Za nami finałowe rozstrzygnięcia fazy grupowej turnieju NBA Cup, które dostarczyły nam tej nocy nie lada emocji. Bilet do ćwierćfinałów wywalczyli m.in. New York Knicks i Milwaukee Bucks. Orlando Magic przeszli do kolejnej rundy z dziką kartą Wschodu. Awansu nie wywalczyli z kolei Phoenix Suns, bo choć zdołali pokonać San Antonio Spurs, to swój mecz wygrali również Oklahoma City Thunder. W składzie Ostróg po niemal miesięcznej przerwie pojawił się Jeremy Sochan, który od razu popisał się double-double. Dzika karta Zachodu padła łupem Dallas Mavericks, którzy ograli Memphis Grizzlies po świetnym występie Luki Doncicia.
Charlotte Hornets – Philadelphia 76ers 104:110
- Paul George wrócił do gry, a Philadelphia 76ers wrócili na zwycięską ścieżkę, choć w bieżącym sezonie trudno jest określić na jak długo. Minionej nocy podopieczni Nicka Nurse’a zaliczli już drugie z rzędu zwycięstwo, co jak dotąd jest ich — o dziwo — najdłuższą tego typu serią. W pierwszych minutach starcia z Charlotte Hornets ważniejsze były jednak trafienia Kelly’ego Oubre Jr’a. (3/3 zza łuku) czy Jareda McCaina, które pozwoliły „Szóstkom” objąć dwucyfrowe prowadzenie (20:32).
- W drugiej odsłonie przyjezdni nie byli już tak skuteczni (37,5%), choć nieco wyższy bieg wrzucił PG (11 punktów). Szerszenie nie wykorzystały jednak ofensywnej niemocy rywala, bo i same nie radziły sobie pod tym względem najlepiej (44:55). Skuteczność zawiodła obie strony również w trzeciej „ćwiartce”, choć dobry fragment zaliczył wówczas Brandon Miller. Hornets udało się zbliżyć ostatecznie z wynikiem, co doprowadziło do emocjonującej końcówki.
- Na 16 sekund przed końcową syreną Nick Richards zmniejszył stratę gospodarzy do zaledwie dwóch „oczek” (104:106). Gracze Charlotte musieli intencjonalnie faulować, ale z linii nie pomylił się Tyrese Maxey. Po przerwie na żądanie Hornets katastrofalnie wznowili grę, co doprowadziło do przechwytu Guerschona Yabusele i łatwych punktów Maxey’ego, które przypieczętowały zwycięstwo 76ers.
- Ze świetnej strony pokazał się Paul George, który wyrównaj swój najlepszy wynik w tym sezonie, zdobywając 29 punktów (6/9 za trzy, do tego 8 asyst). Tyrese Maxey miał sporo problemów z odnalezieniem rytmu strzeleckiego (5/16 z gry), ale odnotował ostatecznie 21 „oczek”. Debiutant Jared McCain dorzucił z ławki 17 punktów. Nie zagrał Joel Embiid.
- W szeregach Hornets wyróżniał się przede wszystkim Brandon Miller, autor 34 punktów. Double-double popisali się Nick Richards (22 punkty, 14 zbiórek) oraz Tidjane Salaun (10 punktów, 10 zbiórek). Dla Szerszeni jest to już szósta porażka z rzędu.
Cleveland Cavaliers – Washington Wizards 118:87
- Cleveland Cavaliers byli zdecydowanym faworytem starcia z dużo niżej notowanymi Washington Wizards i szybko przypomnieli nam dlaczego. Za zdobywanie punktów od pierwszych minut wzięli się m.in. Evan Mobley czy Donovan Mitchell, dzięki czemu po zaledwie kilku minutach gospodarze wypracowali sobie dwucyfrowe prowadzenie (19:6).
- Pierwsza odsłona meczu nadała tonu meczowi. Podopieczni Kenny’ego Atkinsona pielęgnowali swoją przewagę i choć przyjezdni mieli kilka lepszych momentów, to na przerwę schodzili ze stratą 18 „oczek” (60:42). Po powrocie na parkiet działo się już niewiele nowego. Cavs nie byli szczególnie skuteczni, ale w starciu z ostatnią ekipą Wschodu to wystarczyło, by zaliczyć drugą z rzędu wygraną i umocnić się na pozycji lidera konferencji.
- Ofensywę gospodarzy napędzali tej nocy przede wszystkim wspominani wyżej Donovan Mitchell (19 punktów, 7 asyst, 5 zbiórek) czy Evan Mobley (19 punktów, 10 zbiórek). Po 14 „oczek” dorzucili wchodzący z ławki rezerwowych Sam Merrill oraz Georges Niang.
- Po stronie Wizards najskuteczniejsi w ataku okazali się Jonas Valanciunas (11 zbiórek), Jordan Poole oraz Carlton Carrington (po 13 punktów). Kompletnie wstrzelić się nie byli w stanie m.in. Malcolm Brogdon (6 punktów; 2/9 z gry) czy Bilal Coulibaly (6 punktów; 1/7).
Detroit Pistons – Milwaukee Bucks 107:128
- Obie drużyny przystępowały do tego spotkania z bilansem 3-0 w NBA Cup, więc stawka była naprawdę duża. Zwycięzca meczu ma zapewnione pierwsze miejsce w grupie i awans do kolejnej fazy turnieju. Milwaukee Bucks od początku spotkania imponowali ofensywą, a drugą kwartę wygrali 42:28 i zbudowali wysokie, dwucyfrowe prowadzenie. Bucks schodzili na przerwę prowadząc 78:59.
- W drugiej połowie Detroit Pistons nie potrafili zmniejszyć strat i ponieśli dotkliwą porażkę, która ostatecznie wyeliminowała ich z rozgrywek o puchar NBA. Bucks kontrolowali sytuację, cały czas utrzymując wysoką przewagę. Podopieczni Doca Riversa ewidentnie podnieśli się po słabym początku sezonu, będąc na fali siedmiu zwycięstw z rzędu.
- Co ciekawe Bucks zdobyli tylko 22 punkty z pomalowanego. Pistons mieli w tym aspekcie gry znaczną przewagę, zdobywając 56 punktów spod kosza. Różnicę zrobiły jednak rzuty za trzy. Przyjezdni z Milwaukee trafili aż 23 trójki, na świetnej 56,1 proc. skuteczności. Gospodarze natomiast trafili 11 trójek (33,3 proc. skuteczności).
- Giannis Antetokounmpo zanotował 28 punktów, 8 asyst i 7 zbiórek, a Damian Lillard dołożył 27 punktów (5/11 za trzy) i 5 asyst. Po stronie Pistons wyróżniał się jedynie Cade Cunningham. Rozgrywający zaliczył 23 punkty, 6 asyst i 5 zbiórek.
Autor: Janusz Nowakowski
New York Knicks – Orlando Magic 121:106
- Pojedynek trzeciej i czwartej siły Konferencji Wschodniej miał przynieść więcej emocji, ale Orlando Magic nie wydłużyli serii zwycięstw do 6, a ostateczny wynik i tak jest najmniejszym możliwym wymiarem kary, bo ostatnią kwartę New York Knicks przegrali różnicą 16 punktów.
- 106:75 widniało na tablicy wyników po zakończeniu trzeciej kwarty i tylko kwestią decyzji Toma Thibodeau było kiedy na ławce usiądą wszyscy gracze pierwszej piątki, którzy zapewnili gospodarzom zwycięstwo numer 13 w sezonie i pewny awans do ćwierćfinału turnieju o puchar NBA po wygraniu wszystkich czterech meczów grupowych.
- Karl-Anthony Towns kolejny raz w tym sezonie zanotował imponujące double-double złożone z 23 punktów i 15 zbiórek, 21 dołożył Jalen Brunson, a Josh Hart zanotował triple-double złożone z 11 punktów, 13 zbiórek i 10 asyst.
- Dzięki temu Knicks wreszcie mogą mówić, że się rozpędzili. Trochę to trwało, ale mają na koncie trzy zwycięstwa z rzędu i 8 w ostatnich 10 spotkaniach.
- Dla pokonanych 30 punktów zdobył Franz Wagner, a 20 jego brat Moritz Wagner.
Autor: Piotr Zarychta
Toronto Raptors – Indiana Pacers 122:111
- Błysk Tyrese’a Haliburtona, który po raz trzeci w tym sezonie zakończył mecz z dorobkiem co najmniej 30 punktów, został przyćmiony przez Toronto Raptors. Kanadyjczycy dobrze prezentowali się przede wszystkim w pierwszej połowie, którą zamknęli z przewagą 17 „oczek”. W trzeciej odsłonie Indiana Pacers zdołali odrobić część straty, a w czwartej zbliżyli się nawet na dwa punkty, ale ostatecznie nie wyszarpali prowadzenia z rąk rywala.
- Gospodarzy do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim duet Scottie Barnes (35 punktów, 9 asyst, 6 zbiórek) — RJ Barrett (29 punktów, 5 asyst, 9 zbiórek). Podwójną zdobyczą w postaci 17 „oczek” i 10 zebranych piłek popisał się Jakob Poeltl.
- Haliburton oprócz swojej „trzydziestki” rozdał również sześć asyst. Bennedict Mathurin dorzuił 17 punktów, a z kolei Myles Turner do 16 „oczek” dołożył siedem zebranych piłek. O krok od double-double był wchodzący z ławki rezerwowych Obi Toppin (15 punktów, 9 zbiórek).
Oklahoma City Thunder – Utah Jazz 133:106
- Oklahoma City Thunder bez najmniejszych problemów pokonali przed własną publicznością Utah Jazz i tym samym wygrali grupę, awansując do fazy pucharowej NBA Cup. Thunder błyszczeli w ataku zdobywając w każdej kwarcie przynajmniej 30 punktów. Po pierwszej połowie gospodarze prowadzili 12 punktami (62:50).
- Trzecia kwarta to popis gry w ataku i dominacja podopiecznych Marka Daigneaulta, którzy wygrali tę część meczu 40:25 i pod koniec ćwiartki prowadzili już 102:75. Thunder bez przeszkód dowieźli wysokie prowadzenie do końca spotkania, odnosząc ważne zwycięstwo.
- Mimo tak wysokiej porażki to Jazz mieli nieco lepszą skuteczność rzutową (54,3 proc. z gry). Trudno jednak wygrać mecz, gdy popełnia się aż 29 strat, czyli najwięcej od trzech lat. Thunder zanotowali 18 przechwytów i zdobyli w sumie 25 punktów po kontrach. Gospodarze dominowali również, jeśli chodzi o punkty z pomalowanego (60 do 44).
- Liderem punktowym Thunder był Jalen Williams, który zanotował 28 punktów i 5 asyst. Shai Gilgeous-Alexander miał 26 punktów, 7 asyst i 6 zbiórek, a Isaiah Joe dodał 19 punktów. Dla Jazz 17 punktów i 11 zbiórek zanotował Walker Kessler, a Coliln Sexton miał 17 punktów i 4 asysty.
Autor: Janusz Nowakowski
Dallas Mavericks – Memphis Grizzlies 121:116
- Fantastycznej końcówki zakończonej serią 16:3 potrzebowali Dallas Mavericks, by pokonać Memphis Grizzlies i podtrzymać swoje nadzieje na awans do ćwierćfinału rozgrywek o puchar NBA. W najważniejszych momentach meczu kluczowi byli zadaniowcy – P.J. Washington i Spencer Dinwiddie, którzy trafiali ważne trójki.
- To oni poprowadzili szarżę gospodarzy od stanu 103:111 na nieco ponad 3 i pół minuty do końca meczu. Ale sami by tego nie wygrali, kolejny dobry mecz po powrocie po kontuzji rozegrał Luka Doncic. Słoweniec na swoim koncie zapisał 37 punktów, zebrał też 12 piłek z tablicy i trafił 5 trójek.
- Mavericks mieli sporo własnych problemów w tym spotkaniu. Popełnili aż 25 strat, ich liderzy nie grali najlepiej – Kyrie Irving trafił tylko 3 z 14 rzutów z gry, a Klay Thompson rzadko w ogóle uczestniczył w ofensywie. Zagrał tylko 20 minut, oddał 5 rzutów z gry, trafiając 1.
- Ale właśnie po to szeroki skład został zbudowany, żeby w takim momencie było wsparcie dla liderów. 18 punktów zapisał na swoim koncie P.J. Washington, 17 i 11 zbiórek było autorstwa Derecka Lively’ego, a z ławki 16 dołożył Dinwiddie.
- Dla pokonanych 31 punktów zdobył Ja Morant, a 19 Desmond Bane. W ten sposób zakończyła się seria 6 zwycięstw z rzędu drużyny ze stanu Tennessee.
Autor: Piotr Zarychta
Phoenix Suns – San Antonio Spurs 104:93
- Phoenix Suns świetnie weszli w to spotkanie i po zaledwie kilku minutach gry prowadzili już 11:0. Niemoc strzelecką San Antonio Spurs przełamał dopiero Stephon Castle, a dzięki trafieniom m.in. Devina Vassella z ławki rezerwowych przyjezdni zdołali zbliżyć się do rywala na dystans jednego posiadania.
- Na niespełna cztery minuty przed końcem pierwszej kwarty na parkiecie pojawił się Jeremy Sochan, który zastąpił Harrisona Barnesa. Reprezentant Polski od początku został rzucony na głęboką wodę, bo w defensywie odpowiadał za powstrzymywanie Devina Bookera. Zaczął jednak od ofensywy, gdzie już po chwili zaliczył dwie zbiórki, z czego jedną zamienił na punkty (21:19).
- Suns zamknęli pierwszą kwartę serią 8:0, która ponownie dała im dwucyfrowe prowadzenie. Niemoc strzelecką już w drugiej odsłonie przerwał Sochan, który wykorzystał podanie Chrisa Paula i skutecznie wykończył kontratak Ostróg. Niespełna dwie minuty później 20-latek zaliczył również akcję 2+1, a sytuacja przyjezdnych z San Antonio stopniowo się poprawiała (31:26).
- Zawodnicy Phoenix szybko wybili jednak z rytmu swojego przeciwnika, a kiedy Sochan opuścił już parkiet, przewaga Suns ponownie wzrosła (40:26). Po przerwie na żądanie Mitcha Johnsona Spurs rozpoczęli pogoń za wynikiem, która nie przynosiła jednak w pełni oczekiwanych efektów.
- W międzyczasie na parkiecie ponownie zameldował się Jeremy, który momentalnie zaliczył asystę przy trafieniu Stephona Castle’a, a chwilę później wypracował egzekwowane jedną ręką rzuty osobiste, które były jednak nieskuteczne. Jednocześnie świetnie dysponowani byli jednak Kevin Durant i Tyus Jones, przez co Słońca zdołały wypracować sobie największą tej nocy przewagę, z którą zeszli na przerwę (52:39).
- Po powrocie na parkiet odpowiedzialność za zespół wziął na swoje barki Victor Wembanyama, który odpowiadał za dziewięć pierwszych punktów Ostróg. To jednak trafienie Castle’a pozwoliło San Antonio zmniejszyć stratę do zaledwie dwóch oczek (59:57).
- Phoenix, którzy w drugiej odsłonie musieli radzić sobie bez walczącego z urazem kostki Kevina Duranta, zdołali jednak odpowiedzieć, po czym przez dłuższy czas utrzymywali przewagę różnicą kilku posiadań. Pod koniec trzeciej odsłony Sochan ponownie wyegzekwował akcję 2+1, a po chwili zablokował rzut Monte Morrisa, dzięki czemu Ostrogi znów traciły jedynie cztery punkty (75:71).
- To, co Ostrogom udało się wypracować w trzeciej odsłonie, zostało utracone w czwartej. Spurs mieli poważne problemy ze wykończeniem swoich ataków, dzięki czemu Suns zaliczyli serię punktową 15:2 i znów przejęli kontrolę nad spotkaniem. Devin Vassell próbował poprawić jeszcze sytuację San Antonio, ale goście nie byli ostatecznie w stanie zbliżyć się do rywala.
- Zarówno Spurs, jak i Suns kończą swoją przygodę z NBA Cup. Phoenix zakończyli fazę grupową z identycznym bilansem co Oklahoma City Thunder (3-1), ale przegrali bezpośrednie starcie z Grzmotami. Ich punktowe +/- nie pozwala im z kolei na wywalczenie dziekiej karty dla drużyn z drugiej pozycji.
- W swoim pierwszym spotkaniu po powrocie Jeremy Sochan odnotował double-double w postaci 14 punktów i 12 zbiórek, do czego dołożył jeszcze dwie asysty, przechwyt i blok (5/10 z gry, 0/1 za trzy, 4/8 z linii). Podwójną zdobycz padła również łupem nieskutecznego Victora Wembanyamy (15 punktów, 13 zbiórek, 7 asyst; 6/18 z gry). Liderem ofensywy Ostróg był tej nocy Devin Vassell (25 punktów).
- Suns do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim Devin Booker, autor 29 „oczek”, dziewięciu zbiórek i pięciu asyst. Tyus Jones dołożył 16 punktów, a bliski double-double był Bradley Beal (10 punktów, 9 zbiórek). Przed opuszczeniem parkietu z urazem Kevin Durant zapisał na swim koncie 13 punktów.
Denver Nuggets – Golden State Warriors 119:115
- Od pierwszych minut ekipę Golden State Warriors napędzali przede wszystkim Jonathan Kuminga i Brandin Podziemski, którzy regularnie odpowiadali na trafienia Aarona Gordona i Michaela Portera Jr’a. Oba duety wyręczały w działaniach ofensywnych swoich liderów, ale gdy do gry weszli zmiennicy, przewaga Denver Nuggets była już nieco bardziej widoczna, za co wyróżnić należy przede wszystkim Russella Westbrooka (31:26).
- W porę przebudził się Stephen Curry, który momentalnie wyprowadził Wojowników na prowadzenie (42:54). Przyjezdnym pomagała z pewnością kiepska skuteczność Nikoli Jokicia i Jamala Murraya, ale kiedy Serb zaczął w końcu swoje popisy, gospodarze byli w stanie doprowadzić do remisu przed przerwą (57:57). Po powrocie na parkiet Nuggets zaliczyli z kolei serię 7:0 i przejęli inicjatywę.
- Strony wymieniały się ciosami, zapewniając nam przy tym fantastyczne widowisko. Warriors zniwelowali wszelkie straty, po czym Denver zaliczyli jednak kolejną serię — tym razem 8:0 — i znów to oni prowadzili różnicą kilku „oczek” (91:85). Odpowiedź GSW przyszła na początku ostatniej kwarty, a po trójkach Gary’ego Paytona II, Mosesa Moody’ego i Curry’ego to znów oni odskoczyli (94:104).
- Wszystko sprowadziło się ostatecznie do końcówki. W kluczowym momencie spotkania, gdy Warriors przegrywali dwoma punktami na około 20 sekund przed syreną, Andrew Wiggins poślizgnął się przy ataku na kosz i stracił piłkę. Po dwóch rzutach osobistych wykorzystanych przez Jokicia zza łuku spudłował Moody, co pozbawiło GSW szans na zwycięstwo.
- Wielki występ zaliczył Nikola Jokić, bez którego Nuggets kompletnie nie radzili sobie tej nocy. Serb zdobył ostatecznie 38 punktów, 10 zbiórek, sześć asyst i pięć przechwytów. Michael Porter Jr. dorzucił 22 „oczka” i siedem zbiórek, z kolei 15 punktów i dziewięć zbiórek padło łupem Aarona Gordona. Mniej widoczny był ponownie Jamal Murray (12 punktów, 8 asyst).
- Warriors napędzał m.in. Stephen Curry, autor 24 punktów, 11 asyst i siedmiu zbiórek (4/15 za trzy). Jonathan Kuminga dorzucił 19 „oczek”, z kolei po 13 punktów zapisali na swioch kontach Brandin Podziemski, Andrew Wiggins oraz wchodzący z ławki rezerwowych Moses Moody.
- Warriors mieli już zagwarantowane pierwsze miejsce w swojej grupie, z kolei Nuggets już jakiś czas temu pożegnali się z rozgrywkami NBA Cup. Piąta z rzędu porażka sprawia jednak, że w tabeli Konferencji Zachodniej Wojownicy spadli na 7. miejsce (12-8).
Sacramento Kings – Houston Rockets 120:111
- W pierwszych minutach gry Sacramento Kings mieli sporo problemów ze skutecznością, przez co to Houston Rockets — napędzani głównie przez Jalena Greena i Freda VanVleeta — utrzymywali się na prowadzeniu (21:28). Przyjezdnych w grze utrzymywali przede wszystkim rezerwowi Kevin Huerter i Isaac Jones, ale cały czas to oni musieli gonić wynik (34:42).
- Rakiety przez dłuższy czas trzymali swojego rywala na dystans kilku posiadań, jednak seria trafień De’Aarona Foxa i Keegana Murray’ego tuż przed przerwą pozwoliła Kings zbliżyć się na zaledwie jeden punkt (54:55).
- Po powrocie na parkiet ekipa z Kalifornii zdominowała swojego rywala, zaczynając trzecią część od serii 24:9. W końcowym rozrachunku podopieczni Mike’a Browna zdobyli w tej części 42 „oczka” i tym samym w dużej mierze przesądzili o losach pojedynku, utrzymując przewagę aż do końcowej syreny.
- Ataki Kings po raz kolejny w tym sezonie napędzali głównie Domantas Sabonis (27 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty) oraz De’Aaron Fox (22 punkty, 7 asyst). Double-double w postaci 17 „oczek” i 12 asyst błysnął Malik Monk. DeMar DeRozan dorzucił 16 punktów, sześć zbiórek i pięć asyst.
- Po stronie Rakiet prym wiedli Jalen Green (28 punktów, 7 zbiórek) oraz Alperen Sengun (24 punkty, 8 zbiórek, 6 asyst). Problemy ze skutecznością (5/15 z gry) miał Tari Eason, ale mimo to zdołał skompletować podwójną zdobycz (16 punktów, 12 zbiórek). Wstrzelić się nie mógł również Fred VanVleet (13 punktów; 6/17 z gry, 1/10 za trzy).
Los Angeles Clippers – Portland Trail Blazers 127:105
- Los Angeles Clippers rozpoczęli ten mecz z wysokiego „C”, a to wszystko za sprawą piekielnie skutecznych Normana Powella, Ivicy Zubaca oraz Krisa Dunna (8/8 z gry). Po kilku minutach gry pierwszy z wymienionych miał na swoim koncie więcej punktów (13) niż cały zespół Portland Trail Blazers (24:12). Kiedy wyższy bieg wrzucił jednak Deni Avdija, przyjezdni zdołali zbliżyć się z wynikiem (36:31).
- Przyjezdni rzucili wyzwanie faworyzowanym rywalom i w drugiej części byli w stanie nie tylko dotrzymać im kroku, ale i objąć prowadzenie po serii trafień m.in. Shaedona Sharpe i Jabariego Walkera. Dzięki przebłyskowi Derricka Jonesa Jr’a. to Clippers schodzili jednak na przerwę na prowadzeniu (63:58).
- Po powrocie na parkiet podopieczni Tyronna Lue zadbali o swoją przewagę i znów prowadzili dwucyfrową różnicą. Na początku ostatniej „ćwiartki” gra Portland całkowicie się już posypała i gospodarze na dobre odskoczyli z wynikiem, wręczając tym samym Blazers ich piątą porażkę w siedmiu ostatnich występach.
- Clippers do zwycięstwa poprowadził m.in. Norman Powell (30 punktów, 5 asyst; 5/7 za trzy). Wsparcie zapewnili również James Harden (23 punkty, 7 asyst; 6/15 z gry) oraz Amir Coffey (19 punktów). Po drugiej stronie parkietu skutecznością błysnął Deandre Ayton (16 „oczek”, 8/10 z gry). Po 15 punktów zapisali na swoich kontach z kolei Deni Avdija i Shadeon Sharpe.
Więcej o rozstrzygnięciach i całym turnieju NBA Cup przeczytasz tutaj:
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!