Żadna drużyna w NBA nie ma w tym momencie dłuższej serii zwycięstw, niż Portland Trail Blazers. Kibice w Moda Center w ostatnim pojedynku swoich ulubieńców, docenili swojego lidera, Damiana Lillarda.
Od pierwszych spotkań po przerwie na Weekend Gwiazd, Damian Lillard sprawia, że Blazers oficjalnie włączyli się do walki o miejsce w pierwszej ósemce Zachodu. Niemrawy początek sezonu mają już za sobą, w tej chwili plasują się na siódmej lokacie w swojej konferencji z bilansem 30-27. Ostatnia wygrana nad Brooklyn Nets była ich szóstą z rzędu. Porównywalną serię zwycięstw mają teraz tylko Charlotte Hornets (5 kolejnych). Tak, czytelniku, najdłuższe serie wygranych w lidze mają Blazers i Hornets. Zaraz potem są Sacramento Kings (3).
W ciągu ostatnich sześciu spotkań, Lillard zdobywa średnio aż 33,3 punktów na spotkanie. Najbardziej pamiętny jest jego 51-punktowy występ przeciwko Golden State Warriors, natomiast 34 oczka w starciu z Brooklyn Nets sprawiły, że Damian został pierwszym zawodnikiem w tym sezonie, który w pięciu kolejnych spotkaniach zaliczył 30 lub więcej punktów. W historii Blazers tylko Geoff Petrie dokonał takiego osiągnięcia.
W samej końcówce meczu właśnie z Nets, miał miejsce wyjątkowo istotny dla Lillarda moment. Stojąc na linii rzutów wolnych, kibice zaczęli skandować głośne „MVP! MVP!” w jego kierunku. Jak twierdzi Damian, nigdy nie doświadczył czegoś podobnego w swojej karierze.
–Pierwszy raz słyszałem coś takiego. Znaczy to dla mnie bardzo wiele. Stanąłem na linii i usłyszałem krzyki, które się wzmagały. Trafiłem pierwszy rzut i zrobiło się jeszcze głośniej. Kibice dali po sobie poznać, że krzyczeli szczerze. To wielkie wyróżnienie i wspaniała chwila. – komentował Lillard.