Mecz numer 4 finałowej serii pomiędzy Golden State Warriors a Boston Celtics przeszedł właśnie do historii. Zapamiętamy go z pewnością głównie za sprawą wielkiego występu Stephena Curry’ego, który rzucił tej nocy 43 punkty na skuteczności 14-26. Dzięki przełamaniu na parkiecie rywali Wojownicy wyrównali stan rywalizacji i wrócili do gry o trofeum.
BOSTON CELTICS – GOLDEN STATE WARRIORS 97:107 (2-2)
- Przed spotkaniem wiele mówiło się o odniesionym w Game 3 przez Stephena Curry’ego urazie stopy. Po przejściu badań zawodnik zapowiedział, że zagra w dzisiejszym meczu, a kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem pojawiła się informacja, że nie będzie ciążyło na nim ograniczenie minutowe. Te wieści, jak się później okazało były niczym wybawienie dla kibiców z San Francisco.
- Już od pierwszego posiadania w TD Garden oglądaliśmy mecz walki godny Finałów NBA. Obie drużyny były świadome, że ten wieczór będzie wyglądać inaczej niż poprzednie i kilkunastopunktowa strata może oznaczać przegraną w możliwe, że najważniejszym spotkaniu serii. Imponowało zaangażowanie po obu stronach i wola walki Warriors, po których poziomie koncentracji widać było, że znaleźli się pod ścianą.
- Przez pierwsze trzy kwarty różnica pomiędzy zespołami nie przekraczała 7 „oczek”. Skuteczność po obu stronach nie powalała, jednak wszystko rekompensowała stojąca na wysokim poziomie defensywa. Obraz gry diametralnie zmienił się w 4. kwarcie. Na 7:32 do końca spotkania, przy prowadzeniu Celtics 91-86 Warriors wrzucili wyższy bieg. Od tego momentu drużyna prowadzona przez Steve’a Kerra zanotowała run 21-6 i nie oglądając się na przeciwników, wyrównała stan rywalizacji. Dodajmy, że goście rzucili 17 z 20 ostatnich punktów w meczu.
- –Serce do gry tego człowieka jest niesamowite. Rzeczy, które robi na co dzień uznajemy za oczywiste, jednak dziś wziął nas na plecy i dał zwycięstwo – powiedział Klay Thompson na temat bohatera spotkania. Był nim Stephen Curry, który tego wieczoru rzucił 43 punkty na skuteczności 14-26 z gry i 7-14 zza łuku, do dorobku dodając 10 zbiórek i 4 asysty.
- Kosmita po raz kolejny pokazał swoją nieziemską twarz. – Nie pozwolił nam przegrać. Mogłem wyczuć w jego zachowaniu, w ostatnich dniach, nawet po meczu nr 3, że wyjdzie dziś z takim ogniem – komentował Draymond Green. Bez wątpienia Curry napisał tym meczem kolejny rozdział swojego legacy. Rozgrywający notuje w tegorocznych Finałach liczby na poziomie 34.3 PPG, 50.0 FG% i 49.0 3P%.
- W szeregach Warriors z bardzo dobrej strony zaprezentował się Andrew Wiggins, który rzucił 17 punktów, zebrał 16 piłek i zanotował wskaźnik +20. 18 oczek dodał Klay Thompson, a 14 Jordan Poole.
- –Mieliśmy dziś pod górkę – przyznał Ime Udoka. – Musimy wrócić do tego, co graliśmy wcześniej. Dzisiejsze zwycięstwo dużo by ułatwiło. Ale teraz mamy 2-2. Wiemy, że możemy to zrobić. Robiliśmy to już wcześniej – dodał. W szeregach gospodarzy 23 punkty, 11 zbiórek i 6 asyst uzyskał Jayson Tatum, a 21 punktów dodał Jaylen Brown. Zabrakło jednak skuteczności i doświadczenia w inicjowaniu akcji w kluczowych momentach. 18 oczek dodał Marcus Smart, a 16 Derrick White.
- Warriors wygrali przynajmniej jedno spotkanie na wyjeździe w 27 kolejnych play-offowych seriach ustanawiając w ten sposób nowy rekord NBA. Po więcej ciekawostek liczbowych zapraszamy tutaj.
- Teraz rywalizacja ponownie przenosi się do San Francisco. Mecz numer pięć odbędzie się w nocy z poniedziałku na wtorek o 3:00 czasu polskiego.