Cleveland Cavaliers nie dali po sobie poznać zmęczenia serią z Indianą Pacers i w pierwszej odsłonie półfinałów pokonali Toronto Raptors na ich własnym parkiecie. Zespoły, by rozstrzygnąć między sobą rywalizację potrzebowały dodatkowych pięciu minut. Tymczasem Golden State Warriors wykorzystali przewagę parkietu i po dwóch meczach z New Orleans Pelicans prowadzą już 2-0. Do gry wrócił 2-krotny MVP – Stephen Curry.
CLEVELAND CAVALIERS – TORONTO RAPTORS 113:112 OT (1-0)
– Tym razem LeBron James po prostu nie musiał robić wszystkiego sam. Cleveland Cavaliers w trakcie 48 minut regulaminowego czasu nie prowadzili nawet przez sekundę. Cały czas gonili Toronto Raptors i dopiero w ostatnich sekundach czwartej kwarty zdołali doprowadzić do remisu. Na 92 sekundy przed końcem dwa trafienia LBJ-a zapewniły Cavs szansę w dogrywce.
– Raptors na początku czwartej kwarty prowadzili 10 punktami, ale nie potrafili postawić kropki nad i. W dogrywce kluczowe trafienie zapisał na swoje konto Kyle Korver. Jego trójka na otwarcie dała Cavs prowadzenie (108:105), którego już nie oddali. Ostatnie posiadanie meczu należało do gospodarzy. Przegrywając jednym punktem mieli szansę obrócić losy spotkania w ostatnich sekundach. Fred VanVleet nie trafił jednak próby z dystansu tuż przed końcem.
– LeBron skończył mecz z kolejnym triple-double 26 punktów (12/30 FG), 11 zbiórek i 13 asyst. Z bardzo dobrej strony zaprezentował się J.R. Smith dokładając kolejne 20 oczek (6/11 FG, 5/6 3PT). Po stronie Raptors 22 punkty (10/20 FG), 7 zbiórek, 5 asyst i 3 bloki DeMara DeRozana. 18 oczek (6/12 FG, 3/6 3PT), 10 asyst Kyle’a Lowry’ego.
– Imponujące double-double zapisał za to Jonas Valanciunas, który do 21 punktów dołożył aż 21 zbiórek. Dla Raptors to jednak rozczarowujący początek. Drugi mecz serii w nocy z czwartku na piątek.
NEW ORLEANS PELICANS – GOLDEN STATE WARRIORS 116:121 (0-2)
– Nie było już tak łatwo jak w meczu numer jeden. Tym razem Golden State Warriors potrzebowali znacznie szerszego arsenału, by rozprawić się z cały czas trzymającymi ich za ogon New Orleans Pelicans. Historią meczu był oczywiście powrót MVP. Stephen Curry na 4 minuty przed końcem pierwszej kwarty zameldował się na parkiecie po raz pierwszy od sześciu tygodni.
– Steve Kerr postanowił wypuścić go z ławki. W grze Stepha praktycznie nie było widać jakichkolwiek niedomagań spowodowanych długą przerwą. Zagrał 27 minut i w tym czasie zapisał na swoje konto 28 punktów (8/15 FG, 5/10 3PT, 7/7 FT), 7 zbiórek, 2 asysty i 3 przechwyty. Mimo to nie był najlepiej punktującym graczem swojego zespołu. 29 oczek (11/23 FG, 2/7 3PT), 6 zbiórek, 7 asyst, 2 przechwyty i 3 bloki Kevina Duranta.
– Warriors cały mecz musieli się mieć na baczności i aż do końcówki finałowej odsłony nie byli w stanie Pelicans wyraźnie uciec. Na 5 minut przed końcem trafienie Duranta zapewniło gospodarzom 12 punktową przewagę (110:98), której pilnowali do końca. Zwycięstwo przypieczętowały dwa rzuty wolne Draymonda Greena na 28 sekund przed końcem. Dray cały mecz spędził na powstrzymywaniu Anthony’ego Davisa i po raz kolejny był bliski triple-double.
– Skrzydłowy GSW zanotował 20 punktów (7/11 FG, 2/5 3PT), 9 zbiórek i 12 asyst. Skontrował tym AD, który od siebie zapewnił 25 punktów (12/24 FG), 15 zbiórek, 5 asyst, 2 przechwyty i 3 bloki. Po stronie Pels dobrze zaprezentowali się również Jrue Holiday – 24 oczka (11/24 FG, 2/9 3PT), 8 zbiórek i 8 asyst oraz Rajon Rondo – 22 punkty (8/15 FG, 3/4 3PT), 12 asyst, 7 zbiórek, 5 przechwytów rozgrywającego.
– Mecz mógłby zakończyć się znacznie szybciej, gdyby nie słabszy dzień Klaya Thompsona. Super-strzelec zakończył zawody z dorobkiem 10 oczek i skutecznością 4/20 FG. Kolejny mecz już w Nowym Orleanie w nocy z piątku na sobotę.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET
Wspieraj PROBASKET
