Jeremy Sochan ma za sobą całkiem udaną noc. Reprezentant Polski zdobył 21 punktów i osiem zbiórek, ale jego San Antonio Spurs po raz trzeci w tym sezonie przegrali z Houston Rockets, choć losy spotkania rozstrzygnęły się dopiero w ostatnich sekundach. Wpadkę zaliczyli również Los Angeles Clippers. Ekipa z Miasta Aniołów prowadziła różnicą 21 punktów, ale przegrała ostatecznie ze świetnie dysponowanymi Minnesota Timberwolves. Fatalnie zaprezentowali się też Milwaukee Bucks, którzy zostali rozbici przez Sacramento Kings. Porażkę odnieśli także Oklahoma City Thunder. Grzmoty nie były w stanie zatrzymać Indiana Pacers.
New York Knicks – Philadelphia 76ers 106:79
- Jeszcze kilka dni temu Philadelphia 76ers pokonali New York Knicks w legendarnym obiekcie Madison Square Garden wyjątkowo niskim wynikiem 79:73. Minionej nocy podopieczni Nicka Nurse’a raz jeszcze zdobyli dokładnie 79 „oczek”, ale tym razem nie byli w stanie zatrzymać ofensywy gospodarzy.
- Już od pierwszych minut przyjezdni wyraźnie nie radzili sobie z finalizacją ataków. Rzut za rzutem pudłowali Tobias Harris (0/2), Cameron Payne (1/3) czy Buddy Hield (0/1), ale jedną z głównych bolączek Philly była trudność w dochodzeniu do sytuacji rzutowych. W drugiej odsłonie przebudził się Kelly Oubre Jr. i ofensywa Sixers wyglądała już nieco lepiej, ale wyższy bieg wrzucili też Knicks, którzy zdołali podwyższyć swoje prowadzenie przed przerwą (59:41).
- Trzecia kwarta przesądziła o losach spotkania. Trafiający ponad 52% swoich rzutów z gry Knicks byli stroną dominującą, podczas gdy gracze Philly znów nie mogli się wstrzelić. Przez 12 minut zawodnicy wyjściowej piątki trafili zaledwie cztery rzuty z gry, a w międzyczasie NYK wypracowali sobie przewagę różnicą 28 „oczek” i wówczas było już po meczu (87:59).
- Sześciu zawodników Knicks zakończyło ten mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Triple-double popisał się Josh Hart, autor 20 punktów, 19 zbiórek i 10 asyst. Dla obrońcy jest to już druga potrójna zdobycz w tym sezonie (a zarazem w karierze). Jalen Brunson również dorzucił 20 „oczek”, z kolei Donte DiVincenzo dołożył 16.
- Po stronie Sixers wyróżnili się przede wszystkim Kelly Oubre Jr. (19 punktów, 6 zbiórek) i Tyrese Maxey (17 punktów, 4 asysty), któremu zabrakło tej nocy skuteczności (6/14 z gry). Dobrze z ławki rezerwowych zaprezentował się Paul Reed, autor 14 „oczek” i ośmiu zbiórek.
Memphis Grizzlies – Washington Wizards 109:97
- Losy tego spotkania były rozstrzygnięte jeszcze przed przerwą. Już w pierwszej kwarcie Memphis Grizzlies rozpoczęli swoją ucieczkę z wynikiem, choć wtedy jeszcze mieli nieco problemów ze skutecznością (Santi Aldama 0/5, Jordan Goodwin 0/4, Luke Kennard 1/4). W drugiej odsłonie Niedźwiedzie trafiały niemal 52% swoich prób z gry, co przy dalszej ofensywnie niemocy Washington Wizards pozwoliło im na zbudowanie bezpiecznej przewagi, której nie oddali już do końcowej syreny (67:42).
- Grizzlies do zwycięstwa poprowadził m.in. debiutant Trey Jemison, który błysnął tej nocy skutecznościa (24 punkty, 6 zbiórek; 11/13 z gry). Dobrze wypadli też rezerwowi GG Jackson (19 punktów, choć 1/7 za trzy) oraz Jake LaRavia (16 punktów).
- O sile Wizards stanowili przede wszystkim Kyle Kuzma (24 punkty, 7 zbiórek, 5 asyst) oraz Cory Kispert (22 punkty). Dobry mecz rozegrał też Deni Avdija, autor 16 „oczek”. Tyus Jones rozdał aż dziewięć asyst, ale miał tej nocy ogromne problemy ze skutecznością, więc daleko mu było do double-double (4 punkty, 1/9 z gry). Odpowiednio wstrzelić nie mógł się również Jordan Poole (10 punktów, 4 asysty; 4/11 z gry).
Oklahoma City Thunder – Indiana Pacers 111:121
- Oklahoma City Thunder mogli wykorzystać bezpośredni pojedynek swoich dwóch rywali o czołowe miejsca w Konferencji Zachodniej (Clippers – Timberwolves), jednak musieli tej nocy uznać wyższość Indiana Pacers. Mecz zaczął się po myśli przyjezdnych z Indianapolis, którzy skorzystali na kiepskiej skuteczności Grzmotów (26,9% z gry; 25% za trzy), choć ich prowadzenie było wówczas nieznaczne (17:22).
- Efektywność Oklahomy wzrosła nieco w drugiej odsłonie, ale Pacers w dalszym ciągu byli o krok przed nimi. Dobrze dysponowany był do przerwy Myles Turner, który skutecznie finalizował ataki swojego zespołu i mógł liczyć na wsparcie m.in. Pascala Siakama czy Tyrese’a Haliburtona. Rytmu strzeleckiego odnaleźć nie mógł Shai Gilgeous-Alexander, przez co na przerwę Indiana schodziła z zaliczką 12 „oczek” (46:58).
- Trzecia „ćwiartka” stała pod znakiem wymiany ciosów. Thunder kilkukrotnie zbliżyli się do remisu, a po trójce Luguentza Dorta nawet do niego doprowadzili (82:82), ale przez większość czasu musieli gonić wynik. Na kilka minut przed ostatnią syreną Pacers zdołali wypracować sobie przewagę różnicą kilku posiadań.
- Pomimo dwóch z rzędu trafień Shaia i Josha Giddey’ego przy 1:05 na zegarze, Grzmoty wciąż traciły do rywala sześć „oczek” i zdecydowały się wówczas na taktyczne faule na przeciwniku. Zimną krew zachowali jednak Andrew Nembhard i Siakam, którzy wykorzystali wszystkie pięć rzutów z linii i przypieczętowali tym samym zwycięstwo swojego zespołu.
- Myles Turner zdobył 24 punkty, a double-double popisali się Tyrese Haliburton (18 punktów, 12 asyst) oraz Pascal Siakam (18 punktów, 11 zbiórek). Cenne trafienia dołożyli Aaron Nesmith (15 punktów, 4 zbiórki) oraz Andrew Nembhard (14 punktów, 5 asyst). Z uwagi na porażkę Sixers zwycięstwo to pozwoliło Pacers wskoczyć na 6. miejsce w tabeli Wschodu.
- Pomimo porażki Shai Gilgeous-Alexander zrobił to, czego się po nim spodziewano, czyli zdobył 30 punktów, do czego dorzucił jeszcze 10 zbiórek i pięć asyst. Luguentz Dort zaaplikował rywalom 18 „oczek”, z kolei Chet Holmgren popisał się odnotował podwójną zdobycz w postaci 15 punktów i 13 zbiórek.
San Antonio Spurs – Houston Rockets 101:103
- Jeremy Sochan był autorem pierwszego trafienia tej nocy, po czym jego śladami poszli również pozostali zawodnicy San Antonio Spurs. Ostrogi szybko wypracowały sobie dwucyfrową przewagę i spora w tym zasługa świetnie dysponowanego Tre Jonesa (18:8), który oprócz rozgrywania wziął na siebie również ciężar zdobywania punktów.
- W pierwszej kwarcie zawodnicy San Antonio byli nieco skuteczniejsi od graczy Houston Rockets, choć przez całą noc obie strony miały problemy z trafieniami zza łuku. Efektywności tej zabrakło im już jednak w drugiej odsłonie, co pozwoliło przyjezdnym na zniwelowanie strat i objęcie prowadzenia (30:32).
- Do przerwy wynik oscylował w granicach remisu, choć na prowadzeniu utrzymywały się głównie Ostrogi. Spurs ratowała przede wszystkim świetna forma wspomnianego Jonesa, który był autorem dziewięciu z 17 punktów swojego zespołu w drugiej „ćwiartce” (47:44).
- Po powrocie na parkiet Rockets przejęli inicjatywę i zaczęli wykorzystywać słabości rywala (54:59). O sile ofensywy Houston stanowili wówczas Jabari Smith Jr. oraz Fred VanVleet, jednak na wysokości zadania stanął wówczas Jeremy Sochan. Polak zdobył w trzeciej kwarcie 10 punktów z rzędu, z czego sześć po trafieniach zza łuku. Druga z jego trójek wyprowadziło Ostrogi na trzypunktowe prowadzenie (64:61).
- Brak wsparcia ze strony partnerów sprawił, że Rakiety raz jeszcze odzyskały przewagę, ale nie były w stanie odskoczyć z wynikiem. Na początku czwartej odsłony swój rytm odzyskał Victor Wembanyama, który wspólnie z Blake’iem Wesleyem utrzymywał Ostrogi w grze. To jednak Sochan popisał się kluczową akcją 2+1 na 18 sekund przed ostatnią syreną, dzięki któremu Spurs tracili już tylko jedno „oczka” do rywala (98:99).
- Z uwagi na kończący się czas podopieczni Gregga Popovicha musieli intencjonalnie faulować przeciwnika. Z linii rzutów wolnych nie pomylił się jednak Jalen Green, a chwilę później dwie próby wykorzystał też Aaron Holiday (100:103).
- Przy zaledwie 3,5 sekundy na zegarze do rzutów osobistych podszedł Devin Vassell. Obrońca wykorzystał pierwszy z nich, ale z uwagi na dwa „oczka” straty musiał celowo spudłować drugi z nadzieją, że Spurs uda się zebrać piłkę i doprowadzić do remisu. Pod tablicą najlepiej ustawił się jednak debiutant Houston Amen Thompson, co przekreśliło szanse Ostróg na zwycięstwo.
- Jeremy Sochan był tej nocy jednym z najaktywniejszych zawodników Spurs i zakończył mecz z dorobkiem 21 punktów, ośmiu zbiórek, dwóch asyst, jednego bloku i jednego przechwytu (9/14 z gry; 2/6 za trzy). Więcej punktów zdobył jedynie Tre Jones, autor 24 „oczek” i pięciu asyst. Victor Wembanyama odnotował double-double w postaci 13 punktów i 10 zbiórek.
- – Ciężko wejść w umysł zawodników. Jednej nocy grają dobrze, a innej już nie. Dziś Jeremy zagrał dobrze. Nie zrobiłem nic specjalnego, żeby tak się stało. Po prostu zagrał dobrze – skomentował krótko występ Polaka Gregg Popovich.
- Po stronie zwycięskiego zespołu najlepiej wypadł Fred VanVleet (21 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst). O double-double otarł się Jabari Smith Jr., który zakończył zawody z dorobkiem 15 „oczek” i dziewięciu zbiórek.
Utah Jazz – Boston Celtics 107:123
- Ofensywa Boston Celtics rozpoczęła mecz z wysokiego „C”. W pierwszej kwarcie podopieczni Joe Mazzulli zdobyli aż 44 punkty, ale brak po bronionej stronie parkietu widoczny był brak Ala Horforda czy Kristapsa Porzingisa (33:44). Nie zagrał też Jaylen Brown, a w wyjściowej piątce pojawili się między innymi Luke Kornet czy Sam Hauser.
- Świetnie dysponowany był Jayson Tatum, który do przerwy miał na swoim koncie 18 „oczek”. Kroku próbował dotrzymać mu Keyonte George (17 punktów), ale nie mógł on liczyć na takie wsparcie, jakie Bostonowi zapewniali m.in. wspomniany Hauser (12 pkt) czy Derrick White (15), dzięki któremu przyjezdni schodzili na przerwę z 15-punktową zaliczką (57:72).
- Jazzmani nie składali broni i w trzeciej „ćwiartce” udało im się zbliżyć nieco z wynikiem. Spora w tym zasługa Krisa Dunna, którego dwie trójki z rzędu sprawiły, że gospodarze tracili już tylko osiem punktów (80:88). Utah mieli jeszcze szansę na odwrócenie losów spotkania, ale kiedy Celtics rozpoczęli ostatnią część gry od serii 12:0, kwestia końcowego rezultatu była już wówczas rozstrzygnięta.
- Jayson Tatum poprowadził swój zespół do zwycięstwa, zdobywając 38 punktów i sześć zbiórek. Derrick White dołożył 24 „oczka” i trzy bloki (7/11 za trzy). Kluczowe wsparcie zapewnili Jrue Holiday (16 punktów, 8 asyst), Sam Hauser (14 punktów, 5 zbiórek) oraz Luke Kornet (12 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst).
- Keyonte George był najlepiej punktującym zawodnikiem Utah Jazz z dorobkiem 26 „oczek”, przy czym rozdał też sześć asyst. Miał on jednak najgorszy wskaźnik +/- w całym zespole (-26). Collin Sexton do 20 punktów dołożył siedem zbiórek i pięć asyst, z kolei wchodzący z ławki rezerwowych Jordan Clarkson zaaplikował rywalom 21 „oczek”.
Los Angeles Clippers – Minnesota Timberwolves 100:118
- Podczas gdy w pierwszych minutach Los Angeles Clippers zdominowali rywala trafieniami zza łuku, Minnesota Timberwolves całkowicie nie mogli się pod tym względem odnaleźć i spudłowali pierwszych sześć swoich prób za trzy. Dobra dyspozycja Jamesa Hardena i Paula George’a pozwoliła gospodarzom na szybkie zbudowanie dwucyfrowej przewagi (25:10). W porę za zdobywanie punktów wzięli się Nickeil Alexander-Walker i Anthony Edwards, ale LAC w dalszym ciągu kontrolowali grę (34:21).
- Clippers nie zdejmowali nogi z gazu i w drugiej kwarcie powiększyli swoje prowadzenie nawet do 21 „oczek”, głównie za sprawą Normana Powella i Daniela Theisa (49:28), choć do od tamtego momentu musieli radzić sobie już bez Kawhia Leonarda, który nie wrócił do gry po pierwszej odsłonie. Zanim jednak obie strony zeszły na przerwę, to Leśnym Wilkom udało się zmniejszyć nieco straty, co dało im lepsze perspektywy na drugą połowę pojedynku (63:55).
- Timberwolves potrzebowali zaledwie kilka minut gry w trzeciej kwarcie, by zniwelować wszelkie straty i wyszarpać prowadzenie z rąk Clippers. Seria 10:0 autorstwa Alexander-Walkera, Mike’a Conley’a i Rudy’ego Goberta dała przyjezdnym skromną przewagę (68:69), która w kolejnych minutach stopniowo rosła.
- Nabierający tempa zawodnicy z Minneapolis skutecznie podcieli skrzydła Clippers. Gospodarze pogubili się w swojej grze, nie potrafili wykorzystać nadarzających się okazji i z czasem musieli odrabiać już dwucyfrową stratę. Leśne Wilki nie powtórzyły jednak błędu swojego rywala i bez większych problemów utrzymały komfortową przewagę do ostatniej syreny.
- Świetny występ zaliczył Anthony Edwards, autor 37 punktów, ośmiu zbiórek i czterech asyst (15/29 z gry). Nickeil Alexander-Walker dołożył 28 „oczek”, co jest jego nowym rekordem sezonu. Mike Conley dołożył 23 punkty, z kolei Rudy Gobert zakończył zawody z dorobkiem ośmiu punktów i 11 zbiórek.
- Po stronie Clippers najskuteczniejszy w ataku był Paul George, który jako jedyny przekroczył barierę 20 „oczek” (22 punkty; 5/11 z gry). Reszta zespołu z Los Angeles zaprezentowała się zdecydowanie gorzej. James Harden dołożył 12 punktów i siedem asyst, z kolei Ivica Zubac oprócz 10 „oczek” zebrał jeszcze osiem piłek.
Sacramento Kings – Milwaukee Bucks 129:94
- Sacramento Kings rozpoczęli mecz od popisu trafień zza łuku. Trzy trójki zdobył Harrison Barnes, co przy wsparciu Kevina Huertera i debiutanta Keona Ellisa pozwoliło gospodarzom na wypracowanie dwucyfrowej przewagi (26:15). Milwaukee Bucks mogli liczyć na wsparcie rezerwowych, ale choć Bobby Portis, Pan Connaughton i Pat Beverley zdobyli łącznie 15 punktów, to Kozły w dalszym ciągu musiały gonić wynik (38:30).
- Dwoił się i troił Giannis Antetokounmpo, który przed przerwą miał na swoim koncie 22 „oczka”, ale brakowało mu wsparcia partnerów, by postawić się świetnie dysponowanej ekipie z Kalifornii. Punktować regularnie zaczęli De’Aaron Fox oraz Domantas Sabonis i do przerwy Kings prowadzili już 75:56.
- Po powrocie na parkiet Kings nie byli już tak skuteczni, ale ofensywa Bucks w dalszym ciągu prezentowała się wyjątkowo kiepsko. Goście nie byli w stanie wykorzystać dogodnych pozycji strzeleckich i przez całą noc namiętnie pudłowali zza łuku. Gracze Sacramento nie mieli dzięki temu większych problemów z utrzymywaniem przewagi na stałym poziomie (95:78).
- Jeżeli Bucks mieli jeszcze jakiekolwiek nadzieje na pozytywny rezultat, to Kings pogrzebali je serią 7:0 na początku czwartej kwarty. Bucks przegrywali wówczas różnicą 24 „oczek” i przy swojej dyspozycji nie mieli już żadnych szans na pozytywny rezultat.
- De’Aaron Fox zdobył 29 punktów, siedem asyst i sześć zbiórek. Bliski triple-double był Domantas Sabonis, autor 22 „oczek”, 11 zbiórek i ośmiu asyst. Na wyróżnienie zapracował też Malik Monk, który jako zmiennik odnotował 25 punktów, pięć asyst i pięć zbiórek.
- Giannis Antetokounmpo próbował wziąć ciężar gry na swoje barki, ale nawet pomimo 30 punktów i 13 zbiórek jego zespół zaliczył bolesną porażkę. Damian Lillard trafił zaledwie dwa z 12 rzutów z gry i zakończył mecz z dorobkiem 10 „oczek” i sześciu asyst. Malik Beasly i Bobby Portis dołożyli po 11 punktów.