W hicie 17 kolejki I ligi Legia Warszawa pokonała GKS Tychy 80:68. Mecz miał kilka zwrotów akcji, tyszanie zdołali dogonić Legię, ale stołeczni koszykarze ponownie zbudowali wysoką przewagę. Paweł Olczak, skrzydłowy GKS-u docenił klasę rywala, ale wierzy również w swój zespół.
Mecz był dla Was huśtawką nastrojów. Początek to strata do Legii, później zdołaliście wyrównać, ale zaraz po tym znowu rywal Wam odskoczył. Co zadecydowało o tym, że w trzeciej kwarcie już się nie podnieśliście?
– Na pewno początek meczu był trudny, faktycznie ciężko gra się na Torwarze, robi to wrażenie i z tym wszystkim trzeba się trochę oswoić. Drugi fragment kluczowy dla losów meczu to właśnie ta trzecia kwarta i stan 50:50. Pozwoliliśmy Legii na run 15:0…
Sami wcześniej zaliczyliście serię 13 punktów z rzędu więc można było powalczyć z Legią.
– Właśnie, chwilę wcześniej to my świetnie graliśmy, ale umówmy się, drużyna takiej klasy jak Legia nie będzie długo pozwalała rywalowi na zdobywanie punktów, a sama nic nie rzuci. Wiadomo było, że gospodarze się pozbierają, my musieliśmy ten moment przetrzymać, ale nie udało się i nie nawiązaliśmy już walki w tym meczu.
Gdzie upatrywaliście swoich szans w walce z Legią? W jakich elementach gry czuliście, że możecie zagrać lepiej niż warszawianie?
– Analizowaliśmy grę Legii, ale drużyny, zawodnicy znają się jak łyse konie, scouting jest na tyle dokładny, że zna się każdą zagrywkę. My znaliśmy ich grę a oni naszą. Nie można chyba mówić o słabych stronach Legii, po prostu trzeba skupiać się na konsekwentnej realizacji własnych założeń, zagrać jak najlepiej to co się samemu potrafi i wtedy można myśleć o tym żeby móc wygrać z Legią.
Zapewne największą zagadką był dla Was Grzegorz Kukiełka i to jak rywal wykorzysta jego obecność na parkiecie?
– Jak najbardziej, ale z drugiej strony z Grześkiem graliśmy gdy występował jeszcze w Zastalu więc trochę tego zawodnika znaliśmy i wiedzieliśmy czego się po nim spodziewać. Jest na pewno wartością dodaną dla Legii, ale tam jest już tak dużo pozytywów, że diametralnie obrazu gry Legii nowy zawodnik nie zmienił.
Atmosfera na hali rzadko spotykana w I lidze i chyba warta ekstraklasy?
– Oczywiście, nawet pozwoliłem sobie na podobne stwierdzenie siedząc na ławce w trakcie meczu, że Legia zasługuje na ekstraklasę. Sama koszykówka potrzebuje obecności takich kibiców w TBL.
Nie sparaliżował Was donośny doping kibiców?
– Na samym początku było ciężko, ale po kilku minutach już się oswoiliśmy z atmosferą. To też nie są rozgrywki juniorskie, żeby bać się trybun. Po kilku chwilach skupieni byliśmy tylko na tym, żeby grać.
Po porażce z Legią macie do niej dwa punkty straty i gorszy bilans w dwumeczu. Powoli oswajacie się z myślą, że czwarte miejsce przed fazą play-off to dla Was maksimum?
– Nie, nie ma w ogóle takiej opcji. Nie mieliśmy założeń przed sezonem, że chcemy czwarte miejsce czy jakiekolwiek inne. Kto powiedział, że nie wygramy z Krosnem u siebie? W Łańcucie też możemy przecież wygrać. Jadąc na każdy kolejny mecz chcemy go wygrać i zobaczymy co będzie na koniec sezonu zasadniczego.
Czyli czołowa trójka ligi, bez względu na kolejność, nie jest już ustalona?
– Nie, ta liga nie jest już ustalona, tu naprawdę może się jeszcze dużo stać.