Minionej nocy poznaliśmy już drugi zespół, który zapewnił sobie miejsce w play-offach poprzez turniej play-in. Philadelphia 76ers pokonali Miami Heat różnicą zaledwie jednego punktu i to oni zmierzą się w pierwszej rundzie z New York Knicks. Bohaterem Szóstek został Nicolas Batum, który błysnął skutecznością zza łuku i zaliczył kluczowy blok. O ostatnie miejsce w play-offach na Wschodzie zespół z Florydy powalczy z Chicago Bulls, którzy w pojedynku niżej rozstawionych drużyn ograli Atlanta Hawks, dla których bieżący sezon już się zakończył.
Philadelphia 76ers – Miami Heat 105:104
- Pomimo ogromnej wagi spotkania obie ekipy rozpoczęły mecz od „festiwalu cegieł”. Po ponad czterech minutach gry Philadelphia 76ers prowadzili jedynie 4:2, trafiając zaledwie 2 z 9 rzutów z gry. Dodatkowo już na samym początku gospodarze musieli martwić się o Tyrese’a Maxey’ego, który ucierpiał w starciu o piłkę z Jimmym Butlerem, ale ostatecznie mógł kontynuować grę.
- Miami Heat również nie mogli się jednak wstrzelić (1/7), co pozwoliło Sixers odskoczyć skromnie z wynikiem, głównie za sprawą rzutów osobistych Joela Embiida (9:2). Obie ekipy w porę odnalazły jednak swój optymalny rytm strzelecki i rywalizacja finalnie nabrała tempa (16:12).
- Heat wykorzystywali obronę strefą, co umożliwiło Butlerowi dwa efektowne przechwyty. Tego typu defensywa skutecznie wymuszała błędy Philly, którzy nie byli w stanie się odnaleźć. Tylko w pierwszej kwarcie podopieczni Nicka Nurse’a popełnili siedem strat, co przyczyniło się do serii punktowej Heat 9:2 i odzyskania przez nich prowadzenia (22:23).
- Niezwykle niebezpieczna sytuacja miała miejsce na 1,5 sekundy przed końcem pierwszej ćwiartki. Butler atakowało kosz Sixers po nieudanym ataku rywala, ale opadający na parkiet po próbie bloku Kelly Oubre Jr. zahaczył o jego kolano. Jimmy „Buckets” runął na parkiet i przez długi czas trzymał się za kolano, zwijając się jednocześnie z bólu.
- Butler kontynuował grę, a jego obecność okazała się kluczowa dla Miami. Przyjezdni radzili sobie świetnie, a w międzyczasie parkiet opuścił Embiid, który prawdopodobnie wciąż odczuwa skutki swojej kontuzji. Heat nie zamierzali jedank zwalniać tempa i po trafieniach Kevina Love, Bama Adebayo oraz Haywooda Highsmitha objęli dwucyfrowe prowadzenie (26:37). Zawodnicy Sixers musieli wówczas zmagać się z gwizdami ze strony własnej publiczności.
- W pewnym momencie wydawało się, że po zbliżeniu się z wynikiem Sixers będą w stanie w pełni zniwelować straty. Heat odpowiedzieli jednak w najlepszy możliwy sposób. Trzema kolejnymi trafieniami zza łuku popisali się Delon Wright, Tyler Herro oraz Caleb Martin, a przewaga gości z Florydy momentalnie wzrosła do 14 „oczek” (37:51). Przed zejściem na przerwę sytuację swojego zespołu poprawił nieco Embiid i jego rzuty osobisty, ale Philly czekało w drugiej połowie ogromne wyzwanie.
- Po powrocie na parkiet przewaga Heat przez kilka minut stale oscylowała w granicach 10 punktów. Publiczność w Mieście Braterskiej Miłości ożywiła trójka Nicolasa Batuma i skutecznie wykończony kontratak Buddy’ego Hielda, po którym strata Sixers wynosiła już tylko sześć „oczek” (53:59). Po przerwie na żądanie Miami Hield i Batum znów dorzucili po trójce i rywalizacja rozpoczęła się niemal na nowo (59:61).
- Wymiana ciosów trwała w najlepsze i żadna ze stron nie zdejmowała nogi z gazu. W dalszym ciągu jednak kiepsko radził sobie Embiid, który przed rozpoczęciem ostatniej kwarty trafił zaledwie trzy rzuty z gry (25%). To jednak trójka środkowego — pierwsza tej nocy — doprowadziła do remisu 74:74. Świetnie zza łuku już od dłuższego czasu radził sobie Batum, który chwilę później zapewnił Sixers pierwsze prowadzenie od stanu 20:19 (79:76).
- Podobnie jak Embiid, w kluczowym momencie niemoc strzelecką przełamał Tyler Herro (wcześniej 1/9 za trzy). Środkowy Philly stanął jednak na wysokości zadania, kiedy jego zespół najbardziej tego potrzebował. Jego trafienie za trzy wyprowadziło Sixers na prowadzenie, a po odpowiedzi Herro, również zza łuku, Embiid popisał się akcją 2+1 (96:94).
- Przy remisie poważny błąd popełnili goście. Herro nadepnął na linię środkową przy 55 sekundach na zegarze i piłka trafiła w posiadanie gospodarzy. Szansę tę wykorzystał Kelly Oubre Jr., który również wykończył akcję 2+1 (99:96). Kiedy Heat mieli szansę na odpowiedź, to rzut Herro zablokował Batum, po czym dwa trafienia z linii zaliczył faulowany Maxey.
- Heat nie składali broni i do końca walczyli o odrobienie strat. Podopieczni Erika Spolestry sprawiali Sixers sporo problemów przy wznowieniach gry. Sixers zachowali jednak zimną krew. Po dwa trafienia z linii rzutów wolnych zaliczyli Oubre Jr. i Maxey i choć niemal na równi z końcową syreną raz jeszcze za trzy trafił Herro, to Heat zabrakło już czasu, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
- Najlepszym punktującym Sixers był tej nocy Joel Embiid, który pomimo problemów ze skutecznością (6/17 z gry) skompletował double-double w postaci 23 „oczek” i 15 zbiórek. Bohaterem Philly był jednak Nicolas Batum, autor 20 punktów (6/10 za trzy). Tyrese Maxey również nie mógł się przez długi czas wstrzelić (6/16 z gry, 1/6 za trzy), a ostatecznie zakończył zawody z dorobkiem 19 punktów.
- Po stronie Heat w porę przebudził się Tyler Herro, zdobywca 25 punktów i dziewięciu asyst (9/27 z gry; 4/14 za trzy). Grający z bólem kolana Jimmy Butler odnotował z kolei 19 punktów, pięć asyst, pięć przechwytów i cztery zbiórki. Pomeczowe doniesienia mówią, że obrońca Miami mógł nabawić się względnie poważnego urazu. Skromną podwójną zdobycz (10 punktów, 12 zbiórek) dołożył Bam Adebayo.
Chicago Bulls – Atlanta Hawks 131:116
- Nieco lepiej w mecz weszli zawodnicy Chicago Bulls, choć od początku dobrze dysponowany był Dejounte Murray. Skutecznością błysnął na początku również Clint Capela. Wspomniany duet był odpowiedzialny za 19 z pierwszych 20 punktów Atlanta Hawks, jednak przez brak wsparcia to Byki utrzymywały się na prowadzeniu (31:20).
- Przewaga Bulls rosła z minuty na minutę. Ofensywa przyjezdnych przestała funkcjonować (1/9 za trzy), podczas gdy tempa nie zwalniali DeMar DeRozan, Coby White czy Ayo Dosunmu, co wyraźnie odzwierciedlał wynik (40:22). Gracze Atlanty potrzebowali jednak zaledwie trzech minut, by wrócić do gry. Pod nieobecność Trae Younga Hawks rozpoczęli bowiem trzecią kwartę od serii 14:0 i znów mieli Bulls w swoim zasięgu (40:36).
- Bulls w porę się przebudzili i znów odskoczyli z wynikiem. Tym razem trafiającego raz za razem DeRozana wsparli Nikola Vucevic czy Javonte Green (58:44). Nieco lepiej zaczął wyglądać jednak Young, który wciąż nie mógł się wstrzelić (1/5 z gry do przerwy), ale skutecznie obsługiwał swoich partnerów (6 asyst). Punktować zaczął Bogdan Bogdanović i do przerwy Hawks tracili już tylko sześć „oczek” (73:67).
- Po niespełna trzech minutach gry w drugiej połowie parkiet opuścił Alex Caruso, który przed przerwą zderzył się z Andre Drummondem i prawdopodobnie dalej odczuwał tego skutki. Jego nieobecność była widoczna, ale Chicago nieustannie utrzymywali się na prowadzeniu.
- Na 2:43 przed końcem trzeciej „ćwiartki” De’Andre Hunter zmniejszył stratę Hawks do dziesięciu punktów. Wówczas jednak ofensywa przyjezdnych raz jeszcze się posypała, co Bulls bezlitośnie wykorzystali. Punkt za punktem zdobywali DeRozan, White oraz Green i przewaga Chicago momentalnie wzrosła do 18 „oczek” (105:87).
- W ostatniej części gry gospodarze trzymali ręke na pulsie i nie pozwolili Atlancie zbliżyć się z wynikiem. Hawks sami utrudniali sobie zadanie, bo pudłowali rzut za rzutem. Losy spotkania były w dużej mierze rozstrzygnięte już kilka minut przed końcową syreną.
- Niekwestionowanym liderem ofensywy Bulls był tej nocy Coby White, autor 42 punktów, dziewięciu zbiórek i sześciu asyst (15/21 z gry). DeMar DeRozan dorzucił 22 „oczka”, dziewięć asyst i sześć zbiórek, natomiast Nikola Vucevic odnotował double-double w postaci 24 punktów i 12 zbiórek.
- Po stronie Hawks najaktywniejszy w ataku był Dejounte Murray, który zakończył zawody z dorobkiem 30 punktów, sześciu asyst i siedmiu zbiórek (11/21 z gry). Trae Young (4/12 z gry) odnotował podwójną zdobycz w postaci 22 „oczek” i 10 asyst. Double-double zaliczył również Clint Capela (22 punkty, 17 zbiórek).