Wielkim szokiem okazała się informacja o tym, że Derrick Rose zmieni barwy klubowe. Rozgrywający chicagowskich byków był bardzo mocno związany z wietrznym miastem, w końcu tu się wychował. Teraz przyjdzie mu grać w słynnym Madison Square Garden.
„Windy City Assasin”,”D-Rose”, czy „Poohdini”- to tylko jedne z wielu pseudonimów Derricka, które przez lata skandowane były w United Center. Ulubieniec chicagowskich trybun w NBA spędził już siedem sezonów, w trakcie których wybierany był najlepszym debiutantem roku, ale przede wszystkim – najmłodszym w historii MVP ligi. Jest obok Michaela Jordana jedynym zawodnikiem w historii tej organizacji, któremu udało się sięgnąć po statuetkę dla najbardziej wartościowego gracza.
W barwach chicagowskich byków Rose rozegrał 406 spotkań, z których 405 rozegrał w pierwszej piątce. W całej swojej karierze notuje średnio 19,7 punktu oraz 6,2 asysty. Na pewno te statystyki byłyby znacznie lepsze, gdyby nowego gracza Knicks oszczędzały kontuzje. Tych miał niestety zdecydowanie za dużo.
Już za chwilę tekst na @probasketpl: „Derrick Rose: Bestia, którą okiełznały ludzkie ograniczenia”. pic.twitter.com/prxgAVe3e7
— Piotr Jankowski (@PJ_Jankowski) 30 czerwca 2016
Rozgrywający z Wietrznego Miasta nigdy nie miał łatwo. Jego atletyczny styl gry, który zszokował całą ligę mocno odbił się na jego zdrowiu. Tuż po odebraniu statuetki dla najbardziej wartościowego gracza, Rose nabawił się poważnej kontuzji – zerwał więzadło krzyżowe w lewej nodze. Adidas nakręcił całą serię filmów wokół powrotu Derricka, jednak to nie zadziałało na niego najlepiej – tuż po rozpoczęciu kolejnego sezonu nabawił się następnego urazu – zerwał łąkotkę, tym razem w prawym kolanie…
Śmiem zaryzykować stwierdzenie, iż Derrick Rose jest największym zmarnowanym talentem w historii NBA. Historia wychowanego w Chicago koszykarza zdecydowanie różni się od innych . Tacy gracze jak Lance Stephenson swój wielki potencjał zmarnowali przez brak rozumu, Derrick z kolei miał nie po kolei ze zdrowiem.
To właśnie zdrowie stało się dla rozgrywającego chicagowskiego zespołu największym przeciwnikiem, rywalem nie do przejścia. Na nic zdawały się w tej sprawie jego kosmiczne zwody, kozioł i wjazdy na kosz. Kontuzje ograniczyły jego rozwój i nawet jeśli lekarze z Nowego Jorku dadzą radę poskładać jego kolana, to Rose nie będzie już w stanie nadrobić tych straconych lat.
„Bestia w ciele człowieka, którą okiełznały ludzkie ograniczenia”- to najlepsze określenie historii rozgrywającego Chicago Bulls. Ostatnie lata były dla mnie bardzo ciężkie, jako wielkiego fana chicagowskiej ekipy. Przy każdym upadku Rose’a bałem się o jego zdrowie, natomiast gdy nie byłem w stanie oglądać spotkania – od razu po przebudzeniu sprawdzałem, czy z jego kolanami wszystko w porządku. Zawsze miałem wrażenie, że jest kilka kroków przed lekarzami, a właściwie to oni byli kilka kroków za nim.
Co mnie, jako fana Bulls boli najbardziej? To, że Rose trenował tego lata wraz z Butlerem, mieli dostać blisko 15 pierwszych spotkań tego sezonu na udowodnienie, że duet Derrick – Jimmy jest w stanie rywalizować z czołówką, grać dobre, a przede wszystkim równe mecze. Ich wspólne treningi na nic się zdały, bo wszechmogący i wszechwiedzący Gar Forman zdecydował się oddać wychowanego w Wietrznym Mieście zawodnika.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby Generalnemu Menedżerowi Bulls udało się wymienić Rose’a na ciekawych prospektów, czy wybory w drafcie. Do Chicago trafił niechciany w NBA Calderon, przeciętny Lopez (z dużym kontraktem) i w miarę interesujący prospekt – Grant. To jednak za mało, jak na wymianę za solidnego gracza, który w poprzednim sezonie udowadniał, że jest w stanie rzucił przeszło 30 „oczek” w meczu.
[ot-video][/ot-video]
Historia tego rozgrywającego z Wietrznym Miastem dobiegła końca, jednak moje Bycze Serce wciąż wierzy, że jeszcze kiedyś drogi Bulls i Derricka się skrzyżują. Wierzę, że jeszcze kiedyś zobaczymy „Różę” w byczych barwach, a jego koszulka z numerem jeden zawiśnie pod dachem United Center. Historia Derricka pokazuje, że nigdy nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć o swoje marzenia, stawać naprzeciwko wszystkim przeciwieństwom. Jak mawia mój tato: „Wszystko się da, tylko trzeba chcieć”.
Derrick Rose miał być w Chicago następcą Michaela Jordana, zawodnikiem, który poprowadzi zespół z Wietrznego Miasta do upragnionych mistrzostw, zawodnikiem, który przyniesie temu miastu szczęście i zostanie z nim do końca swojej kariery. Niestety jego historia z Wietrznym Miastem dobiegła już końca, jednak mam szczerą nadzieję, że lekarze w Nowym Jorku dokonają cudu i doprowadzą Rose’a do pełni zdrowia, bowiem zdrowy Derrick to wciąż MVP tej ligi.
A na koniec Tweet Derricka z 2012 roku. Piękny Tweet.
Chi town til I die!
— Derrick Rose (@drose) 12 września 2012
Obserwuj @PJ_Jankowski
Obserwuj @PROBASKET