Kyrie Irving i LeBron James wspięli się na absolutne wyżyny swojego talentu i dostarczyli spektakularne widowisko pod nieobecność Draymonda Greena. Silny skrzydłowy oglądał mecz na stadionie miejscowej drużyn baseballa i był przygotowany na dołączenie do mistrzowskiej fety swoich kolegów. Jednak Cleveland Cavaliers nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
CLEVELAND CAVALIERS – GOLDEN STATE WARRIORS 112:97
Pierwsza połowa tego meczu była starciem, jakiego oczekiwaliśmy po finałach NBA. Obie ekipy miały swoje problemy w defensywie, przez co rządziła surowa ofensywa i heroiczne rzuty. Golden State Warriors przed przerwą trafili jedenaście trójek, jednak Cleveland Cavaliers na każdym kroku mieli odpowiedź, jeżeli nie w postaci LeBrona Jamesa, to Kyriego Irvinga. Liderzy Cavs jeszcze nigdy wspólnie nie grali tak zabójczej koszykówki. Gospodarze mogli tylko bezradnie rozłożyć ręce.
Pierwsze 24 minuty meczu skończyły się wynikiem 61:61. Po stronie Warriors wielkie minuty ofensywie dostarczał Klay Thompson, który wpadł w strzelecki szał. Rzucający obrońca kreował pozycje na koźle i bez kozła egzekwując z dystansu. Piłka po jego próbach co chwilę przecinała siatkę. W drugiej kwarcie spotkania zanotował 18 punktów trafiając 5/5 FG i 4/4 3PT. Był w tamtym momencie jedynym elementem ataku Wojowników, który nie sprawiał Stevemu Kerrowi zawodu.
W defensywnej grze Warriors było widać wyraźny brak Draymonda Greena. Warriors nagle nie mieli trzeciego obrońcy do obrony pick-and-rolla i do pilnowania kosza. Andrew Bogut szybko złapał kilka fauli i rzadko był w stanie stanowić zagrożenie. Na domiar złego w trzeciej kwarcie doznał poważnego urazu lewego kolana, gdy uderzył w nie spadający na parkiet J.R. Smith. Nie mamy pewności czy Bogut będzie w stanie wrócić do gry. – Nie byliśmy dziś najlepsi w obronie. Wiedzieliśmy, że będziemy bez Draymonda, więc nie ma teraz sensu tego roztrząsać – przyznał na konferencji trener Kerr.
Jednak oprócz zbyt późnych rotacji i błędów w komunikacji po bronionej stronie, w ataku Warriors także grali tak, jakby nie do końca wiedzieli co powinno robić. To dotyczy zwłaszcza drugiej połowy, w której Cavaliers znacznie polepszyli swoją postawę i znakomicie bronili obwodu odcinając Warriors od rzutów za trzy. Cavs switchowali wszystko wymuszając na Warriors bardzo trudne rzuty. Po 11 trafieniach za trzy w pierwszych 24 minutach, w kolejnych Warriors trafili już tylko 3 z 21 prób. W całej drugiej połowie trafiali na zaledwie 26,7% skuteczności!
W międzyczasie Irving i James dominowali mecz w swojej indywidualnej grze. 4-krotny MVP oprócz efektywnych wjazdów na kosz i kończeniu pod tablicą, dysponował także bardzo skutecznym rzutem z wyskoku. Andre Iguodala, który wyszedł w pierwszej piątce i był głównym defensorem na LBJ-a, zostawiał mu sporo miejsca na rzuty z dystansu i półdystansu. LeBron podziękował serdecznie i niemal wszystko wykorzystywał. Irving z kolei rozegrał fantastyczne mecz na koźle. To była koszykarska magia rozgrywającego Cavs. Obracał się, odchylał i wykorzystywał tablicę. Był do bólu perfekcyjny.
Obaj panowie skończyli przekraczając granicę 40 punktów. Pobili tym samym sporo rekordów, ale najważniejsze pozostaje to, że na kolejny mecz wracają do Ohio. Irving skończył z 41 punktami (17/24 FG, 5/7 3PT), 6 asystami i 2 przechwytami. James dołożył następne 41 punktów (16/30 FG, 4/8 3PT), 16 zbiórek, 7 asyst, 3 przechwyty oraz 3 bloki. – Od początku pobytu tutaj skupialiśmy się tylko na tym, by przedłużyć tę serię o następny mecz. […] Gra Kyriego to jeden z najlepszych indywidualnych występów jakie widziałem na żywo – przyznał James.
Warriors nie mieli po swojej stronie graczy gotowych na to odpowiedzieć. Thompson w drugiej połowie zdobył już tylko 11 oczek i skończył mecz z dorobkiem 37 punktów (11/20 FG, 6/11 3PT). Stephenowi Curry’emu brakowało skuteczności. Do zdobycia 25 punktów potrzebował aż 21 rzutów. Dołożył 7 zbiórek, 4 asysty i… 3 bloki. 15 punktów (6/13 FG) Iguodali. Gospodarze wypuścili ten mecz po koszmarnych trzeciej i czwartej kwarcie. Przed nami zatem spotkanie numer 6 i tym razem ekipy zmierzą się w The Q!
[ot-video][/ot-video]
fot. Keith Allison, Creative Commons
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET