Za nami ostatnie spotkania sezonu zasadniczego przed niespełna tygodniową przerwą na Weekend Gwiazd. Poważnie osłabieni Toronto Raptors przegrali w Bostonie z Celtics. Washington Wizards sprawili kolejną niespodziankę, pokonując tym razem faworyzowanych Los Angeles Clippers. Milwaukee Bucks potrzebowali celnego rzutu w ostatnich sekundach, by wygrać z Memphis Grizzlies. Oklahoma City Thunder odrobili straty z trzeciej kwarty i pokonali San Antonio Spurs. Phoenix Suns bez większych problemów ograli Golden State Warriors bez Stephena Curry’ego, z kolei Blazers po kapitalnym występie Damiana Lillarda pokonali Sacramento Kings.
BOSTON CELTICS – TORONTO RAPTORS 132:125
- W ostatnich dziesięciu meczach obie ekipy zanotowały bilans 5-5. Raptors to drużyna, która w tej chwili najbardziej z wszystkich ekip NBA odczuwa skutki pandemii Covid-19. Protokół bezpieczeństwa wyłączył z gry Freda VanVleeta, Pascala Siakama i OG Anunoby. Z udziału w meczach wyłączony jest również niemal cały sztab szkoleniowy Toronto z Nickiem Nursem na czele. Celtics byli w związku z tym w dość uprzywilejowanej pozycji.
- Toronto mimo braków kadrowych mocno postraszyło gospodarzy. Świetnie dysponowani rzutowo goście prowadzili do przerwy 70-66. W pierwszych 24 minutach meczu trafili 11 rzutów zza łuku, a gospodarze mieli duży problem z ich zespołową grą. Raptors zagrali w podobny sposób, jak przed zaledwie dobą zrobili to w konfrontacji z nimi Detroit Pistons. Boston zdołał jednak poukładać swoją grę i dzięki świetnej trzeciej kwarcie wygranej 13-punktami ostatecznie przechylili szalę na swoją korzyść. W końcówce czwartej kwarty za sprawą trzech trójek Bouchera Dinozaury zniwelowały stratę do zaledwie czterech oczek, jednak ostatnie słowo należało do gospodarzy. Dwie udane akcje Tatuma zamknęły mecz.
- W drużynie gospodarzy najlepiej punktowali Jayson Tatum (27 punktów, 12 zbiórek), Jaylen Brown (21 punktów), Grant Williams (17), Kemba Walker (15), Jeff Teague (14), Tristan Thompson (13) oraz Robert Williams III i Payton Pritchard po 10.
- W osłabionej ekipie gości świetne spotkanie rozegrał Chris Boucher. Rezerwowy Raptors zdobył 30 punktów, trafiając 5 z 9 trójek. 25 oczek uzbierał Norman Powell (4/10 zza łuku), a Terence Davis dołożył z ławki 22 punkty (3/8 zza łuku). Kyle Lowry rozdał imponujące 19 asyst.
- Raptors rozdali 36 asyst i trafili 21 rzutów zza łuku. Celtics wyraźną przewagę osiągnęli w zbiórkach 39-28 oraz w punktach z pomalowanego 54 do 44.
Autor: Paweł Mazur
WASHINGTON WIZARDS – LOS ANGELES CLIPPERS 119:117
- W poprzednim meczu Clippers nie zagrał uskarżający się na ból pleców Kawhi Leonard. Tym razem Kawhi zagrał, jednak w rotacji LAC zabrakło Paula Georga. Wizards po dwóch ostatnich porażkach ponownie zaskoczyli bardziej faworyzowanego rywala i po wyrównanym grze ostatecznie wygrali to starcie.
- Na cztery i pół minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Clippers prowadzili z Wizards 106 -102, jednak w kolejnych akcjach Bertans i Wagner trafili trójki, a Beal dołożył trafienie z półdystansu, a na koniec Bertans trafił pewnie dwa rzuty osobiste. Run 11-0 Waszyngtonu przybliżył ich bardzo do zwycięstwa. Nieco nadziei dały jednak gościom przestrzelone osobiste Westbrooka, jednak koniec, końców Wizards zdołali dowieźć zwycięstwo do końca. Westbrook spudłował w całym meczu 8 z 15 rzutów wolnych.
- Wizards do zwycięstwa poprowadził ponownie Bradley Beal. Rzucający obrońca Czarodziejów zdobył 33 punkty, z czego 14 z linii rzutów osobistych. Russell Westbrook był bliski kolejnego triple-double w tym sezonie. W konfrontacji z LAC zdobył 27 punktów, zebrał 9 piłek i rozdał 11 asyst. Moritz Wagner uzbierał 12 oczek, Davis Bertans i Raul Neto po 11, a Robin Lopez 10.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem gości był Kawhi Leonard (22). Patrick Beverley dołożył 17 oczek, a Lou Williams 16. Ławka Clippers dawała w tym meczu dobrą zmianę. Oprócz Williamsa dobrze punktowali również Ivica Zubac (13) oraz Luke Kennard i Terance Mann po 14.
- Waszyngton wyraźnie dominował w punktach z pomalowanego. Dynamiczne wjazdy w strefę podkoszową przyniosły im 48 punktów, przy 34 Los Angeles.
Autor: Paweł Mazur
NEW YORK KNICKS – DETROIT PISTONS 114:104
- Goście do meczu w hali Madison Square Garden przystąpili bez dnia odpoczynku. Dobę wcześniej, mimo wyraźnych braków kadrowych w ładnym stylu pokonali Toronto Raptors. Ogranie Knicks wydawało się jednak znacznie trudniejszym zadaniem.
- Knicks byli stroną wyraźnie lepszą i z pokonaniem gości z Motor City nie mieli większych problemów. NYK prowadzili do przerwy 13-punktami, a dzięki świetnej skuteczności w trzeciej odsłonie (15/32 FG) powiększyli prowadzenie i kolejne sześć oczek. W czwartej odsłonie Tłoki zdołały jedynie zniwelować wyraźną stratę. Knicks do końca kontrolowali spotkanie.
- Najwięcej punktów dla Nowojorczyków zdobyli Julius Randle (27 punktów i 16 zbiórek i 7 asyst), R.J. Barrett (21), Elfrid Payton (20) oraz Reggie Bullock oraz Nerlens Noel po 12. Słabszy mecz zaliczył Immanuel Quickley, który spudłował wszystkie cztery swoje rzuty zza łuku. Spotkanie zakończył bez punktów.
- Liderami punktowymi Pistons byli Wayne Ellington (17), Saddiq Bey (14), Rodney McGruder (13), Mason Plumlee (12), Dennis Smith Jr. (12) oraz Svi Mykhailiuk (11). Dwucyfrową zdobycz punktową zaliczyli również Sekou Doumbouya (10) oraz Isaiah Stewart (10).
- Pistons byli gorsi niemal w każdym aspekcie gry. Knicks mieli 47 zbiórek, a Pistons 29. Gospodarze rozdali również więcej asyst 25-23, mieli więcej przechwytów 10-6, bloków 4-2, punktów z kontry 11-7 oraz punktów z pomalowanego 66-38. Podopieczni Toma Thibodeau byli ekipą zdecydowanie lepszą.
Autor: Paweł Mazur
INDIANA PACERS – DENVER NUGGETS 103:113
- W pierwszej połowie oba zespoły miały swoje lepsze i gorsze momenty. Nuggets rozpoczęli od prowadzenia 13:2, na co Pacers odpowiedzieli serią 17:0. Wraz z upływem czasu do głosu ponownie dochodzili zawodnicy Denver, którzy do przerwy prowadzili 61:52. Życie w grę zmienników przyjezdnych tchnął PJ Dozier. 24-latek zdobył co prawda jedynie 5 punktów, ale może pochwalić się najwyższym współczynnikiem +/- w zespole (+31).
- W trzeciej kwarcie podopieczni Michaela Malone’a raz jeszcze roztrwonili przewagę (68:68), ale po kapitalnym wejściu w czwartą odsłonę (99:81) rezultat wydawał się przesądzony. Wielki występ zwieńczony double-double zanotował Michael Porter Jr. (24 punkty, 11 zbiórek, 9/14 z gry). Podobnym wyczynem popisał się niezawodny Nikola Jokić (20 punktów, 12 zbiórek, 8 asyst). Jamal Murray dorzucił 23 „oczka”, a Will Barton 16.
- W szeregach Indiany najlepiej punktującym graczem był dziś Myles Turner. Środkowy Pacers zanotował double-double w postaci 22 punktów i 12 zbiórek (9/14 z gry). 20 punktów i 3 przechwyty dołożył od siebie Doug McDermott. Domantas Sabonis miał spore problemy ze skutecznością (5/15 z gry, 0/3 za trzy), ale zdołał skompletować triple-double (10 punktów, 10 asyst, 10 zbiórek). Justin Holiday dorzucił 16 „oczek”, a Malcolm Brogdon i T.J. McConnell po 10.
- Dla Nuggets jest to już czwarte z rzędu zwycięstwo, które w obliczu porażki San Antonio Spurs umacnia ich na 6. pozycji w tabeli konferencji zachodniej. Bezpośredni rywal o miejsce w play-offs ma jednak cztery mecze rozegrane mniej.
MEMPHIS GRIZZLIES – MILWAUKEE BUCKS 111:112
- W pierwszej połowie wszystko wskazywało na to, że całe spotkanie będzie pod kontrolą Bucks. Podopieczni Mike’a Budenholzera szybko odskoczyli z wynikiem i już w pierwszej kwarcie prowadzili różnicą 15 „oczek” (29:14).
- Po przerwie sytuacja na parkiecie diametralnie się zmieniła. Po fatalnym początku przebudził się Ja Morant, który swoje pierwsze trafienie zaliczył na nieco ponad 3 minuty przed końcem drugiej odsłony, a w końcowym rozrachunku zdobył 35 punktów, 5 asyst i 6 zbiórek (11/25 z gry, 3/13 zza łuku). Rozgrywającego wspierał Dillon Brooks, który dorzucił 23 punkty i 7 asyst (7/20 z gry, 1/6 za trzy). Trzecim najlepiej punktującym graczem Memphis był Jonas Valanciunas (13 punktów, 12 zbiórek).
- Od czasu do czasu znać dawał o sobie Giannis Antetokounmpo. Grek był dziś liderem swojego zespołu z dorobkiem 26 punktów, 11 zbiórek i 8 asyst. Wspierał go Khris Middleton, autor 22 „oczek” i 10 zbiórek. Po 15 punktów zdobyli wchodzący z ławki rezerwowych Jrue Holiday i Pat Connaughton. Mimo tego to jednak Grizzlies przez dłuższą część czwartej kwarty utrzymywali się na skromnym prowadzeniu.
- O końcowym rezultacie zadecydowała szalona końcówka. Ja Morant w świetnym stylu zakończył indywidualną akcję i wyprowadził Grizzlies na prowadzenie 111:110 na 7,3 sekundy przed syreną. Bucks wykorzystali już wszystkie przerwy na żądanie i musieli natychmiastowo wznowić grę. Piłka trafiła w ręce Holidaya, który po chwili popisał się celnym rzutem z odskoku, zapewniając Milwaukee zwycięstwo. Gospodarze nie wykorzystali bowiem dwóch pozostałych na zegarze sekund.
NEW ORLEANS PELICANS – MIAMI HEAT 93:103
- W drugiej kwarcie wydawało się, że Heat mają mecz pod kontrolą. Świetne zawody rozgrywał Jimmy Butler (29 punktów, 9 asyst, 10/14 z gry) i choć Miami musieli radzić sobie bez Bama Adebayo, to ich przewaga przez pewien czas oscylowała w granicy 15 „oczek”.
- Osłabieni byli również Pelicans. Stan Van Gundy nie mógł skorzystać dziś z usług Ziona Williamsona i JJ Redicka. Mimo to NOP byli w stanie zniwelować nieco straty (85:87) i na 6 minut przed końcową syreną nawiązać walkę o zwycięstwo. Heat natychmiastowo odpowiedzieli jednak serią 11:2 i przypieczętowali w ten sposób swoje późniejsze zwycięstwo.
- Oprócz Butlera dobrze w szeregach Miami radził sobie Kelly Olynyk (18 punktów, 10 zbiórek, 7 asyst). Po 13 „oczek” dorzucili Kendrick Nunn (4/13 z gry, 1/7 zza łuku) i Goran Dragić. Wstrzelić się nie mogli natomiast Duncan Robinson (5 punktów, 2/4 z gry) i Tyler Herro (2 punkty, 1/6 z gry).
- Po drugiej stronie najwięcej punktów zdobył Brandon Ingram (17). Steven Adams dorzucił 15 „oczek”, Nickeil Alexander-Walker 13, a Josh Hart 12. Pelicans jako zespół trafili 39,8% swoich rzutów, w tym 25,6% zza łuku (11/43).
- Po porażce z Hawks Heat wracają na optymalne tory i notują siódme zwycięstwo na przełomie ośmiu ostatnich spotkań. Pels przegrywają z kolei już po raz czwarty w pięciu ostatnich pojedynkach, a ich strata do 10. miejsca w konferencji zachodniej stale się powiększa.
SAN ANTONIO SPURS – OKLAHOMA CITY THUNDER 102:107
- Po wyrównanej pierwszej kwarcie Spurs zdecydowanie zdominowali drugą (37:23). Podopieczni Gregga Popovicha na przerwę schodzili z 11-punktowym prowadzeniem, które po przerwie trafieniem zza łuku podwyższył Lonnie Walker IV (11 pkt).
- Pozostała część spotkania należała jednak do Thunder. Przyjezdni odrobili straty, a w czwartej „ćwiartce” popisali się serią punktową 14:2. Choć wynik wciąż był w zasięgu Spurs (95:97), to nie zdołali oni znaleźć odpowiedzi na Shaia Gilgeousa-Alexandra, który zdobył dziś 33 punkty i 8 asyst (11/19 z gry, 2/4 zza łuku). Oprócz 22-latka dobrze radzili sobie Mike Muscala (18 pkt), Luguentz Dort (15 punktów, 5/16 z gry, 3/9 zza łuku), Isaiah Roby (12 pkt) czy Darius Bazley (11 pkt).
- Najwięcej punktów dla Spurs zdobył dziś DeMar DeRozan (20 „oczek”, 6 zbiórek). Double-double w postaci 15 punktów i 10 zbiórek wywalczył Trey Lyles, występujący w ostatnim czasie w wyjściowej piątce. Dejounte Murray dorzucił 14 punktów.
- Trzecią porażkę Spurs (18-14) na przełomie pięciu ostatnich spotkań wykorzystali Nuggets (21-15), którzy umocnili się na 6. miejscu na zachodzie. Po piętach San Antonio depczą już Dallas Mavericks (18-16) i Golden State Warriors (19-18).
PHOENIX SUNS – GOLDEN STATE WARRIORS 120:98
- Phoenix Suns nie mieli większych problemów z pokonaniem Golden State Warriors. W składzie „Wojowników” zabrakło jednak fundamentalnych elementów wyjściowej piątki – Stephena Curry’ego, Draymonda Greena, a także Kelly’ego Oubre Jr’a.
- Gospodarze zdominowali mecz już w pierwszej kwarcie, którą zakończyli prowadzeniem 34:23. W kolejnych częściach spotkania obraz gry nie uległ większej zmianie i oprócz kilku lepszych fragmentów Warriors (seria 10:3 pod koniec drugiej odsłony) to Suns byli stroną przeważającą. Podopieczni Monty’ego Williamsa wygrali pierwszą, trzecią i czwartą kwartę kolejno 34:23, 25:22 i 33:25.
- W obliczu zdecydowanej przewagi szansę na grę otrzymali zawodnicy z głębokiej rezerwy. Najwięcej punktów w szeregach „Słońc” zdobył dziś Cameron Payne, który zanotował w dodatku double-double (17 punktów, 10 asyst). Devin Booker dorzucił 16 „oczek”, ale miał ogromne problemy ze skutecznością (6/20 z gry, 1/5 zza łuku). Abdel Nader dołożył 14 punktów i 9 zbiórek, a Dario Sarić 13 punktów. Na wyróżnienie zasłużyła też linijka Deandre Aytona (11 punktów, 10 zbiórek). Chris Paul zakończył spotkanie z dorobkiem 10 punktów.
- Pod nieobecność największych gwiazd Warriors ciężar zdobywania punktów na swoje barki wziął Jordan Poole. 21-latek zapracował dziś na rekord swojej kariery, notując 26 punktów (5/10 zza łuku). Drugi na liście strzelców był Andrew Wiggins (16 punktów, współczynnik +/- na poziomie -22). Debiutant James Wiseman dorzucił od siebie double-double (11 punktów, 11 zbiórek).
PORTLAND TRAIL BLAZERS – SACRAMENTO KINGS 123:119
- Kluczowa okazała się końcówka. Po raz kolejny na wyżyny swoich umiejętności wspiął się Damian Lillard. Na 2:39 przed końcem rozgrywający wyprowadził swój zespół na pierwsze prowadzenie w czwartej kwarcie (109:108). Po chwili 30-latek powiększył przewagę Blazers dwoma celnymi trójkami (115:108). Przy stanie 119:112 dla Portland trafieniem zza łuku odpowiedział De’Aaron Fox, choć na zegarze pozostało jedynie 13 sekund. W kolejnej akcji błąd popełnił jednak Robert Covington (7 pkt), który stracił posiadanie po błędzie przekroczenia połowy parkietu. Pomyłkę gospodarzy bezlitośnie wykorzystał Fox, który ponownie trafił zza linii 7,24m. Rozgrywający Kings sam popełnił jednak błąd, kiedy to nie trafił odpowiednio w obręcz z rzutu wolnego (z nadzieją na zebranie piłki). Osobiste pewnie wykorzystał natomiast Lillard, przypieczętowując tym samym zwycięstwo Blazers.
- Popularny Dame Dolla zakończył spotkanie z dorobkiem 44 punktów i 7 asyst, trafiając przy tym 8 z 15 rzutów zza łuku (13/26 z gry). Kapitalnym double-double popisał się Enes Kanter, autor 22 „oczek” i 21 zbiórek. Carmelo Anthony dorzucił 16 punktów z ławki rezerwowych.
- Po stronie Kings najwięcej punktów zdobył dziś De’Aaron Fox. 23-latek otarł się o triple-double (32 punkty, 12 asyst, 8 zbiórek). Dobrze spisali się również Buddy Hield (21 pkt), Harrison Barnes (17 pkt), Marvin Bagley III (14 punktów, 9 zbiórek) i Richaun Holmes (12 punktów, 11 zbiórek).
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Mecz Gwiazd ustalony? To będzie zupełnie nowe doświadczenie
- Wyniki NBA: Lakers przegrali wygrany mecz, sensacja w Toronto, błysk duetu Miller-Ball
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną
- NBA: Khris Middleton jest gotowy. Dlaczego więc nie wraca?
- NBA: Bane chciał być jak Morant. Szkoda, że nie w pozytywnym sensie
- Buty Jordan za połowę ceny! 100 modeli w nowej, szybkiej wyprzedaży
- NBA: Koniec sezonu dla De’Anthony’ego Meltona
- Wyniki NBA: 41 punktów Giannisa, Knicks lepsi od Suns, porażka Sixers i kontuzja Paula George’a