Najlepsza koszykarska liga świata uraczyła nas tej nocy czterema spotkaniami. Po pełnym emocji spotkaniu faworyzowani Utah Jazz pokonali niedocenianych Cleveland Cavaliers, zmagający się z kłopotami kadrowymi Charlotte Hornets ograli Atlanta Hawks, a Toronto Raptors bez większych problemów uporali się z pozostającymi w kryzysie Washington Wizards. Na dokładkę Houston Rockets przedłużyli swoją serię zwycięstw, tym razem zwyciężając z New Orleans Pelicans, w których szeregach szalał Brandon Ingram.
Cleveland Cavaliers – Utah Jazz 108:109
- Od początku trzeciej kwarty goście z Utah zaczęli stopniowo odjeżdżać na dwucyfrową przewagę i wydawało się, że kontrolują przebieg i tempo spotkania. W decydującej odsłonie goście zaliczyli jednak serię 15-0, co na blisko 9 minut do końca dało im remis.
- Końcówka spotkania to już wielkie koszykarskie widowisko, naznaczone świetną defensywą obu ekip. Przez ostatnie 1:30 minuty byliśmy świadkami trzech bloków, w tym mogącego zadecydować o losach spotkania Evana Mobley’a na Donovanie Mitchellu. Po tej niesamowitej sytuacji ostatnią akcję mieli po swojej stronie Cavs, jednakże po świetnie rozczytanym przez defensywę Jazz zagraniu, improwizowany rzut chybił Darius Garland.
- W barach Jazz najjaśniej błyszczał w tym meczu wspomniany już Donovan Mitchell, który zanotował 35 punktów oraz 6 asyst. Swoje dorzucili także Bojan Bogdanovic (16 „oczek”), Rudy Gay (15 punktów z ławki) oraz Rudy Gobert (6 punktów, 20 zbiórek, 5 bloków).
- W szeregach Cavs kolejny świetny mecz rozegrał Darius Garland. Rozgrywający w roli generała parkietu zanotował tej nocy 31 punktów oraz 5 asyst, na skuteczności 11-19 z gry, w tym 5-8 zza łuku. Dobrze wyglądał także Jarrett Allen (17 punktów, 11 zbiórek), który miejscami przeważał nawet nad Rudym Gobertem. Solidny występy również na koncie Ricky’ego Rubio (15 „oczek”) oraz Evana Mobley’a (14 punktów, 12 zbiórek).
Atlanta Hawks – Charlotte Hornets 127:130
- Kolejne, stojące na wysokim poziomie spotkanie, na którego rozstrzygnięcie czekać musieliśmy aż do ostatnich minut. Oba zespoły zagrały na ponad 51% skuteczności z gry oraz trafiły po 17 „trójek”. Szalę na korzyść Hornets przechyliło jedynie 6 strat popełnionych przez całe spotkanie (przy 11 gospodarzy).
- Przez protokół zdrowotny nie zobaczyliśmy dziś na parkiecie LaMelo Balla, Terry’ego Roziera, Masona Plumlee’ego oraz Jalena McDanielsa. – Czuję jakby to było tzw. statement game. Pokazaliśmy, że nadal jesteśmy groźni i trzeba nas doceniać – przyznał Miles Bridges, który 13 ze swoich 32 punktów rzucił w czwartej kwarcie. – Chcieliśmy bardziej tego zwycięstwa i je w nagrodę dostaliśmy – dodał Kelly Oubre Jr – autor 28 punktów.
- Hawks przy życiu przez całe spotkanie trzymał tercet Trae Young–John Collins–Kevin Huerter, który zdobył odpowiednio po 25, 31 oraz 28 punktów. Young dorzucił do tego 15 asyst, a Collins 12 zbiórek. Wchodząc z ławki ze świetnej strony pokazał się także Danilo Gallinari, który uzbierał tej nocy 17 „oczek”.
- –Nasza defensywa nie pracowała dobrze wtedy, kiedy powinna – przyznał po ostatnim gwizdku trener ekipy gospodarzy Nate McMillan. –Rzuciliśmy 127 punktów. To powinno wystarczyć do zwycięstwa. Nie byliśmy w stanie ich zatrzymać po bronionej stronie parkietu.
Toronto Raptors – Washington Wizards 102:90
- Zdecydowanie najnudniejsze spotkanie nocy. Raptors od początku do końca prowadzili grę, w skrajnym momencie osiągając nawet 25-punktowe prowadzenie. Wizards przegrali tym samym 7 spotkań z ostatnich 11 meczów, wciskając hamulec po zaskakująco udanym początku sezonu. –Zwłaszcza na początku meczu wypracowywaliśmy sobie dużo dobrych pozycji do oddawania rzutów. One po prostu nie wpadały. Później się to na nas zemściło – przyznał trener gospodarzy Wes Unseld Jr.
- Raptors mogli dzisiaj liczyć na świetnie dysponowanego Pascala Siakama, który uzbierał tej nocy 31 punktów oraz 6 zbiórek. Wtórowali mu Chris Boucher (14 punktów), Scottie Barnes (11 „oczek”) i Precious Achiuwa (10 punktów, 14 zbiórek). – Każdy wniósł coś na parkiet – powiedział Nick Nurse. – Tak właśnie chcieliśmy, żeby to wyglądało. (…) Musimy po prostu grać z podobnym zaangażowaniem w każdym kolejnym meczu – dodał.
- W swojej nowej ekipie najlepsze spotkanie jak do tej pory rozegrał Kentavious Caldwell-Pope, który rzucił 26 punktów na skuteczności 8-9 z gry. Kiepsko zagrał Bradley Beal, który zanotował 14 „oczek” na 33% skuteczności. Wszyscy zawodnicy znajdujący się w składzie meczowym Wizards otrzymali dziś szansę na wyjście na parkiet. 12 spośród nich punktowało.
Houston Rockets – New Orleans Pelicans 118:108
- Odniesionym zwycięstwem Rockets przedłużyli serię kolejnych wygranych do 6 i osiągnęli po raz pierwszy w tym sezonie dodatni bilans w spotkaniach na własnym parkiecie (6-5). Ekipa z Texasu na początku drugiej kwarty wypracowała sobie punktowy bufor bezpieczeństwa, który wystarczył, by kontrolować sytuację na parkiecie.
- Wygrana ekipy z Houston może dziwić tym bardziej, jeśli spojrzymy na fakt, że na boisku nie pojawiły się młode gwiazdy gospodarzy – Kevin Porter Jr (uraz uda) oraz Jalen Green (naciągnięcie lewego ścięgna udowego). Ich obowiązki przejęli niesamowity ostatnio Eric Gordon (23 punkty, 5 asyst) oraz Christian Wood (także 23 punkty, 8 zbiórek). – Odrobiliśmy lekcję w defensywie, co dało nam również większe możliwości w ofensywie. Zaprocentowała nasz „bezinteresowność” w ataku – przyznał Gordon.
- Niesamowite spotkanie rozegrał Brandon Ingram, który dorzucił do dorobku swojego zespołu 40 punktów, 5 zbiórek oraz 4 asysty. – Po prostu znalazłem się na paru otwartych pozycjach, mogłem atakować po przekazach, grałem swoją koszykówkę. To zasługa chłopaków, którzy znajdowali mnie kiedy tylko byłem na wolnej pozycji – przyznał skromnie skrzydłowy. Ingram realne wsparcie punktowe otrzymał jednak jedynie od Jonas Valanciunasa, który zanotował 17 „oczek” oraz 10 zbiórek.
- Aby przedłużyć serię kolejnych zwycięstw, w nocy ze środy na czwartek Rockets na własnym parkiecie pokonać muszą Brooklyn Nets.