Patrick Beverley i LeBron James to podobna para, jaką swego czasu LBJ stworzył z Lancem Stephensonem. Obaj byli przekonani, że są w stanie Jamesa zatrzymać, a ten wielokrotnie potwierdzał, że nie. Beverley doskonale zdaje sobie sprawę z pozycji, jaką ma gwiazda LA.
Gdy Kyrie Irving postanowił skonsultować z zawodnikami kwestie powrotu do gry, w rozmowach w ogóle nie uczestniczył LeBron James, który już wcześniej przyznał, że jest gotowy wznowić rywalizację. Rośnie jednak spory niepokój związany z ruchem graczy, którzy obawiają się o swoje zdrowie i uważają, że przy tak dużych niepokojach społecznych w USA, koszykówka nie jest najważniejsza i gra w tym momencie nie ma większego sensu.
Ciekawą perspektywę przedstawił Patrick Beverley, który wychodzi z założenia, że kwestia powrotu do gry w zasadzie zależy od zadania jednego zawodnika. – Koszykarze mogą sobie mówić, co chcą. Jeśli LeBron James powie, że gramy, to wszyscy wrócimy do gry. To nic osobistego, po prostu biznes – napisał na swoim twitterze zawodnik Los Angeles Clippers. Pojawia się teraz pytanie – czy Beverley docenia pozycję, jaką LBJ wyrobił sobie w środowisku, czy stara się zwrócić uwagę, jak bardzo NBA jest swojej gwieździe podporządkowana?
James przyznał, że może zarówno grać w koszykówkę, jak i pomagać we wszelkich aktywnościach związanych z ruchem Black Lives Matter. Podobnego zdania jest Austin Rivers, który skrytykował Kyriego Irvinga za jego podejście. Wielu graczy nie może sobie pozwolić na długą przerwę i przez to utratę płynności finansowej. Cały czas na temat powrotu do gry toczy się żywa dyskusja między ligą, a związkiem zawodników.
Natomiast pozycja Jamesa w tych rozmowach jest bez cienia wątpliwości niezwykle istotna. To gwiazda ostatnich kilkunastu lat, która zarobiła dla ligi ogromne pieniądze, dlatego komisarz Adam Silver siłą rzeczy musi się liczyć ze zdaniem 3-krotnego mistrza, czy się to komuś podoba, czy nie. Beverley po prostu zdaje sobie z tego sprawę i otwarcie o tym mówi.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET