Toronto Raptors na papierze stracili najwięcej ze wszystkich drużyn swojej dywizji, a mimo to okazali się w niej ponownie najlepsi. Na papierze jest to dywizja, w której pojawiały się najgorętsze nazwiska całego roku pod kątem transferów, ale wcale nie oznaczało to lepszej gry.


Boston Celtics – ocena 5/6

Przyszli: Romeo Langford, Grant Williams, Tremont Waters, Carsen Edwards (draft), Kemba Walker (Hornets), Vincent Poirier, Enes Kanter, Tacko Fall (wolni agenci)

Odeszli: Al Horford, Kyrie Irving, Marcus Morris, Guerschon Yabusele (wolni agenci), Aron Baynes (Suns), Terry Rozier (Hornets)

Ocenianie transferów najczęściej odbywa się na zasadzie sprawdzenia wyników nowej drużyny i dopasowania poszczególnych zawodników do zespołu. Jednocześnie jednak trzeba zwracać uwagę na to jak wygląda atmosfera z nowymi członkami drużyny. Oczywiście nie jesteśmy w środku i nie wiemy jak zawodnicy ze sobą się dogadują, ale tajemnicą poliszynela jest fakt, że Kyrie Irving rozbijał atmosferę w Celtics. I choć jego odejście oznaczało stratę jednego z najlepiej grających zawodników 1 na 1 w lidze, tak Celtics jako zespół są zdecydowanie lepsi niż przed rokiem.

Brad Stevens jest trenerem, który chyba nie chce mieć takich indywidualności jak Irving, które wydają się być ważniejsze niż zespół. I właśnie dlatego Boston ogląda się lepiej z Kembą Walkerem niż z Irvingiem. Poza Kembą w drużynie pojawiło się kilku zadaniowców jak Romeo Langford czy Grant Williams, ale kluczem w zespole jest rozwój poszczególnych zawodników. O Tatumie czy Brownie wiadomo, ale ogromny krok do przodu zrobił Daniel Theis, który po odejściu Ala Horforda wszedł do pierwszej piątki i nie oddaje w niej miejsca nikomu.

Brooklyn Nets – 4/6

Przyszli: Nicolas Claxton (draft), DeAndre Jordan, Kyrie Irving, Wilson Chandler, Garrett Temple, David Nwaba, Chris Chiozza(wolni agenci), Taurean Prince (Hawks), Kevin Durant (Warriors),

Odeszli: Ed Davis, Jared Dudley, Rondae Hollis-Jefferson (wolni agenci), Allen Crabbe (Hawks), DeMarre Carroll (Spurs), Treveon Graham, Shabazz Napier, D’Angelo Russell (Warriors)

Przed sezonem Nets zostali okrzyknięci zwycięzcami okna transferowego. I trudno się temu dziwić, skoro bierze się takich graczy jak Kevin Durant i Kyrie Irving. Problem polega na tym, że ściągnięcie tych graczy nie było rozwiązaniem na tu i teraz, tylko na trochę dłużej. A dodatkowo oznaczało odejście od filozofii przyświecającej drużynie przez poprzednie lata, czyli sami wychowujemy gwiazdy i nikt nie jest ważniejszy niż zespół. To się zmieniło, za co posadą zapłacił Kenny Atkinson.

Kyrie Irving miewał wielkie mecze w tym sezonie, jego statystyki indywidualne są najlepsze w karierze w kilku elementach, ale nie przełożyło się to na lepsze wyniki. Wręcz Nets grali najlepiej gdy Irvinga nie było na boisku, tylko rehabilitował się po kontuzjach. Ostatecznie nie dograł do końca rozgrywek i razem z kontuzjowanym cały sezon Kevinem Durantem czekają na kolejny sezon.

Ocena zatem jest nieco zawyżona, ale to tylko dlatego, że na papierze wciąż wzięcie tych graczy sprawia, że Nets powinni być lepsi niż w tym czy poprzednim sezonie. I to niezależnie od tego czy cierpi na tym chemia zespołu czy nie.

New York Knicks – 1/6

Przyszli: R.J. Barrett (draft), Julius Randle, Taj Gibson, Bobby Portis, Wayne Ellington, Elfrid Payton, Marcus Morris, Reggie Bullock (wolni agenci), Mo Harkless (Clippers)

Odeszli: Mario Hezonja, DeAndre Jordan, Luke Kornet, Emmanuel Mudiay, Noah Vonleh (wolni agenci), Marcus Morris (Clippers)

Nie jestem w stanie ocenić Knicks wyżej w perspektywie całości ich ruchów, nie tylko Steve’a Millsa jako GM-a. W końcu jak można zwalniać człowieka odpowiedzialnego za transfery na 2 dni przed zamknięciem okna transferowego?! Knicks to zrobili i nowy GM będzie miał okazję się wykazać, ale nie wiadomo jeszcze kiedy. Tymczasem w drużynie nie został znaleziony nowy lider. Tłok na pozycji numer cztery, na który zwracano uwagę od czerwca ubiegłego roku wciąż nie został zażegnany.

W efekcie Julius Randle, Bobby Portis i Taj Gibson zabierali sobie niepotrzebnie minuty. A przecież na ławce czeka utalentowany podkoszowy Mitchell Robinson, który zaczął dostawać szanse dopiero w drugiej połowie sezonu. R.J. Barrett nie pokazał się tak dobrze jak sobie to wyobrażałem, a regres Dennisa Smitha Jr’a na kolejnej zbyt gęsto obsadzonej pozycji (Ntilikina, Payton) pokazuje tylko jak Knicks są daleko w tyle za resztą ligi.

Philadelphia 76ers – 2/6

Przyszli: Matisse Thybulle (draft), Josh Richardson (Heat), Al Horford, Kyle O’Quinn, Raul Neto, Trey Burke (wolni agenci), Alec Burks, Glenn Robinson III (Warriors)

Odeszli: Amir Johnson, Boban Marjanovic, T.J. McConnell, Greg Monroe, J.J. Redick (wolni agenci), Jimmy Butler (Heat), James Ennis (Magic)

W przypadku Sixers boisko zweryfikowało ruchy na papierze. W końcu gdy do drużyny dodajesz takich graczy jak Josh Richardson i Al Horford, to spodziewasz się, że drużyna zrobi postęp. Tymczasem Sixers zrobili krok w tył i to dość spory. Nie potrafią wygrywać poza swoim parkietem i przez to bardzo zawodzili. Pojawiły się plotki o odejściu trenera Bretta Browna, a także jednego z duetu Joel Embiid – Ben Simmons.

W połowie sezonu próbowano się ratować ściągnięciem Aleca Burksa i Glenna Robinsona z Warriors, ale obaj dostali za mało czasu, żeby udowodnić swoją przydatność. W drużynie bardzo widać brak J.J. Redicka, który świetnie rozciągał obronę, a jego dwójkowe akcje z Embiidem co mecz zapewniały około 10 dość łatwych punktów. Do tego strata T.J. McConnella nie została nadrobiona ani Treyem Burkiem ani Raulem Neto.

Koniec końców ze wszystkich nowych graczy najmniej pretensji jest w stosunku do debiutanta Matisse’a Thybulle’a, który będzie na przestrzeni kilku lat jednym z najlepszych defensorów całej ligi.

Toronto Raptors – 5/6

Przyszli: Dewan Hernandez (draft), Stanley Johnson, Terence Davis, Rondae Hollis-Jefferson, Matt Thomas (wolni agenci)

Odeszli: Danny Green, Kawhi Leonard, Jeremy Lin, Jodie Meeks (wolni agenci)

Kiedy tracisz MVP finałów i jednego z najlepszych obrońców ligi, spodziewasz się spadku. Tymczasem Raptors rok po ściągnięciu Danny’ego Greena i Kawhi’a Leonarda nie mają żadnego z nich i nie dostali zamiast nich niczego w zamian. Odeszli jako wolni agenci, ale zostawili sporo minut, które wykorzystali zawodnicy będący już w drużynie. Widać to po postępach jakie zrobili Pascal Siakam czy O.G. Anunoby. A przecież Raptors znaleźli kolejnych zawodników niekoniecznie znanych, którzy już teraz pokazali, że skauting Toronto jest jednym z najlepszych w lidze.

Terence Davis umknął wszystkim i nie został wybrany w drafcie. Raptors jednak mieli na niego pomysł i pomogli mu pokazać skalę umiejętności. Swoje drugie życie w Toronto uzyskał Rondae Hollis-Jefferson, a taki Matt Thomas też miał swoje kilka minut. Jedynie Stanley Johnson nie potrafił się zbudować i być może to będzie jego koniec w NBA.

Ocena jest tak wysoka nie ze względu na jakość nazwisk, ale na to jakie były oczekiwania ekspertów i kibiców, a jaka jest rzeczywistość. Nie zawsze bowiem trzeba ściągać nowych graczy, żeby grać lepiej. Raptors wolą nie przesadzać z dodawaniem nowych nazwisk. A to też jest umiejętność – nie robienie wymian. I w tym okazali się jednymi z najlepszych w ostatnim sezonie.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    1 Komentarz
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments