Poprzedniej nocy odbył się tylko jeden mecz. W ramach szóstej odsłony rywalizacji pomiędzy Minnesotą Timberwolves i Memphis Grizzlies, przenieśliśmy się do krainy jezior, gdzie Wolves walczyli o przetrwanie przed własną publicznością. Trzeci raz w tej serii Grizzlies musieli gonić wynik w czwartej kwarcie i po raz trzeci złapali Wolves na tym samym. Ekipa z Memphis po sześciu meczach awansowała do półfinału zachodniej konferencji.
MINNESOTA TIMBERWOLVES – MEMPHIS GRIZZLIES 106:114 (2-4)
- Zaczęło się od wiadomości, iż poza grą z powodów osobistych będzie Naz Reid – ważna postać dla Minnesoty Timberwolves w kontekście obrony strefy podkoszowej. Część jego minut przejął Greg Monroe, z którego trener Chris Finch nie korzystał w tej serii często. Po dwóch trafieniach za trzy z rzędu Desmonda Bane’a, Memphis Grizzlies wyszli na prowadzenie 21:14. Jednak Minnesota Timberwolves odpowiedziała za sprawą Anthony’ego Edwardsa, który skończył kwartę z dorobkiem 16 punktów i aktywnie atakował obronę rywala lub szukał egzekucji za trzy punkty.
- W drugiej kwarcie tempo odrobinę spadło, a zespoły – skupione bardziej na uszczelnianiu swojej defensywy – zaliczyły serię pudeł. Cały czas największą różnicę robił Edwards, ale to po punktach Karla-Anthony’ego Townsa Wolves wyszli na prowadzenie 46:41. Co ciekawe – Ja Morant swoje pierwsze punkty w tym meczu zdobył na 3 minuty przed końcem pierwszej połowy. Cały czas miał problem z intensywnością defensywy Wolves, która skutecznie zamykała mu pozycje.
- Na drugą połowę Wolves wracali z prowadzeniem 52:49, które powiększyli do 11 punktów po akcji 2+1 Townsa. W ofensywie gospodarzy było więcej konkretów – lepiej przesuwali piłkę i lepiej sami poruszali się bez piłki kreując pozycję. Wtedy jednak dobrze interweniował trener Taylor Jenkins. Po jego time-oucie Grizzlies zrobili run 12:0 zakończony trójką Dillona Brooksa i strata zmalał do zaledwie punktu. Goście znów skutecznie wrócili, ale nie na długo.
- Jeszcze w trzeciej kwarcie Wolves odpowiedzieli serią 10:0 i wrócili na dwucyfrowe prowadzenie przed rozpoczęciem czwartej kwarty (84:74). Świetnie w tym runie radził sobie Jaden McDaniels (7 punktów). Rezerwowy Wolves za każdym razem, gdy wychodził, dostarczał drużynie zastrzyk energii po atakowanej stronie. Dzięki niemu miejscowi finałowe 12 minut otwierali z prowadzeniem 84:74. Te po zaledwie minucie stopniało do 4 oczek, bo Grizz otworzyli kwartę dwoma trafieniami za trzy z rzędu.
- Doskonałe wsparcie z ławki zapewniał także rezerwowy Wolves Jordan McLaughlin, zwłaszcza swoimi decyzjami z piłką w ręku. Obsługiwał kolegów znajdując dla nich otwarte pozycje i obsługując podaniami przy agresywnych wjazdach na kosz. To nadal był otwarty mecz, o czym przekonaliśmy się na 6 minut przed końcem, gdy Desmond Bane trafił za trzy i doprowadził do remisu 94:94. Problem polegał na tym, że chwilę później Grizz stracili Dillona Brooksa, który złapał szósty faul.
- Na 2:25 przed końcem Ja Morant dał swojej drużynie 4-punktowe prowadzenie, gdy wjechał na kosz korzystając z otwartego miejsca. Na to jednak odpowiedział McDaniels trójką z prawego rogu. Zimną krew w kolejnym posiadaniu zachował Tyus Jones, który w ostatniej sekundzie posiadania uratował Grizzlies trafiając – jak się okazało – najważniejszą trójkę tej serii. W kolejnym posiadaniu Wolves piłka trafiła do Patricka Beverleya w prawym rogu. Ten jednak nie trafił swojej próby z dystansu.
- Wolves odesłali Grizzlies na linię rzutów wolnych i tam ekipa z Memphis zamknęła serię awansując do półfinału, gdzie zmierzą się z Golden State Warriors. Po 23 punkty zapisali na swoje konto Desmond Bane oraz Dillon Brooks. Z double-double 17 oczek, 11 asyst skończył Ja Morant, który wymagał w tej serii od siebie więcej. Z ławki dobre minuty Brandona Clarke’a – 17 punktów, 11 zbiórek i 5 asyst. Dla Wolves 30 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst Anthony’ego Edwardsa i 18 punktów, 10 zbiórek KAT-a. Z ławki znakomite 24 punkty Jadena McDanielsa.