Wielu znakomitych sportowców rywalizujących w różnych dyscyplinach wielokrotnie podkreślało, że reprezentowanie braw swojego kraju to wielki zaszczyt. Taki trend utrzymywał się także w kadrze USA, która na kilka ostatnich wielkich imprez koszykarskich przyjeżdżała w składzie będącym poza zasięgiem dla rywali. Wygląda jednak na to, że sytuacja zmieni się w tym roku – oczywiście zespół nadal będzie mocny, ale czy zdoła zdominować rywalizację?
Powszechnie wiadomo, że największe międzynarodowe imprezy koszykarskie, w których udział biorą zespoły z różnych kontynentów to Igrzyska Olimpijskie i Mistrzostwa Świata. Amerykanie dominują w nich nieprzerwanie od 2008 roku, kiedy to po porażkach w Atenach w 2004 roku podczas turnieju Olimpijskiego oraz na Mundialu w Japonii w 2006 nie dali rywalom cienia wątpliwości, absolutnie dominując Igrzyska w Pekinie. Wówczas w składzie znalazły się czołowe nazwiska ligi, wśród których prym wiedli LeBron James, Dwyane Wade, Kobe Bryant, Chris Paul czy Carmelo Anthony. Dwa lata później na Mistrzostwa Świata w Turcji pojechał zespół nieco odmłodzony, ale nadal naszpikowany gwiazdami, wśród których znaleźli się choćby: Kevin Durant, Russell Westbrook, Derrick Rose, Stephen Curry, Kevin Love czy doświadczeni Chauncey Billups, Lamar Odom i Tyson Chandler. Igrzyska Olimpijskie 2012 w Londynie to prawdziwy wysyp gwiazd na czele ze z LeBronem, Durantem oraz Bryantem. Warto wspomnieć, że najmłodszym zawodnikiem tamtej ekipy był Anthony Davis. Kończąc historyczne podsumowanie nie sposób nie wspomnieć o poprzednich Mistrzostwach Świata z 2014 roku oraz Igrzyskach Olimpijskich z 2016, gdzie znów oglądaliśmy kadry młodsze, ale piekielnie silne, oparte na Kyrie Irvingu, Stephenie Currym, Jamesie Hardenie czy Kevinie Durancie. Oczywiście nie wszyscy wymienieni gracze jednocześnie znaleźli się w obydwu składach, jednak zespoły te miały swoich liderów i pewnie sięgały po złote medale.
W międzyczasie zmieniły się zasady kwalifikacji – powszechnie wiadomo, że nowy system nie jest doskonały, tym samym w ich trakcie nie zobaczyliśmy w akcji żadnego gracza z topu NBA. Mimo wszystko do szerokiej kadry powołani zostali czołowi zawodnicy, którzy mają wybrać się do Chin po kolejne złoto dla swojego kraju. Problem w tym, że masowo odpuszczają oni udział w tej imprezie, deklarując chęć skupienia się na przygotowaniach do nowego sezonu lub zasłaniają się przyczynami osobistymi. Z udziału w campie, którego celem jest selekcja 12 kadrowiczów zrezygnowali już między innymi Anthony Davis, James Harden, Eric Gordon oraz CJ McCollum. Dzisiaj pojawiły się doniesienia, że na obozie przygotowawczym nie stawią się Bradley Beal, który spodziewa się narodzin pierwszego dziecka, Zion Williamson, który ma szykować się do nowego sezonu, a z podobnych przyczyn nie będzie również Kemby Walkera, Tobiasa Harrisa oraz Khrisa Middletona. Ponadto operację kontuzjowanego kciuka przeszedł Kyle Lowry i także jego wycofanie z kadry w najbliższym czasie należy brać pod uwagę.
Kto zatem został? Grupa nadal jest wartościowa, gdyż na liście znajdują się obecnie (stan na 22.07.2019):
- Damian Lillard
- Kevin Love
- Andre Drummond
- Harrison Barnes
- Donovan Mitchell
- Jayson Tatum
- Kyle Kuzma
- Myles Turner
- Brook Lopez
- Paul Millsap
- P.J. Tucker
- Kyle Lowry (po operacji kciuka)
Należy się jednak spodziewać, że ktoś z tej listy może jeszcze się wycofać – nieoficjalnie mówi się o Damianie Lillardzie, który w obecnej konfiguracji wyrasta na lidera drużyny, co może przekonać go do pozostania oraz o Kevinie Lovie, który większość poprzedniego sezonu spędził na leczeniu kontuzji i może chcieć wzmocnić swoje ciało przed nowymi rozgrywkami. Doszło nawet do tego, że obecna lista jest zbyt krótka, by zamknąć skład na turniej. Tym samym już teraz stworzona została potencjalna lista graczy, którzy mogą zostać zaproszeni na Camp. Zaproszenia otrzymali już Marcus Smart i Thaddeus Young, a wiele źródeł wskazuje, że kolejnym, który dołączy do składu będzie Jaylen Brown. Ponadto pojawiają się nazwiska młodych, zdolnych graczy, którym nie powinno brakować motywacji do udziału w tak wielkiej imprezie – a są nimi: De’Aaron Fox, Landry Shamet, Marvin Bagley, John Collins czy Mitchell Robinson.
Skąd zatem wzięła się tak kuriozalna sytuacja? Przyczyn może być kilka. Pierwszą może być zmiana formatu kwalifikacji, która powoduje, że gracze mogą nie czuć się odpowiedzialni za wynik i nie utożsamiać się z zespołem, który awans na turniej wywalczył. Była to ekipa złożona głównie z zawodników rywalizujących na co dzień w G-League, ale raczej nie ma sensu spodziewać się, że któryś koszykarz z tego poziomu znajdzie się choćby w szerokiej kadrze. Kolejną kwestią jest zmiana trenera – kadrę poprowadzi Gregg Popovich – trener będący legendą ligi, jednak być może nie do końca przekonujący swoją filozofią topowe postacie NBA. Mimo wszystko te powody wydają się stosunkowo płaskie w stosunku do kwestii, która rodzić może najwięcej domysłów – wysokość kontraktów i brak motywacji do wypromowania się pośród innych gwiazd ligi. Jest to efekt uboczny tworzenia super-teamów, które funkcjonują w NBA stosunkowo krótko na tak wielką skalę. Kiedy w 2008 czy 2010 roku gwiazdy ligi jeździły na wielkie imprezy, to właśnie gra w kadrze była okazją do połączenia sił pod flagą USA. Teraz wystarczy jedno okienko transferowe, by zjednoczyć się w lidze, a przy okazji zapewnić sobie ogromny kontrakt na lata. Tworzenie „Dream Teamów” przeniosło się tym samym na ligowe korytarze, a kadra stała się jedynie dodatkiem bez całej otoczki związanej z honorem reprezentowania barw swojego kraju.
Patrząc zatem pod kątem sportowym kadra USA nadal może być świetna, jednak wydaje się, że będzie w zasięgu innych mocnych reprezentacji. Warto przytoczyć tutaj choćby przykład Serbii, czyli drużyny, którą amerykańscy gracze ogrywali podczas ostatnich dwóch finałów wielkich imprez. W szerokiej kadrze znajdują się obecnie między innymi: Nikola Jokić awizowany na jedną z największych gwiazd turnieju, Milos Teodosić, Bogdan Bogdanović, Nemanja Bjelica, Boban Marjanović czy Nikola Milutinov. Zespół oparty na tych graczach może realnie zagrozić odmłodzonym Amerykanom, a nie należy przecież zapominać o takich reprezentacjach, jak Hiszpania, Kanada, Francja, Grecja, Australia czy Litwa. Tym samym zmiana formuły może przynieść nam także zmianę rozstrzygnięć, a prawdziwą sensacją może być brak medalu dla USA – taki scenariusz coraz łatwiej sobie wyobrazić. Mimo wszystko powstałe zjawisko jest nieco smutne – przede wszystkim ze względu na kibiców. To przecież fani z całego świata liczą na wielkie widowisko podczas Mistrzostw, a takie z pewnością dałyby największe gwiazdy NBA. Graczy wielkich w tej drużynie z pewnością zobaczymy, jednak sprawą otwartą pozostaje kwestia, czy będą oni również najlepsi na Świecie.