Dzięki dzisiejszemu zwycięstwu Brooklyn Nets po słabym początku sezonu wreszcie mają taką samą ilość zwycięstw, co porażek. Starcie z Magic przyniosło im jednak kolejny powód do zmartwień w postaci urazu Benna Simmonsa, który opuścił parkiet trzymając się za kolano. Kolano, które już w tym sezonie dawało mu się we znaki i zmusiło do kilkumeczowej pauzy.
Mimo 45 punktów na ponad 75% skuteczności Kevina Duranta spotkanie z Orlando Magic nie należało dla Brooklyn Nets do najłatwiejszych. Goście z miasta Myszki Miki przez większość meczu trzymali kontakt punktowy, rzucając na rzadkiej dla nich blisko 50-procentowej skuteczności z gry. Ta sztuka teoretycznie stała się prostsza od drugiej kwarty, gdy z gry wypadł Ben Simmons, który po złapaniu się za kolano opuścił parkiet o własnych siłach.
Zawodnik po krótkiej rozmowie ze sztabem udał się do szatni, a po kilkunastu minutach otrzymaliśmy informację, że nie powróci już tego dnia na boisko. Uraz rozgrywającego był bezkontaktowy i dotyczył lewego kolana, które wykluczyło Simmonsa z dotychczas sześciu meczów w obecnym sezonie.
Na pomeczowej konferencji trener Jacque Vaughn przyznał, że Ben odczuwał „dyskomfort” w okolicach kolana i sam poprosił o zejście z boiska. Nie ryzykując zdrowia 26-latka, szkoleniowiec wysłał go bezpośrednio do szatni, gdzie sztab medyczny zajął się wstępnym rozpoznaniem urazu. – Nie sądzę, aby było w jego przypadku niezbędne przeprowadzenie rezonansu magnetycznego. Będziemy sprawdzać, jak jego kolano zareaguje na powierzchowne leczenie i wtedy podejmiemy decyzję, co dalej, ale nie powinno być to nic poważnego – dodał.
Przed środowym meczem z Wizards Simmons ma status day-to-day. – Myślę, że ten uraz wynika z przeciążeń i napiętego terminarza, a nie rehabilitacji, której poddał się latem – zakończył swoją wypowiedź na konferencji Vaughn.