Wyobraź sobie, że masz 18 lat, nieźle wychodzi ci gra w koszykówkę, wyróżniasz się na tle rówieśników oraz tych nieco starszych zawodników. Dwa lata później, w 2015 roku, zostajesz wybrany z pierwszym numerem w Drafcie przez Minnesota Timberwolves. Twoje wielkie marzenie w końcu się spełniło. W NBA kontynuujesz swoją dobrą grę, zostajesz wybrany do Meczu Gwiazd, podpisujesz lukratywny kontrakt, który zapewniłby ci utrzymanie już do końca życia. Wszystko układa się świetnie. Nagle, z powodu pandemii koronawirusa, umiera twoja matka. Ogromne nieszczęście, które jedynie zapoczątkowało serię niefortunnych zdarzeń w życiu Karla-Anthony’ego Townsa.
Przyjemny sen szybko zamienił się w koszmar. Wystarczy wspomnieć historię kolegi KAT-a z drużyny, Ricky’ego Rubio, który przez chorobę matki chciał rzucić koszykówkę. Tona Vives przegrała walkę z rakiem płuc w 2016 roku. Sam Ricky podzielił się swoimi uczuciami z tamtego okresu w niezwykle emocjonalnym liście zamieszczonym na stronie „The Players’ Tribune„. Towns może spytać o radę również swojego trenera – Ryana Saunders. Jego ojca z tego świata zabrał chłoniak Hodkinga, inaczej nazywany ziarnicą złośliwą.
Mama Townsa przegrała w kwietniu walkę z COVID-19, chorobą, która poczyniła ogromne spustoszenie w życiach wszystkich ludzi na całym świecie. Od kwietnia 25-latek stracił przez koronawirusa sześciu kolejnych członków rodziny. Trudno pojąć coś takiego. Tak ogromna tragedia nie powinna przydarzyć się nikomu. I nie, pieniądze, które zarobi nie powetują straty, jaką ten młody człowiek poniósł. Nie wydaje się, żeby Towns w zbliżającym sezonie widział nadzieję na ucieczkę myślami od traumatycznych przeżyć. Szczególnie gdy dziennie w USA notuje się około 200 tys. przypadków zakażeń chorobą, która pozbawiła życia jego bliskich.
Nie da się zastąpić najważniejszej osoby w życiu każdego człowieka, szczególnie gdy ktoś spędził z nią zalewie 24 lata. – Nie jestem w dobrej kondycji mentalnej od czasu kiedy wylądowała w szpitalu. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, tracę ludzi, których kocham – powiedział KAT. W normalnych warunkach środkowy Timberwolves cieszyłby się na powrót do treningów z zespołem, z którym nie widział się przez dziewięć miesięcy. Teraz jest inaczej, nie będzie to dla niego żadna odskocznia. Musi sobie jednak z tym poradzić.
– Najbardziej lubię grać w koszykówkę, gdy wiem, że moi bliscy śledzą moje poczynania, widzą, że jestem w tym naprawdę dobry. Zawsze uśmiechałem się, gdy widziałem moją mamę na trybunach, to jak reagowała na moją grę, jak dobrze się wtedy bawiła. Powrót na parkiet będzie trudny. Nie będę mógł tego nazwać terapią. Nie sądzę, żeby ponownie była to dla mnie terapia, kiedykolwiek. Będę mógł jedynie przywołać pozytywne wspomnienia, ale nie sprawi to, że poczuję się lepiej – przyznał Towns.
Przez pierwsze pięć lat w NBA Towns sprawiał wrażenie człowieka ułożonego, który zawsze wiedział, co powiedzieć mediom. Oczywiście w pozytywny sposób. Teraz może się to zmienić, jak przyznał D’Angelo Russell, kolega z zespołu, KAT przystąpi do kolejnych rozgrywek z zupełnie innym nastawieniem. – Zostałem dotknięty przez los i mocno spokorniałem – oznajmił środkowy.
Wydaje się, że nie mógł użyć lepszego określenia. Zanotował bardzo dobre wejście do NBA, dwukrotnie zagrał w All-Star Game, był jednym z najlepszych w lidze. W poprzednim sezonie opuścił 29 spotkań z powodu kontuzji nadgarstka. Był sfrustrowany, ale najgorsze przyszło na niego już po tym, jak sezon został oficjalnie zawieszony. Jego rodzice mieli kontakt z wirusem, trafili do szpitala, ojcu udało się wyjść cało, matka zmarła 13 kwietnia.
– W przeciągu ostatnich ośmiu miesięcy widziałem wiele trumien. W mojej rodzinie, w rodzinie mamy było kilkanaście przypadków zakażeń. Staram się znaleźć odpowiedzi, chcę, żaby byli zdrowi. Spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność związana z informowaniem najbliższych i podejmowaniu kroków, które zapewnią bezpieczeństwo – kontynuował Towns.
Timberwolves doskonale wiedzą, jak to jest, gdy odchodzi ktoś bliski. Ryan Saunders miał 29 lat kiedy jego ojciec – Flip – zmarł, trener był gotów wtedy rzucić wszystko, prowadzić osamotniony tryb życia. Matka Rubio odeszła z tego świata, kiedy ten był zawodnikiem Wolves. Przyznał, że budził się w nocy w mieście gdzie akurat grali i zastanawiał się, czy to wszystko jest tego warte. Dwójka ta doskonale wie, że strata jest tak duża, że koszykówka nie będzie w stanie jej zapełnić. Zdarzą się zapewne również sytuację, w których KAT będzie rozkojarzony, a jego myśli będą błądzić po pokoju czy hali.
– Czasem wściekamy się na rzeczy, na które nie powinniśmy. Mamy doświadczenie i powinniśmy się nim dzielić z innymi, pomagać im. Musimy być rodziną, zespół musi być naszą rugą rodziną, trzeba się wzajemnie wspierać – przyznał Rubio. Jak przyznał sam Towns – rozmawiał z Rubio i Saundersem, wie też, że ma coś wspólnego z Anthonym Edwardsem, debiutantem, którego matka zmarłą gdy miał 14 lat. Ma również na miejscu Russella, swojego najlepszego przyjaciela.
– Mam szczęście, że jest ze mną D-Lo, wraz z nim przeżywałem najlepsze momenty w karierze. Byłem przy Rickym kiedy ten przeżywał odejście swojej matki, teraz ja przeżywam odejście mojej. Władze zespołu są dla mnie wyrozumiałe, wiedzą, że musiałem dojść do siebie, mam ogromne szczęście – dodał KAT. Zawodnik opuścił wrześniowe treningi zespołu. Zarząd z pewnością cieszy się, że znów ma do dyspozycji jednego z najbardziej utalentowanych środkowych w NBA.
Timberwolves powinni rozpocząć przygotowania do sezonu dzisiaj (niedziela). Ich pierwszy mecz przedsezonowy odbędzie się 12 grudnia, a początek rozgrywek 2020/21 23 grudnia przeciwko Detroit Pistons. Koszykówka wraca, niezależnie od tego, czy Towns jest na to gotowy. Jeśli jednak będzie prezentował podobny poziom do tego z początku zeszłego sezonu, to Wolves powinni być zadowoleni. Tym bardziej, że rotacja złożona z: Russella, Edwardsa, Rubio, Malika Beasley’a, Juancho Hernangomeza, Eda Daviesa i Jake’a Laymana na papierze nie wygląda źle.