Niedziela z NBA rozpoczęła się już o godzinie 19:00 od starcia Boston Celtics z Denver Nuggets. W trzeciej kwarcie obrońcy tytułu prowadzili już różnicą 20 punktów, ale ostatecznie o zwycięstwo musieli walczyć do ostatnich minut. Od 21:30 Cleveland Cavaliers rywalizowali z Portland Trail Blazers, a do zwycięstwa potrzebowali efektownego powrotu i dogrywki. W nocy błysnął Jeremy Sochan, który zdobył 17 punktów, ale jego Spurs musieli uznać wyższość faworyzowanych OKC Thunder. Działo się też w Miami, gdzie Heat przegrali z NY Knicks po dogrywce. Wydarzeniem wieczoru był pojedynek dwóch zespołów z Los Angeles, w którym Lakers ograli Clippers. Emocji nie zabrakło w Phoenix, gdzie Suns przegrali ostatecznie z Minnesota Timberwolves po wyjątkowym występie Anthony’ego Edwardsa.
Boston Celtics – Denver Nuggets 110:103
- Na niespełna dwie godziny przed rozpoczęciem pojedynku Boston Celtics potwierdzili, że do niedzielnego starcia podejdą bez Jrue Holidaya (uraz palca prawej dłoni oraz Kristapsa Porzingisa (choroba). Ich nieobecność początkowo nie utrudniła jednak zadania gospodarzom. Podopieczni Joe Mazzulli utrzymywali skromne prowadzenie, ale po drugiej stronie co chwilę odpowiadał Nikola Jokić (15:12). Serb ewidentnie borykał się jednak z bólem.
- Denver Nuggets pogubili się jednak w działaniach ofensywnych (8/21 w 1Q), co pozwoliło Celtics odskoczyć z wynikiem (32:20). Ofensywna niemoc przyjezdnych widoczna była również w drugiej odsłonie, a po serii trafień rezerwowych Paytona Pritcharda, Neemiasa Quety oraz Sama Hausera przewaga Bostonu wzrosła do 18 “oczek”, którą kilka chwili później do 20 podwyższył Jayson Tatum.
- Wiele nie zmienił również powrót Jokicia, choć jeszcze przed przerwą Nuggets udało się ostatecznie zmniejszyć nieco stratę (61:48). Po powrocie na parkiet Celtics ponownie przejęli inicjatywę. Szybka seria trafień Derricka White’a, Ala Horforda i Jaylena Browna znów dała gospodarzom 20-punktową zaliczkę (68:48).
- Denver odpowiedzieli jednak w najlepszy możliwy sposób. Seria 11:2 dała im impuls do odrabiania strat, choć w kolejnych minutach brakowało im ponownych przebłysków. Pomogła jednak nieskuteczność gospodarzy, a po trójce Zeke’a Najiego oraz dwóch trafieniach Jamala Murraya Nuggets zbliżyli się na dystans zaledwie dwóch posiadań (82:77).
- Na początku ostatniej części przyjezdni doskoczyli na cztery “oczka”. Nie byli jednak w stanie postawić kolejnego kroku i przewaga Bostonu oscylowała w tych granicach do ostatniej syreny. Na 53 sekundy przed końcem White zaliczył ofensywną zbiórkę, a dobitką podwyższył prowadzenie C’s do pięciu punktów. W kolejnej akcji stratę zaliczył Murray, a skuteczny kontratak Bostonu w dużej mierze przesądził o losach pojedynku (106:99).
- Jayson Tatum i Jaylen Brown trafili łącznie 10 z 30 rzutów, choć zdobyli odpowiednio 16 i 22 punkty. Kluczowa okazała się postawa m.in. Ala Horforda (19 punktów, 8 zbiórek, 3 przechwyty), a także zawodników rezerwowych. Po drugiej stronie błysnęli Jamal Murray (26 punktów, 7 asyst), Christian Braun (24 punkty, 6 zbiórek) oraz Nikola Jokić (20 punktów, 14 zbiórek, 9 asyst).
- Zwycięstwo Celtics powinno cieszyć przede wszystkim sympatyków… Los Angeles Lakers. To właśnie Nuggets są kolejnym zespołem, który Jeziorowcy mogą wyprzedzić w tabeli Konferencji Zachodniej. Przed meczem LAL dzisiejszej nocy Denver mieli o dwa zwycięstwa i jedną porażkę więcej od ekipy z Miasta Aniołów.
Cleveland Cavaliers – Portland Trail Blazers 133:129 (po dogrywce)
- Po obu stronach nie obyło się bez braków kadrowych. Portland Trail Blazers podeszli do tego spotkania bez Deandre Aytona, z kolei Cleveland Cavaliers musieli radzić sobie bez wsparcia m.in. Donovana Mitchella. Przyjezdni wykorzystywali początkowo nieobecność lidera gospodarzy i dzięki świetnej skuteczności (7/10) to oni utrzymywali się na prowadzeniu (11:18).
- Zmiennicy ułatwili Cavs pogoń za przeciwnikiem, ale przejęcie inicjatywy okazało się wyjątkowo problematyczne. Wynik przez dłuższy czas oscylował w granicach remisu, na co pracowali m.in. Toumani Camara czy Scoot Henderson. Blazers zamknęli ostatecznie drugą odsłonę efektowną serią 15:0 i do szatni schodzili z dwucyfrową przewagą (42:54).
- Po powrocie na parkiet obraz gry się nie zmienił. Cavs nie byli w stanie zbliżyć się do rywala, a ich skuteczność cały czas pozostawiała wiele do życzenia. Kilka razy wydawało się, że podopieczni Kenny’ego Atkinsona będą w stanie zmniejszyć stratę do różnicy kilku posiadań, ale gracze Portland natychmiast wybijali im ten pomysł z głowy (64:82).
- Ty Jerome i Dean Wade zamknęli trzecią kwartę serią 8:0, a po chwili zdołali zmniejszyć stratę do jednocyfrowej różnicy (80:89). Cavs dopięli ostatecznie swego i udało im się doprowadzić do remisu. Po trwającej kilka minut wymianie ciosów na wysokości zadania stanął Max Strus, który dał prowadzenie Cleveland na 15 sekund przed końcem (118:115). Portland odpowiedzieli dwoma celnymi osobistymi, po czym tylko jednego wykorzystał Darius Garland. To pozwoliło Blazers na doprowadzenie do dogrywki kolejnymi rzutami wolnymi (119:119).
- W dogrywce kluczową rolę odegrał De’Andre Hunter, który najpierw trafieniem za trzy wyprowadził Cavs na prowadzenie 131:129, a następnie po spudłowanym rzucie Deniego Avdiji na 6,1 sekundy przed końcem zachował zimną krew i wykorzystał dwa rzuty wolne, przypieczętowując tym samym zwycięstwo gospodarzy.
- Pierwszym triple-double w karierze popisał się Deni Avdija, autor 30 punktów, 12 zbiórek i 10 asyst. Anfernee Simons dorzucił z kolei 27 “oczek”. Po drugiej stronie wyróżnili się przede wszystkim Ty Jerome (25 punktów, 6 asyst, 6 przechwytów), De’Andre Hunter (32 punkty) oraz Evan Mobley (20 punktów, 8 zbiórek).
Indiana Pacers – Chicago Bulls 127:112
- Mecz z wysokiego “C” rozpoczął Coby White, który od pierwszych minut był motorem napędowym Chicago Bulls. Wynik stale oscylował jednak w granicach remisu z nieznaczną przewagą faworyzowanych Indiana Pacers. W drugiej odsłonie to przyjezdni utrzymywali się na skromnym prowadzeniu, ale oni również nie byli w stanie odskoczyć (66:67).
- Po powrocie na parkiet po przerwie nieco lepiej prezentowali się podopieczni Ricka Carlisle’a ze szczególnym wskazaniem na Aarona Nesmitha (13 pkt w 3Q). Prawdziwą różnicę Pacers zrobili jednak w ostatniej części pojedynku, kiedy to dzięki kiepskiej skuteczności rywala (8/24 z gry, 0/6 za trzy) zdołali powiększyć swoje prowadzenie do komfortowych rozmiarów i nie oddali go już do ostatniej syreny.
- Świetny mecz rozegrał wspomniany Nesmith, autor 27 punktów. Double-double w postaci 17 “oczek” i 12 asyst popisał się Tyrese Haliburton. — Pokazaliśmy dobry poziom charakteru w momentach, w których potrzebowaliśmy tego najbardziej — mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Carlisle.
- Po stronie Byków na wyróżnienie zapracował Coby White, który przygasł nieco w drugiej połowie, ale skompletował ostatecznie 26 punktów. Josh Giddey dorzucił 18 “oczek”, dziewięć zbiórek i siedem asyst. Dla Bulls jest to już ósma porażka w dziesięciu ostatnich spotkaniach.
Miami Heat – New York Knicks 112:116 (po dogrywce)
- Jeden z “klasyków” Konferencji Wschodniej, do którego rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka. Na 1:17 przed ostatnią syreną w czwartej kwarcie prowadzenie Miami Heat podwyższył Tyler Herro. Najpierw odpowiedział jednak OG Anunoby, a przy 26 sekundach na zegarze do remisu doprowadził Jalen Brunson (105:105). Gospodarze mieli jeszcze okazje na rozegranie ostatniego ataku, ale nie zakończyli go skutecznym rzutem.
- Dogrywkę nieco lepiej rozpoczęli Heat, ale Brunson nie zdejmował nogi z gazu i napędzał ofensywę New York Knicks. Gracze Miami spudłowali kluczowe próby, które pozwoliły ekipie z Wielkiego Jabłka nieco odskoczyć, ale na 27,1 sekundy przed końcem zza łuku trafił Alec Burks i zbliżył tym samym gospodarzy na dwa “oczka”. Zimną krew raz jeszcze zachował jednak Anunoby, który po przerwie na żądanie przypieczętował zwycięstwo swojego zespołu.
- Knicks podążają zwycięską ścieżką, wygrywając 13 z 17 ostatnich spotkań. Bohaterem pojedynku był bez wątpienia Jalen Brunson, który zapisał na swoim koncie 31 punktów i sześć asyst. Kluczową rolę odegrali OG Anunoby (23 punkty, 9 zbiórek, 5 asyst, 3 bloki) oraz Karl-Anthony Towns (19 punktów, 16 zbiórek).
- Po drugiej stronie prym wiódł Bam Adebayo, zdobywca 30 “oczek”, siedmiu zbiórek i czterech asyst. Wspierał go przede wszystkim Tyler Herro (22 punkty, 7 asyst; 2/11 za trzy). Podopieczni Erika Spoelstry wygrali jedynie trzy z 10 ostatnich spotkań i coraz bardziej tracą dystans do czołowej szóstki Wschodu.
Orlando Magic – Toronto Raptors 102:104
- Po przeciętnym początku meczu Orlando Magic zdołali powrócić do walki jeszcze przed przerwą, ale w czwartej kwarcie raz jeszcze pozwolili Toronto Raptors się rozbić. Na 2:53 przed końcową syreną prowadzenie przyjezdnych do 10 “oczek” podwyższył Scottie Barnes i jak się później okazało, były to ostatnie punkty Kanadyjczyków tej nocy.
- Straty próbował zniwelować przede wszystkim Paolo Banchero (23 punkty, 5 asyst), który najpierw wykorzystał osobiste, a po akcji 2+1 na 49 sekund przed końcem zmniejszył stratę gospodarzy do zaledwie czterech punktów. Skrzydłowy z włoskimi korzeniami trafił raz jeszcze przy pięciu sekundach na zegarze i choć Magic zaliczyli jeszcze przechwyt i oddali kolejny rzut, to nie zdołali doprowadzić do dogrywki lub zapewnić sobie zwycięstwa.
- Oprócz Banchero dobre zawody rozegrał również Franz Wagner, autor 25 punktów. Bliski double-double był Wendell Carter Jr., autor 14 “oczek” i dziewięciu zbiórek. Po drugiej stronie parkietu błysnęli przede wszystkim Immanuel Quickley (24 punkty, 4 asysty) oraz RJ Barrett (22 punkty, 5 asyst, 5 zbiórek).
San Antonio Spurs – Oklahoma City Thunder 132:146
- Początek meczu stał pod znakiem ofensywnego popisu po obu stronach parkietu. Grę Oklahoma City Thunder napędzali przede wszystkim Jalen Williams oraz kandydat do tytułu MVP Shai Gilgeous-Alexander, z kolei ataki ataki Spurs wykańczali głównie Harrison Barnes i Stephon Castle (38:41).
- W drugiej odsłonie swoje punktowanie rozpoczął Jeremy Sochan. Jego trafienie za trzy doprowadziło do remisu, a skutecznie wykończony chwilę później kontratak dał San Antonio Spurs prowadzenie (43:41). Kilka minut później 21-latek dołożył kolejne trafienie, a następnie asystował przy punktach Castle’a. Jeszcze przed przerwą Sochan popisał się akcją 2+1, a ostatecznie Ostrogi schodziły na przerwę ze skromnym prowadzeniem (77:72).
- Po powrocie na parkiet Thunder przejęli inicjatywę i szybko odwrócili sytuację. Oprócz wspomnianego już Shaia punkt za punktem zdobywali Cason Wallace i Luguentz Dort, dzięki czemu gracze Oklahomy momentalnie odzyskali prowadzenie. Bolączką Spurs były przede wszystkim trójki. W pierwszej połowie podopieczni Mitcha Johnsona trafili 16 z 26 prób zza łuku, ale w trzeciej kwarcie spudłowali wszystkich osiem rzutów za trzy (100:108).
- Pod koniec trzeciej kwarty doszło do przepychanki z udziałem Jeremy’ego Sochana. Najpierw Julian Champagnie i Kenrich Williams skoczyli sobie do gardeł, po czym przy próbie rozdzielenia całego towarzystwa za koszulki złapali się Sochan oraz Luguent Dort. Champagnie, Williams oraz Dort zostali po chwili wyrzuceni z parkietu przez zespół sędziowski.
- Spurs wciąż liczyli się w grze, a po trafieniach Stephona Castle’a i Devina Vassella zdołali nawet zbliżyć się do rywala na zaledwie trzy oczka. Na wysokości zadania stanął jednak Jalen Williams, który wykończył kilka kolejnych ataków OKC. Przyjezdni stopniowo powiększali swoją przewagę i bez większych problemów utrzymali ją aż do ostatniej syreny.
- – OKC zasługuje na uznanie. W drugiej połowie zwiększyli swoją intensywność w defensywie. Mimo wszystko wydaje mi się, że wykonaliśmy dobrą pracę. Najbardziej frustrujące są dla nas trzecie kwarty. Wychodzimy po przerwie, prowadząc czy remisując, i pozwalamy zespołom na regularne zdobywanie punktów – mówił w rozmowie z dziennikarzami trener Mitch Johnson.
Thunder do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim wspomniany Jalen Williams, autor 41 punktów (rekord kariery), siedmiu asyst i sześciu zbiórek. Swoje niemal rozpoznawalne już 31 “oczek” (a także 8 asyst, 4 zbiórki, 2 bloki) dorzucił Shai Gilgeous-Alexander. Na wyróżnienie zapracowali również Cason Wallace (19 pkt) oraz Aaron Wiggins (17 pkt). - Po stronie Spurs ofensywą rządził wchodzący z ławki rezerwowych Stephon Castle, któremu zabrakło dwóch “oczek” do ustanowienia nowego rekordu kariery (32 punkty, 8 zbiórek, 3 asysty). Jeremy Sochan w 25 minut spędzone na parkiecie w roli zmiennika odnotował 17 punktów, cztery zbiórki, cztery asysty, jeden blok oraz jeden przechwyt (7/9 z gry).
Utah Jazz – New Orleans Pelicans 121:128
- Mecz z kategorii tych “dla koneserów” koszykówki, bo naprzeciwko siebie stanęły dwie najgorsze ekipy Konferencji Zachodniej. New Orleans Pelicans pokazali jednak solidną koszykówkę i aż czterech zawodników ich wyjściowej piątki — Kelly Olynyk (26 punktów, 9 zbiórek), CJ McCollum (25 punktów, 8 asyst), Zion Williamson (24 punkty, 9 asyst, 6 zbiórek) oraz Trey Murphy III (20 punktów, 6 asyst, 6 zbiórek) — zakończyło mecz z dorobkiem co najmniej 20 “oczek”.
- Ofensywę Utah Jazz napędzali przede wszystkim Keyonte George (28 punktów, 6 asyst) i Brice Sensabaugh (21 punktów, 4 asysty), ale gospodarzom zabrakło ich trafień, kiedy najbardziej ich potrzebowali. Na niespełna dwie minuty przed końcem Jazzmani zbliżyli się bowiem do rywala na trzy “oczka”, ale ostatecznie nie byli w stanie dotrzymać Pelicans kroku.
Los Angeles Lakers – Los Angeles Clippers 108:102
- Zgodnie z zapowiedziami Los Angeles Lakers podeszli do tego spotkania bez Austina Reavesa. Na wysokości zadania stanął jednak Dalton Knecht, który do przerwy miał na swoim koncie aż 14 punktów i był najlepszym punktującym Jeziorowców. Ofensywa opierała się jednak przede wszystkim o Lukę Doncicia, który w pewnym momencie udał się na moment do szatni z uwagi na ból mięśnia uda (34:28).
- W drugiej odsłonie ofensywy obu ekipy pogubiły się w swoich działaniach, ale szczególnie ucierpieli na tym Los Angeles Clippers. Początkowo ich sytuację ratował jeszcze Kawhi Leonard (15 punktów do przerwy), ale i on zatracił swój rytm, przez co przyjezdni zdobyli jedynie 15 “oczek” w drugiej odsłonie, a na przerwę schodzili z dwucyfrową stratą (56:43).
- W pewnym momencie trzeciej odsłony wydawało się, że losy spotkania są już niemal rozstrzygnięte. Po imponującej serii trafień m.in. Doncicia, Gabe’a Vincenta i Jarreda Vanderbilta przewaga Jeziorowców wzrosła do zawrotnych 21 punktów (84:63). Po chwili LA Clippers odpowiedzieli jednak serią 11:3 autorstwa Jamesa Hardena czy Nicolasa Batuma i znów należało się z nimi liczyć (89:77).
- Podopieczni Tyronna Lue deptali Lakers po piętach, przez co sympatycy Jeziorowców o zwycięstwo musieli drżeć do ostatnich sekund (107:102). Przy 30 sekundach na zegarze Doncić pozwolił odebrać sobie piłkę, ale próbę Krisa Dunna blokiem zatrzymał LeBron. Clippers mieli jeszcze kilka okazji, by posłać piłkę w obręcz, ale ich próby były niecelne.
- Świetny mecz rozegrał Luka Doncić, autor 29 punktów, dziewięciu asyst, sześciu zbiórek i dwóch przechwytów. Wspierali go przede wszystkim Dalton Knecht (19 punktów, 4 zbiórki) oraz LeBron James (17 punktów, 9 asyst, 5 zbiórek, 8 strat). Lakers wskoczyli na 2. miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej kosztem Denver Nuggets.
- Prym w Clippers wiódł fantastyczny Kawhi Leonard, zdobywca 33 “oczek” i 10 zbiórek. James Harden zupełnie nie mógł się wstrzelić (4/14 z gry) i zdobył ostatecznie 13 punktów i osiem asyst. Dla LAC jest to już piąta porażka w sześciu ostatnich występach.
Phoenix Suns – Minnesota Timberwolves 98:116
- Sytuacja Phoenix Suns staje się coraz bardziej nieciekawa, a po 10 porażkach w 12 spotkaniach ekipa z Arizony potrzebuje zwycięstw, by myśleć w ogóle o udziale w turnieju play-in. Zaczęło się dobrze, bo przed przerwą na parkiecie błyszczeli Devin Booker czy Tyus Jones, ale ogromne problemy z odnalezieniem strzeleckiego rytmu miał Kevin Durant (9 punktów do przerwy; 3/12 z gry).
- Ofensywę Minnesota Timberwolves napędzali przede wszystkim Julius Randle i Anthony Edwards, ale to jednak gospodarze schodzili na przerwę ze skromną przewagą (51:49). Po powrocie do gry Suns całkowicie się jednak pogubili, co bezlitośnie wykorzystali m.in. Edwards i Donte DiVincenzo. Przyjezdni potrzebowali zaledwie kilku minut, by odskoczyć na dwucyfrowy pułap (69:80). Phoenix próbowali kilka razy odpowiedzieć, ale stosunkowo szybko wywiesili białą flagę.
- Anthony Edwards niemal do samego końca meczu przebywał na parkiecie, a w końcowym rozrachunku zdobył 44 punkty, siedem asyst i pięć zbiórek. Świetnie wypadli też Donte DiVincenzo (24 punkty, 6 przechwytów; 8/13 za trzy) oraz Julius Randle (20 punktów, 6 zbiórek).
- Kevin Durant był ostatecznie najlepszym punktującym Suns, zapisując na swoim koncie 26 “oczek”, 10 zbiórek i cztery asysty. Bradley Beal dorzucił 18 punktów, a Devin Booker 17. Dla Phoenix jest to już 11. porażka w 14 ostatnich występach.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!