Minionej nocy na parkiety NBA wybiegły aż 24 zespoły i to jasny sygnał, że nowy sezon rozpoczął się na dobre. Swój inauguracyjny mecz rozegrali San Antonio Spurs, a oficjalny debiut na parkietach najlepszej ligi świata zaliczył Victor Wembanyama. Pomimo to „Ostrogi” musiały uznać wyższość Dallas Mavericks. Sporo działo się w Nowym Jorku, gdzie Boston Celtics rzutem na taśmę ograli Knicks. Emocji nie zabrakło również na Brooklynie, gdzie po wyrównanej końcówce Nets przegrali z Cavaliers. Co jeszcze wydarzyło się tej nocy?
Charlotte Hornets – Atlanta Hawks 116:110
- Pomimo kilku kontrowersji i ogromnej dawki niepotrzebnej uwagi medialnej na przełomie kilku ostatnich tygodni Charlotte Hornets zdołali rozpocząć sezon od zwycięstwa. Nieco lepiej w mecz weszli co prawda zawodnicy Atlanta Hawks, którzy wygrali pierwszą kwartę, ale od tamtego momentu to Szerszenie były stroną przeważającą.
- Na kilka minut przed końcem drugiej odsłony Hornets przegrywali już różnicą 11 punktów (33:44), by ostatecznie po serii punktów Terry’ego Roziera zejść do szatni ze stratą zaledwie jednego „oczka” (51:52). Po powrocie na parkiet potrafili nawet odskoczyć z wynikiem, choć kilkukrotnie roztrwaniali swoją przewagę.
- Wszystko rozstrzygnęło się w końcówce. Na 15 sekund przed ostatnią syreną Szerszenie prowadziły trzema punktami i były w posiadaniu piłki. De’Andre Hunter zdecydował się na faul taktyczny, po czym Rozier wykorzystał tylko jeden z dwóch rzutów z linii. W kluczowym momencie zza łuku spudłował jednak Trae Young, co pogrzebało szanse Jastrzębi.
- Charlotte do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim ofensywny duet Terry Rozier (24 punkty, 6 zbiórek, 5 asyst) – P.J. Washington (25 punktów, 5 zbiórek). Double-double dołożyli LaMelo Ball (15 punktów, 10 asyst, 6 zbiórek; 4/15 z gry, w tym 4/11 za trzy) oraz drugoroczniak Mark Williams (13 punktów, 15 zbiórek; 5/6 z gry).
- Po stronie Hawks brakowało przede wszystkim skuteczności zza łuku (5/29; 17,2%). Zawiódł Trae Young, który pomimo 23 „oczek” i dziewięciu zbiórek trafił tylko 4 na 19 prób z gry (1/9 za trzy). Podwójną zdobyczą popisał się za to Clint Capela (15 punktów, 13 zbiórek), z kolei wchodzący z ławki Jalen Johnson dorzucił 21 punktów.
Indiana Pacers – Washington Wizards 143:120
- Indiana Pacers nie mieli tej nocy wielkich problemów z przebiciem się przez defensywę Washington Wizards. W każdej z czterech kwart podopieczni Ricka Carlisle’a zdobyli co najmniej 33 punkty i całkowicie zdominowali tym samym obronę przeciwnika.
- Co ciekawe, w pierwszej kwarcie przyjezdni byli jeszcze w stanie nawiązać walkę z ekipą z Indianapolis. Dobrze prezentowali się wówczas Tyus Jones oraz Danili Gallinari, którzy nie mylili się z gry (odpowiednio 5/5 i 4/4). Wypracowana przewaga szybko jednak stopniała. Wizards nie byli w stanie dotrzymać tempa Pacers ani ograniczyć ich ofensywnego potencjału.
- Aż ośmiu zawodników Indiany zakończyło ten mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Najlepiej w tej kategorii wypadł Bruce Brown (24 punkty), dla którego był to debiut w nowych barwach. Double-double w postaci 20 punktów i 11 asyst dołożył Tyrese Haliburton. Podwójną zdobycz odnotował też Andrew Nembhard (12 punktów, 10 asyst).
- Po stronie Washingtonu wyróżnił się przede wszystkim Kyle Kuzma, zdobywca 25 punktów. Wspierali go m.in. debiutujący w Wizards Jordan Poole (18 punktów, 5 asyst) oraz wspomnieni Tyus Jones (16 punktów, 6 asyst) i Danilo Gallinari (16 pkt).
New York Knicks – Boston Celtics 104:108
- Na 3:39 przed ostatnią syreną po trafieniu Jalena Brunsona New York Knicks prowadzili różnicą sześciu punktów (101:95). Sprawy w swoje ręce wziął wówczas Kristaps Porzingis, który od tamtego momentu zdobył dziewięć punktów i poprowadził powrót Boston Celtics. Łotysz najpierw wykorzystał cztery kolejne rzuty osobiste, na które gospodarze nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi, a następnie po asyście Jaysona Tatuma wyprowadził swój zespół na prowadzenie trafieniem zza łuku (101:104).
- Knicks mieli jeszcze swoje okazje. Najpierw z linii rzutów wolnych jedną z dwóch prób spudłował jednak Julius Randle, po czym gospodarze nie byli w stanie powstrzymać przepisowo kolejnego ataku Celtów. Po dwóch kolejnych osobistych Porzingisa zza łuku szczęścia szukał Immanuel Quickley i choć przestrzelił, to chwilę później po ofensywnej zbiórce punkty zdobył Isaiah Hartenstein (104:106). Po kolejnej serii celnych rzutów wolnych – tym razem Paytona Pritcharda), losy spotkania próbował ratować Jalen Brunson, ale dwukrotnie spudłował za trzy.
- Fantastyczny debiut w nowych barwach zaliczył Kristaps Porzingis, autor 30 punktów i ośmiu zbiórek (8/15 z gry, 5/9 za trzy). Liderem Celtów był jednak Jayson Tatum, który zakończył mecz z dorobkiem 34 „oczek”, 11 zbiórek, czterech asyst i dwóch przechwytów. Jaylen Brown dorzucił jedynie 11 „oczek” (do tego jednak 5 asyst, 6 zbiórek).
- Po stronie Knicks wyróżnili się przede wszystkim RJ Barrett (24 pkt) oraz wchodzący z ławki Immanuel Quickley (24 punkty, 6 zbiórek, 4 asysty; 5/7 za trzy). Dodatkowo double-double w postaci 14 punktów i 11 zbiórek odnotował Julius Randle, ale trafił tylko 5 z 22 rzutów z gry.
Orlando Magic – Houston Rockets 116:86
Brooklyn Nets – Cleveland Cavaliers 113:114
- O końcowym rezultacie wyrównanego pojedynku w Nowym Jorku przesądziły ostatnie sekundy. Przy 1:24 na zegarze w czwartej kwarcie Mikal Bridges wykorzystał dwa rzuty osobiste i podwyższył tym samym prowadzenie Brooklyn Nets (111:105). Chwilę później odpowiedział jednak Donovan Mitchell, a po nieudanym ataku gospodarzy dwa rzuty osobiste wykorzystał Max Strus i strata Cleveland Cavaliers stopniała do zaledwie dwóch „oczek”.
- Do remisu wsadem doprowadził wspomniany Mitchell, ale na 19 sekund przed końcem z linii rzutów wolnych odpowiedział Bridges. Cavs nie powiedzieli jednak ostatniego słowa. Podczas ostatniego ataku swojego zespołu Donovan Mitchell wykorzystał swoją siłę fizyczną do odepchnięcia Camerona Johnsona i wypracował sobie tym samym czystą pozycję do rzutu. Trafił (113:114) i jak się później okazało, były to ostatnie punkty zdobyte tej nocy. Nets mieli szansę na zwycięskie trafienie, ale pudłowali kolejno Cam Thomas i Cam Johnson.
- Ofensywa Cavaliers opierała się tej nocy przede wszystkim na Donotanie Mitchellu (27 punktów, 6 asyst, 5 zbiórek, 4 przechwyty) oraz Maxie Strusie (27 punktów, 12 zbiórek; 7/13 za trzy). Isaac Okoro dorzucił 18 „oczek”, a Darius Garland 15.
- Świetne zawody rozegrał Cam Thomas, który wchodząc z ławki zdobył 36 punktów w 25 minut. Mikal Bridges dołożył 20 „oczek”, ale reszta zespołu nie stanęła na wysokości zadania. Ben Simmons zdobył tylko 4 punkty, ale odnotował 9 asyst i 10 zbiórek.
Miami Heat – Detroit Pistons 103:102
- Faworyzowani Miami Heat mieli zaskakująco sporo problemów z Detroit Pistons, którzy w tym roku nie powinni jeszcze być w stanie włączyć się do walki o miejsce w czołowej ósemce Konferencji Wschodniej. Od samego początku gospodarze mieli sporo problemów, choć swoją dominację zaprezentowali w drugiej, wygranej 32:18 kwarcie.
- Po powrocie na parkiet na trzecią i czwartą odsłonę „Tłoki” stopniowo zmniejszały swoją stratę i na kilka minut przed końcową syreną niebezpiecznie zbliżyły się z wynikiem. Warto zaznaczyć, że końcowy rezultat 103:102 trafieniem za trzy ustalił Cade Cunningham, jednak miało to miejsce na 1:44 przed ostatnią syreną. Do końca meczu nikt nie był już w stanie zapunktować, choć obie strony miały sporo okazji na „zabicie” meczu.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem Heat był tej nocy Bam Adebayo, autor 22 „oczek” i ośmiu zbiórek. Podwójnymi zdobyczami popisali się z kolei Jimmy Butler (19 punktów, 13 zbiórek) oraz Kevin Love (13 punktów, 10 zbiórek). Tyler Herro dołożył 16 punktów, ale nie mógł wstrzelić się w rytm strzelecki (7/24 z gry).
- Po drugiej stronie brylowali Cade Cunningham (30 punktów, 9 asyst), Isaiah Stewart (14 punktów, 14 zbiórek) oraz Jalen Duren (17 punktów, 14 zbiórek). Pistons mieli tej nocy spore problemy ze stratami (16) oraz skutecznością z linii rzutów wolnych (60%), co miało spory wpływ na ich porażkę.
Toronto Raptors – Minnesota Timberwolves 97:94
- Pierwsza połowa stała pod znakiem wymiany ciosów. Choć w mecz nieco lepiej weszli Toronto Raptors, to Minnesota Timberwolves szybko odpowiedzieli i po chwili to oni byli w lepszej pozycji. Świetnie prezentowali się wówczas OG Anunoby (13 pkt) oraz Dennis Schroder (10 pkt) i to głównie dzięki nim gospodarze schodzili na przerwę ze skromną zaliczką (53:51).
- Po powrocie na parkiet spotkanie raz jeszcze było wyrównane i trwało to niemal do ostatniej syreny. Trafienie Schrodera na 2:18 przed końcem wyprowadziło Raptors na sześciopunktową przewagę (95:89) i przez długi czas „Leśne Wilki” nie były w stanie odpowiedzieć. Kiedy w końcu drogę do kosza odnalazł Kyle Anderson, Minnesocie zabrakło pójścia za ciosem, a po chwili ich szanse na zwycięstwo pogrzebały punkty Scottie’ego Barnesa.
- To właśnie trójka wymienionych zawodników Toronto była tej nocy kluczem do zwycięstwa. Dennis Schroder w swoim debiucie w nowych barwach zdobył 22 „oczka” i rozdał siedem asyst. OG Anunoby do sześciu zbiórek dołożył 20 punktów, z kolei Scottie Barnes odnotował 17 punktów, osiem zbiórek i pięć asyst. Pascal Siakam uzupełnił zdobycze swoich partnerów, dokładając 15 punktów, siedem zbiórek i sześć asyst.
- Po stronie Timberwolves dobry mecz zaliczył Anthony Edwards (26 punktów, 14 zbiórek), jednak brakowało mu nieco skuteczności (8/27 z gry). Double-Double odnotowali Karl-Anthony Towns (19 punktów, 10 zbiórek; 8/25 z gry, 2/10 za trzy) oraz Rudy Gobert (15 punktów, 13 zbiórek).
Chicago Bulls – Oklahoma City Thunder 104:124
- Shai Gilgeous-Alexander potwierdza formę z poprzedniego sezonu oraz rozgrywanych niedawno mistrzostw świata i po raz kolejny poprowadził Oklahoma City Thunder do zwycięstwa. Tym razem rozgrywający zdobył 31 punktów, 10 asyst oraz pięć zbiórek, trafiając 67% rzutów z gry (12/18) i był bez wątpienia najjaśniejszą postacią tej nocy w Wietrznym Mieście.
- Rozgrywającego wspierali przede wszystkim Josh Giddey (16 punktów, 6 zbiórek, 6 asyst). Jalen Williams (16 punktów, 5 asyst), a także wchodzący z ławki Isaiah Joe (14 punktów, 5 zbiórek). Debiutujący Chet Holmgren zagrał poprawnie i zdobył 11 „oczek”, cztery zbiórki i trzy asysty (4/7 z gry, 2/3 za trzy).
- Grzmoty zdominowały rywala przede wszystkim w drugiej (28:20) oraz czwartej (33:22) odsłonie i trudno wskazać większe pozytywy w grze Chicago Bulls. DeMar DeRozan zdobył 20 punktów, ale zakończył mecz z fatalnym wskaźnikiem +/- (-29). Zach LaVine zdobył 16 „oczek”, ale trafił jedynie 4 z 16 prób z gry. Bliski odnotowania double-double był Nikola Vucević (11 punktów, 9 zbiórek, 3 przechwyty), ale nie zrobiło to większej różnicy.
Memphis Grizzlies – New Orleans Pelicans 104:111
- Jeszcze do niedawna pojedynki Memphis Grizzlies i New Orleans Pelicans stały pod znakiem starcia „jedynki” i „dwójki” Draftu 2019. Minionej nocy w składzie NOP pojawił się Zion Williamson, dla którego był to pierwszy oficjalny występ od 2 stycznia tego roku. Zabrakło Ja Moranta, który „odsiaduje” swoją karę zawieszenia na 25 meczów. W składzie „Niedźwiedzi” zabrakło też kontuzjowanego Stevena Adamsa.
- Braki kadrowe Grizzlies nie były widoczne od samego początku, bo po pierwszych 12 minutach to właśnie oni cieszyli się z prowadzenia (28:25). Dobrze prezentował się Desmond Bane, który zdobył ostatecznie 31 punktów, pięć zbiórek i pięć asyst (5/10 za trzy). Druga „ćwiartka” należała już jednak do NOP, którzy odrobili straty i szybko odskoczyli z wynikiem, dzięki czemu na przerwę schodzili z przewagą 10 punktów (47:57).
- Po powrocie na parkiet Pelicans utrzymywali swoją przewagę, choć ich rywale stale próbowali gonić wynik. Bane’owi zabrakło jednak wsparcia, by odpowiedzieć na trafienia Williamsona i CJ McColluma i to przyjezdni cieszyli się ostatecznie ze zwycięstwa.
- To właśnie wspomniany duet w głównej mierze przyczynił się do zwycięstwa Pelicans. CJ McCollum zdobył 24 punkty i rozdał sześć asyst (6/11 za trzy), z kolei Zion Williamson dołożył 23 „oczka” i zebrał siedem piłek. Brandon Ingram odnotował 19 punktów, siedem zbiórek i sześć asyst, z kolei double-double w postaci 12 punktów i 12 zbiórek odnotował Jonas Valanciunas.
- Oprócz Bane’a z dobrej strony pokazali się Xavier Tillman Sr. (17 punktów, 12 zbiórek, 4 asysty, 3 przechwyty) oraz debiutujący w trykocie Grizzlies Marcus Smart (17 punktów, 3 asysty, 2 przechwyty).
Utah Jazz – Sacramento Kings 114:130
- Minionej nocy wyższy bieg wrzucił Harrison Barnes, który poprowadził Sacramento Kings do zwycięstwa, zdobywając 33 punkty (5/7 za trzy). Przyjezdni z Kalifornii przed zdecydowaną większość czasu kontrolowali spotkanie i bez większych problemów zapisują na swoim koncie pierwsze zwycięstwo w tym sezonie.
- Oprócz Barnesa dobrze zaprezentowali się też Domantas Sabonis (22 punkty, 12 zbiórek, 5 asyst), De’Aaron Fox (18 punków, 6 asyst, 5 zbiórek) oraz Keegan Murray (15 punktów, 8 zbiórek).
- Po stronie Utah Jazz najlepszym punktującym był tej nocy Jordan Clarkson, autor 24 „oczek” i sześciu asyst. Double-double odnotowali Lauri Markkanen (19 punktów, 10 zbiórek) oraz John Collins (15 punktów, 11 zbiórek), ale ich występy pozostawiły nieco do życzenia.
San Antonio Spurs – Dallas Mavericks 119:126
- San Antonio Spurs rozpoczęli ten mecz z wysokiego „C” i tylko w pierwszej kwarcie zdobyli aż 43 punkty, choć Dallas Mavericks odpowiedzieli 36 i nie pozwolili gospodarzom na dobre odskoczyć z wynikiem. Dwie kolejne odsłony były równie wyrównane i przez długi czas to podopieczni Gregga Popovicha utrzymywali się na prowadzeniu. W ostatniej „ćwiartce” wynik przez długi czas oscylował w granicach remisu i o ostatecznym rezultacie miały przesądzić końcowe minuty.
- W końcówce spotkania Spurs popełniali jednak błąd za błędem. Chaos w defensywie sprawił, że na czystej pozycji znalazł się Kyrie Irving, który wykorzystał tę okazję i trafił zza łuku. Chwilę później błąd w ataku popełnił Keldon Johnson, a po ofensywne zbiórce piłkę stracił Jeremy Sochan. Mavs wypracowali sobie wówczas przewagę, której nie oddali już do ostatniej syreny.
- Przyjezdnych do zwycięstwa poprowadził niezastąpiony Luka Doncić, autor 33 punktów, 14 zbiórek i 10 asyst (3/11 za trzy). Wspierający go Kyrie Irving dołożył 22 „oczka” i sześć asyst. Kluczowy okazał się też występ Derecka Lively’ego II, który odnotował double-double w postaci 16 punktów i 10 zbiórek (+20).
- Jeremy Sochan zdobył 13 punktów, osiem zbiórek i pięć asyst (4/12 z gry; 2/4 za trzy). W swoim oficjalnym debiucie Victor Wembanyama odnotował z kolei 15 punktów, pięć zbiórek, dwie asysty, dwa przechwyty i jeden blok, przy czym popełnił aż pięć strat i pięć fauli. Najlepiej na papierze wypadł Devin Vassell, autor 23 „oczek”, pięciu zbiórek i trzech asyst (1/6 za trzy).
Los Angeles Clippers – Portland Trail Blazers 123:111
- Nie tak początek swojego oficjalnego debiutu na parkietach NBA wyobrażał sobie Scoot Henderson. Trzeci wybór tegorocznego Draftu do przerwy nie miał na swoim koncie ani jednego punktu i dopiero w trzeciej kwarcie dołożył dwa „oczka”. Ostatecznie mecz zakończył z dorobkiem 11 punktów, trzech zbiórek i czterech asyst.
- Mecz był wyjątkowo jednostronny i od niemal samego początku widoczna była różnica klas pomiędzy zespołami. Los Angeles Clippers zdominowali Portland Trail Blazers w niemal każdym aspekcie i w pewnym momencie prowadzili nawet różnicą 30 punktów. Dopiero kiedy Tyronn Lue zdecydował się dać szansę zawodnikom drugoplanowym, przyjezdni zdołali zmniejszyć rozmiary porażki.
- Paul George zakończył spotkanie z dorobkiem 27 punktów, sześciu asyst i trzech przechwytów, z kolei Kawhi Leonard odnotował 23 „oczka” i sześć asyst. Świetnie zaprezentował się też Ivica Zubac, autor double-double (20 punktów, 12 zbiórek. Podwójną zdobycz odnotował też Russell Westbrook (11 punktów, 13 asyst, 5 zbióek; 5/8 z gry).
- Najlepszym punktującym Blazers był tej nocy Malcolm Brogdon (20 punktów, 5 asyst), który wciąż czeka na możliwy transfer do zespołu walczącego o ambitniejsze cele. Anfernee Simons dołożył 18 „oczek”, a Shadeon Sharpe 14.