanie zamknięty 30 lipca, gdy na parkiet wyjdą pierwsze drużyny, by wznowić sezon regularny. Wtedy Clippers mają zagrać z Los Angeles Lakers.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET