To był naprawdę dobry sezon dla hiszpańskiego rozgrywającego. Niestety dobiegł już końca, ponieważ Ricky Rubio zerwał więzadło krzyżowe i przed nim długa rehabilitacja. W jednej z ostatnich rozmów poruszył wątek swojej przyszłości w NBA.
W Cleveland była potrzeba lidera. Trener J.B. Bickerstaff wiedział, że w tej rotacji trudno go będzie znaleźć. Ricky Rubio wyszedł przed szereg, wziął lejce w dłoń i radził sobie znakomicie jako weteran. W 34 rozegranych meczach notował na swoje konto średnio 13,1 punktu, 4,1 zbiórki i 6,6 asysty trafiając 33,9 3PT%. Stał się dla Cavs ich własną wersją Derricka Rose’a, czyli zawodnika stanowiącego wsparcie i uderzenie z ławki rezerwowych.
Hiszpan ma 31 lat, więc teoretycznie powinien być w najlepszym okresie swojej kariery. Przed nim długa i męcząca rehabilitacja, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by kontynuował przygodę z koszykówką na parkietach najlepszej ligi świata, gdy wróci do pełni sił. Okazuje się jednak, że priorytety Rubio są zupełnie inne. Koszykarz na pierwszym miejscu zaczyna stawiać rodzinę i to jej potrzeby zadecydują o tym, co stanie się z karierę zawodnika na jej kolejnym etapie.
– Kiedy mój syn rozpocznie szkołę, NBA nie będzie tego warta – mówi Rubio. – Będę musiał wrócić [do domu]. Nie chcę, by cały czas zmieniał swoje otoczenie mając sześć lat. To wiek, w którym zaczynasz tworzyć pierwsze więzi z przyjaciółmi. Rozmawiałem o tym z moją żoną i tę sprawę sobie już wyjaśniliśmy. W pewnym momencie koszykówka po prostu nie będzie dla mnie priorytetem – dodaje Hiszpan. To bardzo dojrzała deklaracja.
Syn Rubio ma dwa lata, więc teoretycznie Ricky powinien spędzić w NBA jeszcze około czterech lat. Opuszczałby ligę w wieku 35 lat, by wrócić do Hiszpanii i tam na własnych warunkach dokończyć karierę w wybranym przez siebie miejscu. Nie bylibyśmy zaskoczeni, gdyby wrócił do Barcelony, gdzie rozkwitał jako wschodzącą gwiazda koszykówki i nadal jest ulubieńcem fanów. W ACB z całą pewnością nie byłby przerzucany pomiędzy różnymi drużynami.