Chicago Bulls walczyli do końca, ale mimo imponującej serii w ostatnich minutach przegrali swój pierwszy mecz w tym sezonie. Lepsi od Byków okazali się New York Knicks. Granicę 30 punktów osiągnął w końcu Joel Embiid, a jego Philadelphia 76ers pokonali niżej notowanych Detroit Pistons. Do rozstrzygnięcia starcia Golden State Warriors – Memphis Grizzlies potrzebna była dogrywka, w której lepsi okazali się goście z Tennessee.
Philadelphia 76ers – Detroit Pistons 110:102
- Po kiepskim występie przeciwko New York Knicks kapitalne zawody rozegrał dziś Joel Embiid. Gwiazda Philadelphii 76ers zdobyła 30 punktów i 18 zbiórek, trafiając 13 z 15 rzutów osobistych. Dla Kameruńczyka jest to pierwszym mecz w tym sezonie ze zdobyczą co najmniej 30 oczek.
- Zwycięstwo z niżej notowanymi Detroit Pistons zrodziło się jednak w bólach. Przed przerwą „Tłoki” radziły sobie całkiem nieźle, choć z kiepską skutecznością walczyli Saddiq Bey (1/6), Killian Hayes (1/6) i Jerami Grant (1/5). Mimo to Sixers nie byli w stanie odskoczyć z wynikiem i do szatni schodzili z sześciopunktową przewagą (52:46).
- W drugiej połowie podopieczni Doca Riversa znacząco poprawili skuteczność rzutów za trzy. Problemy w dalszym ciągu miał jedynie Danny Green, który nie zdobył dziś ani jednego punktu, pudłując wszystkie pięć prób z gry. Sixers odskoczyli z wynikiem nawet na 22 punkty (100:78), ale w końcówce jeszcze na moment zrobiło się gorąco. Po „trójce” Saddia Beya na 2 minuty przed końcową syreną Pistons tracili już tylko 6 oczek (103:97). Ciężar gry wziął na siebie wówczas wspomniany Embiid, który zdobył 6 kolejnych punktów „Szóstek” i przypieczętował tym samym ich zwycięstwo.
- Oprócz Embiida dobre zawody rozegrali też Tyrese Maxey (16 punktów, 6 asyst, 6 zbiórek; 6/8 z gry) oraz Tobias Harris (17 punktów, 6 zbiórek; 7/13 z gry). Skutecznie swoje minuty wykorzystał wchodzący z ławki rezerwowych Shake Milton, autor 13 oczek i 5 asyst. Nie zawiódł też Seth Curry, który dorzucił 12 punktów i 5 zbiórek.
- Po stronie Pistons tylko trzech zawodników zdołało osiągnąć dwucyfrową zdobycz punktową. Saddi Bey, który notabene miał zdecydowanie najlepszy wskaźnik +/- z zawodników wyjściowej piątki (-2), skompletował 19 punktów i 6 asyst (4/9 za trzy). Po 14 punktów dorzucili Jerami Grant (do tego 6 zebranych piłek, 3 asysty i 4 przechwyty) oraz Kelly Ollynyk.
- Pistons przegrywają tym samym czwarty mecz w tym sezonie i w dalszym ciągu plasują się na szarym końcu tabeli konferencji wschodniej. „Tłoki” są jedynym zespołem w całej NBA, który nie odniósł jeszcze zwycięstwa.
Washington Wizards – Atlanta Hawks 122:111
- Washington Wizards nie zwalniają tempa. Dziś w nocy pokonali faworyzowanych Atlanta Hawks, z którymi przed pierwszym gwizdkiem dzielili dotychczasowy bilans (3-1).
- Po wyrównanej pierwszej kwarcie gospodarze zdołali odskoczyć z wynikiem na 13 punktów (53:40). Po przerwie w trzeciej odsłonie duet byłych „Jeziorowców” w osobach Kyle’a Kuzmy oraz Montrezla Harrella zaaplikował „Jastrzębiom” łącznie 19 punktów i choć Hawks trafiali wówczas 63,6% swoich rzutów, to „Czarodzieje” zdołali zbudować wyraźną przewagę (84:64).
- Wizards kiepsko rozegrali jednak czwartą kwartę, przez co Hawks stanęli przed szansą zniwelowania strat i ponownego włączenia się do walki o zwycięstwo. To nie był jednak wieczór zawodników Atlanty, którzy spudłowali wszystkie kolejne próby za trzy. Na nieco ponad 4 minuty przed końcową syreną przyjezdni zbliżyli się co prawda na 5 oczek (111:106), ale od tamtego momentu Washington skutecznie powstrzymywali ich ofensywę.
- Aż czterech zawodników Washington Wizards przekroczyło dziś magiczną barierę 20 oczek. Najwięcej zdobył Bradley Beal, autor 27 punktów, 8 asyst i 8 zbiórek. Montrezl Harrell dołożył double-double w postaci 25 punktów, 13 zbiórek, a także 5 asyst i 2 przechwytów. Po 21 oczek dorzucili Kyle Kuzma (do tego 8 zbiórek, 3 przechwyty) i Kentavious Caldwell-Pope (8 zbiórek; 5/7 za trzy). Byli zawodnicy Los Angeles Lakers świetnie radzą sobie jak dotąd w nowych barwach.
- Po drugiej stronie parkietu zawiódł Trae Young, który mimo wszystko zdołał skompletować double-double (15 punktów, 13 asyst; 6/17 z gry). Nieco efektowniejszą, a zarazem efektywniejszą podwójną zdobycz osiągnął Josh Collins, zdobywca 28 punktów i 12 zbiórek (14/16 z gry). Kolejny solidny występ zaliczył wchodzący z ławki rezerwowych Cam Reddish. Pomimo problemów ze skutecznością zza łuku (1/5) 22-latek zdołał dorzucić 20 oczek.
- Washington Wizards odnoszą zatem czwarte zwycięstwo w tym sezonie i dzielą obecnie najlepszy bilans na wschodzie razem z Chicago Bulls, New York Knicks i Charlotte Hornets.
Chicago Bulls – New York Knicks 103:104
- Po czterech kolejnych zwycięstwach Chicago Bulls po raz pierwszy w tym sezonie muszą przełknąć gorycz porażki. Zaczęło się od wymiany ciosów, przez którą obie strony najpierw zamieniały się prowadzeniem, po czym prowadzenie na dłużej objęli New York Knicks. Podopieczni Toma Thibodeau nie byli jednak w stanie odskoczyć na więcej niż 8 punktów.
- Przewaga gości z Wielkiego Jabłka zaczęła pogłębiać się w trzeciej odsłonie. Solidny fragment gry zaliczyli RJ Barrett i Kemba Walker, podczas gdy „Byki” trafiły tylko 29,2% swoich rzutów (7/24). To umożliwiło NYK stałe utrzymywanie przewagi na poziomie 10-13 oczek.
- Na 3 minuty przed końcową syreną wszystko wskazywało na to, że Knicks utrzymają skromne prowadzenie i wywiozą z Chicago zwycięstwo. Bulls wrzucili wówczas wyższy bieg i zaliczyli imponującą serię 12:0, dzięki której zniwelowali przewagę przyjezdnych do zaledwie jednego punktu przy 9,5 sekundy na zegarze. Następnie Julius Randle spudłował dwa rzuty osobiste, dzięki czemu „Byki” miały szansę na zakończenie efektownego powrotu game-winnerem na równi z syreną. Piłka trafiła w ręce DeMara DeRozana, który całkowicie jednak spudłował.
- – Nie spodziewałem się, że będę na tak otwartej pozycji. Chciałem ustawić nogi, ale pod koniec nieco się pospieszyłem. Przeżyję, choć to do bani […] Nie możesz trafić przecież każdego rzutu – mówił po meczu DeRozan, który z wściekłości rozerwał swoją koszulkę.
- Knicks do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim duet RJ Barrett (20 punktów) – Kemba Walker (21 punktów). Julius Randle otarł się co prawda o triple-double (13 punktów, 9 asyst, 16 zbiórek), ale trafił tylko 3 z 11 rzutów z gry. Wchodzący z ławki rezerwowych Derrick Rose dorzucił 12 oczek.
- W szeregach Bulls najlepiej wypadli Zach Lavine (25 punktów, 6 zbiórek), Nikola Vucević (22 punkty, 6 asyst, 8 zbiórek) i DeMar DeRozan (20 punktów, 5 asyst). Nieco gorzej wypadł Lonzo Ball, który zakończył mecz z dorobkiem 6 punktów, 6 zbiórek i 4 asyst (2/8 z gry, 1/6 za trzy). Ulubieniec publiczności Alex Caruso dołożył 10 punktów, 6 asyst i 2 przechwyty z ławki.
- Obie drużyny dzielą obecnie bilans 4-1 i plasują się na szczycie tabeli konferencji wschodniej.
Houston Rockets – Utah Jazz 91:122
- Utah Jazz nie pozostawili wątpliwości wobec tego, kto był dziś lepszym zespołem. Goście od samego początku zdominowali spotkanie i już w pierwszej kwarcie prowadzili różnicą 14 oczek (18:32). W drugiej odsłonie ciężar gry na swoje barki wzięli zmiennicy. Eric Paschall, Jordan Clarkson, Hassan Whiteside i Joe Ingles zdobyli wówczas 24 z 29 punktów „Jazzmanów” i pogłębili przewagę swojego zespołu.
- Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Goście robili swoje, stale powiększając przy tym swoją przewagę, która w ostatniej „ćwiartce” oscylowała w granicach 33 oczek.
- Po raz kolejny fatalną skutecznością popisał się 2. wybór tegorocznego draftu – Jalen Green. Obrońca „Rakiet” trafił tylko 3 z 16 rzutów z gry, przy czym spudłował wszystkie 8 prób zza łuku, zdobywając ostatecznie 13 punktów.
- Tylko dwóch zawodników Houston Rockets zdołało mimo wszystko przebić zdobycz Greena. Christian Wood skompletował 16 punktów, 7 zbiórek i 2 przechwyty, z kolei wchodzący z ławki rezerwowych Alperen Sengun dorzucił 14 oczek i 5 zbiórek. Katastrofalną skutecznością popisali się natomiast Ja’Sean Tate (3/12 z gry; 1/8 za trzy) i Daniel Theis (2/7 z gry).
- Po stronie Jazz sporo minut otrzymali zawodnicy drugiego garnituru, przez co linijki statystyczne nie były tak efektowne, jak można by oczekiwać. Rudy Gobert zaliczył kolejne double-double w postaci 16 punktów i 14 zbiórek. Donovan Mitchell dołożył 15 punktów i 6 asyst, a Bojan Bogdanović dorzucił 19 oczek. Kluczową rolę odegrali też zmiennicy. Dobre występy zaliczyli Jordan Clarkson (16 pkt), Joe Ingles (14 pkt), Hassan Whiteside (10 pkt) i Eric Paschall (13 pkt).
- Utah Jazz jako jedyny zespół w lidze utrzymują perfekcyjny bilans (4-0), ale w kolejnym spotkaniu zmierzą się z Chicago Bulls. „Byki” będą chciały zmazać plamę po dzisiejszej wpadce z New York Knicks.
Dallas Mavericks – San Antonio Spurs 104:99
- Dallas Mavericks podeszli do tego spotkania bez Kristapsa Porzingisa. W poprzednim meczu Łotysz nabawił się urazu, który wykluczył go dziś z gry. Jego miejsce w wyjściowej piątce zajął Reggie Bullock.
- Gospodarze katastrofalnie weszli w mecz (1:18) i po 7 minutach gry przegrywali już różnicą 20 punktów (3:23). W drugiej kwarcie przebudzili się jednak Jalen Brunson, Dorian Finney-Smith i Maxi Kleber, których trafienia pozwoliły nie tylko zniwelować stratę, ale i objąć prowadzenie (36:29).
- Po trwającej dłuższy czas wymianie ciosów o wyniku zadecydował przebieg ostatniej odsłony. Na wysokości zadania stanął wówczas Luka Doncić, dzięki czemu Dallas odskoczyli z wynikiem, ale w końcówce raz jeszcze zrobiło się gorąco. Punkty Dejounte Murraya i Keldona Johnsona pozwoliły na zniwelowanie straty do 3 oczek (102:99), ale ostatecznie gospodarzom udało się dowieźć zwycięstwo do końcowej syreny.
- Głównymi architektami zwycięstwa Mavericks byli dziś zmiennicy. Spośród zawodników wyjściowej piątki tylko Reggie Bullock (7 pkt) zanotował dodatni wskaźnik +/- (+10). Luka Doncić, który do 25 punktów i 5 asyst dołożył 7 strat, „był” dziś na zdecydowanym minusie (-19). To trafienia Jalena Brunsona (19 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst) i Maxiego Klebera (12 punktów, 10 zbiórek) okazały się kluczowe.
- Po stronie Spurs najlepiej wypadł dziś Dejounte Murray, który otarł się o triple-double z dorobkiem 23 punktów, 10 zbiórek i 8 asyst. Po 14 oczek dorzucili Lonnie Walker IV, a także Jakob Poeltl, który skompletował double-double (13 zebranych piłek). Wchodzący z ławki rezerwowych Bryn Forbes dorzucił 15 punktów (5/7 za trzy).
- Po pięciu spotkaniach San Antonio Spurs mają na koncie tylko jedno zwycięstwo i dzielą tym samym najgorszy bilans w konferencji zachodniej razem z Oklahoma City Thunder, New Orleans Pelicans i Houston Rockets. W nocy z soboty na niedzielę podopieczni Gregga Popovicha zmierzą się z Milwaukee Bucks. Mavs już jutro czeka pojedynek z Denver Nuggets.
Golden State Warriors – Memphis Grizzlies 101:104 (po dogrywce)
- W drugiej kwarcie Golden State Warriors prowadzili różnicą 19 punktów (41:22) i wydawało się, że mają mecz pod kontrolą. Nagminne straty GSW (22 w całym meczu) i świetna gra Ja Moranta, Desmonda Bane’a i spółki sprawiła jednak, że po przerwie Memphis Grizzlies zniwelowali przewagą gospodarzy, a w ostatniej odsłonie objęli prowadzenie (86:89). Wówczas rozpoczęły się prawdziwe emocje.
- Na 1:07 przed końcem przy stanie 98:98 Warriors stanęli przed kluczowym posiadaniem. Błąd 8 sekund popełnił jednak Draymond Green, przez co „Wojownicy” stracili piłkę. W kolejnej akcji Ja Morant spudłował jednak „trójkę” i choć Jaren Jackson Jr. popisał się ofensywną zbiórką, to „Niedźwiadki” nie były w stanie objąć prowadzenia. Ostatnie posiadanie należało zatem do Golden State. Przy 2,1 sekundy za zegarze De’Anthony Melton wykorzystał wolne przewinienie i sfaulował Stephena Curry’ego. Wcześniej rozgrywający nie zdobył ani jednego punktu w czwartej kwarcie i jak się ostatecznie okazało, spudłował i tym razem.
- Dogrywka obfitowała w liczne pudła po obu stronach parkietu. Gracze Grizzlies popisali się dwoma istotnymi blokami, dzięki czemu po fantastycznej akcji Ja Moranta na 57,2 sekundy przed końcem objęli 3-punktowe prowadzenie (101:104). Wszystko sprowadziło się do rzutu Damiona Lee na ok. 6 sekund przed syreną. Obrońca Warriors, podobnie jak wcześniej Stephen Curry, nie odnalazł jednak drogi do kosza i to goście wywożą z San Francisco zwycięstwo.
- Golden State Warriors doznają tym samym pierwszej porażki w tym sezonie. Mieszane uczucia ma z pewnością Stephen Curry. Rozgrywający skompletował co prawda 36 punktów, 8 asyst i 7 zbiórek, ale dołożył do tego 5 strat i kilka chybionych rzutów w kluczowych momentach (11/29 z gry, 7/20 za trzy). Andrew Wiggins dołożył 16 punktów, a wchodzący z ławki Damion Lee 14. Solidnie zaprezentował się też Draymond Green (4 punkty, 12 zbiórek, 7 asyst, 3 przechwyty, 5 bloków).
- Grizzlies do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim skuteczny Ja Morant, zdobywca 30 punktów, 5 asyst, 7 zbiórek i 4 przechwytów (5/11 zza łuku). Młodą gwiazdę Memphis wspierali m.in. Desmond Bane (19 pkt), Jaren Jackson Jr. (15 punktów, 8 zbiórek), Steven Adams (12 pkt) i Kyle Anderson (8 punktów, 9 zbiórek).