Do składu Los Angeles Lakers powrócił LeBron James, który mimo problemów ze skutecznością przyczynił się do zwycięstwa nad Cleveland Cavaliers. W meczu na szczycie Denver Nuggets całkowicie zdemolowali bezradnych Dallas Mavericks, z kolei w Portland czwartą porażkę w tym sezonie odnieśli LA Clippers. Swój mecz wygrali też Brooklyn Nets. Układ sił w obu konferencjach zaczyna się powoli kształtować.
Toronto Raptors – Orlando Magic 110:109
- Niemal od pierwszej do ostatniej minuty spotkania obie ekipy walczyły jak równy z równym. Gdy Orlando Magic obejmowali 7-punktową (11:18) przewagę już w pierwszej kwarcie, to po chwili przegrywali różnicą trzech „oczek” (23:20). W drugiej „ćwiartce” doszło do ponad dziesięciu zmian w prowadzeniu, co zwiastowało niezwykle interesującą drugą połowę.
- Po kiepskiej trzeciej odsłonie przebudzili się OG Anunoby i Fred VanVleet, którzy w samej czwartej kwarcie zdobyli łącznie 26 punktów. Szczególnie istotne okazały się ich trafienia na 3-4 minuty przed końcową syreną, kiedy to Kanadyjczycy odskoczyli z wynikiem (103:93). Kiedy zza łuku trafiał Terrence Ross albo dwa rzuty osobiste skutecznie wyegzekwował Cole Anthony, wydawało się, że goście będą w zasięgu kilku punktów i powalczą o powrót. Natychmiast odpowiadał jednak VanVleet i wszystko wskazywało na to, że jego „trójka” na stan 110:98 przesądzi o losach spotkania.
- Magic walczyli jednak do końca, a po akcji 3+1 Jalena Suggsa i celnej próbie zza łuku Franza Wagnera przewaga gospodarzy stopniała do zaledwie jednego punktu (110:109). W ostatniej akcji w Scotiabank Arena zrobiło się gorąco. Przy kilku sekundach na zegarze kapitalnym zagraniem popisał się Gary Trent Jr., który wytrącił piłkę z ręki Cole Anthony’ego, przez co ten był zmuszony na desperacki rzut z połowy boiska. Piłka otarła się o siatkę, ale nie odnalazła drogi do kosza.
- Głównymi architektami zwycięstwa Toronto Raptors byli dziś debiutant Scottie Barnes (21 punktów, 9 zbiórek), Fred VanVleet (19 punktów, 6 asyst) oraz Gary Trent Jr. (19 pkt). Solidną zdobycz dołożyli też OG Anunoby (16 pkt) i Dalano Banton (10 punktów, 5 zbiórek). Zawodnicy Toronto mieli dzisiaj problemy ze skutecznością zza łuku (9/30; 30%) i przegrali również walkę na tablicach (40-46).
- Po stronie Magic wyróżnili się przede wszystkim Cole Anthony, autor 24 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst, a także 5. wybór tegorocznego draftu Jalen Suggs, który skompletował 21 oczek i rozdał 4 asysty. Imponującym double-double popisali się Mo Bamba (14 punktów, 18 zbiórek, 5 asyst, 3 bloki) oraz Wendell Carter Jr. (17 punktów, 12 zbiórek).
- Orlando Magic stali się tym samym pierwszym zespołem w NBA z pięcioma porażkami na koncie. Toronto Raptors z kolei zrobili mały kroczek w kierunku czołowej ósemki konferencji wschodniej (3-3).
Brooklyn Nets – Indiana Pacers 105:98
- Od początku sezonu obie ekipy prezentują poziom zdecydowanie daleki od wymarzonego. Po stronie Brooklyn Nets swojego optymalnego rytmu stale poszukuje James Harden. Poza rotacją w dalszym ciągu pozostaje Kyrie Irving. Indiana Pacers również nie radzą sobie najlepiej i do dzisiejszego pojedynku podeszli z kiepskim bilansem 1-4 i jedną z najgorszych pozycji w konferencji wschodniej.
- W pierwszej kwarcie gracze z Indianapolis pokazali kawał dobrej koszykówki i szybko odskoczyli z wynikiem. Dobrze radzili sobie Torrey Craig, Chris Duarte czy Domantas Sabonis, dzięki czemu po 12 minutach gry podopieczni Ricka Carlisle’a prowadzili różnicą 12 „oczek” (26:38). Za odrabianie strat wziął się jednak Kevin Durant, a jego crossover na wspomnianym Craigu to bez wątpienia ozdoba meczu i jedna z najpiękniejszych akcji tej nocy. Nets wygrali drugą odsłonę 32:17 i powrócili do gry.
- Kibice zgromadzeni w Barclays Center wpadli w ekstazę, kiedy arbiter odgwizdał popularne niegdyś przewinienie w trakcie rzutu Jamesa Hardena. „Broda” regularnie gościł dziś na linii rzutów wolnych, trafiając 16 z 19 prób.
- Trzecia odsłona to kolejne popisy po obu stronach parkietu i istny rollercoaster zakończony 11-punktowym (85:74) prowadzeniem podopiecznych Steve’a Nasha. Nets fatalnie rozpoczęli jednak czwartą kwartę i cała ich przewaga stopniała w mgnieniu oka (90:90). Na wysokości zadania stanęli wówczas Harden, Joe Harris i LaMarcus Aldridge, których trafienia przyczyniły się do serii punktowej 13:2, która przesądziła o losach spotkania.
- Nets do zwycięstwa poprowadził dziś tercet weteranów. Kevin Durant był bliski triple-double z dorobkiem 22 punktów, 11 zbiórek i 7 asyst. James Harden zdobył 29 punktów, 8 zbiórek, 8 asyst i 2 bloki. Kluczowe okazały się jednak punkty wchodzącego z ławki LaMarcusa Aldridge’a, który skompletował 21 oczek i 8 zbiórek. Joe Harris dorzucił 9 punktów, a Bruce Brown i Paul Millsap po 8.
- Po drugiej stronie parkietu świetne zawody rozegrał Torrey Craig, zdobywca 28 punktów, 11 zbiórek i 3 asyst. Jego koledzy nie stanęli jednak na wysokości zadania. Chris Duarte zdobył 19 oczek, Domantas Sabonis 16, a Jeremy Lamb 12. Pacers trafili jedynie 39,8% rzutów z gry, w tym 27,6% zza łuku (wciąż lepiej niż Nets – 23,1%).
Miami Heat – Charlotte Hornets 114:99
- Od początku spotkania Miami Heat byli stroną przeważającą. Jeszcze w pierwszej połowie, kiedy to świetnie spisywali się Bam Adebayo, Jimmy Butler i Tyler Herro, przewaga gospodarzy wzrosła w zastraszającym tempie. Po kilku nastu minutach gry Charlotte Hornets przegrywali już 26-punktami (55:29).
- Przez długi czas wydawało się, że Heat będą kontrolować spotkanie aż do końcowej syreny. Wówczas za odrabianie strat wzięli się m.in. Gordon Hayward, Cody Martin i Miles Bridges. Pierwsza próba doprowadziła ich do zasięgu 6 „oczek” (84:78), ale wówczas gospodarze ponownie odskoczyli (95:82). Przy kolejnej próbie kluczowa okazała się „trójka” Haywarda, ale mniejszeja rozmiaru prowadzenia (99:91) Miami zdołali utrzymać bezpieczną przewagę i dowieźć zwycięstwo do syreny.
- Za zwycięstwem Heat stało dziś przede wszystkim trzech zawodników. Jimmy Butler zdobył double-double w postaci 32 punktów, 10 zbiórek, do czego dołożył jeszcze 5 asyst, przechwyt i blok. Równie imponującą podwójną zdobycz wywalczył Bam Adebayo, autor 26 oczek i 19 zbiórek. Po raz kolejny w tym sezonie świetny z ławki rezerwowych był Tyler Herro, który także dołożył 26 punktów (4/6 za trzy). Problemy ze skutecznością, przede wszystkim zza łuku, mieli natomiast Duncan Robinson (2/11 za trzy; 10 pkt) i P.J. Tucker (0/4 za trzy; 4 pkt).
- Po drugiej stronie fatalną skutecznością popisał się LaMelo Ball. Rozgrywający „Szerszeni” trafił tylko 2 z 14 rzutów z gry i zakończył spotkanie z dorobkiem 6 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst. Wózek Charlotte ciągnęli przede wszystkim Gordon Hayward (23 punkty, 6 zbiórek) i Miles Bridges (22 punkty, 8 zbiórek). Kelly Oubre Jr. dołożył 17 oczek i 3 przechwyty, a wchodzący z ławki rezerwowych Cody Martin dodał od siebie 15 punktów.
- Dla Hornets jest to dopiero druga porażka w tym sezonie, podczas gdy Miami Heat wciąż dali się pokonać tylko raz. Ekipa z Florydy plasuje się obecnie na szczycie konferencji wschodniej ex aequo z New York Knicks, Chicago Bulls i Washington Wizards.
New Orleans Pelicans – Sacramento Kings 109:113
- New Orleans Pelicans fatalnie rozpoczynają nowe rozgrywki. Dziś w nocy podopieczni Willie’ego Greena przegrali swój piąty mecz w sezonie. Choć poza rotacją w dalszym ciągu znajduje się Zion Williamson, to zespół napędzany przez Brandona Ingrama i Jonasa Valanciunasa powinien być w stanie nawiązać walkę z przeciwnikiem.
- Dziś „Pelikany” nie były wcale tak daleko od zwycięstwa, choć łącznie na prowadzeniu utrzymywały się przez ok. dwie minuty. Mimo iż przez długi czas to Sacramento Kings przeważali, ich przewaga oscylowała jedynie w granicach 5-10 punktów, co stale pozostawiało gospodarzom furtkę na powrót. W kluczowych momentach zawodziła ich jednak skuteczność, przez co nie potrafili wykorzystać faktu, że w trzeciej kwarcie goście z Sacramento trafili tylko 31,6% swoich rzutów.
- Ciepło zrobiło się jeszcze w ścisłej końcówce. Po rzutach wolnych Najiego Marshalla przewaga Kings stopniała do zaledwie trzech „oczek” (106:109). Natychmiast odpowiedział jednak Buddy Hield, a Pelicans nie byli już w stanie odnaleźć drogi do kosza.
- Aż pięciu zawodników Sacramento Kings zapisało dziś na swoje kontro dwucyfrową zdobycz punktową. De’Aaron Fox, który miał nieco problemów ze skutecznością (9/21 z gry; 1/7 za trzy) skompletował 23 punkty, 7 zbiórek i 5 asyst. Richaun Holmes dołożył 21 punktów i 6 zbiórek. Double-double zanotował świetnie dysponowany Harrison Barnes (18 punktów, 12 zbiórek). Tyrese Haliburton zapisał na swoje konto 17 punktów i 8 asyst, a wchodzący z ławki rezerwowych Buddy Hield 20 punktów i 6 zbiórek.
- Po stronie NOP dobrze wypadli zawodnicy wyjściowej piątki. Brandon Ingram miał kłopoty ze skutecznością, ale zdołał zaaplikować rywalom 22 oczka (do tego 6 zbiórek, 6 asyst). Double-double popisał się Jonas Valanciunas (24 punkty, 13 zbiórek). Devonte’ Graham dorzucił 16 punktów, a Herbert Jones 12.
Denver Nuggets – Dallas Mavericks 106:75
- Jeden z dwóch najciekawiej zapowiadających się pojedynków tej nocy. Dallas Mavericks podeszli do tego spotkania po trzech kolejnych zwycięstwach, ale styl ich gry dotychczas nie powalał. Dodatkowo w rotacji ekipy z Teksasu ponownie zabrakło dziś Kristapsa Porzingisa, który nabawił się urazu w pojedynku z Houston Rockets. Denver Nuggets z kolei wciąż muszą radzić sobie bez Jamala Murray’a.
- Nuggets od początku zastawiali sprytne pułapki w defensywie, dzięki czemu wymusili parę strat i umożliwiali Mavs rzuty tylko z trudnych pozycji. To między innymi z tego powodu goście z Teksasu trafili tylko 5 z 20 pierwszych rzutów. Nuggets odskoczyli z wynikiem (29:17) i choć Dallas zdołali odrobić straty (29:30) dzięki świetnej skuteczności w strefach podkoszowych, to po chwili ich gra całkowicie się załamała. Pod nieobecność liderów obu ekip na parkiecie gospodarze raz jeszcze wywalczyli sobie znaczną przewagę (54:37).
- Kiedy wydawało się, że Mavericks mogą być w stanie nawiązać walkę po przerwie, Nuggets rozpoczęli serię punktową 28:6, która w dużej mierze przesądziła o losach spotkania. Goście z Teksasu zdobyli tylko 12 punktów w trzeciej „ćwiartce”, co jest dotychczas ich najgorszym wynikiem w pojedynczej odsłonie w tym sezonie. Denver odskoczyli na 31 „oczek” i w pełni kontrolowali spotkanie.
- W ostatniej części gry ofensywa Nuggets została mocna ograniczona (36,8% z gry; 25% za trzy i tylko 19 punktów), ale Mavericks w żadnym stopniu nie zdołali tego wykorzystać. Obie ekipy dzielą teraz bilans 3-2.
- Tylko dwóch zawodników Dallas zdołało osiągnąć dwucyfrową zdobycz punktową. Luka Doncić zaaplikował rywalom 16 oczek, do czego dołożył 6 zbiórek i 4 asysty. Słoweniec trafił jednak tylko 5 z 18 rzutów z gry. Wchodzący z ławki rezerwowych Trey Burke dorzucił 11 punktów. Ogromne problemy ze skutecznością mieli Dorian Finney-Smith (2 punkty; 0/7 z gry) i Tim Hardaway Jr. (3 punkty, 1/7 z gry).
- Po drugiej stronie parkietu zdobycz punktowa rozłożyła się na kilkunastu zawodników. Nikola Jokić otarł się o triple-double, notując 11 punktów, 16 zbiórek i 8 asyst. Skutecznością błysnęli Jeff Green (5/7 z gry; 14 punktów), Aaron Gordon (13 pkt; 6/9 z gry) i Will Barton (17 punktów; 7/12 z gry). Nieco gorzej wypadł Michael Porter Jr., autor 12 oczek (1/6 za trzy).
Portland Trail Blazers – Los Angeles Clippers 111:92
- Po wyrównanym początku Portland Trail Blazers odskoczyli z wynikiem (44:30). Los Angeles Clippers próbowali odrabiać straty i kilkukrotnie niwelowali je do okolic 4-8 punktów (63:58; 82:78), ale za każdym razem gospodarze znajdowali odpowiedź na lepszy moment przyjezdnych. W ścisłej końcówce obyło się bez większych emocji. Ekipa z Oregonu dowiozła do syreny trzecie zwycięstwo w tym sezonie.
- Pojedynek ten stał głównie pod znakiem starcia Paula George’a i Damiana Lillarda. Rozgrywający Blazers zdobył 25 punktów i 6 asyst, trafiając przy tym 9 z 17 rzutów z gry. PG13 był dziś jednak wyraźnie lepszy i choć jego LA Clippers przegrali, to zdołał skompletować 42 „oczka” i 8 zbiórek (15/24 z gry; 6/9 za trzy).
- Clippers mają wyraźnie problem. Bilans 1-4 plasuje ich na równi z Oklahoma City Thunder, Houston Rockets i San Antonio Spurs. Brak Kawhia Leonarda odczuwalny jest bardziej, niż jeszcze kilka tygodni temu można to było przypuszczać. W nocy z poniedziałku na wtorek LAC staną przed doskonałą szansą na poprawienie swojego bilansu. Podopieczni Tyronna Lue mierzą się bowiem z OKC.
Los Angeles Lakers – Cleveland Cavaliers 113:101
- Najważniejszą wiadomością dla sympatyków Los Angeles Lakers jest powrót LeBrona Jamesa, który po jednym meczu przerwy ponownie znalazł się w wyjściowej piątce „Jeziorowców”. Gospodarze kiepsko weszli jednak w ten mecz i pozwolili Cleveland Cavaliers zamknąć pierwszą kwartę serią punktową 13:0. Lakers nie mieli dobrego pomysłu na kreowanie akcji i popełnili wówczas aż 10 strat.
- W drugiej odsłonie Cavs kontynuowali swój dobry występ. Solidnie spisywał się Laurki Markkanen, który przed przerwą trafił trzy „trójki”. Równie cenne punkty dołożyli Evan Mobley i Ricky Rubio. Lakers finalnie się jednak przełamali i rozpoczęli proces odrabiania strat. Sprawy w swoje ręce wzięli dobrze dysponowani Russell Westbrook i LeBron James. To właśnie punkty LBJ’a, w połączeniu z niezwykle istotnym trafieniem Avery’a Bradleya dały gospodarzom remis do przerwy (54:54).
- Po przerwie Lakers znowu nie mogli się odnaleźć. Cztery z rzędu rzuty zza łuku spudłował LcaeBron James, do czego po chwili dorzucił jeszcze stratę piłki. Tempa nie zwalniali natomiast Mobley, Rubio, Markkanen i Darius Garland. Akcja dwóch pierwszych z wymienionych sprawiła, że o kolejną już przerwę na żądanie poprosił Frank Vogel (66:75). Niemoc „Jeziorowców” za trzy przerwał Carmelo Anthony, ale gospodarze wciąż musieli gonić wynik.
- Z minuty na minutę Lakers grali coraz efektowniej. Wyższy bieg wrzucili Avery Bradley i Austin Reeves, dzięki czemu „Jeziorowcy” zamknęli trzecią „ćwiartkę” serią 12:0 i prowadzeniem 88:85.
- Wszystko sprowadziło się do ostatnich minut czwartej kwarty. Lakers utrzymywali stosunkowo bezpieczną przewagę, ale Cavaliers wciąż byli w zasięgu kilku posiadań. Istotny okazał się blok Anthony’ego Davisa na Markkanenie, ale show skradł przede wszystkim Carmelo Anthony. Jego dwie kolejne „trójki” zapewniły gospodarzom zwycięstwo.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem LA Lakers był dziś LeBron James, który miał jednak ogromne problemy ze skutecznością zza łuku (1/10). Skrzydłowy zdobył mimo wszystko 26 punktów, 3 zbiórki, 3 przechwyty i 8 asyst. Nie najgorzej wypadł też Russell Westbrook, który ograniczył się dziś do 4 strat i dołożył do tego 19 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst (8/13 z gry). Anthony Davis był przez długi czas niewidoczny, ale skompletował ostatecznie 15 punktów i 9 zbiórek. Kluczem do zwycięstwa „Jeziorowców” był też Carmelo Anthony, który dorzucił 24 punkty z ławki (6/8 za trzy).
- Po stronie Cavaliers na wyróżnienie zasłużyli przede wszystkim świetnie prosperujący Evan Mobley (23 punkty, 6 zbiórek), Darius Garland (18 punktów, 11 asyst; 6/14 z gry), Ricky Rubio (18 pkt) i Lauri Markkanen (17 pkt). Swojego rytmu odnaleźć nie mógł Collin Sexton, autor jedynie 9 oczek (2/9 z gry).