Kolejna noc z NBA upłynęła nam bez większych niespodzianek, a na wielkie emocje musieliśmy czekać aż do ostatniego spotkania. Miami Heat, za sprawą 31 punktów Tylera Herro, pokonali po mało porywającym spotkaniu Detroit Pistons. Los Angeles Lakers bez LeBrona Jamesa w składzie mimo swoich szans nie zdołali zwyciężyć w Madison Square Garden z New York Knicks. Portland Trail Blazers okazali się lepsi od Denver Nuggets, a Dallas Mavericks po dogrywce wygrali na wyjeździe z Los Angeles Clippers.
Detroit Pistons – Miami Heat 92:100
- Pistons postawili dziś gościom trudne warunki i omal nie odnieśli sensacyjnego zwycięstwa. Przez pierwsze trzy kwarty prowadzili grę, w pewnym momencie wychodząc nawet na 12-punktowe prowadzenie. Heat jednakże, jak na doświadczony zespół przystało, wrzucili od początku decydującej odsłony wyższy bieg, co pozwoliło im na odniesienie końcowego sukcesu. Przez pierwsze 8:17 czwartej kwarty zaaplikowali ekipie z Detroit serię 27-6, 9-punktowy deficyt zamieniając na prowadzenie 12 „oczkami”.
- Ekipa z Motor City bez zawieszonego Isaiaha Stewarda została wręcz zgnieciona pod obręczami, zbierając jedynie 35 piłek, przy 51 drużyny z South Beach. Najlepiej punktującym zespołu był tradycyjnie już Jerami Grant – autor 21 punktów, 7 zbiórek i 3 asyst. Kolejny brutalny mecz na przetarcie z ligą dla Cade’a Cunninghama, który zaliczył dziś jedynie 6 punktów, trafiając 2 z 10 oddanych rzutów.
- W szeregach Heat prym wiódł tej nocy Tyler Herro. Niesamowity w tym sezonie 21-latek zapisał na swoje konto 31 punktów, 33 minuty przebywając na parkiecie. – To nie był tylko Tyler. Cały nasz drugi skład odwrócił losy meczu w ostatniej kwarcie – przyznał trener Erik Spoelstra. – Naprawdę nie mieliśmy żadnego ofensywnego rytmu w pierwszych trzech ćwiartkach. Detroit miało z tym wiele wspólnego – ale w pewnym momencie dobra obrona pomogła nam ruszyć także ofensywnie – dodał. Zmiennicy Heat kolektywnie osiągnęli tej nocy współczynnik +/- na poziomie +71.
New York Knicks – Los Angeles Lakers 106:100
- Spotkanie bez wątpienia mające kilka obliczy. Od pierwszego gwizdka swój styl gry narzucili New York Knicks, którzy w 5. minucie drugiej kwarty prowadzili nawet 25 punktami. Gdy zanosiło się już na kolejny dobrze znany przez kibiców z LA w tym sezonie blamaż, Jeziorowcy podkręcili tempo i w trakcie jedynie trzeciej odsłony odrobili cały deficyt do przeciwników. W decydującej kwarcie Lakers mieli wszystkie argumenty po swojej stronie – przez ostatnie 7 minut spotkania Knicks zdołali zdobyć jedynie jeden punkt – jednakże nawet taka okazja nie poskutkowała przywiezieniem z legendarnego Madison Square Garden zwycięstwa.
- Lakers bez zawieszonego po raz pierwszy w swojej karierze LeBrona Jamesa ciągnął Russell Westbrook, który zanotował triple-double z 31 „oczkami”, 13 zbiórkami i 10 asystami. Sprowadzony tego lata gwiazdor tradycyjnie dodał do swojego dorobku 6 strat, co jednak nie zmienia faktu, że to głównie dzięki jego 18 punktom w trzeciej kwarcie Lakers udało się złapać kontakt z przeciwnikami. Kiepskie spotkanie zaliczył natomiast powracający do Nowego Jorku Carmelo Anthony, który rzucając na skuteczności 3-14 zdobył 12 punktów.
- Kibiców z Nowego Yorku cieszyć może zwłaszcza przełamanie Evana Fourniera, który po kilku bezbarwnych spotkaniach, zdobył tej nocy 26 punktów, trafiając 8 z 14 oddanych prób. Na plus zaliczyć można także występ Immanuela Quickley’a, który 12, ze swoich 14 „oczek” dołożył w czwartej kwarcie. – On nie boi się niczego – przyznał Julius Randle, autor 20 punktów oraz 16 zbiórek.
Portland Trail Blazers – Denver Nuggets 119:100
- Wszystkiego, czego zabrakło Nuggets w tym spotkaniu to potrafiący pociągnąć zespół w decydującym momencie lider. Obie ekipy na wręcz identycznej skuteczności rzucały z gry, nie odstawały od siebie na tablicach, podobnie skutecznie dzieliły się piłką. Na parkiecie nie zobaczyliśmy jednak nikogo z tercetu Nikola Jokić–Michael Porter Jr–Jamal Murray, który stanowił o sile ekipy z Kolorado w ostatnich latach.
- Blazers odnieśli zwycięstwo głównie dzięki runowi 18-2 na zakończenie drugiej kwarty. Ze świetnej strony pokazał się po raz kolejny CJ McCollum – autor 32 punktów na skuteczności 13-19 z gry. Dobry mecz rozegrał także wybrany na najlepszego zawodnika ubiegłego tygodnia w konferencji zachodniej Damian Lillard, który zakończył zawody z dorobkiem 25 „oczek” i 5 asyst. Wsparcie z ławki dali dodatkowo Anfernee Simons (14 punktów) oraz Nassir Little (13 punktów).
- Żaden z zawodników, który pojawił się tej nocy na parkiecie w koszulce ekipy z Denver, nie był na tzw. plusie (wskaźnik +/- większy od 0). Oznacza to, że kogo trener Mike Malone nie desygnował do gry, ze statystycznego punktu widzenia, nie przyniósł mu większej punktowej zdobyczy od przeciwników.
- Najlepszym strzelcem w barwach gości był tej nocy Jeff Green, który zapisał na własne konto 24 punkty i 3 bloki. Niezłe spotkanie rozegrali także Monte Morris oraz Will Barton, którzy odpowiednio zdobyli po 16 i 11 „oczek”.
Los Angeles Clippers – Dallas Mavericks 104:112 (po dogrywce)
- Zdecydowanie najbardziej wyrównane spotkanie nocy. W decydującą odsłonę wchodziliśmy z wynikiem 80:76 dla Mavs co zwiastować mogło nam wielkie emocje. I takie bez wątpienia zafundowali nam koszykarze obu ekip. Mimo początkowej przewagi ekipy z Dallas, Clippers zdołali dojść przeciwników i dzięki szalonemu finiszowi doprowadzić do dogrywki. Wystarczy powiedzieć, że na 4.2 sekundy do końca na zegarze widniał wynik 102-97 dla gości. Wtedy trudny rzut z odejścia zza łuku trafił Reggie Jackson, a ekipa z LA po wznowieniu gry była zmuszona faulować. Plan się powiódł, a wysłany na linię rzutów osobistych Maxi Kleber zmarnował jedną z prób. Pozostało 1.1 sekundy do końca regulaminowego czasu gry. Po wznowieniu zza linii bocznej piłka powędrowała do Paula George’a, który z zimną krwią zamienił ją na 3 punkty.
- Dogrywka przebiegała już pod dyktando Mavericks, którzy rozpoczęli ją serią 7-0. Skutecznością popisywał się zwłaszcza Kristaps Porzingis, który w samym tylko dodatkowym czasie gry zdobył 6 punktów. Ponadto przez całe 5 minut gospodarze zdołali zdobyć jedynie jeden punkt i to po faulu technicznym.
- Mimo pierwszego spotkania po kontuzji występ Luki Doncicia nie był objęty czasowym limitem. Młody gwiazdor spędził na parkiecie 41 minut, zdobywając w tym czasie 26 punktów, 9 asyst i 9 zbiórek. Na pochwałę zasługują także wspomniany już Kristaps Porzingis (30 punktów) oraz Dorian Finney-Smith (17 „oczek”), który na boisku harował aż 49 minut.
- Wśród gospodarzy nie sposób nie wspomnieć o bohaterach czwartej kwarty – Paulu George’u (26 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst) oraz Reggiem Jacksonie (31 punktów, 9 zbiórek). Kiepski występ zaliczył natomiast powracający do składu Marcus Morris, który zakończył zawody z 10 punktami na koncie, trafiając 4 z 12 rzutów z gry.