Phoenix Suns gra na poziomie, którego spodziewało się wielu ekspertów po okresie ich dominacji w Bubble. Wtedy, pomimo osiągnięcia najlepszego rezultatu ze wszystkich ekip (8-0), nie weszli do play-offów, kosztem Portland Trail Blazers. Przez ostatnie dwa miesiące ekipa z Arizony zanotowała bilans 23-5, a Devin Booker trafia średnio 25,9 punktu na mecz. Wydają się nie do zatrzymania, a ich ruchy transferowe, dzięki którym ściągnęli do siebie Chrisa Paula, były strzałem w dziesiątkę. Jakie jeszcze czynniki wpływają na to, że Suns są obecnie jednymi z faworytów do tytułu mistrzów konferencji, a może, przynajmniej moim zdaniem, do czegoś więcej?
Zdrowie jest kluczowe
Lakers borykają się z trudami kontuzji, a bez LeBrona i Davisa podejmowanie rękawic i osiąganie korzystnych rezultatów z trudniejszymi rywalami, lepszymi od słabo dysponowanych Raptors, Sacramento czy Cavaliers, sprawia ekipie z LA spore problemy. Inaczej sprawa ma się z Suns, gdzie kluczowa szóstka, czyli Paul, Booker, Ayton, Crowder, Johnson i Bridges gra prawie cały czas. Pozwala im to na ciągły rozwój, usprawnianie elementów taktycznych, a co najważniejsze, drużynowe zahartowanie. To stwierdzenie padało setki razy, ale w tym przypadku trzeba je powtórzyć: po długiej przerwie, nawet gdy zawodnik na treningach wydaje się w stu procentach przygotowany do gry, to nigdy nie oddaje to w pełni jego rzeczywistej dyspozycji w meczu przeciwko prawdziwym rywalom. Wiem, posiadanie pełnego składu w trakcie sezonu to oczywisty fakt, ale w dobie światowej pandemii jest to czynnik istotniejszy niż zazwyczaj.
Trójki, trójki i jeszcze raz trójki
Skoro jesteśmy przy trójkach, to powiedzmy sobie szczerze: koszykówka w teorii jest bardzo prostym sportem. Zdobywasz więcej punktów, wygrywasz i awansujesz coraz wyżej. Dyrektor generalny Phoenix Suns – James Jones – spojrzał na tę sprawę tak, jakby naczytał się cytatów Kazimierza Górskiego i odkrył, że najwięcej punktów zdobywa się, rzucając zza łuku. Co jeśli udałoby się stworzyć drużynę, w której większość zawodników rzucałaby trójki ze skutecznością minimum 35% na mecz? Oczywiście, od razu pomyśleliście o CP3 i Devinie Bookerze. Spójrzmy jednak na szeroki skład, chwilowo pomijając Deandre Aytona, bo o nim później. Wspomniani wcześniej gracze to kluczowe pionki na szachownicy Suns. Wiedzą o tym również rywale, dlatego zespół przygotował się na to w bardzo ciekawy sposób. Magnetyzm, z jakim Booker i CP3 ściągają na siebie obrońców, pozwala większej ilości ekipy znaleźć wolną przestrzeń i przygotować się do rzutu za trzy. Cameron Johnson (38%/mecz), Cameron Payne (prawie 40%/mecz), Mikal Bridges (41%/mecz), Jae Crowder (niemal 39%/mecz) czy Langston Galloway (45%/mecz) są świetni, jeśli chodzi o skuteczność zza linii. To właśnie na tak szeroką kadrę może stawiać Williams, wiedząc, że plan trójkowego szaleństwa nie spali na panewce. Do tej zabójczej kombinacji należy doliczyć Aytona, który wciąż się rozwija, jest niezwykle ambitny, a jego kolejne występy zwiastują udoskonalanie i szlifowanie talentu. Na ten moment środkowy Suns ma średnio niemal 11 zbiórek na mecz, co plasuje go na 9. miejscu w lidze. Co więcej, jego styl gry jest bardzo zespołowy i wielokrotnie ściąga na siebie ciężar gry pod koszem, zmuszając przeciwników do trudniejszych pozycji rzutowych. Niestety, gdy Aytona nie ma na boisku, zbiórki idą ekipie z Arizony dość topornie, co często przekłada się na wyniki (najlepiej widać to na przykładzie ostatniego przegranego meczu z Orlando). Co gorsza, może się to na nich zemścić podczas bardziej wyrównanych pojedynków w play-offach i kosztować odpadnięciem z walki o mistrzostwo.
Garść statystyk
Prędzej czy później statystyki zaczną odgrywać ogromną rolę w ocenianiu Suns, a jeśli spojrzymy na nie dzisiaj, to wyglądają naprawdę nieźle. Bilans 35-14 przed spotkaniem z liderującym w Konferencji Zachodniej Jazz zwiastuje niezwykle ciekawe widowisko. Drużyna Monty’ego Williamsa zajmuje piąte miejsce pod względem efektywności defensywnej, głównie dzięki wspomnianemu wcześniej Aytonowi, za to ofensywnie plasuje się na miejscu siódmym. Najlepiej spośród wszystkich zawodników wypada Booker, mając skuteczność FG na poziomie 49% i prawie 26 punktów na mecz. Następnie mamy Chrisa Paula, który oprócz 16 punktów na spotkanie notuje również prawie 9 asyst. Defensywnie najlepiej spisuje się Deandre Ayton, ale o jego statystykach wspomniałem nieco wyżej, dlatego pominę je w tym akapicie. Oprócz tego Suns mogą pochwalić się również serią 6 zwycięstw z rzędu.
Oczywiście, że CP3
Point God, to wiele mówiący status, na który pozwolić sobie mogą nieliczni. Chris Paul udowadnia, że jest jednym z najlepszych rozgrywających w historii NBA, a co więcej, odciąża z wielozadaniowości Devina Bookera, który w obliczu większej swobody uwalnia cały swój potencjał. Po spotkaniu z Houston Rockets były zawodnik Oklahomy wkroczył w zaszczytne szeregi takich graczy jak Magic Johnson, John Stockton, Steve Nash i Jason Kidd, którzy zdobyli w 500 spotkaniach ponad 10 asyst. Idealnie nadaje się do stylu gry Monty’ego Williamsa, osiągając w tym sezonie 37% skuteczności rzutów zza linii. Podsumowując, to on spaja wszystkie pozytywne aspekty tego zespołu w całość, który chodzi jak w zegarku i nie boi się nikogo.
Słowem podsumowania
NBA ma nowych potentatów do tytułu, chociaż zapewne na ten moment brzmi to absurdalnie, ba, jest ogromny procent szans na to, że na koniec sezonu uderzę się w pierś i pokornie stwierdzę, że się myliłem. Głęboko jednak wierzę, że mentalność tej drużyny, która przed Bubble w Orlando dostawała 1% szans na awans do play-off (a niemal im się udało), a dodatkowo otrzymała porządnego „kopa” w postaci Chrisa Paula, zdziała cuda. Powołując się na jeden, bardzo trafny, komentarz, najstraszniejsze w mierzeniu się z zespołem z Arizony jest to, że to dopiero ich pierwszy rok razem.
Autor: Filip Chrzuszcz